Sita przyjechała na ŚDM z Indii, gdzie mieszka w ośrodku Jeevodaya dla osób dotkniętych trądem.
Sita przyjechała na ŚDM z Indii, gdzie mieszka w ośrodku Jeevodaya dla osób dotkniętych trądem.
jakub szymczuk /foto gość

Abiszek znaczy błogosławieństwo

Brak komentarzy: 0

Agata Puścikowska

GOSC.PL

publikacja 25.08.2016 06:00

Tam, gdzie mieszkają, katolików wielu nie ma. Bywa natomiast, że są prześladowania. Dla młodzieży z Indii podróż na ŚDM to podróż życia...

Chrzest całej rodziny

W Jeevodaya mieszkają dzieci, nieraz całe rodziny, które w różny sposób doświadczyły trądu. A chociaż choroba jest obecnie w pełni wyleczalna, to jednak ich życie poza misją byłoby ekstremalnie trudne. Wyrzucani na margines przez społeczeństwo, często staczają się coraz bardziej i bardziej, żebrząc, a czasem nawet pijąc, żeby zapomnieć. Natomiast w Jeevo­daya, dzięki dr Helenie (nazywanej mamą), dzięki wolontariuszom, odzyskują godność. Jeevodaya oznacza Świt Życia. A ten świt – to ich szansa. To ich mały, dobry świat.

– Dr Helena stara się pokazać im również inne miejscowości, czasem udaje się gdzieś wyjechać. Przed ŚDM dla grupy katolickiej młodzieży misja organizowała wyjazdy rekolekcyjno-formacyjne, np. do pallotyńskiej misji w Indiach. Niektórzy z młodych po raz pierwszy widzieli wtedy inną niż własna, w Jeevodaya, parafię.

Gosia została też w Jeevodaya... matką chrzestną 17-letniego wówczas Abiszeka. – Mój chrześniak to wspaniały młody człowiek, wciąż poznający swoją wiarę... Jego cała rodzina przyjęła chrzest. A było to tak...

Rodzice Abiszeka byli obciążeni trądem. Mieszkali w kolonii dla trędowatych w Raipurze. Tam się poznali. Było to jeszcze za czasów, gdy żył i pracował założyciel ośrodka: ks. Adam Wiśniewski SAC, polski misjonarz, człowiek legenda, powstaniec warszawski, który do Indii przyjechał w latach 60. ub. wieku i stworzył ośrodek dla osób dotkniętych trądem. Rodzice Abiszeka jako dzieci uczyli się w Jeevodaya do 5. klasy. Tyle klas tam wtedy było. Po powrocie do kolonii pobrali się. Małżeństwu zaczęły rodzić się dzieci. W końcu jednak musieli z kolonii odejść, bo nie mieli się z czego utrzymać. Rodzina Bastia szukała więc swojego miejsca w świecie, aż ponownie trafiła do Jeevodaya. Ks. Adam przyjął ich wtedy już z dwojgiem dzieci.

– Dziś ośmioro dzieci jest dorosłych. Abiszek i troje rodzeństwa przyjechali na ŚDM. A w ogóle Abiszek znaczy... błogosławieństwo. Pięknie i prawdziwie.

Jeszcze jako wyznawcy hinduizmu byli pozytywnie nastawieni do chrześcijaństwa. W czasie porodu najmłodszej córki doszło do komplikacji zagrażających życiu dziecka. Dr Helena spytała wtedy ojca, czy może małą ochrzcić. Zgodził się. Dziewczynka otrzymała imię Maria. I tak Maria została pierwszą katoliczką w tej rodzinie. Dziś jest piękną, pełną życia 16-latką. – Oni wszyscy mają w sobie jakiś spokój, łagodność. Chrześcijan w Indiach poznasz po tym, że się dzielą. To jest niezwykłe dla tamtej, „zagarniającej” dla siebie i tylko dla siebie, kultury – tłumaczy Gosia.

Rodzina, mieszkająca w misji, poznawała chrześcijaństwo powoli, ale skutecznie. I pewnie wcześniej poprosiłaby o chrzest, gdyby nie dziadek. Dziadek, do którego mieli ogromny szacunek, był „pujari”, czyli kapłanem hinduistycznym. Zmarł przed 8 laty. A dwa lata temu kolejno prosili o chrzest – najpierw siostry na Boże Narodzenie, a na Wielkanoc rodzice i synowie. – Nasi młodzi katolicy, rodzina Abiszeka i inni stają się z dnia na dzień coraz bardziej odpowiedzialni za pozostałych, dojrzewają, czują się wspólnotą. To daje wielką siłę... Przed wyjazdem do Polski powstała wśród nich grupa liderów, którzy koordynowali przygotowania. Planowali, dbali o każdy szczegół. No i modlili się wspólnie. Mają nawet własną grupę na WhatsUppie – dzięki czemu szybko i nowocześnie się porozumiewają – śmieje się Gosia.

oceń artykuł Pobieranie..