Kapelan ks. Jacek Pawlus głosi homilię w Wielki Czwartek w kaplicy Zakładu Karnego w Jastrzębiu-Szerokiej
Kapelan ks. Jacek Pawlus głosi homilię w Wielki Czwartek w kaplicy Zakładu Karnego w Jastrzębiu-Szerokiej
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Boscy kryminaliści

Brak komentarzy: 0

Przemysław Kucharczak

publikacja 05.05.2015 06:00

- Jestem typowym złodziejem. Kiedyś nawet kościół okradłem - mówi nawrócony Bartek. W Jastrzębiu-Szerokiej siedzą ostrzy faceci, o których Jezus upomniał się za kratami.

Cztery milimetry tchawicy

Od 2001 r. w więzieniu siedzi Daniel, który pochodzi właśnie z Jastrzębia. Już jako 12-latek był objęty dozorem kuratora. – Byłem krnąbrnym dzieckiem, z alergią na Kościół. Rodzice mieli ze mną wielkie problemy, w odróżnieniu od mojej starszej siostry, która była idealna i do dzisiaj jest dla mnie wzorem – mówi. Jako 19-latek trafił do więzienia już po raz drugi. W dorosłym życiu na wolności spędził tylko 6 lat. W tym czasie ożenił się, urodziła mu się córka. – Ale moim największym przyjacielem był alkohol, co komplikowało mi życie rodzinne – wspomina. Na złość otoczeniu, a zwłaszcza katolikom, wstąpił do Świadków Jehowy. – Ale z powodu hulaszczego, niemoralnego życia zostałem wykluczony z ich społeczności. Żona ode mnie odeszła. Za usiłowanie zabójstwa trafiłem do więzienia – wylicza. – Żyłem w poczuciu winy wobec Boga i byłych współwyznawców. Uważałem, że człowiek, który oddalił się z ich organizacji, nie ma szans. Że jest jakby poza Bogiem – mówi. W 2005 r. Daniel powiedział: „Boże, wybacz mi, bo wiem, że jestem złym człowiekiem”, po czym... powiesił się. Działo się to w celi izolacyjnej. – Mówią, że nie da się tam powiesić w kąciku sanitarnym. Wszystko się da... Odratowano mnie, ale oddychałem tylko czterema milimetrami tchawicy – relacjonuje.

Trafił na stół operacyjny. Lekarz powiedział, że ma tylko 5 procent szans na przeżycie – a i wtedy grozi mu, że będzie rośliną. Daniel znów zaczął się modlić. – Chirurg uznał, że operacja udała się w 100 procentach. Wróciłem do normalnego funkcjonowania. Została mi tylko zadyszka, kiedy biegnę. Jestem Bogu wdzięczny, że dał mi drugą szansę – mówi. Przed trzema laty jeden z wychowawców więzienia w Cieszynie powiedział mu: „Daniel, zapisałem cię na Alphę”. – Ale panie kierowniku...! – próbował oponować, w końcu jednak dał spokój. Zależało mu na możliwości pracowania, więc nie chciał się kłócić. To był Kurs Alpha – akurat ten organizowały wspólnoty protestanckie. – Zdziwiłem się, że różne wyznania potrafią coś zrobić wspólnie. Tam na nowo odrodził się we mnie Duch. Zacząłem wierzyć, że nic nie jest dla mnie skończone, że wszystko przede mną – mówi. – Odkryłem, że Duch Święty jest realną Osobą. Wyszedłem z Kościoła katolickiego i do niego wróciłem, taka jest klamra mojego życia. Opowiadam przyjaciołom o Bogu, składam świadectwo mojego nawrócenia – dodaje.

To nawrócenie rodzinnej „czarnej owcy”, recydywisty z wieloletnim wyrokiem, robi wrażenie też na jego bliskich. Z więzienia, gdzie ciągle jest się w towarzystwie kryminalistów, trudno wyjść jako lepszy człowiek. Tymczasem bliscy widzą, że Daniela zmienia jakaś potężna siła. – Moja mama się nawróciła. Siostra i szwagier też przychodzą na nabożeństwa, chcą słuchać słowa Bożego. Utwierdzają mnie w tym, że jestem na dobrej drodze – mówi.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..