Kolędnicy misyjni w Bobrownikach wraz z Ruslanem i Ewą
Kolędnicy misyjni w Bobrownikach wraz z Ruslanem i Ewą
Marcin Kowalik /GN

Pierścionek od „Czyngis-chana”

Brak komentarzy: 0

Marcin Kowalik; GN 3/2014 Łowicz

publikacja 20.01.2014 06:00

On szukał Boga, ona była misjonarką, która wyjechała ze wsi, żeby ewangelizować mieszkańców dalekiego Kazachstanu.

Znajomość przerodziła się w przyjaźń. Ruslan zaczął pomagać Ewie w prowadzeniu spotkań dla dzieci. Miło wspominają wyprawę do Kolonii na Światowe Dni Młodzieży. Całą grupą jechali 7 dni, tyle samo zajął im powrót. W autobusie czy pociągu odprawiana była codziennie Msza. Inni pasażerowie, przechodząc przez przedział, nie mieli świadomości, co się dzieje.


Pomogła ciocia


Do Polski Ewa wróciła sama.

– Wtedy nie używaliśmy internetu, żeby ze sobą się porozumieć. Kupowałam kartę telegrosik i – dzwoniąc z budki telefonicznej – mogłam porozmawiać tylko 10 minut. Żeby zaprosić Ruslana do Polski, musiałabym zarabiać 3900 zł na rękę i do tego mieć własne mieszkanie. Byłam w kropce. Prosiłam rodzinę, żeby ktoś mi pomógł. Niestety, reakcja była oziębła. Chyba się obawiali, że w Kazachstanie mieszkają ludzie w stylu Czyngis-chana. I kiedy straciłam nadzieję, zadzwoniła do mnie ciocia, z którą w ogóle na ten temat nie rozmawiałam i zgodziła się razem z wujkiem wystosować zaproszenie. Ktoś z kuzynów wydrukował jej mój e-mail – mówi Ewa.


Pierwsze zaproszenie nie dotarło do Ruslana. Kopia na szczęście tak. – Przyjechał z walizką, w której większość to i tak były moje rzeczy. Wyciąga je z walizki i klęczy przede mną z pierścionkiem. Pyta się, czy wyjdę za mąż. Patrzę przerażona na pierścionek, a tam mnóstwo różnych kamyczków. Myślę sobie: „Jak ja to będę nosić?”. Strasznie mi się ten pierścionek nie podobał, ale przecież nie będę tak prymitywnych uczuć okazywać i zgodziłam się. Okazało się, że Ruslan z tym pierścionkiem żartował i za chwilę wyciągnął ten właściwy – opowiada Ewa.


Nie było łatwo zdobyć kartę stałego pobytu dla Ruslana. Długo trwało przekonywanie urzędników. Przeżyli przesłuchania, kontrole w miejscu zamieszkania. Nie obyło się bez łez. Ruslan nauczył się mówić po polsku. W końcu udało się. Oboje tęsknią za Kazachstanem, ale przyznają, że w Polsce żyje się łatwiej, choć musieli zaczynać wszystko do podstaw, bez mieszkania i dobrej pracy.


Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..