O poruszeniu w diecezji i sile kerygmatu z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Piotr Legutko.
Piotr Legutko: W ramach peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego odwiedził Ksiądz Biskup prawie 100 parafii. Co tam się wydarzyło?
Bp Grzegorz Ryś: Wszędzie widziałem bardzo duże poruszenie i wielką mobilizację. Przejawiała się ona choćby w tym, że nawiedzenie w każdej parafii było poprzedzone poważnymi przygotowaniami, najczęściej były to misje, a co najmniej rekolekcje. Wedle świadectw proboszczów, frekwencja była bardzo duża na wszystkich Mszach i nabożeństwach. Często słyszałem słowa: „Tylu ludzi jeszcze w naszym kościele nie widziano”. Co bardzo ważne, proboszczowie mówili o sporej liczbie osób przystępujących do sakramentów, nieraz po bardzo długiej przerwie.
Gdzie należy szukać tajemnicy tak wielkiego powodzenia peregrynacji?
Samo orędzie miłosierdzia Bożego jest w końcu orędziem podstawowym, syntezą tego, co się w Kościele nazywa kerygmatem. I tu zapewne należy szukać źródeł tak wielkiego poruszenia w parafiach. Orędzie, które głosiliśmy, kieruje uwagę wiernych na to, co w chrześcijaństwie jest punktem wyjścia: Jezus Chrystus, który umarł i zmartwychwstał. Ostatecznie tego przecież dotyczy dar miłosierdzia Bożego. On najgłębiej dotyka rzeczywistości ludzkiego grzechu, odpuszczania tego grzechu, powołania do świętości, usprawiedliwienia i zbawienia.
Ktoś może powiedzieć: „Ale to już słyszeliśmy tyle razy...”.
Za każdym razem, jak głosi się kerygmat, zawsze odbiór jest niezwykły! Widziałem to wielokrotnie na własne oczy. Ludzie słuchają z wielką uwagą i bardzo każde słowo przeżywają. Kiedy zastanawiam się, czym ta peregrynacja różniła się od peregrynacji kopii Obrazu Jasnogórskiego, myślę właśnie o kerygmacie. Tamto nawiedzenie parafii też było ogromnie ważne, ale ładunek treści, jaki zawiera się w przesłaniu Bożego miłosierdzia, jest jednak nieporównywalny. Niby forma ta sama, ale przesłanie bardziej podstawowe.
A jakie znaczenie miał fakt, że tym razem wraz z obrazem do parafii przyjeżdżały relikwie?
Przy kulcie relikwii często powtarza się myśl, że w nich święci odsyłają poza siebie. I tu się pięknie ta myśl sprawdziła. Nikt podczas peregrynacji nie mówił o relikwiach św. Faustyny czy bł. Jana Pawła II inaczej, jak o znaku uobecniającym świadków miłosierdzia. Pokazywały więc one poza siebie, w kierunku Jezusa Chrystusa. Bo to są świadkowie, których drogi do świętości spotykają się właśnie w tajemnicy Bożego miłosierdzia. Można zatem powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z wzorcową formą kultu relikwii.
Często zdarzało się, że w parafiach przedłużano czas peregrynacji?
Tak, poprzez nawiedzenie kopii obrazu w domach. Było to zresztą przewidziane w obrzędzie i wiele parafii poszło właśnie w tym kierunku. Na zakończenie peregrynacji święcono nieduże kopie obrazu Jezusa Miłosiernego i one trafiały do rodzin. To jest dobra forma przedłużenia refleksji związanej z orędziem, o którym mówiliśmy. Z myślą, że owa refleksja przerodzi się w jakiś konkretny czyn, że pojawią się owoce. Obszerna wersja rozmowy z bp. Grzegorzem Rysiem na naszej stronie poświęconej peregrynacji: www.krakow.gosc.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W przeszłości kościół często bywał zamknięty. Teraz pozostaje otwarty przez cały dzień.
Ale wielu księży jest przemęczonych obowiązkami, które się na nich nakłada
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.