Słowa za koszyk jagód
Białoruskie gospodynie w zamian za piękne kazania przynoszą Andriuli to, co mają najlepszego: kury, grzyby, jabłka... Archiwum ks. Andrzeja Ziółkowskiego/ GN

Słowa za koszyk jagód

Brak komentarzy: 0

Anna Góra; GN 9/2013 Kraków

publikacja 07.03.2013 07:30

Początek kazania powinien być jak poranny zapach dobrej kawy. Środek tłumaczy, jak ten zapach powstaje. A zakończenie to jak zrobienie komuś filiżanki aromatycznego cappuccino – tak ks. Andrzej Ziółkowski CM odkrywa przed swoimi studentami tajniki głoszenia dobrych homilii.

Ksiądz Ziółkowski wie, co mówi. Jest specjalistą od kazań – wykładowcą teologii pastoralnej i homiletyki w Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy oraz homiletyki w WSD Ojców Franciszkanów Konwentualnych i Reformatów w Krakowie. Jego droga do odkrycia tego powołania była dość barwna. Najpierw chciał zostać leśnikiem, ale ostatecznie rozpoczął naukę w zielonogórskim Zespole Szkół Budowlanych. Tam uczył się budować drogi i mosty, a na koniec zrealizował film „Stabilizacja gruntów popiołami lotnymi”. – Pan Bóg mnie chyba wtedy przygotowywał, żebym dziś budował mosty i drogi między ludźmi – podsumowuje z uśmiechem ten czas.

Jedyna opcja: misjonarze

Od samego początku Andrzejowi towarzyszyła jednak duchowość Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo. – Gdy tylko podjąłem decyzję o zostaniu księdzem, wiedziałem, że będę misjonarzem. Innych opcji nawet nie brałem pod uwagę. Pochodzę z parafii misjonarskiej w Nowogrodzie Bobrzańskim, którą zgromadzenie zaraz po wojnie w 1945 roku objęło na ziemiach zachodnich. Byli tam obecni do 2000 r. Chrzcił mnie więc także misjonarz – ks. Jan Majchrzycki. Jednak pierwszym misjonarzem, który zapadł w pamięć młodego Andrzeja, a jednocześnie wywarł na niego przeogromny wpływ, był śp. ks. Stanisław Strycharz CM. – Przygotowywał mnie do I Komunii św., przyjął do ministrantów. Moje najmilsze wspomnienia z dzieciństwa są związane właśnie z nim.

Ksiądz Andrzej wraca szczególnie do jednego – zdawałoby się – mało znaczącego wydarzenia. – Kiedyś przyszedłem służyć do Mszy przez pomyłkę o godzinę za wcześnie. On wziął mnie do swojego pokoju pełnego książek, zrobił herbatę, posadził w wielkim fotelu. Czułem się wtedy jak w innym, piękniejszym świecie. Później, gdy jeździłem do niego już jako dorosły mężczyzna i ksiądz, zawsze czułem się u niego tak błogo jak wtedy. To był – mogę śmiało o nim powiedzieć – ksiądz romantyk.

Słowiańska dusza

Ten duch romantyzmu drzemie chyba także w ks. Andrzeju, choć nie chce się do tego oficjalnie przyznać. Jednak słuchając jego opowieści o wyjazdach na Wschód w ramach misji: do Rosji, na Białoruś, Ukrainę, na Bukowinę – tę ukraińską i tę rumuńską, gdzie ks. Andrzej dostrzega nie przygnębiającą biedę, ale wzruszającą prostotę, trudno się oprzeć temu „podejrzeniu”. – Na Wschodzie można dotknąć pierwotnego Kościoła, bardzo ubogiego, ale bez skazy statyczności. Prostota tych ludzi to czyste piękno. Gdyby Pan Jezus urodził się na Białorusi, Ewangelia miałaby kształt prostych białoruskich pieśni, a przypowieści mówiłyby o zbieraniu żurawiny na bagnach, jagód i grzybów w białoruskich borach – mówi.

Dostrzega też specyficzne zalety katolików na Wschodzie – pomimo kilkudziesięcioletniego okresu zniewolenia zachowali oni ewangeliczną radość wiary. – Zdarza się często, że po rekolekcjach dostanę jako dowód wdzięczności ziemniaki, kurę, jabłka. Pewna pani po każdej Mszy przynosiła mi litr jagód i mówiła: „To za kazanie”. Z Rosji ks. Ziółkowski przywiózł także swój – jak to nazywa – „pseudonim literacko-internetowy” – Андрюля (Andriula). Wymyśliła go pani Mira, skośnooka rosyjska katoliczka, która brała udział w rekolekcjach ks. Andrzeja w moskiewskiej katedrze Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. – Wcześniej słyszałem tylko tradycyjne Andriej, ona jedyna użyła tego określenia – wspomina. – Spodobało mi się, więc wziąłem ten kawałek przyjaznej Rosji ze sobą do Polski. A czy wie pani, że Pan Bóg lepiej rozumie w języku rosyjskim? Jak czytam brewiarz po rosyjsku, to nawet lepiej mi się modli – żartuje.

Współczesne przypowieści

Andriula idzie także z duchem czasów. – Dziś ludzie, a w szczególności młodzi, korzystają głownie z internetu, bo zawiera radio, telewizję i gazety. Myślę, że to jest nasze – księży – pole do działania. Trzeba pokazywać się w internecie. Ksiądz Andrzej ma więc swoją stronę (www.andriula.pl), na której od 2010 roku regularnie prowadzi blog. Od niedawna we współpracy z klerykami realizuje też nowy multimedialny projekt „Ewangeliczne krople” w internetowej telewizji Meteor.tv. Dla młodego człowieka najważniejsze jest, żeby materiał znaleziony w sieci był krotki. Jeśli coś trwa dłużej niż 3 minuty, tego się już nie ogląda. Można się przeciw temu buntować, zżymać, ale można to także wykorzystać w dobry sposób, jak to robi ks. Andrzej.

„Ewangeliczne krople” to właśnie dwuminutowe filmiki zawierające krotki komentarz do niedzielnej Ewangelii, ale nie w formie nudnych, nasączonych teologicznym, niezrozumiałym dla przeciętnych zjadaczy chleba słownictwem. To swoiste monodramy, wskazujące adekwatność sytuacji opisanych Ewangelii w odniesieniu do problemów współczesnego świata. Proste i ciekawe, skutecznie zapadają w pamięć. – Pan Jezus mówił do uczniów w przypowieściach, przyrównując na przykład królestwo Boże do pracy w winnicy. To było bliskie ówczesnym ludziom – wyjaśnia. – Ja, głosząc kiedyś rekolekcje na Wschodzie, przyrównałem królestwo niebieskie do ich zbiorki kartofli. Bo czym jest dla nich ta zbiórka kartofli? Sensem życia.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..