Sieć na „polu wiary”

Marta Budz

publikacja 26.09.2011 10:56

Internet to medium dające ogromne możliwości. Pod warunkiem, że potrafi się z niego mądrze korzystać.

Sieć na „polu wiary” Jakub Szymczuk GN Właśnie tutaj, w sieci, można dotrzeć do tych osób, które z jakichś powodów nie chcą więcej rozmawiać z księżmi, nie pójdą do kościoła, czują się wykluczone ze społeczności Kościoła. Można porozmawiać z osobami, których wiara się chwieje, uważają się za agnostyków, ateistów, czy też nigdy nie słyszały o Bogu.

W ciągu ostatnich kilku lat łatwość dostępu do internetu w Polce znacznie wzrosła. W szczególności w dużych miastach, ale i w mniejszych miejscowościach nie jest już tak trudno o dostęp do internetu. W gronie młodych ludzi przekłada się to na częste korzystanie z możliwości jakie daje internet. Komunikacja nie odbywa się już głównie przez IRCa (który był stosunkowo elitarnym medium ze względu na konieczność znajomości składni komend). Do dyspozycji mamy takie formy komunikacji jak fora, czaty, blogi, microblogi, email, komunikatory czy posiadające wymienione wcześniej formy komunikacji i jeszcze więcej portale społecznościowe jak Facebook czy nowo powstałe Google+. W całym tym ogromie możliwości łatwo o nieświadome udostępnianie danych. Także tych uważanych za poufne lub danych osobowych. Głównie w celach marketingowych, ale nie tylko. Publikacje naukowe, artykuły w sieci i gazetach, rozpisują się na temat szkodliwości internetu lub gloryfikują go pod niebiosa. Prawda leży po środku. Internet to szanse i zagrożenia, tak samo jak nóż, który może być użyty do krojenia bułki lub do napaści.

Kim jestem?

Podstawowym zjawiskiem, które zaobserwowałam w ciągu kilku lat mojego „internetowego życia” jest zatracenie jednolitego i ugruntowanego poczucia tożsamości. Zdarza się, że ludzie tworzą kilka, kilkanaście a nawet setki różnych nicków, profili, kont mailowych. Po co? Cele są tak różne, jak bardzo różnią się ludzie między sobą. Jedni liczą na korzyści finansowe w sytuacji, gdy kolejny profil umożliwia im ponowne skorzystanie z promocji. Inni kreują ciągle na nowo swoją tożsamość internetową (stają się kimś innym niż w rzeczywistości lub pokazują inną część rzeczywistości), którą prezentują osobom nowo poznanym, a także osobom, z którymi nie chcą już rozmawiać jako wykreowana wcześniej osoba.

Reklama w sieci

Tożsamość internetowa to jednak nie tylko ‘ja’ w sensie prywatnej osoby, to również szansa na stworzenie, zniszczenie lub ugruntowanie marki dla firmy, albo dla osoby świadczącej usługi. Sieć jest miejscem, które pozwala na reklamę i dotarcie do wybranych grup społecznych. Jedną z możliwości reklamy w sieci są wszechobecne wyskakujące (i irytujące czasami) okienka, ramki zakrywające tekst, czy zwykłe bannery. Inną formą jest reklama w postaci pozycjonowania w wyszukiwarkach internetowych jak Google lub wykupienia linków sponsorowanych.

Jeszcze inną formę, aczkolwiek zbliżoną, udostępnia Facebook, który przetwarzając dane osobowe (za zgodą użytkowników serwisu) dostosowuje reklamy do użytkownika. Podobny sposób dostosowania reklamy możemy spotkać w usługach Google takich jak Gmail, czy Google+ (uwaga, tutaj zgadzamy się na udostępnianie przez naszych znajomych kolejnym osobom tego co my udostępnimy, podobnie jak na Facebook).

Zagrożenia. Czy sieć jest anonimowa?

Sieć może nas „pochłonąć”, czyli uzależnić i jak każdy nałóg przyczynić się do poważnych problemów w życiu (żyjemy wówczas życiem „wirtualnym”), ale nie musi. Wydaje się, że zagrożeniem jest również brak pewności kto siedzi po drugiej stronie przez ekranem komputera (a czasami korzysta z telefonu komórkowego). Z drugiej strony rozwój techniki pozwala na coraz bardziej precyzyjne zlokalizowanie osoby, nawet z poziomu zwykłego użytkownika. Sieć nie jest anonimowa. Prędzej czy później (obecnie prędzej niż później) można dotrzeć do osoby, która do nas pisze. Do tego nie trzeba nawet umiejętności technicznych. Wystarczy, że ów ktoś poda odpowiednio dużo informacji.

Możliwości. Czy ktoś mi pomoże?

Sieć nigdy nie zastąpi spotkania przy kawie czy wizyty w gabinecie lekarskim, a jednak czasami może pomóc. Rozmawiając przez sieć często pozbywamy się hamulców, które przeszkadzają w rozwiązaniu problemów w naszym życiu i opowiadamy o tym co nas boli, szczypie, dotyka. Rozmawiamy również o tych problemach, z którymi nie mamy gdzie się zwrócić. Bo mieszkamy w hermetycznym środowisku i zwyczajnie jest nam wstyd, środowisko nas bojkotuje, albo po prostu jesteśmy samotni. Bywa, że człowiek, który staje na skraju przepaści życiowej, znajduje doraźną pomoc i może dalej rozwiązywać swoje problemy już na polu życia „realnego”.  Tutaj właśnie wyraziście zaznacza się granica między życiem „realnym” i „wirtualnym”, ale bywa również tak, że granica się zaciera. Znajomi poznani w świecie „wirtualnym” stają się znajomymi w świecie „realnym”. Dziś coraz więcej młodych osób sięga do świata „wirtualnego” nie tylko w celu znalezienia potrzebnych informacji, ale też w poszukiwaniu rozwiązania swoich problemów

Sieć na „polu wiary”. Szanse

Tym samym nie można ignorować roli jaką może spełnić sieć na „polu wiary”. Właśnie tutaj, w sieci, można dotrzeć do tych osób, które z jakichś powodów nie chcą więcej rozmawiać z księżmi, nie pójdą do kościoła, czują się wykluczone ze społeczności Kościoła. Można porozmawiać z osobami, których wiara się chwieje, uważają się za agnostyków, ateistów, czy też nigdy nie słyszały o Bogu. Zarówno świeccy, jak i osoby konsekrowane powinni świadczyć o Chrystusie także w sieci (a nie prowadzić drugie życie niespójne z tym co jest w „realu”). Można stworzyć również coś na miarę poczucia wspólnoty, więzi (oczywiście nie da się tego zrobić w pełni bez kontaktu osobistego) . Nie jesteśmy już wówczas sami pośród osób niewierzących, albo „wierzących,” ale z zastrzeżeniem, że aborcja jest dozwolona, eutanazja jest dozwolona, a narzeczeni przez ślubem powinni zamieszkać razem (i żyć w grzechu, albo narażać się na pokusy). W sieci można dostać wsparcie, albo chociaż poczucie tego wsparcia.

Wsparcie jest tym bardziej skuteczne im bliżej znamy osoby, z którymi rozmawiamy i im bliżej one nas znają (a czasami znamy się osobiście). Ciężko jest oprzeć się naleganiom ze strony społeczności, w której się mieszka, na coś co nie jest zgodne z nauką Kościoła. Łatwiej jest to zrobić, jeśli znajdzie się kogoś, kto myśli inaczej niż społeczność, która nas otacza. Bywa i tak, że sprowokowani przez kogoś, musimy przemyśleć prawdy wiary, zastanowić się co dla nas znaczą i jakiej udzielić odpowiedzi. Konfrontacja poglądów może wyprowadzić kogoś z błędu, w którym dotąd nieświadomie tkwił. Bywa i tak, że pomocy potrzebujemy w nocy, gdy wszyscy śpią i nie ma nikogo, z kim można by porozmawiać. W sieci można znaleźć nocne marki, które mimo późnej pory znajdą czas na rozmowę.

Sieć na „polu wiary”. Zagrożenia

Oczywiście poruszanie się po przestworzach internetowej sieci niesie też zagrożenia. Tak samo jak istnieje możliwość wzrastania w wierze, tak również wiara może się „posypać”. Duża ilość argumentów może przekonać nas o słuszności czyichś poglądów (np. w temacie powstania Wszechświata vs Księga Rodzaju) lub zasiać małe ziarenko wątpliwości. Wiadomo, mała kropla, która drąży skałę, po odpowiednio długim czasie może zrobić całkiem spore wyżłobienie. Kolejnym zagrożeniem jest łatwość stworzenia społeczności, która przyjmie nasze poglądy, a co za tym idzie stworzenia sobie własnej „wiary” i własnego „kościoła”, czy też własnej sekty. Tak samo można trafić na grupę, która z pozoru wygląda na katolicką, ale po bliższym przyglądnięciu się, okazuje się, iż tak nie jest, gdyż głosi nauki niezgodne z wyznaniem katolickim, a nawet niezgodne z chrześcijańskim podejściem do życia i śmierci.

Podsumowując trzeba chyba powiedzieć tak: , nie bójmy się paranoicznie kontaktów przez sieć, ale zachowajmy jednak należytą ostrożność. Nie bójmy się również wyjść z Dobrą Nowiną w sieć, która zalana jest nagimi zdjęciami czy tragicznymi wiadomościami. I przede wszystkim… pokażmy, że dobre wiadomości też istnieją.