Jeszcze o Anglikach

Jacek Dziedzina

Trwa wielkie sprzątanie w angielskich miastach. Oby wraz ze szkłem i gruzami z pobojowiska nie zamieciono pod dywan realnych problemów.

Jeszcze o Anglikach

Tym razem nie sprawdziły się dwie standardowe szufladki, które komentatorom pomagają zazwyczaj ogarnąć to, co się wokół nich dzieje. I tak nijak się miały do rzeczywistości oklepane hasła o „nieznośnych imigrantach”, którzy podpalają Wielka Brytanię – wśród przestępców dużą część stanowili biali Anglicy, a nie tylko potomkowie pakistańskich sklepikarzy, a wśród poszkodowanych są zarówno biali, jak i mieszkający tu od dziesięcioleci „inni”. Zaczęto szukać trafniejszych szufladek. Podjęto próbę ze „sfrustrowaną, bezrobotną młodzieżą”, która protestuje przeciwko cięciom socjalnym i w ogóle polityce rządu. Dość późno wszyscy zorientowali się, że za rabującymi sklepy i niszczącymi wszystko wokół siebie młodymi nie stoi żadna idea, żaden konkretny cel. Bo niby o co miałyby walczyć 10-letnie zamaskowane dzieciaki z kijami w ręku? Christina Odone z „Telegraph” krzyczała niemal w swoim artykule zatytułowanym „Czy BBC mogłaby łaskawie przestać nazywać bandytów «protestującymi«?”:  „Protest – pisze Odone – to bunt, który ma jakąś przyczynę, rację. A ci młodzi ludzie w bluzach nie walczą o żadne zasady, oni niszczą sąsiedztwo dla telewizora plazmowego i nowej pary adidasów. Zamaskowani gangsterzy plądrują sklepy, a nie noszą plakatów z jakimiś hasłami. Nazywanie ich zachowania protestem jest nie tylko błędem. To tworzenie niebezpiecznego miejskiego mitu”, dodaje publicystka.

Wszystko zaczęło się od ulicznych gangów, do których przyłączali się potencjalni członkowie. Dziennikarka gazety „Mail”, Harriet Sergeant, spędziła rok na rozmowach z młodymi youngsters, jak mówi się tutaj na młodych gangsterów, w dzielnicach Londynu. Z całą pewnością stwierdziła, że łączy ich jedno: rozbite rodziny (w Wielkiej Brytanii dotyka to 3,5 miliona dzieci), a przede wszystkim brak ojca. To pokolenie bez ojców wyszło na ulice w ostatnich dniach. I bez autorytetu szkoły. Lips, 15-letni youngsters z Londynu, wyznał Harriet, że ani w rodzinie, ani w szkole nikt niczego od niego nie wymagał. Chłopak przestał chodzić do szkoły, bo nie miał szacunku do nauczycieli, którzy przymykali oko, gdy on z tyłu klasy handlował narkotykami.

Pokolenie bez ojców, to nie tylko pokolenie bez biologicznego ojca. To także brak autorytetu ze strony wychowawców, bojących się zwrócić uwagę, a także państwa, które zezwalając na kolejne przekraczanie granic wolności, tak naprawdę podkłada tym młodym kłody pod nogi. Boi nikt im nie powiedział, że poza tą granicą można się sparzyć.

„Jako naród raczej nie cenimy dzieci tak wysoko, jak inni. Często się mówi, że Anglicy bardziej dbają o swoje zwierzęta niż o swoje dzieci. To niesprawiedliwa przesada, ale fakt, że nasze Krajowe Stowarzyszenie Przeciwdziałania Okrucieństwu wobec Dzieci zostało założone dopiero jakieś sześćdziesiąt lat po Królewskim Towarzystwie Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt, mówi jednak coś o kulturowej hierarchii wartości”. To słowa Kate Fox, antropolog społecznej, z jej znakomitej książki „Przejrzeć Anglików”. Stawia tezę, że ogromna większość angielskich dzieci pozostawiona jest sama sobie w czasie wchodzenia w dorosłość. Efekt? „Angielskie nastolatki wymyślają swoje własne nieoficjalne rytuały inicjacyjne, które zwykle polegają na wpadaniu w tarapaty z powodu nielegalnego picia alkoholu, eksperymentowania z narkotykami, kradzieży w sklepach, przejażdżek skradzionymi samochodami itd.”.

Mocne słowa kieruje też pod adresem Kościoła Anglikańskiego, pozbawionego, jej zdaniem mocy przepowiadania, przez co nie może być oparciem także dla młodych ludzi. „Kościół anglikański to najmniej religijny Kościół na ziemi. Powszechnie wiadomo, że jest pobłażliwy aż do przesady i wygodnie pozbawiony nakazów i zakazów. To rodzaj apatycznego, neutralnego wyznania dla duchowo obojętnych”. Mocne. Ale co zrobić, jeśli nawet były arcybiskup Canterbury, George Carey, mówił: „Widzę nasz Kościół jako staruszkę, która coś tam mamrocze do siebie w kącie i którą większość ludzi ignoruje”.

Pokolenie bez ojców, które tak brutalnie dało ostatnio znać o sobie, nie wzięło się znikąd. Sprzątanie Londynu, Birmingham i innych miast nie rozwiąże problemu. „Oni” tam ciągle są.