Jestem misjonarzem czy nie?

ks. Marek Rybiński SDB: Zapiski Tunezyjskie

publikacja 15.06.2011 14:19

Co to za misje w Europie, mógłby ktoś powiedzieć, ale i u nas w Tunezji jest trochę podobnie – żyjemy bardzo skromnie, ale nie w takim dramatycznym ubóstwie jak w innych częściach Afryki. Jesteśmy tutaj posłani nie tyle, by ewangelizować biednych, lecz by być świadkami Chrystusa dla tych, którzy Go nie znają.

Jestem misjonarzem czy nie?   Ks. Marek Rybiński Publikujemy fragment "Zapisków Tunezyjskich" - książki ks. Marka Rybińskiego, zamordowanego w Tunezji na początku tego roku.

Problemy i konflikty – jestem misjonarzem czy nie jestem?

Jestem misjonarzem czy nie?   Zapiski Tunezyjskie/ SOM Książka ks. Marka Rybińskiego "Zapiski Tunezyjskie" i płyta "Dusza Tunezyjska" - o jego życiu i śmierci. Szkoła nasza jest jak wiele innych na świecie. Nie jest dotowana przez państwo, utrzymujemy ją ze składek rodziców. Dzięki oszczędnościom, jakie czynimy, jesteśmy w stanie zrobić część najważniejszych prac, ale zakup komputerów dla szkoły przerasta już nasze możliwości, a bardzo by się tutaj przydały. Może Rzym coś wymyśli! Warto byłoby też wymienić stare ławki, pomalować i wymienić okna, może z czasem odnowić wnętrze, chociaż trochę, bo wymaga tego choćby bezpieczeństwo dzieci. Piszemy o pomoc do Warszawy – poczekamy, zobaczymy.

Tu osobista dygresja dotycząca małych, może nieistotnych trudów – gdy wrócę do Polski na wakacje, nie będę miał za co się utrzymać. Przywieźć do Tunezji pieniądze można, ale wywieźć już nie, zatem wspólnota dać mi pieniędzy nie może i liczyć mogę jedynie na ofiary moich przyjaciół, chyba że Malta coś poradzi.

To są małe problemy w porównaniu z tymi, które mają prawdziwi misjonarze. Kiedyś się dziwiłem, że na stronie internetowej Ośrodka Misyjnego są również zdjęcia księży pracujących w Europie. Co to za misje w Europie, mógłby ktoś powiedzieć, ale i u nas w Tunezji jest trochę podobnie – żyjemy bardzo skromnie, ale nie w takim dramatycznym ubóstwie jak w innych częściach Afryki. Jesteśmy tutaj posłani nie tyle, by ewangelizować biednych, lecz by być świadkami Chrystusa dla tych, którzy Go nie znają. Powiem wręcz, że nie czuję się misjonarzem będąc tutaj i chyba nawet dobrze, że nie otrzymałem krzyża misyjnego, bo byłoby to niesprawiedliwe wobec prawdziwych misjonarzy, którzy co dwa tygodnie chorują na malarię, leczą się na urlopach w kraju z różnych innych chorób, są wystawieni na wiele niebezpieczeństw i żyją czasami w bardzo opłakanych warunkach, myśląc co włożyć sobie do garnka i jak zapewnić wyżywienie mieszkańcom wioski, w której pracują. Choć z drugiej strony, przecież nie tylko pusty garnek wyznacza rejony misyjne, duch misyjny to coś więcej niż troska o cierpiące dzieci Afryki, ale głód duchowy, a może przede wszystkim, właśnie to – nieznajomość Jezusa, to wyznacza rejony misyjne i nadaje takim osobom, jak kapłani, prawo noszenia dumnego imienia – misjonarz.

I jeszcze jedno. Tak jak prawdziwy misjonarz nie wyobraża sobie pracy bez wsparcia modlitewnego ludzi mu bliskich, tak i ja świadomie proszę o tę modlitwę każdego z moich braci chrześcijan. Głoszenie Ewangelii oficjalnie nie jest tutaj możliwe, pozostaje więc dawanie przykładu życia nią na co dzień wśród ludzi, którzy czasami mają cię za poganina, a którzy naprawdę (przynajmniej część z nich) modlą się na swój sposób bardzo dużo. Świątynie muzułmańskie można wszak spotkać na każdym kroku.

 

Jestem misjonarzem czy nie?   Fotografie: Magdalena J. Chudzicka Autor przygotowuje się do Ofiary Mszy Świętej podczas wakacji w Polsce, a mały Pawełek Muszyński próbuje być dużym ministrantem (Gałąźnia Mała). Każdego dnia, w określonym czasie, całe miasto wręcz dudni od głosu modłów. Nasza obecność tutaj jest zatem zupełnie inną posługą niż głoszenie Słowa Bożego, mówienie o Chrystusie. Nawet, gdybyśmy tutaj przyciągnęli całe rzesze młodych ludzi, nie ma tu miejsca np. na system wychowawczy ks. Bosko.

To są inne misje niż te w dalekiej Afryce. I dlatego nie opuszcza mnie przekonanie, iż ta posługa tutaj nie byłaby możliwa bez wsparcia modlitewnego. Takie głoszenie Jezusa, własnym świadectwem jest naprawdę trudne. Nie mając wsparcia „owieczek“ mu powierzonych kapłan łatwo może się pogubić. Modlitwa jednego człowieka nie wystarczy by świadectwo było silne i przekonywujące. Dlatego czuję to każdego dnia i to daje mi siłę do pracy tutaj, ta modlitwa wielu ludzi, nie związanych przecież ze mną – to ona pomaga mi być misjonarzem i czuć się misjonarzem, nawet w chwilach zwątpienia i trudu.

Jestem misjonarzem czy nie?   Zapiski Tunezyjskie/ SOM Książka ks. Marka Rybińskiego "Zapiski Tunezyjskie" i płyta "Dusza Tunezyjska" - o jego życiu i śmierci. Wybory

Spełniłem obywatelski obowiązek i zagłosowałem. Głosowanie na obczyźnie to dobry moment do spotkania się z rodakami. Niech się nikt nie dziwi, że frekwencja podczas wyborów w Stanach Zjednoczonych, w których triumfowała jedna ze znanych nam partii, była tak wielka, lub że kolejki do niektórych lokali były takie długie. Dzienniki pisały „jak za dawnych czasów PRL-u”. Przecież gdzieś trzeba spotkać brata Polaka, którego się nie widziało szmat czasu, wybory są do tego wyśmienitą okazją.

Z ambasady dostałem wiadomość, że zgłosiło się około 150 osób, to świetny wynik, biorąc pod uwagę liczebność Polaków w Tunezji. Ja głos oddałem i kolejny raz w Tunezji doświadczyłem niespodziewanie polskich realiów, wysłuchując narzekań rodaków-turystów. Poszło o to, że w informacji o wyborach ktoś napisał błędny adres okręgu wyborczego. Taksówkarz wiozący turystów błądził po ulicach Tunisu 1,5 godziny (tutejsi taksówkarze często, gdy mówią, że wiedzą, to tylko mówią) i emocje uwolniły się samoistnie. Wylały się słowa, których powtarzać nie będę – przypomniałem sobie za to, jak „pięknie“ brzmią polskie przekleństwa. Naszym turystom ulżyło, aczkolwiek dostało się członkom komisji, zbierającym głosy, którzy przecież nie byli winni całego zamieszania.

 

Jestem misjonarzem czy nie?   Fotografie: Magdalena J. Chudzicka Autor ʻu siebie’ w Tunezji Mieliśmy też z Krzyśkiem okazję do spełnienia dobrego uczynku – zabraliśmy do samochodu czworo turystów, którzy chcieli zobaczyć Bardo. Samochód co prawda mógł zabrać tylko trzy osoby, ale w Tunezji jazda „na wcisk“ to norma – nikt na to nie zwraca uwagi. Przysłużyliśmy się podwójnie, bo chwilę potem, gdy podróżni opuścili auto i stanęli na wprost kasy muzeum, zaczął nagle padać gęsty deszcz, a do tej pory pogoda była śliczna.

Mój pokój i egzystencjalne przeżycia nieustannych okiennych zapomnień

Przenoszę się w tej chwili do miejsca niepozornego dla innych – do mej pustelni, miejsca ucieczki, odpoczynku, rozrywki filmowej – do mojego pokoju. Niech nikt nie myśli, że przebywam w nim długo, bo jestem tylko wieczorami, w dzień odwiedzany jest on sporadycznie.

Jestem misjonarzem czy nie?   Zapiski Tunezyjskie/ SOM Książka ks. Marka Rybińskiego "Zapiski Tunezyjskie" i płyta "Dusza Tunezyjska" - o jego życiu i śmierci. Mówię to z niejaką dumą, bo choć łóżko ciągle wiedzie mnie na pokuszenie lenistwa popołudniowej sjesty, staram się owe ataki odpierać. Piszę o moim pokoju, bo ma po prostu swój klimat. Piszę, że mój pokój ma okno – niby coś normalnego, ale moje okno to dobry łowca. Chwyta tak wiele różnych dźwięków i potrafi przekazywać tyle różnych doznań. Nie ma chyba takiego drugiego okna na świecie. Czasami będąc tutaj tracę kontakt z rzeczywistością, poczucie miejsca, w którym się znajduję.

Niektóre dźwięki, zasłyszane z zewnątrz, do złudzenia przypominają te doskonale znane z Polski. Doznania są tak intensywne, że się w swoich myślach zapominam. To okno jak kłusownik wykonuje skutecznie robotę. Może to po prostu nostalgia...?

Gdzieś w oddali usłyszałem ryk silnika motocykla, takiego, który najpierw rozgrzany do czerwoności stoi w miejscu, a potem jak spłoszony koń rusza galopem przed siebie; wyłania się z ciemności i przez tę ciemność zostaje połknięty, robiąc przy tym dużo hałasu. Ten ryk przypomina mi lata spędzone w Łodzi – podobne dźwięki dochodzące z ulicy Piłsudskiego, blisko naszego seminarium. Przypomniały mi się czasy formacji – chwil radości i wielu wzniosłych uczuć. W kaplicy na Wodnej te motocyklowe „melodie“ nie były tak wyraźne, jakby wyciszone, a może tak mi się wydawało, gdy byłem zatopiony w modlitwie, pełnej gorliwości, do której ciągle muszę się nawracać. Motocykl zniknął, dźwięk ucichł, znowu jestem w Tunezji...

 

Jestem misjonarzem czy nie?   Zapiski Tunezyjskie/ SOM Książka ks. Marka Rybińskiego "Zapiski Tunezyjskie" i płyta "Dusza Tunezyjska" - o jego życiu i śmierci. Siedzę czytając „Modlitwę za Owena” (książka świetna – to śmieję się, to płaczę). Teraz słyszę dźwięki muzyki – śpiew weselny. Mieszanka wybuchowa. Trudno znaleźć słowa, które mogłyby to wyrazić, można tylko szukać porównań – może z filmem oglądanym dawno dzieciństwie? Niegdyś chodziłem z mamą do kina. Tam dzięki mojej mamie zaczęła się dla mnie przygoda – kino stało się moim cichym, wiernym przyjacielem.

Pierwszym moim bohaterem był Winnetou. Gdy walczył, atakując wroga, wydawał z siebie charakterystyczny dźwięk. Podobne drganie dźwięku w głosie, trochę piskliwe, słyszałem potem w relacjach z każdego miejsca, gdzie kobiety arabskie opłakiwały stratę kogoś bliskiego. Taki sam głos towarzyszy mi dzisiaj z drobnymi przerwami w ciągu całego wieczoru. I nie jest to głos smutku, tylko radości – tak Tunezyjki wyrażają swoją radość z zamążpójścia. Ten sam śliczny głosik wydawały dzisiaj uczennice w szkole. Żartują sobie tutaj ze mnie czasami. A to że źle wypowiem jakieś zdanie po tunezyjsku, a to że zrobię coś nie tak – dzieci przychodzą do mnie, żeby się moim kosztem (co mi zbytnio nie przeszkadza) rozerwać. Dziewczyny z najstarszych klas zrobiły sobie zabawę – wyciągały białe chusty i jak rzutem do celu próbowały umieścić je na mojej ogolonej (nie łysej!) głowie, jednocześnie próbując mnie złapać za rękę. Dziewczyny bawiły się przy tym świetnie i ja wraz z nimi, bo lubię, gdy się ludzie śmieją, a dzieci śmieją się uroczo. Dowiedziałem się, że odbyła się właśnie ceremonia zaślubin i że one mnie zaślubiały (tego przełożony nie powinien przeczytać!).

I znowu te same dźwięki słyszę za oknem, coraz cichsze i cichsze, milkną. Poczytam jeszcze trochę. Co za cisza ! I tak będzie aż do godz. 6.00, kiedy to muazini zaczynają się modlić w meczetach – przykładnie dając znać wszystkim w okolicy, że jeśliś otworzył oko, wierzący człowieku, to trudno, byś pierwszej swojej myśli nie skierował do swojego Stwórcy. A jeśliś człowieku wierzący jeszcze oka nie otworzył, to my ci pomożemy – zdaje się śpiewać muazin – bo trudno, żebyś spał tak długo, kiedy Pan Bóg budzi do życia nowy piękny dzień. Dzień ucisza wszystkie dźwięki za moim oknem. Zresztą i tak nie mam czasu ich słuchać. Ale to wszystko powróci wieczorem...

Zobacz również zwiastun filmu zrealizowanego kilka dni po śmierci ks. Marka. Cały film został dołączony do książki "Zapiski Tunezyjskie".

Misje Salezjanie

Zamów książkę i film