Mama kleryków i duchaczy

Krzysztof Król. GN 11/2011 Zielona Góra

publikacja 22.05.2011 06:30

– To była taka kobieta, która w jednej ręce trzymała maleńkie dziecko, a w drugiej miała pisma św. Jana od Krzyża i je czytała – mówi bp Paweł Socha.

Mama kleryków i duchaczy Archiwum Anny Marii Kusz (córki) Spotkanie z Janem Pawłem II w 1981 roku przy okazji IV Międzynarodowej Konferencji Liderów Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej.

Miała męża i dzieci, ale wszyscy mówili o niej „siostra Maria z Żar”. – Spotkałem Marię, gdy byłem jeszcze w seminarium i ten kontakt nigdy już się nie urwał. Była dla mnie przykładem słuchania Ducha Świętego, posłuszeństwa Kościołowi, pracy wewnętrznej, przykładem zawierzenia do końca Bogu – mówi ks. Zbigniew Tartak z Kolska. W historii Kościoła na Ziemiach Zachodnich znajdziemy nie tylko przykłady wyjątkowych kapłanów, ale także świeckich.

Chciała do zakonu

Maria Jurczyńska z domu Modzelewska urodziła się w 1919 roku w Rosji, ale dzieciństwo i lata młodzieńcze spędziła na Wołyniu. Uczyła się u Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Maciejowie i Jarosławiu. Tam wstąpiła do Krucjaty Eucharystycznej Dzieci, a w gimnazjum do Sodalicji Maryi Niepokalanej. „Gdy miałam 12 lat, na przerwach międzylekcyjnych, podsłuchiwałam pod drzwiami kaplicy konferencji rekolekcyjnych dla gimnazjum na temat Ducha Świętego. To był początek zakochania się, rozmiłowania w Duchu Świętym” – napisała Maria Jurczyńska.

W liceum hasło sióstr niepokalanek „Deus Solus” – „Tylko Bóg” uczyniła swoim. Chciała wstąpić do zakonu, ale przeszkodził jej w tym wybuch wojny. – Aby mieć opiekę dla siebie, siostry i ciężko chorej, spracowanej matki, zgodziła ię wyjść za mąż za Stanisława Jurczyńskiego – tłumaczy Agnieszka Barzowska, która w zeszłym roku obroniła pracę magisterską na temat Marii Jurczyńskiej. Wojenna tułaczka zaprowadziła ostatecznie małżonków do Żar. Mąż, przedwojenny harcerz i prezes Akcji Katolickiej, przez 25 lat uczył w założonym przez siebie technikum budowlanym, a Maria zajmowała się domem, ale wśród codziennych obowiązków zawsze miała czas na modlitwę i lekturę duchową. – Każdego dnia wstawała o czwartej rano. Szła ponad trzy kilometry na Mszę św., odmawiając po drodze Różaniec  przygotowując się do Komunii św. Wszędzie chodziła z Biblią – mówi Agnieszka Barzowska.

Dom Jurczyńskich zawsze był otwarty i pełen ludzi. Przybysz mógł liczyć na dobre słowo i nie odchodził głodny. Ciągle też przychodzili sąsiedzi z różnymi problemami i u mamy odnajdywali pomoc, nadzieję i pociechę. A każda porada kończyła się wspólną modlitwą – opowiada najmłodsza z pięciorga rodzeństwa Anna Maria Kusz.

Kochany Duchu Święty

Początki katolickiej Odnowy w Duchu Świętym w Polsce to rok 1975. W naszej diecezji pierwsze wspólnoty powstawały pod koniec lat 70. w Zielonej Górze i Żarach. W ich początki mocno wpisała się Maria Jurczyńska. – Posługa modlitwy wstawienniczej i prowadzone przez nią Seminaria Nowego Życia były podwalinami wielu grup. Bez wątpienia była propagatorką Odnowy w Duchu Świętym na Zachodzie Polski – zauważa bp Paweł Socha.

W doświadczenie wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym wprowadził ją ks. prał. Marian Piątkowski z Poznania. – Była członkiem Ogólnokrajowego Zespołu Koordynatorów Odnowy w Duchu Świętym i koordynatorem w naszej diecezji. Owocem tej służby były liczne nawrócenia, odnalezione powołania i codzienne życie z Bogiem – tłumaczy ks. Zbigniew Tartak. – Jej dom był także miejscem spotkań modlitewnych. Tutaj wiele osób przychodziło, prosząc o pomoc przy rachunku sumienia i rozeznawaniu woli Bożej. Dla wszystkich pozostała w pamięci jako „mama” – dodaje.

Bycie pionierką wspólnoty charyzmatycznej nie było jednak łatwe. – Nie zawsze spotykała się ze zrozumieniem. Kapłani i świeccy nie byli przekonani o poprawności tego rodzaju modlitwy. Była to nowość, której często nie akceptowano – zauważa A. Barzowska. Była pokorna i ufała Bogu, mówiąc: „Duchu Święty! Kochany! Jakżeś taką gapę sobie wybrał, to teraz za nią mów”.

Na papieskich pokojach

Przełomem w posłudze Marii Jurczyńskiej była wizyta charyzmatyka o. Toma Forresta, ówczesnego przewodniczącego Międzynarodowego Biura Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, który przyjechał do jej domu 12 listopada 1980 roku. Przez 5 dni prowadził konferencje i spotkania dla żarskiej grupy modlitewnej. – Zaraz po wyjeździe ojca Toma przyszło zaproszenie z seminarium łódzkiego, aby prowadzić dzień skupienia. Przez szereg lat siostra Maria była zapraszana z konferencjami na rekolekcje dla kleryków, kapłanów i świeckich oraz do posługi modlitwy wstawienniczej – wyjaśnia ks. Zbigniew Tartak. – Jej wyjątkowymi „dziećmi” byli klerycy. Potrafiła, jak nikt ich zrozumieć, doradzić. Była przy tym bardzo wymagająca, bo chciała, by jej duchowe dzieci wzrastały na świętych kapłanów. I potrafiła zafascynować ich Bogiem – dodaje A. Barzowska.

W 1981 roku pojechała do Rzymu na IV Międzynarodową Konferencję Liderów Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, która odbywała się od 4 do 9 maja. Uczestniczyło w niej 523 delegatów z 24 krajów wszystkich kontynentów. Polską delegację tworzyło pięć osób: ks. B. Dębowski z Warszawy, J. Pawlak z Łodzi, ks. M. Piątkowski z Poznania, ks. Schulz z Piotrowa i Maria Jurczyńska z Żar. Mieli oni okazję być też na prywatnej audiencji u Jana Pawła II. Na odwrocie jednego ze zdjęć wykonanego przez Artura Mari zanotowała: „Ojciec Święty mówi: »Ja też chcę się z wami modlić. Ja też jestem z wami, ale muszę dopiero się nauczyć… Jak to dobrze, że pani to czyni ze swoim biskupem«”.

Radosny pogrzeb

Maria Jurczyńska cały czas pozostawała w kontakcie z hierarchią kościelną. Bp Paweł Socha ma w swoim archiwum wiele listów od niej. – Była bardzo obeznana w duchowości. Teksty zawarte w tych listach świadczą, że była człowiekiem o bardzo głębokim życiu wewnętrznym. Nieustannie przebywała w obecności Boga – podkreśla biskup i cytuje fragment jednego z listów: „Oni wszyscy są przekonani [chodzi o księży], że trzeba oglądać wszystkie filmy i przeczytać wszelką lekturę młodzieżową, bo inaczej wspólnego języka z młodzieżą nie znajdą. W ten sposób sprowadzą się do ich poziomu życia i bycia. (…) Oni muszą cofnąć się na pozycję zerową. Zobaczyć Boga, doświadczyć Boga. Jemu samemu dać inicjatywę i wolną rękę, wtedy dopiero zrozumieją, że dawanie odpowiedzi na młodzieżowe problemy zdobywa się nie w oglądanym do północy telewizorze i z różnych lektur, ale u stóp tabernakulum”.

Służba dniem i nocą nie pozostawała bez wpływu na jej i tak bardzo kruche zdrowie. – Pojawiły się kłopoty z nogami, niedotlenienie i niewydolność krążenia. Coraz częściej musiała posługiwać się kulami. Wskutek upadku nastąpiło złamanie ręki, pęknięcie obojczyka, a później dwóch żeber – tłumaczy ks. Tartak. – Odtąd już więcej nie chodziła. Rozwijająca się choroba kręgosłupa pozwalała tylko na pozycję siedzącą. Taki stan trwał ponad trzy lata – dodaje. Odeszła do wieczności 18 marca 1996 roku. – Nawet pogrzeb mamy, zamiast zwykłego żalu i łez, był piękną uroczystością wypełnioną pieśnią radości i chwały – wspomina córka. – Siostra Maria prosiła, aby na jej pogrzebie śpiewano radośnie oraz żeby do trumny ubrać ją w wiosenną sukienkę w kwiecistą łączkę. Tak też się stało. Jej pochówek, który odbył się 21 marca, w pierwszy dzień wiosny, był podobny do święta. Zdawać by się mogło, że odbywa się wesele, a nie uroczystości pogrzebowe – dodaje A. Barzowska.

W pracy nad tekstem korzystałem z książki „Modlitwa wstawiennicza” Marii Jurczyńskiej oraz pracy magisterskiej Agnieszki Barzowskiej pt. „Życie i działalność Marii Jurczyńskiej w latach 1919–1996”.