Powrót do domu

Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego; GN 17/2011

publikacja 05.05.2011 06:30

– Przebaczenie to dopiero krok ku pojednaniu – mówi mi przed wejściem do jednego z rwandyjskich więzień Eugénie Musayidire. Sąsiad wymordował motyką całą jej rodzinę. Po latach buntu wybaczyła mu i wróciła do Boga. Dziś pomaga oprawcom i sierotom po ludobójstwie w Rwandzie.

Powrót do domu Beata Zajączkowska/ GN Eugénie Musayidire z dziećmi z ośrodka dla ofiar ludobójstwa w Nyanza (Rwanda).

Eugénie poznaję w domu rekolekcyjnym ojców karmelitów bosych w Butare. Przystojna, lekko siwiejąca kobieta z pasją opowiada o swej pracy wśród rwandyjskich sierot oraz małych dzieci, które wraz z matkami przetrzymywane są w więzieniach. Kiedy na nią patrzę, nie mogę uwierzyć, że przeżyła piekło. Na jej twarzy ani cienia żalu, smutku czy chęci odwetu. 22 kwietnia 1994 r. zginęła cała jej rodzina, a dom został zrównany z ziemią. Eugénie mieszkała wówczas w Niemczech, gdzie schroniła się w latach 70., w czasie trwających w Rwandzie napięć na tle etnicznym między plemionami Tutsi i Hutu. Wtedy zamordowano jej ojca.

Twarz mordercy

O swoim bólu i buncie Eugénie opowiada w książce „Ma pierre qui parle” (Mój kamień, który mówi). Czytam ją, zanim się poznamy. Tytuł nawiązuje do kamienia z fundamentów jej rodzinnego domu, który po ludobójstwie przywiózł jej na pamiątkę jeden z przyjaciół. Kiedy się spotkamy, pyta mnie, czy zauważyłam, że pochodzi z Nyanzy. To było królewskie miasto, w którym zaczęła się ewangelizacja. Właśnie tam król dał się ochrzcić i oddał swój teren pod budowę kościoła Chrystusa Króla, któremu w następnych latach poświęcono Rwandę. W bocznej kaplicy chrzcielnica. Tu Eugénie została włączona do Kościoła katolickiego. Zostawiła go, przechodząc w Niemczech do wspólnoty protestantów, a ostatecznie w ogóle opuściła, buntując się przeciwko Bogu. W swej książce pisze o miłości do najbliższych, ale i o nienawiści oprawców. Konfrontuje się z pytaniami, na które trudno znaleźć odpowiedź. „Widzę dom moich rodziców, matka siedzi na podwórku i rozmawia z krowami, ale nie mogę jej już zobaczyć, już jej nie ma. Mama jest najstarsza w wiosce, nie chce uciekać, bo mówi: któż ośmieli się mnie dotknąć. Była babcią wszystkich sierot, najbardziej szanowaną w okolicy. Jednak Nsanganira ośmielił się i zabił całą rodzinę motyką do spulchniania ziemi.

Widzę jego twarz, twarz mordercy. Jako dziecko miał zawsze czerwone oczy. Znam mordercę mojej matki, grywaliśmy razem, bawiliśmy się razem na piasku, był bardzo miłym chłopcem. Ale czas zabawy się skończył, świat się zmienił, Nsanganira zamordował moją matkę. Zamiast bawić się ze swoimi dziećmi, wziął haczkę do swej prawej ręki i zabił moją matkę, brata i przyjaciół. Nsanganira otrzymywał ubrania z Niemiec, mama przywoziła mu prezenty. Posyłałam mydło, kremy dla jego żony, ciastka i czekoladę, zeszyty i długopisy dla jego dzieci. Rodziny dzieliły się między sobą mlekiem, solą, cukrem; razem pili piwo bananowe, wspólnie nieśli dzieci do lekarza. Mama uczyła jego żonę wyplatania koszyków przygotowywała ich córkę do ślubu. Pilnowała ich dwóch synów, gdy byli jeszcze mali. Oni pili mleko od naszych krów. Mama znała i kochała swego mordercę i jego rodzinę. Traktowała ich jak swoje dzieci. Matki już nie ma. Nsanganira ją zamordował. Zabrał niewinnych. Musieli z nim iść do wspólnych mogił, które już na nich czekały. Byli już nieżywi przed swoją śmiercią... Nsanganira ich zamordował”.

Blizny, których nie widać

Jej książka staje się głośna. Eugénie wraca do Rwandy w 2000 r. Towarzyszy jej ekipa niemieckiej telewizji. W więzieniu odwiedza swego przyjaciela z dzieciństwa, mordercę swej matki i wszystkich najbliższych. Kiedy pyta Nsanganirę: „Dlaczego?”, ten pada na kolana i płacze. „To było niezależne ode mnie, byłem zmuszony” – mówi. Eugénie, choć widzi, że oprawca nie poczuwa się wciąż do odpowiedzialności i wręcz ją odrzuca, nie potrafiąc prosić o przebaczenie, sama mu przebacza i decyduje się przyjeżdżać do Rwandy, by pomagać ludziom wyjść z traumy nienawiści. Zaczyna się też jej powrót do Boga i Kościoła. Katolickie wyznanie wiary złoży w karmelitańskiej kaplicy w Butare. – Płakałam z radości, a na mój powrót do Kościoła spoglądał Jezus z wiszącego w krypcie obrazu „Ecce Homo” świętego Brata Alberta – opowiada. Nawrócenie to zarazem czas jej intensywniejszego zaangażowania w specjalistyczną pomoc psychologiczną dla dzieci ofiar ludobójstwa. Zaczyna w swej rodzinnej parafii Nyanza.

W prowadzonym przez nią ośrodku obok siebie siedzą dzieci Hutu i Tutsi. Często słyszała, jak sobie wypominali: „Twoja rodzina mordowała moich”. Dzięki pomocy psychologów oraz nauce konkretnego zawodu dzieci powoli radzą sobie ze zranieniami psychicznymi. – Nie wszystkim udaje się pomóc – mówi Eugénie. Blizny po uderzeniach maczetą są widoczne, ale to, co dzieje się w ludzkich sercach, trudniej dostrzec. Eugénie pomaga też takim dzieciom jak Marie. Jej rodzina uciekła do sąsiedniego Konga. – Dziewczynka widziała, jak kobiety były gwałcone, widziała ludzi umierających z głodu w czasie drogi. Jej rodzina przeżyła, ale ona też jest ofiarą ludobójstwa potrzebującą specjalistycznej pomocy – podkreśla Eugénie. Grace skończyła uniwersytet, Sita została fryzjerką, Alfonsine szyje suknie ślubne, a Pierre otworzył zakład fotograficzny… – Szukam pojednania szczególnie wśród młodych. Oni są szansą Rwandy, starsi są bardzo naznaczeni – mówi Eugénie.

Dzieci ludobójstwa

Obecnie Eugénie realizuje nowy projekt – w więzieniu w Gitaramie. Wśród 7813 więźniów jest tam 58 matek wraz z dziećmi poniżej 3. roku życia. Są to często dzieci ludzi odpowiedzialnych za rzezie w 1994 r. Maluchy śpią z matkami na przepełnionych pryczach, jedzą to, co one, czyli głównie fasolę, kukurydzę i maniok, nie mogą wychodzić na podwórko, znają tylko więzienny budynek. – Dziecko jest więźniem tak jak matka, to trudno zrozumieć. Żyjąc w więzieniu, jest zamknięte na relacje społeczne. Nie umie mówić: proszę, dziękuję, nie wie, jak wygląda krowa czy skąd się bierze fasola – mówi Eugénie. Na terenie więzienia powstaje dom, w którym matki będą mogły spędzać czas ze swymi maleństwami, ogród, w którym będą uprawiać ziemię, oraz punkt kroju i szycia. Pracując tu, kobiety będą mogły zarabiać na swoje potrzeby. Kolejnym etapem będzie pomoc młodocianym przestępcom, z których wielu to „dzieci ludobójstwa”. Dzieci poczęte w wyniku gwałtu, odrzucone przez matki i rodziny, niewiedzące, kim są. Dyrektorka więzienia w Gitaramie podkreśla, że dzieci z gwałtów w czasie wojny to jedno z największych wyzwań rwandyjskiego społeczeństwa. Ich problem jest albo niedostrzegany, albo przemilczany. – Nie wystarczy powiedzieć, że się przebaczyło, czy głosić piękne hasła o pojednaniu. Tym trzeba żyć – mówi Eugénie. A kiedy pytam, czym jej praca różni się od tego, co robi w Rwandzie rząd czy wiele międzynarodowych organizacji, z uśmiechem wskazuje na… Ewangelię.