Modlitwa czy odczynianie uroków?

Roman Tomczak; GN 14/2011 Legnica

publikacja 05.05.2011 06:30

Widok zawodnika, który wśród ryku trybun, w świetle reflektorów i kamer żegna się znakiem krzyża, nikogo nie dziwi. Nawet ateiści i innowiercy dawno zaakceptowali tę boiskową religijność. No właśnie, czy to jeszcze religijność?

Modlitwa czy odczynianie uroków? GN 14/2011 Żegnanie się przed zawodami znakiem krzyża nie może być tylko pustym gestem – uważają diecezjalni duszpasterze sportowców. Na zdjęciu zawodnicy Zagłębia Lubin i Polonii Bytom przed sobotnim (4.04) meczem na Dialog Arenie.

Papież Benedykt XVI w wydanej w 1985 r. książce „Szukajcie tego, co w górze" pisał m.in.: „Jeśli spojrzymy na to głębiej, fenomen światowego zainteresowania piłką nożną może być źródłem nie tylko naszej rozrywki, ale znacznie większych korzyści”. Czy zatem zawodnik – każdy, nie tylko piłkarz – może przekazywać ewangeliczne zasady i zachowania? Czy można ewangelizować na boiskach, bieżniach i skoczniach? Oczywiście, że można. Ks. Artur Stopka, rzecznik katowickiej Kurii Metropolitalnej, uważa, że religia i sport stykają się ze sobą czasem tak mocno, że aż iskrzy. – Wystarczy wspomnieć ogólnoświatową medialną awanturę o to, że pewien piłkarz rodem z Polski ośmielał się wykonywać na boisku znak krzyża. Ten prosty gest okazał się poważnym naruszeniem uczuć religijnych nie tylko innych zawodników, ale również tysięcy kibiców – mówi.

Najpierw krzyż, potem przekleństwa

Czy nadużywanie przy każdej okazji znaku krzyża jest ewangeliczne? Zdania na ten temat są podzielone. Paweł Nadarzyński, który od ponad 10 lat kibicuje lubińskiemu Zagłębiu, uważa, że taka demonstracja oddania się Bożej opiece, celebrowana przez wielu piłkarzy jego drużyny, ma swoje głębokie uzasadnienie. - To normalne, że przed grą w tak bardzo urazowym sporcie zawodnicy proszą o to, żeby nie doznali kontuzji, nie popełnili błędu, strzelili bramkę czy też jej nie wpuścili. Każdy  zawodnik jest przed meczem spięty. Poczucie, że Ktoś na górze może mu pomóc, jest konieczne – tłumaczy.

Inni są zdania, że istnieją sporty bardziej urazowe niż futbol.  Nie tylko sporty. – Zawodnik wchodzący na boisko czy bieżnię jest w pracy, tak jak budowlaniec. Ale spotkać budowlańca, który żegna się, wchodząc na plac budowy, raczej się nie zdarza, a przecież urazowość jest tam podobna – mówi Michał Węgrzyn, kolega Pawła.

Wiele na ten temat można znaleźć na internetowych forach. Ktoś podpisany nickiem „traler” pisze na blogu „Codziennik Irlandzki”, że „bezmyślność, z jaką piłkarze wchodzący na boisko robią znak krzyża, dotykając najpierw trawy” uzmysłowił sobie podczas jednego z meczów Mistrzostw Europy do lat 17. „Piłkarze powinni raczej skupić się na grze i takim zachowaniu, by nie dochodziło do kłótni: nie przepychać się, nie kopać jeden drugiego, nie przeklinać na całego. Gdy dodam, że znak krzyża robią również uczestnicy dorocznej »ucieczki przed bykami« w Pampelunie, to robi się to dla mnie mało sympatyczne. W tamtym roku ktoś umarł w czasie tej głupiej gonitwy i co teraz? Żegnać się czy nie? Pewnie – żegnać, ale niech to będzie znak wiary, a nie ozdoba na pępek!” – kończy „traler”.

Prośba o zawodową karierę

Ks. Remigiusz Tobera jest kapelanem Zagłębia Lubin. Wcześniej grał w piłkę w B klasie. Oceniając środowisko piłkarskie, zapewnia, że wśród sportowców, którzy żegnają się znakiem krzyża, wbiegając na boisko, są i tacy, dla których wiara i modlitwa to ważna część sportowego życia. Ale – jego zdaniem – to zdecydowana mniejszość. – Najwięcej jest takich, dla których to pusty gest. Coś jak odegnanie złego, które może ich spotkać podczas meczu. Są w tym bardzo podobni do kierowców zawieszających na lusterkach różańce, przekonanych, że to uratuje ich od wypadku. Tak, jakby różaniec zwisający im nad głową mógł zastąpić racjonalne myślenie i odpowiedzialną jazdę – mówi ks. Tobera.

Jego zdaniem, bez prawdziwej wiary, bez szczerej modlitwy ten gest to tylko „amulet”. – Sam, będąc piłkarzem, nigdy nie żegnałem się znakiem krzyża, wbiegając na boisko. Modliłem się za to przed meczem – przyznaje.

Kulturoznawczyni Monika Bisek potwierdza, że teatralne obnoszenie się z wyrażaniem uczuć religijnych na boisku może być wynikiem tzw. pobożności ludowej. – Zawodnicy najpierw dotykają ręką bieżni czy boiska, żeby zaraz zrobić nią znak krzyża. To dobry przykład ludowego porzekadła: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” – mówi, choć dodaje, że każde odwołanie się do krzyża ma wyraźną funkcję zamknięcia dostępu dla złych mocy. A o to, zdaje się, zawodnikom chodzi.

Razem z ks. Toberą funkcję duszpasterza sportowców w diecezji legnickiej pełni ks. Marek Kurzawa. Sam przypomina sobie przeczytaną informację prasową o polskim medaliście, który przed każdym startem teatralnym gestem kreślił na piersi znak krzyża, a potem zostawił rodzinę dla młodszej partnerki. – Ważne jest to, żeby brać odpowiedzialność za gesty, które się czyni. Trzeba zdawać sobie sprawę, że żegnając się znakiem krzyża, stajemy wobec Pana Boga. Nie wolno tego bagatelizować, sprowadzając do roli pustego gestu – zastrzega duszpasterz sportowców.

Dariusz Skorupa, psycholog sportu w Legnicy, z przykładami religijnych gestów spotykał się na boiskach do piłki ręcznej i koszykówki, czyli w klubach, w których pracował. – Na ogół zawodnicy niechętnie mówią o przyczynach takiego zachowania. Uważam jednak, że jest to rodzaj prośby o pozostanie w zdrowiu na drodze do dalszej kariery. O przyszłe sukcesy w profesjonalnym sporcie. Ta świadomość jest im bardzo potrzebna – uważa Skorupa.

Według danych Dolnośląskiej Federacji Sportu we Wrocławiu, na terenie diecezji legnickiej działa ok. 450–500 klubów sportowych, wśród których najwięcej jest piłkarskich. We wszystkich sport czynnie uprawia ponad 20 tys. zawodników. Jak informuje Marek Świerczewski z DFS, liczby te nie są stałe i zmieniają się niemal z tygodnia na tydzień.

Na boisko prawą nogą

Przed Mistrzostwami Świata w Republice Południowej Afryki FIFA zakazała prezentowania na boiskach symboli i gestów religijnych. Na przykład za napis: „Kocham Jezusa”, jaki na podkoszulku ma m.in. Brazylijczyk Kaka, groziła czerwona kartka. Ale ten, kto chciał, ignorował ten zakaz. Rozporządzenie FIFA skrytykowali nie tylko katoliccy kapelani sportowi (m.in. Niemiec ks. Hans-Gerd Schütt), ale także ewangelicki kapelan klubu piłkarskiego FC Schalke 04 Hans-Joachim Dohm. Piłkarz zespołu Wybrzeża Kości Słoniowej Didier Drogba robił znak krzyża po każdej bardziej niebezpiecznej sytuacji podczas meczu z Portugalią. Bramkarz Nigerii Vincent Enyeama dziękował Bogu na boisku za pomoc podczas meczu z Argentyną. Grający w barwach Niemiec Cacau po strzelaniu bramki wznosił ręce ku niebu. – Patrzę w niebo po strzeleniu bramki, by ukazać Bogu moją wdzięczność za to, że dał mi tak wiele – komentował nieraz swoje zachowanie Cacau.

Wydaje się, że świat sportu przepełniony jest symbolami religijnymi. Dobrym przykładem piłkarzy, którzy chętnie odwołują się do sfery sacrum, byli na pamiętnym mundialu w RPA Amerykanie. Jednak z drugiej strony – religijne gesty często nie oznaczają tego, co oznaczać powinny. „Podejrzewam, że żegnanie się znakiem krzyża ma wielkie znaczenie dla każdego wchodzącego na murawę piłkarza, ale co może tak naprawdę znaczyć? Po pierwsze: prośbę o pomoc Bożą w meczu. Po drugie: uświęcenie boiska, by... sprzyjało. Z książki »Dzięki Bogu« dowiadujemy się, że wielu piłkarzy to ludzie wierzący, a nawet praktykujący, więc dla nich zrobienie znaku krzyża (nazwijmy to: katolickiego) nawet w lidze angielskiej (protestanci) nie stanowi problemu. To się chwali! Jednak, czy tak to powinno wyglądać? (...) Wielu piłkarzy, wchodząc na murawę, schyla się, zrywa kępkę trawy i się żegna. To wydaje się dziwne i niezrozumiałe” – pisze na forum internetowym „traler”.

Dobrym odzwierciedleniem nastrojów, jakie panują w tej sprawie, mógłby być wywiad, jakiego udzielił Radiu RAM Ryszard Tarasiewicz, były zawodnik i trener Śląska Wrocław. Na pytanie dziennikarek, czy ma jakieś swoje przesądy (sic!) boiskowe, odpowiedział: „Zawsze staram się wchodzić na murawę prawą nogą. Robię wtedy też znak krzyża. Drugi raz żegnam się, gdy tylko usłyszę gwizdek rozpoczynający mecz. Za każdym razem proszę wtedy Boga, by żaden z moich piłkarzy nie odniósł kontuzji i by Śląsk wygrał mecz. Tak samo robiłem jako zawodnik”. „Musi być Pan głęboko wierzący?” – indagowały dziennikarki. „Tak. Na obozach przygotowawczych nie ćwiczymy w niedzielę, bo w te dni nie powinno się pracować”.

Biskup na kolarzówce

Ewangelizacja na boisku jest coraz poważniej traktowana przez Kościół katolicki na świecie. W dokumencie wydanym przez Konferencję Episkopatu Chile bp Cristian Contreras Villarroel podkreśla, że większość piłkarzy to ludzie wierzący, mający wielkie możliwości szerzenia wiary. „Sport – a w szczególności piłka nożna – przysparza ogromnych dóbr dla wszechstronnego rozwoju człowieka. Każdy kleryk i ksiądz powinien być zaangażowany w jakiś rodzaj sportu, nawet jeśli jest to po prostu jazda na rowerze, jak w moim przypadku”.