Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej

Franciszek Kucharczak

GN 35/2023 |

publikacja 31.08.2023 00:00

Są środowiska, którym szkolna religia przeszkadza, ale to nie znaczy, że nie jest potrzebna.

Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej roman koszowski /foto gość

Religii w szkole ciągle ktoś nie lubi. I nie chodzi o uczniów, bo oni z natury za szkołą nie przepadają. Nauczanie o sprawach wiary chrześcijańskiej w szkole od dziesięcioleci budzi największy sprzeciw u tych, którzy chcieliby nauczać dzieci i młodzież czegoś zupełnie innego. Przerabialiśmy to w latach słusznie minionych, gdy reżim PRL wyprowadził religię ze szkół. Było to ze strony komunistów logiczne: bez urobienia ideologicznego młodego pokolenia nie sposób zdobyć rząd dusz. A jak to zrobić, gdy młodzi w tej samej państwowej instytucji, jaką jest szkoła, otrzymują sprzeczne komunikaty – z jednej strony są ateizowani, a z drugiej katechizowani? Podobny dylemat pojawia się zawsze, gdy władza, zamiast służyć narodowi, chce mu cokolwiek narzucać.

Mijają 33 lata od ponownego wprowadzenia religii do polskich szkół. Nastąpiło to 30 sierpnia 1990 r. na mocy instrukcji Ministra Edukacji Narodowej. Po okresie komunizmu wracała do Polski normalność. Bo państwo jest normalne, gdy pełni rolę służebną wobec społeczeństwa. Normalnością jest, gdy dzieci w szkole uczą się tego, co jest spójne z przekonaniami ich rodziców. Dziś gwarantuje to konstytucja. „Religia Kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób” – głosi art. 53.4 ustawy zasadniczej. Prawo do nauczania religii dodatkowo zostało zapisane w konkordacie zawartym między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską.

Faktem jest, że w czasach PRL Kościół, zmuszony do opuszczenia szkoły, rozwinął dobrze działający system katechizacji przy parafiach. Miało to swoje zalety i dawało możliwości, których nie daje nauczanie religii w szkołach. Miało jednak też istotną wadę – utrwalało przekonanie, że szkoła jest przestrzenią, w której wolno dzieciom wkładać do głów wszelkie treści poza religijnymi. W tym modelu wiara stawała się czymś prywatnym, nieomal wstydliwym, co nie ma prawa funkcjonować w instytucji państwowej. W państwie, którego obywatele w olbrzymiej większości są katolikami, było to czymś nienaturalnym. Po upadku komunizmu było to dla Polaków jasne, stąd przeniesienie katechizacji z salek parafialnych do szkół dokonało się bez większych problemów. Proces ten zdecydowanie popierał Jan Paweł II. „Dzięki przemianom, jakie dokonują się ostatnio w naszej ojczyźnie, katecheza wróciła do sal szkolnych i znalazła swoje miejsce i odbicie w systemie wychowawczym” – mówił 6 czerwca 1991 r. we Włocławku do nauczycieli, katechetów i uczniów. Wyznał, że osobiście bardzo się z tego cieszy, jednak zaznaczył: „Jest wam to dane i równocześnie zadane. W takim duchu trzeba ten dar przyjąć w społeczeństwie chrześcijańskim i tak go sprawować”.

Pytanie, na ile nasze społeczeństwo jest dziś chrześcijańskie. Od tego bowiem ostatecznie będą zależały losy szkolnych lekcji religii. Do ich usunięcia najaktywniej dążą środowiska, które zamierzają wprowadzić do szkół własny model wychowania, znacznie odbiegający od moralności chrześcijańskiej. Wspierające te środowiska media sugerują, że katecheci są niekompetentni, sfrustrowani i nie widzą sensu swojej pracy. Akcentuje się negatywne przykłady i wieszczy, że to już ostatnie metry szkolnej religii. Dowodem na to ma być masowe wypisywanie się uczniów z lekcji religii. Istotnie, uczniów na religii ubywa, szczególnie w szkołach średnich w dużych miastach. Jednak to obraz niekompletny i stronniczy. Wiele zależy od środowiska, lokalnych warunków, a także samych katechetów. Doświadczenia wielu z nich znacznie odbiegają od katastroficznej wizji końca religii w szkole. Kilkoro podzieliło się z nami swoimi doświadczeniami.•

Wiele zależy od katechety

Witold Kacała

Katecheta, uczy w szkole średniej w Wodzisławiu Śl.

Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej

Tomasz Nessing

Myślę, że to nie jest koniec obecności religii w szkole. Ja nie doświadczam nawet tego, że uczniowie się wypisują. Oczywiście to zjawisko istnieje, ale trzeba na nie popatrzeć szerzej. Ilustruje to sytuacja. Siedzimy kiedyś w pokoju nauczycielskim i nasza matematyczka mówi: „Witek, jak dobrze, że matematyka jest obowiązkowa, bo gdyby uczniowie mogli wybierać, to ja bym w szkole już nie pracowała”. No tak! Bo generalnie młodzi ludzie, gdyby mogli, najchętniej wypisaliby się ze wszystkich przedmiotów. Nie mówię, że wszyscy, ale wielu. Weźmy klasy maturalne. To są ludzie, którzy od początku roku słyszą, że jeśli nie będą się uczyć, to matury nie zdadzą. A w technikum, gdzie uczę, jeszcze mają egzamin zawodowy. Jeśli my uczymy do godziny 20.00, to bywa tak, że uczniowie we wtorek mają lekcje do 20.00, a w środę muszą przyjść na 7.00. I na dwóch ostatnich lekcjach mają religię. Jeśli do tego wszystkiego dodać, że funkcjonują w świecie, w którym za absolutną wartość uznaje się wolność wyboru, to co się dziwić, że wypisują się z religii? Jeśli ktoś ma pojęcie o oświacie, ten wie, że czasy się zmieniły. Kto twierdzi, że szkoła wychowuje, nie wie, o czym mówi. Szkoła uczy zdawać egzaminy. Nie chodzi tylko o religię – w ogóle szkoła w takiej formie jak obecna nie przetrwa. Jeśli ja nawiązuję z uczniami kontakt i oni się otwierają, i zaczynają mówić o problemach, to okazuje się, że największym problemem dla nich jest szkoła. I trudno nie przyznać im racji, bo nie widzą sensu uczenia się na zasadzie „zakuj, zdaj, zapomnij”. To nie jest wina nauczycieli czy dyrekcji – taki jest system. Jak się szkoły ocenia? Według tego, ile osób zdało maturę, ile zdało egzaminy. Nie patrzy się na to, że ktoś do szkoły trafił z poważnymi problemami osobistymi, rodzinnymi, a myśmy go wyciągnęli, dzięki czemu w ogóle szkołę skończył i zdobył zawód. Jak to zmierzyć? Oficjalnie to nie jest żadne osiągnięcie – ważne, że zdali maturę. Rzecz jasna wyzwaniem dla katechetów jest także fakt, że uczniowie dziś na ogół są areligijni, bo taki jest świat. A świat wmówił młodym, że religia i w ogóle duchowość to są jakieś czary-mary i trzeba się od nich trzymać z daleka. A jednak mimo to twierdzę, że religia w szkole ma przyszłość, jeśli stanie się relacyjna, jeżeli damy młodym ludziom przestrzeń, żeby ich wysłuchać i z nimi być, a nie żeby im wciskać do głowy regułki. Kiedy zaczynałem pracę w szkole, moja dyrektorka powiedziała: „Młodzież to się kiedyś co 10 lat zmieniała. Teraz to przyśpieszyło i młodzież zmienia się co 5 lat”. To był 1996 rok. Ale obecnie inna młodzież przychodzi co roku. Dlatego katecheta też musi się zmieniać. To konieczne, bo jeśli my nie będziemy się zmieniać, nie będziemy nasłuchiwać uczniów, jeśli nie będziemy mieć przygotowania psychologicznego, to rozminiemy się z celem. Musimy bardziej przy uczniach być, czuwać, bardziej dawać im poczucie, że nie są sami. Oni chorują na totalną samotność w swoim wirtualnym świecie. Mają jakieś ideały z Instagrama, coś zobaczyli i kompletnie nie potrafią odróżnić tego od realnego świata. Taki obrazek: pytam uczennicę, która pisała na Messengerze: „Co robisz?”. Ona na to, że rozmawia z przyjaciółką z Korei. Dla mojego pokolenia przyjaciel to był ktoś realny, kogo mogłeś dotknąć, tymczasem dla tej dziewczyny przyjaciółką jest ktoś, kogo nigdy na oczy nie widziała. I co, ja mam z tym dyskutować? Nie – ja mogę przy niej być, trwać, kochać i wierzyć, że to moje trwanie stanie się dla niej świadectwem obecności Tego, który ją kocha doskonale. Bo największym problemem tych młodych ludzi jest to, że oni nie wiedzą, kim jest Bóg. Gdy w pierwszych klasach pytam ich o Boga, okazuje się, że jest to Ktoś, Kto czegoś od nich żąda. Coś musisz zrobić, żeby być kochanym. Oni nie znają Boga! Myślę więc, że katecheta ze swej natury powinien podopiecznym pokazywać Jezusa i tak jak On im towarzyszyć. Jesteśmy przede wszystkim od tego.

Sławomir Kaczmarek

Uczy religii w szkole podstawowej w Koszalinie

Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej

archiwum prywatne

Kiedy 3 lata temu notowano u nas duże odpływy ludzi młodych z religii, do moich klas podpisywało się po 6, 8, 10, a nawet kilkanaście osób. Sądzę, że była to reakcja na głoszenie im kerygmatu. Trzeba od tego zacząć, pokazać im doświadczenie Boga, to, że On ich kocha, zna i rozumie, i chce im pomagać w życiu. Bywało, że połowa uczniów na mojej lekcji religii to były osoby, które nie były zapisane na religię. Przychodziły tylko zobaczyć, a potem zostawały. I to były momenty, w których prosiłem Boga, by każde słowo, które wypowiadam, było w Jego mocy, aby to Duch Święty w nich działał i ich przemieniał. Kiedyś miałem tzw. okienko. Spotykam na korytarzu chłopaka grającego na telefonie. „Mam wolne, bo jest religia” – tłumaczy. Przychodzi myśl, którą wypowiadam: „Nie chodzisz? Ale pamiętaj, Pan Bóg na ciebie czeka”. Po wakacjach widzę go na pierwszej lekcji religii. Pyta, czy go pamiętam. „Pan powiedział do mnie kiedyś, że Bóg na mnie czeka. Ja to zapamiętałem i przyszedłem” – powiedział. Takich strzałów jest mnóstwo. Myślę, że trzeba szukać nowych sposobów, metod i być szczerym przed młodymi. Przymus i wtłaczanie moralności albo lekcje polegające na wypełnianiu ćwiczeń – to odpycha. Często metody, które były dobre w tamtym roku, w tym już nie działają. Kiedyś zadałem sobie pytanie, co zrobić w danych klasach, i przyszła mi myśl: „Rób to, co tobie się podoba i co do ciebie dociera”. Raz więc są to grupy uwielbienia flagami, innym razem konkurs związany z Tolkienem... Nieraz jest to przemycanie treści związanych z wiarą, a młodzi to chwytają. Dobrze też, gdy katecheta nie jest tylko „do religii”. Młodzi widzą: aha, tu współpracuje, tu coś robi – jest normalnym człowiekiem. Nie możemy robić cukierkowatego kościółka, wygładzonego, równego, bo to po prostu nie działa. Trzeba być autentycznym i dać Bogu szansę, żeby On działał. Pokolenie dzieci, które miały wiarę, już minęło. Są dwie, trzy osoby w klasie, którym rodzice przekazują wiarę. Czasem uczniowie mi mówią, że modlą się tylko na religii, ale po jakimś czasie zaczynają sami się modlić, czytać Biblię w aplikacji, której używamy na lekcji. Bardzo istotne jest dla mnie, gdy ci młodzi przychodzą, dzielą się swoimi trudnościami i proszą o modlitwę: „To pomódlmy się o to”. Myślę, że trzeba być z młodymi i nie bać się tworzenia z nimi relacji.

Natalia Mandera

Katechetka w szkole podstawowej w Rybniku

Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej

Marcin Skibiński

Tu, gdzie uczę, przytłaczająca większość uczniów chodzi na religię. Nie są to wyłącznie dzieci rodziców głęboko wierzących, ale takich jest sporo. Nie spotkałam się z taką sytuacją, żeby ktoś wypisał swoje dziecko z powodów ideologicznych. Już choćby dlatego, jako katechetka, nie widzę powodów do frustracji. Przeciwnie. Kiedy trzy lata temu, po studiach teologicznych, zaczęłam uczyć, od razu poczułam, że to jest to. Sprawia mi ogromną radość fakt, że mogę z dziećmi mówić o tym, co zajmuje przynajmniej trzy czwarte mojego życia – o byciu z Bogiem. Unikam atmosfery tajemniczości i patosu, chcę, żeby to było prawdziwe. I dzieci to dotyka, bo widzą, że i mnie dotyka. Najczęściej dzieje się to wtedy, gdy mówię o doświadczeniu Boga, swoim lub innych ludzi. Wpatrują się we mnie wtedy jak w obrazek i czasem nawet nieświadomie potakują. W młodszych klasach jest konkretny odzew. Niektórzy uczniowie przychodzą i pytają o sprawy wiary, które ich nurtują. Pytają o konkrety, o to, co ich dotyka, co powiedział ksiądz czy co powiedziałam ja. Naprawdę lubię to, co robię, nawet jeśli nie widać spektakularnych efektów mojej ewangelizacji w szkole. Nie chcę tego nazywać tylko religią, bo czuję, że robię coś większego niż tylko uczenie dzieci. To jest coś dla królestwa Bożego i to mnie motywuje. Chcę z dziećmi tworzyć relacje, żeby nie czuły się anonimowo, tylko żeby wiedziały, że właśnie dla nich jest to, co mówię, że właśnie je Pan Bóg kocha, że dla nich umarł na krzyżu. I często jest tak, że gdy mówię do nich – szczególnie wśród młodszych – ich oczy zachodzą łzami. Tacy są przejęci – a ja razem z nimi.

ks. Szymon Kos

Katecheta w szkole średniej w Knurowie

Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej

archiwum prywatne

Jeśli chodzi o wypisywanie się uczniów z religii, to dużo zależy od miejsca. Wiem, że w dużych miastach bywa to prawdziwą plagą. Myślę jednak, że najwięcej zależy od katechety. Od tego, czy nauczyciel religii jest w stanie zaproponować uczniom coś ciekawego, co jest dla nich atrakcyjne. I nie trzeba od razu zmieniać programu nauczania, bo zawsze można przewidziane treści przekazać w taki sposób, żeby były strawne. Najważniejsze jest słuchanie uczniów. Trzeba młodym dać szansę się wypowiedzieć, nawet jeśli mówią rzeczy niekoniecznie mądre. Jeśli widzą, że się ich słucha i szanuje, wtedy przychodzą na religię. Wiele razy spotykałem się z sytuacją, że ktoś nie chodził na religię, ale potem usłyszał, że z księdzem można pogadać, powiedzieć mu, co się myśli – i przychodził. Niekoniecznie od razu się zapisywał, ale chciał posłuchać i pobyć. Uczę w technikum. Zdecydowana większość uczniów uczestniczy w lekcjach religii, a ci, którzy nie chodzą, zazwyczaj są np. innego wyznania. Widzę, że uczniowie bardzo tego potrzebują. Jest to dla nich ważne. Oczywiście zdarza się, że gdy mają ostatnią lekcję czy okienko, to niektórych nie ma, ale to sytuacje sporadyczne. Oni chcą rozmawiać o poważnych sprawach, chociaż między sobą takich tematów nie podejmują – wiadomo, jak to młodzież. Natomiast program zakłada takie rozmowy. To okazja do zastanowienia się nad sensem istnienia – w perspektywie Pana Boga, ale nie tylko. Religia daje taką możliwość.

Piotr Oksanicz

Katecheta od 24 lat, uczy w szkole podstawowej w Wołowie

Polacy nie chcą religii w szkole? To zależy jakiej

archiwum prywatne

Kiedy jako katecheta wchodziłem do szkoły w 2001 roku, byłem – taka ciekawostka – totalnie przeciwny religii w szkole. Dzisiaj widzę, że religia w szkole jest bardzo potrzebna, choć może nawet bardziej nam, dorosłym, niż dzieciom czy młodzieży. Dzisiaj bardziej niż dzieci trzeba katechizować dorosłych. Potrzebna jest dla nich katecheza. Bez niej dzieci nie przyjdą do kościoła. Nie ma rodziców – nie ma dzieci. Nawet uczniowie trzecich klas, choć są przygotowywani do pierwszej spowiedzi i Komunii św. w szkole i przy kościele, ale w domu nie, to też nie zjawią się w kościele. Dzieciaki może pójdą za jednym katechetą, księdzem czy siostrą zakonną, i to jest super, ale jeśli nie ma świadectwa w domu, to ich wiara będzie się tylko tliła.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.