Zanurzeni

ks. Rafał Kowalski; GN 16/2011 Wrocław

publikacja 25.04.2011 06:30

- Był środek nocy. Dookoła tłum modlących się ludzi. Tymczasem niewiele brakowało, a nasz trzynastomiesięczny syn utopiłby księdza.

Zanurzeni Archiwum Wspólnoty Rodzice oddają swoje pociechy przedstawicielowi Kościoła. Ten zanurza je w wodzie. Dziecko realnie wchodzi w śmierć i realnie zmartwychwstaje. Narodziny nowego chrześcijanina to wielkie święto dla całej wspólnoty.

To nie scenariusz kolejnego dreszczowca. Tak wspomina chrzest święty swojego dziecka Marian Wieczorkiewicz. Od piętnastu lat należy on do jednej z dziewięciu działających w naszym mieście wspólnot neokatechumenalnych i jako katechista przygotowuje dziś innych do przyjęcia chrztu. – To jest jeden z fundamentów naszej drogi: odkryć znaczenie tego sakramentu – mówi. – Przede wszystkim chodzi o to, by ludzie, którzy przyjęli go w dzieciństwie, dostrzegli moc, jaką zostali wówczas obdarzeni, i zobaczyli niezwykły dar, który otrzymali, a następnie zaczęli tym żyć. Droga kończy się właśnie odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych.

W tym roku we Wrocławiu chrzest święty we wspólnocie w czasie Wigilii Paschalnej przyjmie pięcioro dzieci i dwie osoby dorosłe. Kapłan nie będzie jednak polewał ich wodą. Zostaną w niej całkowicie zanurzeni. To właśnie sposób udzielania chrztu stał się przyczyną próby „zamachu”, jakiej podjął się syn pana Mariana na prezbiterze, który go do wspólnoty Kościoła przyjmował. – Nasze dziecko tak się wystraszyło, że pociągnęło księdza za stułę. Niewiele brakowało, a wspólnie wylądowaliby w wodzie, nad którą przed chwilą kapłan się modlił i do której wkładał zapalony paschał.

Jak odkryć Amerykę?

Jedną z pierwszych osób ochrzczonych we wrocławskiej wspólnocie neokatechumenalnej była dziś trzynastoletnia Marysia. Jej tato wspomina swoją pierwszą Eucharystię w neokatechumenacie. – Po zakończeniu liturgii przez godzinę płakałem – mówi. – Czekaliśmy na ten chrzest dziewięć miesięcy. Marysia mogła być ochrzczona wiele razy, jednak z pełną świadomością oczekiwaliśmy na Paschę, by właśnie w Wigilię Paschalną została zanurzona w Chrystusa. To wielkie przeżycie szczególnie dla tych, którzy po raz pierwszy uczestniczą w liturgii Triduum Paschalnego we wspólnocie. – Wigilia Paschalna trwa u nas bardzo długo. Rozpoczyna się ok. godz. 22, a kończy ok. 5 nad ranem. Później jest agapa i wspólne śniadanie – tłumaczy M. Wieczorkiewicz. Mówi, że dla niego pierwsza Pascha była niczym odkrycie Ameryki. – Zobaczyłem i przeżyłem coś niezwykłego, mistycznego. – Te przeżycia wynikają z faktu, iż z jednej strony wchodzimy w pierwotny sposób przyjmowania do wspólnoty Kościoła, znany z historii – wyjaśnia Jarosław, który dzięki Drodze neokatechumenalnej poznał swoją żonę. – Z drugiej przeżywamy to bardzo osobiście. Widzimy, że to nie są żarty. Oddajemy swoje dziecko przedstawicielowi Kościoła – prezbiterowi, który zanurza je w wodzie. Przez moment to dziecko zostaje jak gdyby odcięte od tego świata. Realnie wchodzi w śmierć i realnie zmartwychwstaje. To jest bardzo mocny znak. Ja oddaję swoje dziecko Panu Bogu.

Niezwykle wymowna jest sama modlitwa nad wodą i włożenie do niej zapalonej świecy, poprzedzające udzielanie sakramentu chrztu świętego. – Prezbiter modli się, by Bóg uświęcił tę wodę i by wszystkie dzieła, które dokonały się w historii Kościoła, uobecniły się, czyli byśmy mogli ich doświadczyć tu i teraz. I ta modlitwa zostaje wysłuchana. Najwięcej emocji sakrament ten budzi w babciach i dziadkach, których wnuki są przyjmowane do Kościoła. – Przeżywają bardzo, kiedy widzą, że w środku nocy dziecko jest rozbierane i zanurzane całkowicie w wodzie.

Kto ma uszy...

Droga Neokatechumenalna narodziła się w 1964 r. w Hiszpanii, pośród baraków w Palomeras Altas. Jej inicjatorem był pochodzący z zamożnej rodziny artysta malarz Francisco Argüello (Kiko). Doświadczenie ogromnego kryzysu, załamania doprowadziło go do Boga. Odkrył, że Jezus przebywa w najuboższych, odrzuconych – tych, którymi gardzi świat. Postanowił zamieszkać właśnie w tych barakach wśród osób z marginesu społecznego. Głosił im Ewangelię. Ludzie, którzy do tej pory kradli, zmieniali swoje życie. Kobiety, które żyły z prostytucji, porzucały ten proceder. Nikt im niczego nie narzucał. Słuchając Dobrej Nowiny, sami z siebie podejmowali radykalne decyzje o nawróceniu.

Dziś w takich środowiskach jak Wrocław Droga rodzi się dzięki katechezom. Najpierw prezbiterzy i katechiści świeccy głoszą 15 tzw. katechez zwiastowania. Później zapraszają tych, którzy chcą wyjechać, na konwiwencję założeniową. Powstaje wspólnota i rozpoczyna się prekatechumenat, czyli swoistego rodzaju przygotowanie poprzez słowo Boże, liturgię i wspólnotę do uczenia się tego, co to znaczy być chrześcijaninem.

– Na katechezy mogą przyjść wszyscy, także nieochrzczeni – mówi Marian Wieczorkiewicz, zwracając uwagę, że w ten sposób rozpoczynała się droga ku chrześcijaństwu dla wielu, którzy słowa „Ja ciebie chrzczę” usłyszeli, mając kilkadziesiąt lat. – Zachęcałbym wszystkich doświadczających pustki i bezsensu w swoim życiu, tych, którzy nie widzą dla siebie miejsca w Kościele lub mają poczucie, że życie przecieka im przez palce, by przyszli i posłuchali tych katechez. To do niczego nie zobowiązuje, a może być początkiem wspaniałej, trwającej całe życie przygody – dodaje. – Nikt nie powiedział, że to jest droga dla wszystkich. Bóg wybiera tak, jak chce, i kiedy chce – dodaje Aleksander Wysocki, który w neokatechumenacie jest czternaście lat. – Jednak warto przekonać się osobiście, czy przypadkiem nie poczujemy się dobrze w tej wspólnocie.

Jak sól

Aleksandra i Aleksander Wysoccy

– To jest coś bardzo ważnego mieć braci i siostry, z którymi nie tylko spędza się czas, ale których się poznaje i uczy kochać. Bardzo pomaga nam w życiu codziennym i w rozwiązywaniu naszych problemów słuchanie Słowa. Kiedy mamy podjąć ważne decyzje, Bóg daje zawsze odpowiedź. Tutaj dostajemy drogowskazy, w którym kierunku iść. Ogromne wrażenie jest wówczas, gdy pierwszy raz uczestniczy się w liturgii Wigilii Paschalnej razem z całą wspólnotą. Jest duża różnica pomiędzy chrztem przez polanie wodą a chrztem przez zanurzenie. To jest wielkie święto nie tylko dla rodziców i chrzestnych, ale także dla nas wszystkich. Świętujemy narodziny nowego chrześcijanina.

Marian Wieczorkiewicz

– Po uświadomieniu sobie owoców sakramentu chrztu świętego człowiek z przekonaniem podejmuje misję niesienia Dobrej Nowiny tam, gdzie nie dotrą osoby duchowne. Spotykamy się z ludźmi w miejscach pracy, na ulicy, zwyczajnie zaczepiając przechodniów i prosząc o rozmowę. To tak jak z solą. Sól nadaje smak wtedy, gdy rozpuszcza się w potrawie. Na pewnym etapie, gdy członkowie wspólnoty są odpowiednio przygotowani, idą do ludzi, pukają do drzwi domów, rozmawiają i ewangelizują.

Marysia

– Przyjeżdżamy na katechezy z Ligoty Pięknej. Poznaję tutaj Pana Boga i zgłębiam swoją wiarę. Na lekcjach religii pokazałam koleżankom i kolegom zdjęcia ze swojego chrztu. Zaprosiłam też panią katechetkę na nasze katechezy