Doświadczenie winy

ks. Józef Tischner

znak.com.pl |

publikacja 23.04.2011 06:30

Wina to jest to, co łatwiej nam dostrzec w drugim człowieku niż w sobie. Wina to jest to, co najpierw i przede wszystkim odkrywamy w drugim. Wina to jest to, co nasze spojrzenie wydobywa z twarzy drugiego już przy pierwszym spotkaniu.

Doświadczenie winy Adolphe William Bouguereau

[Tak jak w poprzednich dniach, naszą dzisiejszą rozmowę rozpoczniemy od przeczytania fragmentu encykliki. Pisze Jan Paweł II:]

„W ostatnich latach bardzo wiele uczyniono w tym celu, aby uwydatnić – zgodnie zresztą z najstarsza tradycją Kościoła – wymiar wspólnotowy pokuty (…). Są to pożyteczne poczynania, które z pewnością posłużą dla wzbogacenia praktyki Kościoła współczesnego. Nie możemy jednak zapominać, że samo nawrócenie jest aktem wewnętrznym o szczególnej głębi, w którym człowiek nie może być zastąpiony przez innych, nie może być „wyręczony” przez wspólnotę. Chociaż więc wspólnota braterska wiernych ogromnie dopomaga w akcie osobistego nawrócenia – to jednak w ostateczności trzeba, ażeby w tym akcie wypowiedział się człowiek sam całą głębią swego sumienia, całym poczuciem swej grzeszności i swego zawierzenia Bogu, stojąc tak jak Psalmista wobec Niego samego z tym wyznaniem: „Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem””.

Tyle Jan Paweł II.

Doświadczenie winy   Wydawnictwo "Znak" - "Nadzieja czeka na Słowo, Rekolekcje" Tekst pochodzi z książki "Nadzieja czeka na Słowo. Rekolekcje" ks. Józefa Tischnera wydanej nakładem wydawnictwa Znak. Rekolekcje "Odkupiciel Człowieka" wygłoszone zostały w kościele Św. Krzyża w Warszawie w 1979 r.

Mówiliśmy tutaj, w naszych rekolekcyjnych rozmowach, o Bogu–Odkupicielu. Mówiliśmy o tym, że twarz Boga–Odkupiciela odsłania się przed nami na przedłużeniu doświadczenia życia. Mówiliśmy tutaj także wczoraj o doświadczeniu człowieka. Mówiliśmy o „chorobie na drugiego człowieka”, chorobie, która ma rozmaite źródła. A dzisiaj czeka nas bardzo trudne zadanie – mamy odejść od spraw otaczającego nas świata, mamy się skupić na sobie i mamy zastanowić się nad problemem naszej winy.

I może pozwólcie, że ja na początek uczynię coś w rodzaju osobistego wyznania. Mianowicie konstruowałem te rozmowy rekolekcyjne w ten sposób, żeby naszą wyobraźnię coraz bardziej koncentrować na nas samych, na problemie winy, a potem spróbować ją otworzyć na nadzieję, na problem Jezusa Chrystusa w Eucharystii. I dzisiaj jesteśmy w punkcie kulminacyjnym owej koncentracji wyobraźni na sobie. I ta koncentracja wyobraźni na sobie musi być ogromnie indywidualna, dlatego że wina człowieka jest także ogromnie indywidualna. W gruncie rzeczy każdy z nas ma właściwie tylko jedną jedyną winę. Winę, która się snuje przez niego przez całe życie, winę, która jest naznaczona jego imieniem i nazwiskiem. Wprawdzie słowa są wspólne, wprawdzie rozmaite uczynki nazywamy tymi samymi słowami, ale w istocie rzeczy ta wina jest ogromnie indywidualna. I, prawdę rzekłszy, aby mówić o winie, trzeba by mówić indywidualnie z każdym człowiekiem.

Jest taka trudność – ja przynajmniej ją tak odczuwam – że inaczej problem winy przeżywają ludzie młodzi, studenci czy jeszcze młodsi, a inaczej ludzie dojrzali, ludzie starsi. Ja myślę, że w młodości ma w ogóle człowiek trochę sportowo-zabawowy stosunek do rzeczywistości. I taki sam stosunek sportowo-zabawowy ma do własnej winy. I to bardzo interesujące, jak ten stosunek do własnej winy w życiu człowieka się zmienia. Widać to choćby na przykładzie Wyznań świętego Augustyna. Święty Augustyn poszedł gdzieś na cudze gruszki, ale poszedł tylko po to, aby pokazać, że może ukraść, ponieważ kiedy już to zrobił, wyrzucił, zniszczył ukradzione gruszki. I kiedy po wielu latach wspomina ten czyn, ogromnie nad nim ubolewa, bo widzi w tym czynie miłość do zła ze względu na samo zło. Ten czyn staje się dla niego symbolem jakiejś wewnętrznej prawdy o sobie. To, czy to były gruszki, jabłka czy co innego, to mniejsza o to; ważne jest to, że w tym małym uczynku odsłoniła się prawda o sobie dla samego świętego Augustyna. I z biegiem lat ten uczynek stał się symbolem jego samego, jego osobistego problemu.

I coś podobnego jest w życiu naszym, moi drodzy. Inaczej przeżywamy problem winy, kiedy mamy te osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia czy ile lat, a inaczej wtedy, kiedy mamy lat czterdzieści, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt. Wina jak gdyby w nas rosła, jak gdyby nabierała znaczenia, jak gdyby stawała się ogromnym ciężarem nie do zniesienia.

Jeszcze kojarzą mi się tutaj teksty Antoniego Kępińskiego. U Antoniego Kępińskiego, tego znakomitego psychiatry, problem (powiedzmy ogólnie) psychopatii zawsze jest rozważany trochę pod kątem problemu etyki, czyli problemu winy. Człowiek jest jednością psychiczną – duchową i cielesną. I te dwa aspekty – zwłaszcza gdy idzie o problem winy – na siebie zachodzą. I kto wie, czy źródłem jakiegoś znerwicowania, czy jakiejś „choroby na ludzi” w wieku dojrzałym nie jest wina zaciągnięta w wieku młodzieńczym. Jakieś gruszki ukradzione dla samej frajdy kradzenia. Wtedy nagle to staje się jakąś fatalną siłą w człowieku, siłą, która od wewnątrz człowieka rozsadza.

Mówię to dlatego, że to, co powiem, może nie dla wszystkich być jednakowo czytelne. Bo to, co będę mówił, zależy od doświadczenia winy, jakie każdy z nas ma. I, że się tak wyrażę, sytuację pogarsza jeszcze jeden fakt. Mój przyjaciel, ksiądz Mieczysław Maliński, zawsze radzi, że aby mówić konferencje, rekolekcje czy nawet kazanie, należy je adresować do jednej osoby. I on powiada, że wtedy okazuje się, iż wielu myśli, że to o nich i do nich mowa. Tak radzi ksiądz Maliński. A ja w tej chwili, niezależnie od rady Malińskiego, mam w wyobraźni jeden problem winy – jeden problem winy, z którym spotkałem się przed paroma tygodniami – i rozważając dzisiejszy problem, dzisiejszą konferencję, nie mogę się uwolnić od wyobraźni i od tego konkretu. I zdaję sobie sprawę, że to wygląda tak, jak ja bym polemizował tutaj... no, nie polemizował, ale tłumaczył, coś przedkładał, coś wyjaśniał tamtemu człowiekowi, człowiekowi, którego zresztą tutaj nie ma.

Po tych wszystkich wyjaśnieniach i po tych usprawiedliwieniach wejdźmy w problem. Wejdźmy w problem tej naszej indywidualnej, osobistej winy – winy, której rozmaicie doświadczamy, którą rozmaicie nazywamy, ale winy którą najwłaściwiej byłoby nazwać naszym własnym imieniem i nazwiskiem. Mój grzech to nie są ukradzione gruszki, to nie jest podłożenie nogi koledze, to nie jest szwindel w czasie zdawania egzaminu – mój grzech to jestem ja. To, że on się tak ujawnił, to jest sprawa drugorzędna. Gdybym żył dwieście lat temu, przejawy byłyby inne, ale wina byłaby ta sama. Bo winą tą jestem ja. Ta wina jest częścią mojej indywidualności, lepiej mówiąc – jest częścią mojej samotności.

Czymże, moi drodzy, jest wina? Nie podam tutaj naukowej definicji winy, ale powiem, że wina to jest to, co łatwiej nam dostrzec w drugim człowieku niż w sobie. Wina to jest to, co najpierw i przede wszystkim odkrywamy w drugim. Wina to jest to, co nasze spojrzenie wydobywa z twarzy drugiego już przy pierwszym spotkaniu. Winą jest to, że kiedy patrzymy na twarz drugiego człowieka, to mówimy: „On jest taki zarozumiały na twarzy”, albo: „On jest arogancki”, albo „Jego twarz jest bezmyślna”, albo coś jeszcze więcej, coś jeszcze dalej. W naszym odkrywaniu winy zawsze jest tak, że odkrywamy ją najpierw i przede wszystkim w twarzy drugiego człowieka. Lepiej i głębiej mówiąc – winą jest to, co najpierw i przede wszystkim odkrywamy w drugim. Człowiek, który do nas przychodzi, musi udowodnić własną niewinność, bo jesteśmy skłonni podejrzewać w nim winę już przez samo to, że przychodzi.

Doświadczenie winy   Wydawnictwo "Znak" - "Nadzieja czeka na Słowo, Rekolekcje" Tekst pochodzi z książki "Nadzieja czeka na Słowo. Rekolekcje" ks. Józefa Tischnera wydanej nakładem wydawnictwa Znak. Rekolekcje "Odkupiciel Człowieka" wygłoszone zostały w kościele Św. Krzyża w Warszawie w 1979 r.

 

I to nie jest, proszę państwa, tylko sprawa naszych czasów. Kiedy Adam i Ewa popełnili pierworodny grzech – na początku dziejów ludzkości – sytuacja była taka: Bóg pyta Adama, co się stało. Dlaczego się ukrył? Adam odpowiada bardzo charakterystycznie: „Ewa, którą Ty mi dałeś, zerwała owoc i ja jadłem”. Zauważamy tutaj subtelne tropienie winy. Ewa zerwała – ale czy Ewa jest winna? Przecież Ty mi dałeś Ewę. Wina jest tam, po tamtej stronie. Bóg zwraca się do Ewy i ta z kolei mówi: „Wąż mnie zwiódł...”.

My, moi drodzy, wchodzimy w pewien świat, poznajemy ten świat, angażujemy się w ten świat. I tak jak ten świat jest wcześniejszy niż my, tak wcześniejsza niż my jest także wina. Drugi człowiek jest wcześniej niż ja, dlatego najpierw będę widział belkę w jego oku, a potem dopiero będę się domyślał, że w moim oku także jest jakieś źdźbło. Logika winy jest taka, że najpierw widzimy ją przed sobą i dopiero potem zaczyna się proces odwrotny, bardzo długi, bardzo skomplikowany, proces, przed którym broni się człowiek – mianowicie proces szukania winy w sobie. Bo kiedy człowiek widzi zło w drugim to normalny odruch polega na tym, ażeby szukać na tym drugim winnym człowieku odwetu. Skoro drugi jest winny, to ja ma prawo do odwetu. Apostołowie pewnego razu chcą spalić miasto, dlatego że nie przyjęło Jezusa Chrystusa. Miasto jest winne. Nasz odwet jest czysty – to jest tylko kara za to, że nie przyjęli Mistrza. Faryzeusz, który przyszedł do świątyni, modli się: „Nie jestem jako oni”. Reaguje pogardą, ale nie jest to pogarda wymyślona, fikcyjna. Jest to pogarda religijnie umotywowana. „Nie jestem jako oni” To jest reakcja na zło, które jest w „nich”. I stąd odwet, i stąd próba pogardy.

I dopiero tutaj zaczyna się tropienie naszej winy. Ale to jest rzeczywiście tropienie. I trudne tropienie – bo człowiek nie zdaje sobie sprawy, że w tej pogardzie i w tym odwecie kryje się istota jego grzechu. Cały czas jest przekonany, że to wszystko jest usprawiedliwione, że on reaguje tak, jak powinien reagować. Co tutaj jest tylko dziwne i co daje do myślenia? Daje do myślenia rosnąca samotność człowieka. Samotność rośnie. Rośnie samotność wśród ludzi. Samotność z góry zaplanowana, samotność usprawiedliwiona, uzasadniona tysiącem argumentów. Samotność, która jest odwetem, która jest pogardą dla grzesznego świata. I kiedy człowiek, moi drodzy, uświadomi sobie, tę samotność, wtedy dopiero jest na tropie szukania winy w sobie.

Bo wina, którą człowiek ma, czyni człowieka samotnym. Nic tak nie czyni człowieka samotnym jak wina. Kiedy człowiek choruje na grypę, na ślepą kiszkę czy na cokolwiek, są ci lekarze, ci pielęgniarze, można mieć jeszcze jakąś nadzieję. Ale kiedy się choruje na pogardę, kiedy się choruje na potrzebę nieustannego odwetu, wtedy jest się potwornie samotnym. Wtedy będzie się mówić tak jak mówi Sartre: że „piekło to inni”. Jest się wśród ludzi, a jest się sam[otnym], jak wyspa otoczona zewsząd zimnymi, bezdusznymi wodami.

I to jest, moi drodzy, wina. To jest „choroba na siebie”. I czasem towarzyszy temu zjawisku psychopatia. Dlatego że człowiek jest jednością, a zwłaszcza jest jednością tam w środku, gdzie dzieją się te trudne, te bardzo intymne ludzkie sprawy; sprawy, proszę państwa, tym trudniejsze, że w dzisiejszym języku nauki po prostu brakuje słów na ich opisanie. I człowiek jest skazany na to, żeby samemu sobie te światy, te zakamarki rozświetlać.

Czytaj dalej: Kto z was jest bez grzechu? (2), Niewinny (3)

 

Doświadczenie winy   Wydawnictwo "Znak" - "Nadzieja czeka na Słowo, Rekolekcje" Tekst pochodzi z książki "Nadzieja czeka na Słowo. Rekolekcje" ks. Józefa Tischnera wydanej nakładem wydawnictwa Znak. Rekolekcje "Odkupiciel Człowieka" wygłoszone zostały w kościele Św. Krzyża w Warszawie w 1979 r.