Mistrz wychodzenia do ludzi i świata

RADIO WATYKAŃSKIE |

publikacja 17.04.2011 18:03

Dzięki Papieżowi, dzięki jego odwadze dostrzeżono, że nie na wszystko się trzeba godzić i nie na wszystko trzeba bezradnie patrzeć rozkładając ręce.

- Zbliża się beatyfikacja Jana Pawła II. Jest to oczywiście okazja do refleksji nad zasługami Papieża-Polaka dla całego Kościoła, dla Kościoła w Polsce, ale też okazja do przypomnienia, kim on dla nas osobiście jest. Kim dla Księdza Biskupa był Jan Paweł II?

Bp J. Kopiec: Zaczynając od osobistych refleksji, to na pewno był to Papież mojego dojrzałego życia. Papież, który wprowadził mnie, już jako bardzo świadomego kapłana, w życie Kościoła, stawiając wielkie, bardzo ważne wymagania pokazujące, że w każdej epoce i czasie każdy z nas musi niezwykle wiele trudu wkładać, aby odpowiadać na zadania, które Kościół ma do spełnienia, że być w Kościele to nie znaczy, że się tylko korzysta z raz już udzielonego wspaniałego daru Chrztu świętego, ale trzeba to przecież wszystko rozwijać. Z drugiej strony miałem to wielkie szczęście i przywilej (akurat tak to w moim życiu się ułożyło), że Papież był także moim konsekratorem. Kiedy wybrał mnie na biskupa pomocniczego w Opolu (nominacja - 5.12.1992 r.) otrzymałem propozycję, by święcenia biskupie przyjąć z rąk Ojca Świętego w bazylice watykańskiej. Stąd więc, ilekroć spoglądam na Jana Pawła II, zawsze sobie to odnoszę także i do siebie osobiście, że miałem to szczęście powiązać moje życie, a także życie mojego pokolenia kapłanów i biskupów, z jego osobą. Stąd też, nie ukrywam, więcej może jest w moim życiu i refleksji odniesienia do niego, zwłaszcza, że był to pontyfikat bardzo bogaty, bardzo inspirujący i oczywiście stawiający określone wymagania.

- No właśnie, na czym polegała rola tego pontyfikatu na przełomie wieków, na przełomie tysiącleci, dla świata? Wiemy, że jest to postać nietuzinkowa i bardzo ważna właśnie w dziejach kończącej się epoki?

Bp J. Kopiec: Widzimy bardzo wyraźnie w całych dziejach Kościoła, że każdy Papież to jest żywe ogniwo jednej, długiej historycznej drogi i chociaż byśmy nawet jako historycy różnie oceniali poszczególne pontyfikaty, różnie rozumieli nawet epoki i te zadania, które poszczególne okresy wydawały z siebie, to nie ulega jednak wątpliwości, że każda z tych postaci, włączone w całość istnienia Kościoła, mają jednak swój indywidualny kształt i zostawiają swoje indywidualne piętno. Myślę, że jest to rzeczywiście jakaś tajemnica. Nie chciałbym tutaj mówić patetycznie, ale jest jakaś tajemnica, że każdy z Papieży wnosi określone, indywidualne treści i indywidualny sposób rozwiązywania problemów, zwłaszcza, jeżeli chodzi o prostowanie, naprowadzenie na właściwą drogę, na właściwe tory, na właściwe rozumienie zadań.

Akurat Papieżowi-Polakowi przypadł czas wyjątkowy. Nie chcę powiedzieć, że jedyny i akurat ten pontyfikat był czymś nadzwyczajnym, ale jest to akurat przełom dwu tysiącleci, który pokazał, że ludzkość jednak nie do końca rozumie wszystkie swoje uwarunkowania i nie zawsze szuka uczciwego ich rozwiązania. I w to wszedł akurat Jan Paweł II pokazując, że ten świat pod koniec XX w. mógł się poszczycić wieloma osiągnięciami. Na pewno od strony cywilizacyjnych ułatwień żyje się dzisiejszej ludzkości ogólnie rzecz biorąc dużo lepiej, ale równocześnie akurat ten Papież wskazywał na nierozstrzygnięte, nierozwiązane do końca te wszystkie zawirowania, które są w ludzkim sercu. Gdyby na przykład spróbować odnieść się tylko do problemów, jakie miał Kościół np. od takiej cezury roku 1870: upadek świeckiej władzy Papieży, rozpoczęcie nowej formy posługi, sposobu realizowania zadania, kiedy wszyscy po tym tragicznym roku nie wróżyli długiego bytu Kościołowi. Papieże wydobywali pewne określone treści, w których można się dopatrzeć pewnej konsekwencji: od Leona XIII przez Piusa X, Benedykta XV, a także Piusa XI. A potem znowu druga wojna światowa i wszyscy kolejni Papieże mieli do czynienia z ogromnymi wyzwaniami. Wszyscy narażali się różnego rodzaju opiniom, ale też każdy z nich potrafił coś dostrzegać: już to problem formacji chrześcijańskiej, problem dobrej formacji kapłanów i problem wartości życia konsekrowanego i problem relacji między państwem a Kościołem, między społecznością świecką a społecznością religijną, kwestia dialogu między wiarą i rozumem. Ileż to wysiłków Papieże wkładali w to, aby przybliżać i ułatwiać dostrzeganie naszych wspólnych możliwości!

Jan Paweł II akurat trafił na moment, kiedy trzeba było wiele rzeczy na nowo wyciągać i je umiejętnie porządkować. Chociażby kwestia zdrowej antropologii: dobro człowieka, człowiek drogą Kościoła, człowiek w Kościele musi znaleźć i wytłumaczenie samego siebie, ale także i oparcie dla wszystkich swoich zadań w świecie. Temu człowiekowi należy poświęcić bardzo wiele uwagi i Papież bardzo zdecydowanie potrafił pokazać, że i politycy, i to nie tylko chrześcijańscy, i Kościół, i to nie tylko hierarchia, wszyscy razem musimy się umieć jakoś zatrzymać, zastanowić i pokazać, jak człowiekowi dzisiaj pomóc w dochodzeniu do tego, co nazywamy tak bardzo uczenie „podmiotowością człowieka”, by był on stworzeniem, które ma świadomość swojego miejsca w świecie, ale równocześnie, że świat także konkretnemu człowiekowi zawsze coś tam zawdzięcza na miarę tego, kim on jest, jakie zadania spełnia. Ta wielka odwaga Papieża Wojtyły, aby człowiekiem się zająć i bardzo drobiazgowo rozważyć to, co ogólnie wsuwamy pod pojęcie praw człowieka i praw obywatelskich, sprawiedliwości społecznej i wszelkiej innej. To jest zadanie, które Papież wyciągnął i myślę, że świat z tego korzysta bardzo mocno.

Kiedy byłem parę lat temu w Boliwii, u naszych księży z diecezji opolskiej, którzy tam pracują, to spotykałem bardzo wiele osób, od chociażby uniwersytetu i wydziału teologicznego w Cochabamba, w Santa Cruz, wszędzie mówiono o tym, ile zawdzięcza Boliwia i tamtejszy Kościół Janowi Pawłowi II. Przez inspirację, przez pokazanie niektórych płaszczyzn, których normalnie się jakby nie dostrzega, a jednak dzięki Papieżowi, dzięki jego odwadze dostrzeżono, że nie na wszystko się trzeba godzić i nie na wszystko trzeba bezradnie patrzeć rozkładając ręce. Tego chyba uczył wyjątkowo silnie i zdecydowanie, ale też odważnie i uczciwie, pokazując, że zadaniem chrześcijanina nie jest tylko walka dla samej walki o swoje prawa. Zadaniem chrześcijanina jest tworzenie świata odpowiedniego do godności człowieka, ale którą trzeba dobrze zrozumieć. Stąd myślę, że wszędzie, gdziekolwiek pojawia się znajomość nauki Papieża, od Japonii do Alaski, na pewno jest to ogromny dar. Papież pokazał, że dla biednych i bogatych, dla silnych i słabych miał cos do powiedzenia i chyba to zaowocowało. I dzisiaj dostrzegamy, że Papież praktycznie biorąc nie ma takiego tematu, którego by nie poruszał, przez który nie chciałby pomóc człowiekowi. To jest chyba jakby pośrednia odpowiedź na ten niezwykły kształt pontyfikatu, który z jednej strony stoi w kontinuum tych długich 20 wieków losów Kościoła. A równocześnie był to Papież, który rozumiał, że akurat ten kairos, ten czas szczególny, który dała mu Opatrzność, trzeba także wykorzystać do analizowania dzisiejszego świata, ale także i patrzenia w przyszłość, bo znowu stawką jest człowiek, któremu trzeba wyjść naprzeciw.

- A z drugiej strony ten brak czy ograniczenie władzy świeckiej, politycznej Papieży okazał się właśnie jakimś argumentem za, stworzył pewną nową jakość, gdy chodzi o obecność Papieża, Namiestnika Chrystusowego w tym świecie konkretnego człowieka, konkretnych jego potrzeb i nadziei, a czasem właśnie rozpaczy. Kiedy Papież stał się dużo bliższy, inaczej powiązany ze światem tymczasowej władzy, a jednocześnie Papież-robotnik, Papież z doświadczeniem dramatów współczesnego świata, jego tragedii, jaką była druga wojna światowa. Ten bliski Papież przemienił też czasem życie zwykłych ludzi..

Bp J. Kopiec: Jak najbardziej. Gdyby wejść w analizę, jako historyk, sytuacji papiestwa i możliwości spełniania przez Papieży ich posługi od wczesnego średniowiecza do XIX wieku, to ukazuje się niezwykle wyraźnie, jak Papieże byli jednak uwikłani, skrępowani swoją rolą polityczną, tą bardzo konkretną – państwem kościelnym na terenie Półwyspu Apenińskiego, w tym dziedzictwie starego Imperium Romanum. Ale równocześnie było to dziedzictwo, które w średniowieczu było zrozumiałe. Chodziło o zapewnienie sobie autorytetu w ramach jednej wspólnoty chrześcijańskiej, bo przecież i królowie, i cesarze byli także członkami tego samego Kościoła, ale inaczej rozumiano kompetencje i ich granice. Stąd spory, które istniały, a równocześnie Papieże, którzy – co tu dużo ukrywać – zwłaszcza, jako przedstawiciele określonego systemu władzy dbali przede wszystkim o to, aby uznawać ich autonomię i możliwość samodzielnego kreowania swoich priorytetów – używając dzisiejszego określenia – w polityce zapewniającej im należne miejsce.

Okazało się, że to łączenie władzy świeckiej z duchowną absolutnie w parze nie szło i możemy dzisiaj oczywiście ubolewać, że dwór papieski był często dworem książęcym, królewskim, imperialnym. Możemy ubolewać, że Papieże skrępowani polityką nie zawsze mieli czas, by dokładnie się wsłuchiwać w to, co jest w ludzkich sercach. Możemy ubolewać, że rozłam Kościoła spowodowany Reformacją nie wydał od razu ludzi, chodzi o Papieży, którzy by umieli stanąć na czele pewnego ruchu i powiedzieć: „Nie tędy droga! Musimy zacząć od siebie.” Ileż przecież było różnych podchodów, dróg, którymi święci ludzie dochodzili także i do Papieży, nakłaniając ich, by rozpoczynali podejmować swoje zadania w duchu Prymatu Piotrowego, a nie tylko w duchu władców świeckich.

Jasna rzecz, że polityczna propaganda nie jest adekwatnym źródłem analizy, ale przecież ile w XIX wieku Papieże musieli znosić ciosów, ile różnego rodzaju inwektyw pod swym adresem, i to niekoniecznie tylko jako przywódcy religijni, ale Papieże. Piętnowano ich i to bardzo ostro, zwłaszcza ze względu na to, że byli jednymi z przedstawicieli władzy. Jak wszystkich innych królów z końca epoki feudalnej niszczono i sponiewierano, tak też i sponiewierano niestety Papieży. I myślę, że było tu ogromne niebezpieczeństwo. Możemy oczywiście próbować zrozumieć błogosławionego papieża Piusa IX, że tak trzymał się tego swojego ostatniego bastionu, ale okazuje się, że wcale misji Kościoła to nie jest potrzebne. Kościół ma inne sposoby zagwarantowania sobie autonomii, przede wszystkim w dziedzinie ducha i w dziedzinie pokazywania i to zdecydowanego, kim jest człowiek i co należy do tych atrybutów, aby człowiek był istotą świadomą siebie i świata oraz swojej zań odpowiedzialności.

Miałem szczęście tutaj kilka razy bywać na różnych dłuższych lub krótszych pobytach, gdzie zawsze jakaś okazja na krótką rozmowę z Janem Pawłem II się znalazła. Papież mawiał: „Wcale nie trzeba odwoływać się tylko do swojego potencjału, który gwarantują politycy, do tych dywizji”. Przecież miejsce Papieża nie wyznaczają władcy, którzy mu powiedzą: „Masz swoje państwo, i to albo tamto rób.” Akurat Jan Paweł II pokazał, że można być zupełnie od tego z daleka i można mieć swoje miejsce.

Nie ukrywam, że na pewno Papieżowi-Polakowi mogło to byś z jednej strony łatwiejsze, bo nie był obciążony tymi wszystkimi włoskimi układami, tą całą długą, dostojną drogą, kiedy przez 450 lat tylko Włosi kierowali Kościołem, uwiązani oczywiście rodzinnymi i innymi koneksjami także z historią Włoch i konkretnych regionów i konkretnych problemów, które każdy z nich miał. Zresztą znamy Włochy, które są ogromnie skomplikowane do dzisiejszego dnia – to nie jest monolit. Wobec tego Papieżowi przybyłemu zza Alp na pewno było łatwiej wiele rzeczy przeskoczyć, do wielu rzeczy się zdystansować, ale też i ludziom pozwolić zdystansować się od tego, by na Papieży spoglądać tylko przez pryzmat pewnych określonych „włoskich specjalności”. Wiadomo, że Włochy, także ze swoimi problemami natury religijnej, ogromnym antyklerykalizmem, zwłaszcza na przełomie wieków XIX-XX, kiedy chwiały się podstawy tego, by Kościół mógł realizować swoje zadania, mimo wszystko chociażby podświadomie, ale jednak zawsze reprezentowały ojczyznę dla Kościoła. Bo to jednak z Rzymu idą impulsy, do Rzymu się zwracają wszyscy pośrednio, więc Włochy uczestniczą w tym światowym kontekście misji papieskiej.

Dla Papieża Wojtyły kontekst włoski nie był absolutnie jedynym i nieodzownym. Myślę, że było to po mistrzowsku rozwiązane. Papież z ogromną estymą mówiąc o dziedzictwie Włoch, o dziedzictwie chrześcijaństwa związanego z Rzymem, równocześnie potrafił pokazywać, że z tego trzeba wychodzić szerzej i nie należy się tego bać, by do człowieka iść wszędzie. Stąd, myślę, to głębokie uzasadnienie, że jednak Papież też gdzieś idzie, do człowieka. Nie tylko idzie się do skarbu, jakim jest i papiestwo Piotrowe w Rzymie, i groby apostołów, i historia wsparta tyloma świętymi, ale z tego bogactwa też my idziemy do świata. I to chyba potrafił wyjątkowo precyzyjnie Papież wykorzystać. Rozumiemy, że nie był on pierwszym – był przecież i Paweł VI, który jeździł i pokazał te wartości – tym bardziej jest godne podkreślenia, że Papież-Polak to prawie po mistrzowsku wykorzystał.

- Od polityki nie uciekniemy. Często Jana Pawła II określa się wręcz mianem głównego bohatera obalenia komunizmu. To jest pewnie przesada, natomiast z pewnością jest on patronem, czy inspiratorem „niemożliwego, to znaczy przeciwstawienia się systemowi, który, wydawało się, zakorzenił się bardzo mocno na Wschodzie naszego kontynentu i nie tylko, ale też w mentalności, w głowach wielu ludzi na Zachodzie. Tymczasem udało się jakby skompromitować, w sensie pozytywnym, ten system, pokazać jego fałszywe przesłanki antropologiczne, ale jednocześnie pokazując drogę wyjścia, która dała szansę, dała nadzieję ludziom na Wschodzie i Zachodzie.

Bp J. Kopiec: Papież Wojtyła jest tutaj człowiekiem, który wykorzystał swoje własne światło w sposób doskonały. Wracam do tego, co już mówiłem przed chwilą. Mianowicie, jeżeli rozumiemy, że prymat wszystkich zadań, jakie Papież widział, jest w człowieku, w zabezpieczeniu temu człowiekowi jego ram autonomii i godności, to jasną jest rzeczą, że polityka musi do głosu też dojść w takim posługiwaniu. Mówię to dlatego, że niekiedy tego nie chcemy przyjąć do wiadomości, iż polityka jest też jednak tylko sposobem, poprzez który człowiek miał realizować swoje zadania. Polityka się nieco zdeformowała i dzisiaj jest sztywnym kaftanem, w który się wszystkich ludzi próbuje zmieścić, a polityka, czyli ramy, zasady, które się stawia człowiekowi, są niemal kanonizowane i temu człowiekowi każe się tylko głowę skłonić i temu się dostosować. Tymczasem Papież pokazał, że jest odwrotnie: najpierw człowiek, potem zasady życia dla niego.

Ja raczej unikam przytoczonego tu stwierdzenia, że Janowi Pawłowi II przypisujemy pokonanie totalitaryzmu komunistycznego. Ale Papież równocześnie nadwyrężył bardzo mocno wszystkie bezideowe czy cyniczne sposoby myślenia, które idą gdzieś w kierunkach liberalnych. Im też pokazał bezideowość, gdzie nie ma przed oczyma człowieka, tylko interes poszczególnych grup czy dróg, którymi by się chciało dojść w świecie do znaczenia. Papieska droga krytyki różnego rodzaju systemów politycznych szła bardzo szeroko. Jeżeliby przeanalizować wszystkie podróże i wszystkie tematy, które poruszał od bardzo bogatej Japonii przez biedne kraje afrykańskie i latynoamerykańskie, do super bogatych krajów Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych i Kanady, to w każdym z tych krajów miał co innego do powiedzenia i miał zawsze dobrze przygotowany schemat dialogu z odnośnymi społeczeństwami. Pokazując im, że owszem, cieszymy się, że tak czy inaczej się rozwijają, ale należy dbać o to, by wszystko zmierzało ku zapewnieniu człowiekowi swobody i miejsca na tym świecie, swobody zarówno ideowej, w tym religijnej, swobody gospodarczej, swobody praw obywatelskich. Stąd, owszem, Papież w polityce był obecny niezwykle mocno i zdecydowanie, ale dla niego polityka była służbą, która wypływa wprost z Ewangelii. Przecież, nie bądźmy naiwni, Ewangelia nie jest tylko i wyłącznie słodkim opowiadaniem o idealnym Królestwie Bożym, do którego tęsknimy i które otwieramy tylko wtedy, kiedy nam jest źle na świecie. Ewangelia jest programem, który trzeba przyjąć, jeżeli się chce ją potraktować niezwykle uczciwie. Stąd Papież rozumiał, że nie może być następcą św. Piotra, który by nie podejmował tych tematów w imię człowieka wolnego i godnego. To, że akurat uderzył zdecydowanie, silnie, wykazał jak doskonały lekarz, gdzie choroba się rozwija, pokazując nadużycia względem autonomii człowieka i jego godności, jak było w przypadku systemów komunistycznych, to jest tylko potwierdzenie wielkości Papieża

- Padło sformułowanie „dialog ze społeczeństwem”. To też jest cecha bardzo charakterystyczna. Papież chętnie wchodził w dialog. To jest też nietypowe. Papieże często wypowiadali się ex cathedra. Ten Papież też nie unikał takich sformułowań, wydaw mnóstwo dokumentów, listów, encyklik itd., ale chętnie też wchodził w dialog ze społeczeństwem. Ludzie traktowali go, właśnie, jako takiego brata, ojca. Miał wielu przyjaciół, traktowano go, jako kogoś bliskiego. Może dzięki temu miał tak wielki wpływ również na historię tego świata?

Bp J. Kopiec: Na pewno. Ja bym też tutaj nie upraszczał sytuacji jako wyjątkowej. Tych możliwości dialogu już było przedtem już bardzo dużo, chociażby wizyty biskupów ad limina Apostolorum. Stary zwyczaj, który w dzisiejszej formie pochodzi z okresu potrydenckiego, z końca wieku XVI. To nie jest tylko urzędowa sprawa złożenia sprawozdania z diecezji. Tu Papież potrafił rozmawiać z biskupami, ile on się uczył od biskupów, z ich problemów lokalnych! Ale równocześnie ile Papież potrafił biskupom wskazywać! Ja miałem szczęście być dwa razy na wizycie ad limina biskupów polskich za jego pontyfikatu i byłem świadkiem, ile Papież uwagi poświęcał. Potrafił powiedzieć: „Ja nie wiem dokładnie jak teraz ta czy tamta sprawa się ma, ale wiem tylko, że należałoby zadbać o wychowanie człowieka, o stworzenie mu systemu wartości, takiego, który nie zburzy jego godności, jego poczucia wartości”. Żeby nie niszczyć tego przez prymitywizm itd. Równocześnie – powiedzmy szczerze – Papież wykorzystał bardzo dobrze możliwości spotkań z ludźmi różnej kondycji. Ileż było jego rozmów z ludźmi nauki, intelektualistami.

Ale równocześnie wystarczyło Papieżowi pojechać do bardzo biednych faveli w Brazylii i nie trzeba było mówić. Wystarczyło spotkać jednego czy drugiego człowieka, przyjrzeć się wartościom jego życia, które praktycznie były bliskie zera, i z tego Papież potrafił czynić dla siebie odpowiedni materiał. I tu jest myślę bogactwo, które Papież wykorzystywał. On traktował możliwości dialogu bardzo głęboko. Każda rozmowa, każde spotkanie zawsze prowadzi do wymiany myśli. I tutaj Papież mógłby być dobrym nauczycielem, bo i sam się uczył, a nie tylko wskazywał innym gotowe rozwiązanie.

- Na tym wielkim świecie, który stał się globalną wioską i jednocześnie bardzo się rozszerzył, gdy chodzi o możliwości, warunki, różnorodność gospodarczą, polityczną, społeczną, jest też Polska, z której ten Papież wyrósł, wyszedł i do której często wracał, i dla której też miał swoje przesłanie, miał wiele do zrobienia, do powiedzenia, i dla której rzeczywiście mnóstwo zrobił. Jak można by określić, właśnie z historycznego punktu widzenia, wpływ Jana Pawła II na przemiany polskie?

Bp J. Kopiec: Karol Wojtyła, dopóki był w Polsce, był bardzo pojętnym chrześcijaninem, który korzystał z daru Chrztu, jaki przyjął nasz naród na końcu X wieku. Ale równocześnie zawsze jako człowiek wiedział, że chrześcijaństwo zależy od mojego własnego zaangażowania. Dziedzictwo jest ważne. Odwoływanie się do tego, co jest naszymi korzeniami, jest bardzo ważne i istotne. Ale nie może być chrześcijaństwa biernie przyjmowanego. I tak Papież postępował, jako hierarcha, wcześniej jako ksiądz w diecezji krakowskiej i w Kościele w Polsce. Tak rozumiał też miejsce Kościoła polskiego w ramach całego Kościoła powszechnego.

Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z tego, że pochodzi z konkretnego narodu, że ukształtowały go jego konkretne uwarunkowania i doświadczenia. Doświadczenia bolesne, wszyscy wiemy, chociażby XX wieku. Ale równocześnie miał świadomość, że nie można się w tym zamykać i dla Papieża wyjście z polskich realiów, nawet w refleksji nad sytuacją Kościoła w poszczególnych dziedzinach, zawsze mu dawało siłę do tego, żeby spoglądać, jak w wymiarze powszechnym trzeba korzystać z tych możliwości, jakie daje Opatrzność, by nie zaniedbać niczego. Papież historii Polski nie ideologizował. On z historii Polski, z dziejów Kościoła nie tworzył tylko jakiegoś płytkiego punktu odniesienia. Papież miał wiele pokory. Był wprawdzie dumny, że z takiego narodu pochodzi, że ten naród, ten Kościół go uformował, ale jednocześnie to było dlań jeszcze większym zobowiązaniem, by pokazać światu, że z takich tysiącletnich doświadczeń tyle mogliśmy wynieść. I on sam też, jako Papież, też uczy się powszechności, ale nie przychodzi z pustymi rękami, bo na tron Piotrowy nie wstąpił jako ktoś zupełnie anonimowy. Przychodził jako ktoś uformowany, dojrzały, mający doświadczenie, ale też mający swój określony charyzmat, pokazując już wcześniej możliwości działania Kościoła, cały swój potencjał intelektualny, a przede wszystkim duchowy. Widać w nim było niezwykłą uczciwość wobec Chrystusa, że z Chrystusem rozmawiał niezwykle szczerze i temu Chrystusowi nie chciał niczego odmawiać. To go mobilizowało, by pokazać, że ten pontyfikat będzie czasem błogosławionym. Żeby inni ludzie widząc, że Kościół w Polsce potrafił uformować jego przekonali się, że potrafi na pewno uformować też wielu innych. Można by to rozciągnąć oczywiście na dłuższe czasy. Skoro Kościół w Polsce wraz ze światem podąża w przyszłość, niech więc też pewna siła ducha z tego Kościoła w Polsce będzie bogactwem całego Kościoła.

- Obecnie będziemy mieli mocnego patrona, błogosławionego Jana Pawła II, uważanego przez nas, i słusznie, za ojca Solidarności, tej, która ruszyła pierwszy kamień w lawinie przemian Europy Wschodniej i całego świata. Co zostanie teraz na czasy, w których na solidarność z małej litery nawet nie ma wiele miejsca? Czy ten patron ma nam przypominać o rzeczach podstawowych?

Bp J. Kopiec: Przyznam, że jako historyk troszkę bałbym się zacieśniać punkt widzenia do konkretnego doświadczenia tego naszego ostatniego bohaterskiego czasu, z którego, jak widzimy niewiele monumentów zostało. Natomiast myślę, że Papież, teraz jako błogosławiony, jako nasz patron będzie niezbywalny, zwłaszcza gdy chodzi o nasze zobowiązania do uczciwości, odpowiedzialności, do bycia kimś, kto z Ewangelii zaczerpnął siłę do formowania i swojego wnętrza i relacji z innymi. Stąd myślę, że jego przesłanie jest ponad epoką i jej konkretnymi wydarzeniami. To, że akurat on w swoim historycznym posługiwaniu mógł ukształtować także te rzeczy, jak „Solidarność”, społeczeństwo obywatelskie, wolność itd., to wszystko jest piękne. Ale myślę, że chodzi o to, by nie ulegać tylko i wyłącznie wielkiemu płomieniowi, który owszem będzie piękny w dniach beatyfikacji. Żeby naszej walki nie zacieśniać do sporu z jakąś konkretną władzą, a zostawiać inne sprawy na później. Jan Paweł II byłby, jak podejrzewam, bardzo niezadowolony, gdybyśmy wielkie dzieło Ewangelii zacieśniali tylko do aktualnych zadań. To będzie Patron naszej uczciwości, odpowiedzialności i dojrzałości.