Jak karczmarz przechytrzył opata

Roman Tomczak; GN 11/2011 Legnica

publikacja 11.05.2011 06:24

Pierwsze śląskie Bractwo św. Józefa powstało w Krzeszowie. W okresie największej świetności należało do niego 100 tys. członków. W tym samym czasie na całym Śląsku mieszkało ok. 120 tys. ludzi. W tym roku mijają 342 lata od założenia bractwa.

Jak karczmarz przechytrzył opata Jędrzej Rams/ GN Fresk w kościele brackim w Krzeszowie, na którym Willmann przedstawia siebie jako karczmarza, który odmówił Świętej Rodzinie noclegu.

W dzień wspomnienia św. Józefa 19 marca 1669 r. Bernard Rossa, najsławniejszy opat w dziejach Krzeszowa, uroczyście powołał do życia Bractwo św. Józefa. Decyzję tę zatwierdził papież Klemens IX.

Opat Rossa zapożyczył swój pomysł od austriackiego zakonu cystersów w Lilienfeld, gdzie przebywał z wizytą. Chętni do bractwa pojawili się bardzo szybko. Z początku byli to prawie wyłącznie mieszkańcy Śląska. Ale w pierwszych latach XVIII w. bractwo liczyło już ok. 30–40 tys. członków. Demograficznym szczytem jego popularności okazał się rok 1725, kiedy doliczono się w nim 100 tys. dusz. Nigdy więcej w historii Kościoła w Europie żadne bractwo nie było już tak liczne.

Bractwo na wyspie

Dziś nikt nie ukrywa faktu, że to potrzeba obrony wiary katolickiej przed protestantami była matką narodzin tego ruchu. – Pamiętajmy, że kiedy Rossa składał podpis pod aktem erekcyjnym bractwa, robił to na terenach przyznanych po wojnie trzydziestoletniej Rzeszy Niemieckiej, w ogromnej większości protestanckiej – mówi Mieczysław Gadzina, przewodnik sudecki. – Krzeszowskie opactwo było jak wyspa w morzu ewangelików. Dlatego bractwo było oczkiem w głowie opata Rossy. Trzeba było przecież podjąć natychmiastowe starania, aby katolicyzm nie zniknął zupełnie z wyznaniowej mapy Śląska. A któż nadawał się do tego lepiej niż Bractwo św. Józefa ze swoim „wojującym” herbem? Kościół podjął zakrojoną na szeroką skalę akcję rekatolicyzacji utraconych miast i wsi. Służyły temu misje, ale i malarstwo Michaela Willmanna. Jednak największym sukcesem w tej walce miało się okazać powołanie do życia Bractwa św. Józefa – dodaje.

Krzeszowscy bracia spod znaku św. Józefa prowadzili działalność religijną, oświatową, wychowawczą i charytatywną. Warto dodać, że sam wielki Willmann, arcymistrz barokowego malarstwa i wielki czciciel św. Józefa, także był członkiem potężnego już wówczas bractwa. Głównymi zadaniami krzeszowskiego towarzystwa były: „szerzenie czci Boga Wszechmogącego oraz wysławianie świętych imion Jezusa, Maryi i Józefa, troska o szerzenie katolickiej wiary, upraszanie Bożego błogosławieństwa oraz pokoju dla ojczyzny”.

Wśród łask, o które zabiegali członkowie tej konfraterni, na podkreślenie zasługują prośby o dobrą i szczęśliwą śmierć. – Dobra śmierć to temat jednego z obrazów Willmanna, na którym umierający kona na rękach najbliższych, otoczony przez przyjaciół, a nie bezimiennie w jakimś hospicjum – wyjaśnia Mieczysław Gadzina.

Pożyczka z konfraterni

Krzeszowskie bractwo, posiadając statut i nadane mu przywileje, uczestniczyło m.in. w rzymskiej archifraterni stolarzy i cieśli dedykowanej św. Józefowi. Jak utrzymuje ks. Józef Mandziuk w swojej książce „Historia Kościoła katolickiego na Śląsku”, działalnością bractwa kierował zarząd, który wybierano każdego roku. Składał się on z protektora, rektora, prorektora oraz 12 asystentów, tyluż konsultorów oraz dwóch zakrystianów. Każdy członek zobowiązany był do odmawiania codziennej modlitwy do św. Józefa, spełniania uczynków miłosierdzia wobec biednych i chorych.

Marek Perzyński, wybitny znawca historii Kościoła na Śląsku, pisze zaś w jednej ze swoich prac, że niektóre konfraternie były tak zamożne, że fundowały ołtarze, księgi, paramenty liturgiczne oraz prowadziły renowacje obiektów sakralnych. „Składano do ich kasy ofiarę w zależności od stanu zamożności. Ale można było też otrzymać z niej pożyczkę. Jeśli było trzeba, jego przełożeni karali braci za wykroczenia” – pisze Perzyński.

Do konfraterni krzeszowskiej należeli zakonnicy ze Śląska, Czech, Moraw, Austrii, Bawarii, Nadrenii i Westfalii, a także wielkie rzesze ludzi świeckich i duchowieństwa diecezjalnego. Wśród nich bp Sebastian Rostock oraz Angelus Silesius, wielki konwertyta, lekarz, ksiądz i zarazem poeta mistyczny, którego twórczość znana jest polskiemu czytelnikowi głównie dzięki przekładom Adama Mickiewicza.

Kościół bracki

Członek Bractwa św. Józefa zobowiązany był nie tylko do codziennej modlitwy, comiesięcznego przyjmowania sakramentów świętych, ale i do spełniania uczynków miłosierdzia wobec ubogich, chorych oraz protestantów. Dlatego do Krzeszowa co roku przybywały rzesze wiernych. Szacuje się, że w okresie największej świetności bractwa opactwo cysterskie odwiedzało 3-4 tys. pielgrzymów rocznie. W 1684 r. przybyło ich 43 tysiące! To było o wiele za dużo, by mógł ich pomieścić niewielki kościółek pw. św. Andrzeja. Dlatego bardzo szybko podjęto decyzję, aby na miejscu tej świątyni wybudować inną, większą i odpowiadająca wyzwaniom epoki.

W ten sposób powstał dzisiejszy kościół pw. św. Józefa, zwany brackim. W jego wnętrzu Michael Willmann namalował m.in. serię 14 obrazów, opowiadającą o życiu św. Józefa od chwili zaślubin do śmierci. Z jednym z nich związana jest anegdota. – Na kilku obrazach namalowanych dla kościoła brackiego Willmann uwiecznił swoją postać. Na jednym występuje w roli karczmarza, który odmawia noclegu Świętej Rodzinie. Legenda głosi, że opat Rossa, bojąc się, iż Willmann nie dotrzyma terminu namalowania tego obrazu, zamknął go kiedyś na klucz w świątyni, obiecując wypuścić, kiedy praca będzie wykonana. Kiedy mistrz po skończonej pracy wychodził z kościoła, a Rossa z przyjemnością oglądał jego dzieło, miał powiedzieć: „Opat zamknął mnie na klucz, a i tak w tym czasie byłem w gospodzie”.

Zmierzch i odrodzenie

Uroczyste spotkania brackie odbywały się w Krzeszowie co miesiąc. Główne, oczywiście, 19 marca. Do kościoła św. Józefa zmierzali wówczas najznamienitsi kaznodzieje, a procesje wiernych pojawiały się przed jego fasadą już od wczesnego ranka. Ksiądz Tadeusz Fitych w swojej pracy „Kult św. Józefa na Śląsku w XVII i XVIII wieku” pisze m.in.: „Musiały to być znaczne tłumy, skoro w roku 1680 do spowiedzi i Komunii św. Przystąpiło około trzech tysięcy osób, a w roku 1696 już sześć tysięcy trzysta osób. Po liturgii mszalnej ważny moment spotkań stanowiło wystawienie Najświętszego Sakramentu i procesja. Rozpoczynano ją hymnem »Veni Creator« i modlitwą »Przyjdź, Duchu Święty«, po czym recytowano »Litanię do Imienia Jezus«, »Najświętszej Maryi Panny« lub »św. Józefa«. Z kolei następowała procesja, w której czterech diakonów ubranych w złociste dalmatyki niosło srebrną, ważącą dwadzieścia kilogramów figurę św. Józefa”. To wtedy, po procesji, wybierano zarząd bractwa na kolejny rok. Wspólnie odmawiano Różaniec do św. Józefa, złożony z 15 tajemnic: 7 radosnych i 7 bolesnych oraz tajemnicy „Trójcy stworzonej”, którą to modlitwę ułożył sam opat Bernard Rossa. Warto podkreślić, że wspomniany 14-częściowy cykl obrazów Willmanna z wnętrza świątyni brackiej także dzielił się na „7 radości i 7 smutków”.

Ksiądz Tadeusz Fitych obliczył, że jeszcze w latach 1770–1790 do Krzeszowa przybywało rocznie ok. 20 tys. członków konfraterni i pielgrzymów. Jednak początek wieku XIX był już tylko cieniem dawnej świetności krzeszowskiego bractwa. Aż w końcu konfraternia józefowa podzieliła los setek klasztorów na Śląsku, kiedy rząd pruski nakazał ich kasatę w roku 1810.Reaktywowanie Bractwa św. Józefa w diecezji legnickiej nastąpiło dopiero 185 lat później. 19 marca 1995 roku erygował je bp Tadeusz Rybak, mianując jednocześnie ks. prof. Władysława Bochnaka, proboszcza parafii katedralnej, rektorem.

Ulubieniec papieży

Członkiem Bractwa św. Józefa może zostać każdy cieszący się dobrą opinią katolik (kobieta i mężczyzna), żyjący według zasad wiary. Nowo przyjęty członek jest wpisywany do „Księgi Bractwa”. Jego członkowie zakładają specjalny strój, który ich wyróżnia na uroczystościach. Najczęściej zajmują także eksponowane miejsca w kościele podczas uroczystości diecezjalnych i parafialnych.

Kult św. Józefa jest bardzo stary. Papież Pius IX ogłosił świętego patronem Kościoła katolickiego, a Jan XXIII – patronem Soboru Watykańskiego II. Jan Paweł II poświęcił mu adhortację „Redemptoris Custos”.