Ćpał. Zostanie księdzem...

Ks. Jacek M. Pędziwiatr; GN 9/2011 Bielsko

publikacja 23.03.2011 06:30

Tysiąc chłopców i dziewcząt uwikłanych w narkotyki, alkohol i papierosy doświadczyło dobra w Katolickim Ośrodku Wychowania i Resocjalizacji Młodzieży „Nadzieja”. Młodzi otrzymują tu szansę na dobre życie. Placówka w tym roku świętuje 20-lecie działalności.

Ćpał. Zostanie księdzem... Ks. Jacek M. Pędziwiatr/ GN Ośrodek prowadzi własne gimnazjum.

Pierwsza przyszła do ośrodka Małgosia – wspomina ks. Józef Walusiak, twórca „Nadziei”. – Mama ją przywiozła. Miały dużą walizkę. To było w południe 19 marca 1991 roku. Pomyślałem wtedy: Pan Bóg daje nam znak, że to święty Józef, opiekun Dzieciątka Jezus, ma być patronem dzieci, które tu będą wracać do normalnego życia.

Z kluczem na szyi

Z zagubioną młodzieżą ks. Józef spotkał się w latach 80. XX wieku w tworzącej się wtedy bielskiej parafii na Złotych Łanach. Nie było jeszcze kościoła, księża mieszkali w blokach. Katechizowali dzieci w prywatnych domach. Koło salek kręciły się też inne dzieciaki: zaniedbane, często śmierdzące butaprenem. Ks. Józef zaczął z nimi rozmawiać. Spotykali się raz w tygodniu.

Sprawą zainteresowała się milicja. Księdza Walusiaka kilkakrotnie przesłuchiwano, zarzucano, że przewraca w głowie socjalistycznej młodzieży. Efekty pracy z narkomanami też były skromne – jednym spotkaniem w salce czy na ulicy trudno było przywrócić komuś chęć i radość trzeźwego życia. Potrzebny był ośrodek stałego pobytu.

Mit strzykawek

Grupa ludzi skrzyknęła się w fundację. Na obrzeżach Bielska--Białej, w Komorowicach kupili dwa przylegające do siebie budynki, które wymagały gruntownego remontu. Kto mógł, zakasał rękawy. Prywatni darczyńcy wspomogli prace, zaangażowała się Maltańska Służba Medyczna z Kolonii. Na przedwiośniu 1991 roku ośrodek był gotowy. Ważna była akceptacja społeczna. Nikt nie protestował, choć czas dla ośrodków był w Polsce trudny. Ludzie obrzucali kamieniami placówki Monaru i księdza Nowaka. W Komorowicach protestów nie było. Wpływ na to miała zapewne postawa ówczesnego proboszcza ks. Jana Sopickiego. Choć ludzie nie kryli swoich obaw. Jesienią ktoś zaczepił ks. Walusiaka: – To kiedy ci narkomani tu przyjadą? – Kiedy przyjadą? – zdziwił się ksiądz. – Przecież oni tu już pół roku są!

Zamiast strachu pojawiła się życzliwość. Do dziś sąsiedzi podrzucają jajka, skrzynkę świeżo zebranych jabłek, mebel, który może się jeszcze przydać... Pomaga wielu: od zaprzyjaźnionej piekarni, która co dzień dowozi pieczywo, aż po Caritas diecezjalną i parafie.

Miejsce i ludzie

Dwa budynki „Nadziei” stykają się narożnikami. W jednym domu mieszkają dziewczęta, są sale szkolne, biuro i kaplica. W drugim – kuchnia z jadalnią, pokoje dla terapeutów, kotłownia, siłownia i pokoje chłopców. Ośrodek zawsze był koedukacyjny. Jest spory ogród, budynek gospodarczy, boisko do siatkówki, a i tak pozostaje wciąż sporo wolnego miejsca. W sam raz, by wznieść jeszcze jeden budynek. Na budowę tego wymarzonego gmachu są już plany i zezwolenia. Brakuje tylko pieniędzy. Ale pozostaje nadzieja, że uda się – jak przez całych 20 lat – znaleźć dobrodziejów.

„Nadzieja” to miejsce, ale przede wszystkim ludzie. Zaczynało się od zapaleńców. Tylko ks. Walusiak ukończył studium resocjalizacji na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Ale ludzie, którzy dołączali, by go wesprzeć, łączyli pracę z zapałem do nauki. Dziś personel tworzą osoby ze specjalistycznym wykształceniem, wciąż uzupełnianym. Jest pani Basia, która od 15 lat prowadzi kuchnię. W tym czasie skończyła studia teologiczne, ale nie chce zmieniać stanowiska i w ten sposób uprawia swoją teologię służby. Pomaga jej Ewa, niegdyś wychowanka ośrodka, dziś w nim sama pracuje. Są wychowawcy, terapeuci, konserwatorzy. Jest ksiądz.

Dla ciała i ducha

„Nadzieja” była pierwszym ośrodkiem katolickim dla młodzieży uzależnionej w Polsce. – Katolicki to znaczy łączący terapię ciała i umysłu z terapią ducha – wyjaśnia ks. Józef. Do ośrodka przychodzi młodzież nie tylko poraniona, po przejściach narkotycznych, ale też wyzbyta wiary. Niektórzy zrazu się buntują: – Nie będę się modlił! Potem przychodzi moment spowiedzi. W niedziele i święta chodzą do kościoła parafialnego w Bielsku-Białej-Komorowicach. Przygotowują się do bierzmowania i także tutaj je przyjmują. Potem idą w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę, której ks. Walusiak jest głównym przewodnikiem. – Wszyscy mi to kiedyś odradzali – wspomina. – Ostrzegali, że mi uciekną. Zaryzykowałem. Doszli i wrócili wszyscy.

Wyjść na ludzi

Ośrodek ma podpisany kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Zezwala on na przyjęcie jednorazowo 28 młodocianych pacjentów. Kuracja trwa rok, czasem trochę dłużej. Można tu kontynuować naukę w gimnazjum. Zajęcia odbywają się na miejscu, w ramach filii bielskiej Dwudziestki. Ludzie dzwonią w sprawie przyjęć z całej Polski. Kiedy jeden wychowanek opuszcza ośrodek, natychmiast przyjmowany jest nowy.

Czy terapia w ośrodku jest skuteczna? Na pewno nie zawsze. Z około 1000 podopiecznych, którzy przewinęli się przez „Nadzieję”, kilkunastu już nie żyje. O wielu wiadomo, że wyszli na ludzi, są trzeźwi, mają już własne rodziny. Z myślą o tych, którzy nie mają dokąd wracać, ks. Walusiak założył w Bielsku-Białej dwa hostele. Młodzi po terapii mogą w nich mieszkać dalej. Warunkiem jest trzeźwość, nauka albo praca.

– Odwiedził nas niedawno były wychowanek – mówi Adam Kasprzyk, dyrektor ośrodka. – Studiuje w Anglii, robi doktorat. – Inny – dorzuca ks. Walusiak – wstąpił do zakonu. Jest już po pierwszych ślubach. To będzie pewnie pierwszy narkoman w Polsce, który zostanie księdzem...

Szansa dla młodych

Ks. Józef Walusiak, założyciel „Nadziei”

– Kiedyś problemy dzieci były prostsze: klej albo heroina, czasem alkohol. Dziś ci, których przyjmujemy, mają problem z uzależnieniem nie tylko od narkotyków, tabletek, dopalaczy, ale też od komórki, internetu i hazardu. Trafiają się też dzieci, których rodzice zażywają narkotyki. Świat poszedł naprzód.

Adam Kasprzyk, dyrektor „Nadziei”

– Trafia do nas młodzież z całej Polski. Są też dzieci polskiego pochodzenia z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, nawet USA. Są dwa warunki przyjęcia do ośrodka: trzeźwość oraz chęć powrotu do zdrowego życia, do rodziny, do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Informacje o nas można znaleźć na stronie www.nadzieja.bielsko.pl.

Monika, wolontariusz „nadziei”

– W ośrodku pracuję 10 godzin tygodniowo. Wolontariusze to studenci lub absolwenci kierunków psychologicznych i społecznych. Wolontariat w „nadziei” łączy zdobycie praktycznych umiejętności z możliwością służby, oddania swojego czasu drugiemu człowiekowi.