Opowieść o pewnym hospicjum

ks. Tomasz Horak

GN 1/2023 |

publikacja 05.01.2023 00:00

Wiele lat temu w Nysie powstało hospicjum onkologiczne. Założył je ówczesny kapelan miejskiego szpitala ks. Wacław Leśnikowski. Teraz stało się inspiracją do napisania książki o znaczeniu posługi duszpasterskiej dla osób nieuleczalnie chorych.

Podczas wizyty  na oddziale. ks. Tomasz Horak Podczas wizyty na oddziale.

Hospicjum… Stare łacińskie słowo oznaczające gościnne przyjęcie, przedmiotowo także gościnny pokój. Stąd wzięło się określenie „hospitalis” i jego polska wersja „szpital” ze wskazaniem na lecznicę. W starych kronikach, w żywotach świętych wraca ono często, wskazując na bezpieczne schronienie zapewniające i wyżywienie, i konieczną opiekę pielęgnacyjną. Ewolucja określeń poszła w dwóch kierunkach. Pierwszy to „szpital” w powszechnie dziś używanym znaczeniu. Drugi, rozpowszechniony w ostatnich dziesięcioleciach, to „hospicjum”.

Pomoc w najtrudniejszym czasie

W pierwszym okresie istnienia hospicjów określenie to budziło lęk – tam wszyscy umierają… Ale także towarzyszyło mu jakby lekceważenie – bo czegóż potrzeba, by śmierci doczekać. I dlatego słyszało się czasem „umieralnia”. Dziś już nikt tak nie powie. Całe szczęście. Bo z jednej strony jakże ważne jest dla terminalnie chorego i jego bliskich istnienie miejsca zapewniającego wszechstronną pomoc na czas najtrudniejszy. A z drugiej strony – pracownicy i całe ich zaplecze muszą mieć naprawdę fachowe przygotowanie, i to wielostronne, by ową pomoc owocnie świadczyć. Hospicja są częścią społecznej, państwowej służby zdrowia, włącznie z kosztami utrzymania. Jednak wciąż istnieje potrzeba dofinansowania wielu spraw. Stąd dość szeroki, a na pewno aktywny i owocny ruch społeczny na rzecz istniejących i nowo powstających hospicjów.

Hospicjum onkologiczne powstało i w Nysie, wyrastając jakby u boku tamtejszego szpitala. Kapelanem w szpitalu był ks. Wacław Leśnikowski. Jego zdecydowane stawanie w obronie oddzialiku służącego chorym terminalnie doprowadziło do tego, że na jego fundamencie ukonstytuowało się hospicjum, któremu wsparcie dała zgromadzona wokół tej idei grupa ludzi „z miasta”. Nie czas ani miejsce na ich wyliczanie. Niektórzy trwają już prawie trzydzieści lat w stowarzyszeniu, które jest prawną i funkcjonalną podstawą hospicjum.

Musiałem schować aparat

Hospicjum, to zaczątkowe, znałem z rozmów z księdzem Wacławem. Któregoś dnia wybrałem się tam osobiście. Z aparatem fotograficznym. Gdy wchodziłem na korytarz, uderzył mnie perlisty niewieści śmiech. Jakoś mnie to obruszyło: z jednej strony kilka osób „na umarciu”, z drugiej ów śmiech. Panie serdecznie przywitały. „Pokażemy księdzu i potem pogadamy”. Po pierwszej sali przeprosiłem, że niby muszę skoczyć do samochodu. Mus był wewnętrzny – odniosłem do auta aparat. Nauczyłem się fotografować hospicjum dopiero po kilku latach. A ów perlisty śmiech? Zrozumiałem po odwiedzeniu wszystkich sal i wysłuchaniu krótkich objaśnień… Tu trzeba mieć ogromne serce, a równocześnie psychiczną odporność z towarzyszącą jej umiejętnością „powrotu na ziemię”. Chwile odprężenia są konieczne i wcale nie są wbrew tragedii, ale dają siłę do przyjmowania na siebie cierpienia innych. Chwała tym dziewczynom za to!

Ksiądz Wacław Leśnikowski przygotował pracę doktorską. Teraz jest dostępna jako książka. Autor dysponował stosowną literaturą, ale umiał ją czytać przez pryzmat własnych wieloletnich doświadczeń. Na kilku płaszczyznach – przede wszystkim delikatności wobec chorych, umierających i ich rodzin. Po drugie – w nieudawanej trosce o każdego pacjenta. Po trzecie – w kierowaniu hospicjum na poziomie zarówno lecznicy, jak i stowarzyszenia stanowiącego prawne umocowanie hospicjum. Z bogactwa tematów poruszanych w omawianej książce wybieram kilka, wydaje się istotnych, zagadnień.

Chory cały człowiek

Kto choruje, kogo zatem należy leczyć? Objawy choroby widoczne są jako zewnętrzne, materialne, mierzalne symptomy. Błędem byłoby odpowiedzieć, że chore jest ciało człowieka. Każda mama poznaje po buzi dziecka obecność choroby. Już to psychologiczne odbicie materialnego, chorobowo zmienionego funkcjonowania ciała upewnia nas, że choruje cały człowiek. Ksiądz Leśnikowski poświęca temu sporo uwagi, jako że choroba nowotworowa, szczególnie jej stadium terminalne, zmienia całego człowieka. Zatem ciało i dusza? To zbytnie uproszczenie, zwłaszcza gdy brać je „konfesyjnie”. Skądinąd to spojrzenie na wielopłaszczyznowe istnienie i funkcjonowanie człowieka znajduje bardzo wyraziste potwierdzenie w ewangelicznych kontaktach Jezusa z chorymi. Chrystus najpierw zwraca uwagę chorego na jego warstwę duchową. I bynajmniej nie o konfesyjność w tym chodzi, lecz o bogactwo natury człowieka.

Najtrudniejsza faza choroby

W pewnym momencie choroby mówi się: „Tu już nic nie da się zrobić”. Jest to zwykle obudowane zmianą podejścia do pacjenta, którą autor wnikliwie, acz krótko opisuje. Jedną z okoliczności jest – choć nie zawsze – przewiezienie do hospicjum. Sytuacja zwykle nieodwracalna. Pacjent łatwo domyśli się, o ile wcześniej nie zostanie o tym poinformowany. Wie, że nie ma już mowy o leczeniu ani o żadnej nadziei na wyzdrowienie. Gdy spada to na pacjenta nieprzygotowanego, może prowadzić do wielodniowej „degradacji psychicznej”. Problem komunikowania terminalnie choremu człowiekowi jego stanu istniał w medycynie zawsze. Ślady tego można spotkać już w starożytnych pismach. A i dzisiaj budzi kontrowersje i zawsze są to chwile bardzo trudne. Lekarze, terapeuci, personel pielęgniarski, kapelan muszą być do tego przygotowani. Rodzina również.

Stawienie czoła umieraniu

Niezastąpioną rolę u kresu życia chorego spełniają duszpasterze, którzy towarzyszą w przeżywaniu lęku, żalu, duchowego bólu i z perspektywy Ewangelii mogą zaproponować umierającemu pomoc i pociechę. „Duszpasterz, który w XXI wieku przybywa do człowieka śmiertelnie chorego i jego bliskich, ma zadanie trudniejsze niż jeszcze parę dekad temu, bo musi wykroczyć poza rytualną umiejętność udzielenia choremu sakramentów; musi też być gotów poświęcić odchodzącemu człowiekowi więcej czasu” – zauważa ks. prof. Piotr Krakowiak, który był jednym z recenzentów książki ks. Leśnikowskiego. Dlatego tak ważne jest odpowiednie przygotowanie przyszłych kapłanów do posługi wśród chorych terminalnie. Ks. Leśnikowski sugeruje więc uzupełnienie formacji seminaryjnej tak, by umożliwić przyszłym kapłanom zdobycie wiedzy i umiejętności przydatnych w służbie pacjentom hospicjów. Nie chodzi tu – jak podkreśla – o podręcznik dla specjalistów opieki paliatywnej, ale o praktyczną pomoc dla duszpasterza, który w swojej codziennej pracy parafialnej posługuje także chorym, w tym chorym terminalnie. A więc potrzeba w programach formacji seminaryjnej szerzej i głębiej uczyć, jak stawiać czoła umieraniu. Tę wiedzę i umiejętności powinni mieć także lekarze i pielęgniarki podejmujący pracę w hospicjach. Bo wszyscy są tam postawieni, by wychodzić naprzeciw człowiekowi bliskiemu śmierci.

Książka ks. dr. Wacława Leśnikowskiego powinna znaleźć się w bibliotekach seminariów duchownych, wydziałów teologicznych, ale także uczelni i szkół medycznych. Świadomość wagi tematu, a jednocześnie chowanie głowy w piasek nie dadzą się pogodzić ze sobą i z posłannictwem opieki nad człowiekiem. Obecny nakład powinien okazać się zbyt niski.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.