„Wszyscy mają prawo do mej miłości”

Franciszek Kucharczak

GN 43/2022 |

publikacja 27.10.2022 10:15

Powstała sto lat temu Administracja Apostolska dla Górnego Śląska okazała się sukcesem, bo sukcesem był wybór człowieka, który nią pokierował.

Ksiądz August Hlond, administrator apostolski w Katowicach, później pierwszy biskup katowicki i prymas Polski. archimum archidiecezjalne w katowicach; reprodukcja henryk przondziono /foto gość Ksiądz August Hlond, administrator apostolski w Katowicach, później pierwszy biskup katowicki i prymas Polski.

Była jesień 1922 roku. Na Górnym Śląsku trwały wielkie zmiany. Po trzecim powstaniu wschodnia część regionu z kluczowym okręgiem przemysłowym przechodziła w ręce Polski. Do Katowic i innych miast wkroczyło polskie wojsko, pracę rozpoczęły polskie urzędy. Wiadomo było, że ze zmianami politycznymi wiąże się też reorganizacja kościelna i nie wystarczy już to, co stworzył przed rokiem wrocławski kardynał Adolf Bertram, powołując Delegaturę Biskupią na Śląsku. Niemiecki hierarcha miał nadzieję na utrzymanie w ramach swojej ogromnej diecezji przyznanego wówczas Polsce terytorium. Pomylił się. Uzależniona od wrocławskiej kurii Delegatura nie znalazła aprobaty ani w śląskim społeczeństwie, ani wśród kapłanów. Spotykała się też z niechęcią ze strony rządu polskiego, który nie uznawał jej aktów prawnych. Pojawiały się zgrzyty, nieporozumienia, trudności. W końcu Bertram skapitulował. Teraz decyzję miał podjąć Rzym.

Tekst pochodzi z dodatku "Mocny fundament" dostępnego z wydaniem 43/2022 "Gościa Niedzielnego".

Jest dekret

„August Hlond? A kto to jest?” – pytali zdziwieni duchowni, pracujący na przyłączonej do Polski części Śląska. Nie znali tego kapłana, choć był rodowitym Ślązakiem. Pochodził z Brzęczkowic (dziś dzielnica Mysłowic), ale jako dwunastoletni chłopiec wraz ze swoim starszym bratem Ignacym wyjechał do Turynu. Tam w 1897 roku wstąpił do założonego przez zmarłego kilka lat przedtem św. Jana Bosko zgromadzenia księży salezjanów. Święcenia kapłańskie przyjął w 1905 roku w Krakowie. Cztery lata spędził na kilku placówkach w Polsce, po czym w 1909 roku został skierowany do Wiednia, gdzie stworzył wzorcowy i dynamicznie rozwijający się ośrodek apostolatu salezjańskiego. Tam też w 1919 roku objął funkcję pierwszego przełożonego (prowincjała) Inspektorii Niemiecko-Węgierskiej z siedzibą w Wiedniu. Niedługo pełnił to zadanie. 7 listopada 1922 roku papież Pius XI ogłosił dekret nominacyjny dla ks. Hlonda Sanctissimus Dominus noster, ustanawiający go administratorem apostolskim dla polskiej części Górnego Śląska. Administracja była bezpośrednio zależna od Stolicy Apostolskiej.

Dekret stanowił m.in, że „administrator apostolski jest zwierzchnikiem Kościoła katolickiego na Górnym Śląsku Polskim z pełną jurysdykcją ordynariusza i prawami przysługującymi biskupom”. Administrator przejmował „prawa i kompetencje, jakie na terenie Górnego Śląska, w myśl obowiązującego tam prawa niemieckiego i pruskiego, przysługiwały dotychczas księciu biskupowi wrocławskiemu”.

Obszar, jaki podlegał władzy administratora apostolskiego, obejmował przyłączoną do Polski część Górnego Śląska z wyjątkiem rejonu Cieszyna, gdzie wciąż jeszcze funkcjonował zależny od Wrocławia Wikariat Generalny.

Skutki spotkania

Nominacja Hlonda zaskoczyła zarówno władze polskie, jak i niemieckie. Polacy słabo go znali. Z kolei Niemcy z początku byli nawet zadowoleni, ponieważ słyszało się opinie, że Hlond jest „bardziej niemiecki niż Niemiec”. Salezjanina kojarzono z Wiedniem, nie był zamieszany w propolską działalność na Górnym Śląsku. Niemcy szybko zorientowali się jednak, że błędnie ocenili nominata, lecz nie miało to większego znaczenia, ponieważ o wyborze Hlonda najprawdopodobniej zdecydował sam papież. Pius XI – Achilles Ratti – miał po temu powody. Był przyjacielem Polski, znał także problematykę śląską. Pełnił m.in. funkcję obserwatora i mediatora plebiscytu na Górnym Śląsku z ramienia Stolicy Apostolskiej. Co istotne, znał również osobiście ks. Augusta Hlonda, a nawet się z nim zaprzyjaźnił. W 1918 roku Ratti, zmierzając z Rzymu do Warszawy, zatrzymał się w Wiedniu u salezjanów. Doszło wówczas do spotkania obu duchownych. Długo rozmawiali. Salezjański prowincjał zrobił na Rattim wielkie wrażenie. Ujęła go żarliwość wiary Polaka, jego wybitna kultura osobista, a przy tym szerokie horyzonty, znajomość spraw kościelno-politycznych, przenikliwość i zdolność do analizy. Zauważył też, że Hlond to człowiek wierny Kościołowi i szczery polski patriota. Od tamtej pory ilekroć Ratti, już jako nuncjusz, pokonywał trasę Warszawa–Rzym, odwiedzał po drodze ks. Hlonda i omawiał z nim kwestie Kościoła w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem Śląska.

Nic dziwnego, że gdy trzy lata później zasiadł na Stolicy Piotrowej, nie miał problemu z wyborem właściwego człowieka na administratora apostolskiego na Śląsku.

Dobry start

17 grudnia 1922 roku August Hlond odbył skromny ingres do katowickiego kościoła NMP. Obecna była najbliższa rodzina, władze świeckie, kapłani i zakonnicy, a także tłumy wiernych, wyraźnie uradowanych obecnością swojego pasterza.

„Zadaniem moim będzie prowadzić was drogą wiary i cnoty do nieba, do Boga, utwierdzając, krzepiąc, oświecając, podnosząc, ratując. Wszyscy mają prawo do mej miłości, pracy i opieki, wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać” – niosło się po kościele, a później po całym polskim Górnym Śląsku pierwsze orędzie administratora apostolskiego do wiernych.

Nie były to słowa rzucone na wiatr. Hlond wykazał się dużą energią i zapałem. Śląski Kościół potrzebował właśnie kogoś takiego. Salezjanin rządził w Katowicach tylko kilka lat, był to jednak czas nader istotny dla kształtu nowego Kościoła lokalnego. Trzeba było wszystko budować od podstaw, a środki były mizerne. Na początku rządca dysponował bardzo skromnym budżetem, nie miał mieszkania ani biura, a wśród licznych spraw, jakie należało rozwiązać, ważne miejsce zajmowały konflikty narodowościowe.

W ciągu roku zostały zorganizowane kuria i sąd biskupi, stworzono kilka nowych dekanatów. Konieczne było przygotowanie seminarium duchownego. Zapadła decyzja o wybudowaniu śląskiego seminarium w Krakowie – klerycy mieli studiować na Wydziale Teologicznym UJ. Ruszyły też przygotowania do budowy katedry i gmachu kurii. W nabytym w Kokoszycach majątku urządzono dom rekolekcyjny. Powstały również Drukarnia i Księgarnia św. Jacka.

To wszystko nie byłoby możliwe bez odpowiedniego zespołu ludzi. Hlond potrafił zebrać wokół siebie grono wybitnych duchownych. Powołał Radę Konsultorów Diecezjalnych, której przewodził ks. Kapica. Kanclerzem kurii został ks. Emil Szramek, a przewodniczącym trybunału biskupiego ks. Józef Kubis. Funkcję wikariusza generalnego objął ks. Teofil Bromboszcz. Od tamtej pory w prezbiterium diecezjalnym utarło się żartobliwe powiedzonko, nawiązujące do dewizy salezjańskiej, bliskiej też Augustowi Hlondowi: „Da mihi animas, caetera tolle” (Daj mi dusze, resztę zabierz). Śląska przeróbka brzmiała: „Da mihi animas, caetera Bromboszcz”. Nie znaczyło to, że Bromboszcz robił wszystko za swojego pryncypała, pokazywało natomiast duszpasterski priorytet Hlonda: troskę o ludzkie dusze. Dlatego właśnie poświęcił Śląsk Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, a także doprowadził do koronacji obrazu Matki Bożej w Piekarach. Z zapałem wizytował parafie, organizował zjazdy katolików. Za jego rządów w Katowicach powstał tygodnik „Gość Niedzielny”. Dla mieszkających na Śląsku Niemców ukazywał się analogiczny „Sonntagsbote”.

Ksiądz Hlond nie zaniedbał też potrzebujących. W 1924 roku powołał Sekretariat Dobroczynności Diecezjalnej i Śląski Komitet Ratunkowy, którego celem była pomoc ofiarom trudności gospodarczych. Zabiegał też u właścicieli kopalń i ziemian o poprawę warunków pracy i płacy robotników, co przyniosło owoce, a ordynariuszowi przydało szacunku i wdzięczności wiernych. Hlond, świadom toczącej społeczeństwo plagi pijaństwa, powołał Ligę Antyalkoholową.

Po trzech latach, w 1925 roku, zmienił się kościelny status polskiego Śląska – Pius XI ustanowił diecezję katowicką, a August Hlond został jej pierwszym biskupem. Nie było mu dane długo rządzić nową diecezją – zaledwie rok później papież powołał go na urząd prymasa Polski, zaś po upływie kolejnego roku kreował go kardynałem. Czas pokazał, jak opatrznościowy był to wybór. W obliczu nadchodzących burzliwych czasów Kościół w Polsce potrzebował wybitnej osobowości – i Bóg się o taką zatroszczył. Nowy prymas okazał się właściwym człowiekiem dla Polski, tak samo jak był nim dla Śląska.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.