Trzecia droga Edmunda

GN 23/2022 |

publikacja 09.06.2022 00:00

O świętości członków rodziny Karola Wojtyły, procesie beatyfikacyjnym jego rodziców oraz perspektywach wyniesienia na ołtarze jego brata mówi postulator w procesach beatyfikacyjnych Jana Pawła II oraz Karola i Emilii Wojtyłów ks. dr Sławomir Oder.

Trzecia  droga  Edmunda Tomasz Gołąb /Foto Gość

Bogumił Łoziński: Jan Paweł II jest święty, proces beatyfikacyjny jego rodziców trwa, a z wydanej właśnie książki Mileny Kindziuk „Edmund Wojtyła. Brat św. Jana Pawła II” wynika, że Edmund również może zostać wyniesiony na ołtarze. Mamy do czynienia z rodziną świętych?

Ks. Sławomir Oder: Trudno mi odpowiedzieć, zanim Kościół wypowie się na ten temat w sposób formalny.

A nieformalnie?

Śledząc proces beatyfikacyjny rodziców Jana Pawła II, muszę powiedzieć, że przekonanie o świętości Karola i Emilii Wojtyłów jest bardzo silne i głębokie. Natomiast Kościół wypowie się, czy oni są święci. Pamiętajmy, że każdy proces beatyfikacyjny, zwłaszcza podążający drogą heroiczności cnót, zakłada trzy etapy. Pierwszy to głos ludu Bożego, który musi krzyczeć: święci są z nami, byli z nami, odeszli do Pana. To jest właśnie „opinia świętości” (fama sanctitatis), która w wielu przypadkach utrzymuje się mimo upływu wieków. W tej chwili jestem postulatorem w procesie beatyfikacyjnym ksieni chełmińskiej zakonu benedyktyńskiego matki Magdaleny Mortęskiej, która zmarła na początku XVIII wieku, a przekonanie o jej świętości przetrwało wieki.

W przypadku rodziców Jana Pawła II istnieje opinia o świętości?

Ze świadectw złożonych w procesie beatyfikacyjnym wynika, że przekonanie o ich świętości wśród wielu ludzi jest żywe.

Jakie są pozostałe dwa etapy?

Drugi ma charakter formalny. Kościół zbiera świadectwa, dokumenty i przeprowadza studium, czy rzeczywiście mamy do czynienia z życiem ponad przeciętność. To właśnie etap, na którym znajduje się proces Karola i Emilii Wojtyłów. Jednak najistotniejszy w procesie o heroiczność cnót jest etap trzeci, czyli głos Boga, który niejako przykłada pieczęć do tego wszystkiego, co po ludzku zrobiliśmy, w postaci swojego cudu za pośrednictwem danego kandydata na ołtarze.

Czy są przypadki, że Kościół stwierdza formalnie, iż dana osoba praktykowała cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym, a cudu, tej pieczęci Boga, nie ma?

Tak, jest wielu świętych w „poczekalni”. Zwracam tu uwagę na pewien proces: im większe jest przekonanie o świętości, im więcej jest próśb i modlitw, tym większe prawdopodobieństwo, że odpowiedź Boga nadejdzie. Chociaż czasami Pan Bóg w swojej pedagogice postępuje w taki sposób, że ci święci pozostają długo w „poczekalni”. Nie wynika to jednak z faktu, że nie są świętymi. Może nie są świętymi na ten czas, ale przyjdzie moment, kiedy staną się ważni dla naszego zbudowania, dla umocnienia naszej wiary – i wtedy dokona się to, co się ma dokonać.

Zna Ksiądz bardzo dobrze życie religijne rodziny Wojtyłów. Czy jest jakiś szczególny rys duchowości, który w niej dominował?

Na podstawie świadectw życia Jana Pawła II i innych ludzi, także książek, na przykład o Edmundzie Wojtyle, widać, że z całą pewnością jest to rodzina bardzo głęboko osadzona w tradycji polskiej duchowości. Polska duchowość jest chrystocentryczna, lecz równocześnie bardzo maryjna. W życiu Wojtyłów elementy maryjne są bardzo obecne, np. pielgrzymki, które Karol senior odbywał ze swoimi synami do sanktuariów maryjnych, wieczorna modlitwa różańcowa, zawierzenie Matce Bożej przez ojca swoich synów po śmierci Emilii. W przypadku ojca i syna widać też duchowość, która ma głębię trynitarną. Święty Jan Paweł II był ogromnie wrażliwy na działanie Ducha Świętego. Jak wiemy, w naszej ludzkiej rzeczywistości nie zawsze tak jest. Duch Święty, trzecia osoba Trójcy Świętej, sprawca wszystkiego, pozostaje bardzo tajemniczy i często nawet o nim nie myślimy.

Rozmawiamy po zakończeniu prezentacji książki o Edmundzie Wojtyle, z której wynika, że brat Jana Pawła II też był bardzo blisko Boga. Oddał życie za innego człowieka, a przekonanie o jego świętości istnieje do dziś. Gdyby doszło do jego procesu beatyfikacyjnego, jaką ścieżkę by Ksiądz sugerował: heroiczność cnót, męczeństwo czy ofiarowanie życia?

Jeśli chodzi o tę postać, wydaje się, że jest reprezentatywna dla trzeciej drogi: ofiary życia – oblatio vitae. Drogę tę wprowadził papież Franciszek listem apostolskim Maiorem hac dilectionem z 2017 r. Obok męczeństwa i heroiczności cnót wskazuje, że powodem do beatyfikacji i kanonizacji może być ofiarowanie życia wynikające z chrześcijańskiej miłości. Wszystkie elementy składające się na tę drogę są obecne w życiu Edmunda.

Jakie to elementy?

Droga oddania własnego życia jest przejawem wielkiej miłości człowieka, który decyduje się na oddanie tego, co ma najcenniejsze, z miłości do Chrystusa i do bliźniego. Można powiedzieć, że to przeciwieństwo drogi męczeństwa, gdzie człowiek traci życie z ręki kogoś, kto nienawidzi Chrystusa. W przypadku Edmunda powodem jego śmierci było zarażenie się od chorej na szkarlatynę, którą zajmował się jako lekarz. Wówczas nie było lekarstwa na tę chorobę, więc wiedział, jakie mogą być konsekwencje. Mimo to był gotowy ofiarować swoje życie.

Taka postawa wymaga posiadania cnoty miłości w stopniu heroicznym, dlaczego więc nie prowadzić procesu z powodu heroiczności cnót?

Jeśli idziemy drogą heroiczności cnót, powiedzieć należy, że miłość nie jest jedyną cnotą, którą się bada. Wszystkie powinny być przeżywane w stopniu heroicznym. W przypadku ofiary życia mamy element doskonałości, bo miłość jest chrześcijańską doskonałością, ale nie jest konieczne, aby całe życie miało charakter heroiczny. Wymaga się, aby cnoty chrześcijańskie były praktykowane w stopniu zwyczajnym. Oczywiście nie można być grzesznikiem.

Katolik żyjący po Bożemu, lecz nie wyróżniający się, mający jednak tak wielką miłość, że jest skłonny ofiarować życie dla drugiej osoby. Taki był Edmund?

Z książki dr Kindziuk wyłania się obraz takiego człowieka.

W chwili śmierci matki Karol miał 9 lat, a Edmund 23. Jak wyglądały relacje braci? Czy Edmund miał wpływ na ukształtowanie Karola?

Z rekonstrukcji życia Edmunda wynika, że był on związany ze swoim bratem, a jego relacja do Karola miała charakter opiekuńczy. Ta więź była bardzo silna, ale przeżywana na odległość, bo Edmund wyjechał z domu na studia do Krakowa, potem pracował w szpitalu w Bielsku-Białej i tam zmarł w wieku 26 lat. Jednak gdy miał możliwość, zabierał ze sobą Karola zawsze i wszędzie. Na przykład na wycieczki w góry, które odbywał razem ze swoją narzeczoną Jadwigą Urban. Wprowadził też brata w środowisko swoich przyjaciół. Edmund był człowiekiem kochającym sport, grał w piłkę nożną. Od brata przejął zamiłowanie do natury i teatru. Edmund był dla Karola wzorem pięknej, dojrzałej postawy ludzkiej. Kiedy patrzymy później na Jana Pawła II, dostrzegamy styl Edmunda – otwartej przyjaźni, rozmowy, wędrówki po górach, które nie są banalnym spacerem, ale okazją do spotkania z drugim człowiekiem. Jednak Jan Paweł II bardzo mocno podkreślał, że jego pierwszym nauczycielem i formatorem był ojciec.

Mówił, że jego lata chłopięce łączą się przede wszystkim z ojcem, który po stracie żony i starszego syna niezwykle pogłębiał życie duchowe, często klękał do modlitwy. „Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków” – powiedział Jan Paweł II. Karol senior formował syna przez świadectwo własnego życia?

To szczęście znaleźć w swoim życiu kogoś, kto jest nie tylko ojcem, przyjacielem, ale też mistrzem. Żyjemy w czasach, w których często brakuje nam mistrza, kogoś, kto weźmie nas za rękę, poprowadzi, skoryguje, zainspiruje. Jan Paweł II miał to szczęście. Spotykał ludzi, którzy go inspirowali. Na jego formację religijną olbrzymi wpływ miał Jan Tyranowski, po ojcu drugi mistrz w życiu Karola.

Jan Paweł II powiedział kiedyś, że bardziej przeżył śmierć brata niż matki. To zaskakujące słowa. Nie zdążył nawiązać bliskich relacji z matką?

Według mnie była to kwestia pamięci. W chwili śmierci Emilii był małym dzieckiem, natomiast śmierć brata przeżył bardziej świadomie. Pamiętajmy, że ze względu na chorobę w ostatnich latach przed śmiercią matka była wyłączona z czynnego życia. Przebywała w pokoju, do którego nie zawsze mały Karol mógł wchodzić. Była obecna, ale z dystansu. Natomiast na co dzień relację ludzką Karol przeżywał ze swoim ojcem i bratem.

Jaką drogę do Boga ukazuje nam dziś rodzina Wojtyłów?

Przede wszystkim wskazuje na rodzinę jako miejsce uświęcenia, na rodzinę jako Kościół domowy. Równocześnie uświadamia, że osoby nam towarzyszące są darem, który otrzymujemy od Pana Boga, nie zawsze zdając sobie z tego sprawę. Dar zobowiązuje, a więc wymiar rodzinny powinien być przeżywany także w aspekcie pewnego zobowiązania. Na początku swojego pontyfikatu, podsumowując pewien etap życia, Jan Paweł II powiedział, że każdy istotny moment jego życia kapłańskiego był naznaczony cierpieniem kogoś mu bliskiego, dlatego jest dłużnikiem. Wojtyłowie pokazują, że właśnie w rodzinie uczymy się spłacania długu miłości. •

Ksiądz Sławomir Oder

Studiował ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim, kształcił się także w seminarium duchownym w Pelplinie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1989 r. Jest kapłanem diecezji toruńskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.