Boczna furtka

Łukasz Czechyra

publikacja 27.01.2011 06:30

20 lat temu na Warmię przyjechali wędrowni katechiści, którzy skutecznie zarzucili swoje sieci na mieszkańców Warmii i Mazur. Teraz co prawda trzeba już łowić na wędkę, ale polowanie ciągle trwa.

Boczna furtka Łukasz Czechyra/ GN Śpiewają dużo i głośno. Śpiew jest w końcu jedną z piękniejszych modlitw.

Drogę Neokatechumenalną zapoczątkował w Madrycie Francisco (Kiko) José Eduardo Argüello. Świetnie zapowiadający się artysta porzucił swoje dotychczasowe życie – zabrał ze sobą jedynie Pismo Św., gitarę i głęboką potrzebę ewangelizacji – i zamieszkał w slumsach. Tam poznał Carmen Hernández i razem z nią założył pierwszą wspólnotę złożoną z Cyganów.

Od tego czasu neokatechumenat dotarł do 120 krajów świata i zgromadził 200 tys. osób w 20 tys. wspólnot. Do Polski trafił dzięki jezuicie o. Alfredowi Cholewińskiemu, który podczas studiów w Rzymie wziął udział w katechezach początkowych. Warmia przyjęła neokatechumenat za sprawą ks. Bronisława Magdziarza, proboszcza z parafii pw. Bogurodzicy Dziewicy Matki Kościoła w Olsztynie. Ludzie walili drzwiami i oknami.

Liturgiczne przestępstwa?
– Pamiętacie, ilu nas wtedy było? Donosiło się krzesła, dostawiało ławki..., a została nas garstka – wspomina pani Anna z najstarszej olsztyńskiej wspólnoty. – Tak samo jak Izraelitów, Bóg wybrał nas w sposób szczególny i prowadzi ku sobie – zauważa. Na czym polega ten „szczególny sposób”? Neokatechumenat różni się znacząco od innych wspólnot katolickich. Komunia św. pod dwoma postaciami co prawda dziwi już coraz mniej, ale np. to, że chleb eucharystyczny pieczony jest przez członków wspólnoty i jest zwykłym pieczywem, już trochę zaskakuje.

Boczna furtka   Łukasz Czechyra/ GN Franek jest „skazany” na neokatechumenat – jest we wspólnocie od urodzenia Liturgiczną „ciekawostką” jest przesunięcie znaku pokoju przed liturgię eucharystyczną – chodzi o to, żeby bracia i siostry wchodzili w Eucharystię pojednani ze sobą. I nie przez lekki uścisk ręki, ale poprzez autentyczny starochrześcijański pocałunek pokoju. Po wysłuchaniu Ewangelii występuje natomiast Echo Słowa – wymiana doświadczeń i myśli nawiązujących bezpośrednio do usłyszanych fragmentów Pisma Św. Niektórzy mogą te kwestie uznać za „liturgiczne przestępstwa”, ale wszystko to jest zatwierdzone w statutach przez Papieża.

Mimo to, wpisując w wyszukiwarkę internetową słowo „neokatechumenat” jako jeden z pierwszych wyników wyskakuje „sekta”. Skąd to się bierze? – Myślę, że to przez to, że bardzo mało ludzi w ogóle wie, o co chodzi, a sporo jest dziwnych plotek i mitów – opowiada Magdalena Wojtasik, studentka nauk o rodzinie. – Np. na naszej uczelni na przedmiocie o wiele mówiącej nazwie, tj. „Ruchy religijne w Kościele”, jeden ksiądz opowiadał m.in., że msza neokatechumenalna trwa co tydzień min. 2,5–3 godziny, że się w jej czasie publicznie i głośno wyznaje po kolei swoje grzechy, że we wspólnotach jest nakaz posiadania min. pięciorga dzieci (!), że na wyjazd na misje wyznaczają i nie pytają wcale rodziny o zgodę, itp. Więc gdy osoba, która powinna być wykształcona w tej dziedzinie, opowiada takie głupoty, to co się dziwić opowieściom ludzi i stronom w internecie?

Nic nie dzieje się bez sensu
Jak więc tak naprawdę wygląda Droga Neokatechumenalna? Pierwszym etapem są parafialne katechezy. Jest to cykl 15 spotkań, po którym następuje wyjazd na rekolekcje i zaproszenie do utworzenia nowej wspólnoty. – Wspólnota idzie pewną drogą, która prowadzi do coraz głębszego wprowadzania w wiarę – opowiada ks. Krzysztof Sarzała. – Schemat drogi podobny jest do tego, który przechodzi dorosły przygotowujący się do sakramentu chrztu św. Formacja każdej wspólnoty składa się z poszczególnych etapów, skrutyniów, dlatego wspólnoty są w pewien sposób zamknięte – tworzą już ukształtowaną grupę, która idzie jedną drogą, dlatego nie bardzo da się do niej dołączyć. Większym pożytkiem jest stworzenie nowej wspólnoty – tłumaczy duszpasterz.

Formacja może trwać 20-30 lat, a jej podstawową ideą jest odkrycie na nowo istoty chrztu św. i wprowadzenie do wiary dojrzałej. Droga kończy się wyjazdem do Ziemi Świętej i odnowieniem chrztu św. w Jordanie. – Wspólnota umożliwia nam ciągłe umacnianie wiary przez stały, ciągły kontakt z Pismem Św. i sakramentami. Poza tym daje trochę inne spojrzenie na świat – mówi Kuba, który we wspólnocie jest w zasadzie od urodzenia. – Chodzi o to, że zaczyna się dostrzegać bezpośrednie działanie Boga w swoim życiu – tłumaczy żona Kuby. – Nic w życiu nie dzieje się bez sensu i przez przypadek, pieniądze i efekty nie są najważniejsze, bo to Bóg daje wszystko. Neokatechumenat uczy ufności i wiary w to, że On nas nie chce oszukać, tylko dać nam to, co dla nas najlepsze – opowiada Magda z małym Franciszkiem na ręku. – Samo bycie we wspólnocie z konkretnymi, bardzo różnymi od siebie ludźmi uczy akceptacji zupełnie odmiennych charakterów i osobowości. Pozwala zobaczyć, że każdy jest inny, nie każdego się lubi, ale można być wspólnotą.

Uliczne zaczepki
Neokatechumenat jest obecny w większych miastach naszej archidiecezji – w Mrągowie, Nidzicy, Ostródzie, w samym Olsztynie jest aż siedem wspólnot. – Droga zasadniczo skierowana jest do wszystkich, którzy pragną doświadczenia dojrzałej, głębokiej wiary – mówi ks. Krzysztof Sarzała. – Szczególnie do tych, którzy oddalili się od Kościoła, stracili z nim kontakt i nie są w stanie włączyć się w niego. Kiedyś mówiło się, że neokatechumenat jest boczną furtką dla powracających do Kościoła – mówi duszpasterz.

Tempo formacji jest dość szybkie. W tygodniu, oprócz Eucharystii i spotkań we wspólnocie, są jeszcze przygotowania i liturgie domowe, czyli rozważania w małych grupkach. – Jak dodać do tego jeszcze akcje misyjne, to aż dziw bierze, że w dzisiejszym świecie ludzie są w stanie takie tempo wytrzymać – zauważa ks. Sarzała. Akcje misyjne, o których wspomina, to nic innego, jak wyjścia do ludzi i ewangelizowanie na ulicy. Neokatechumenat narodził się z wielkiej siły Kościoła jaką jest misyjność i członkowie wspólnoty nie boją się aktywnej ewangelizacji. Zgodnie ze zwyczajem ewangelijnym wychodzą po dwóch na ulicę, zaczepiają i mówią wprost, o co im chodzi, dzielą się swoim doświadczeniem wiary. Odwiedzają dworce, szpitale, miasteczka akademickie, prywatne domy. Reakcje ludzi są różne, przoduje zdziwienie, że ktoś nachodzi ich we własnym domu i chce mówić o Bogu. Nie brakuje podejrzeń o związki ze Świadkami Jehowy czy zdecydowanej odmowy. Stosunkowo mało osób decyduje się na rozmowę, bo niestety temat wiary jest coraz mniej popularny. Po tych, którzy jednak zdecydują się na rozmowę widać radość i sami podkreślają, że fakt, że katolicy odwiedzają domy dodaje odwagi i umacnia w wierze.

Boczna furtka   Łukasz Czechyra/ GN Do wspólnoty należą zarówno młodzi, jak i starsi. Osoby samotne i małżeństwa. Droga jest otwarta dla wszystkich. Neokatechumenat misyjność realizuje również poprzez „communitates in missionem” – cała wspólnota przenosi się do innej dzielnicy miasta, gdzie potrzeba Ewangelii lub Kościół zanikł. Za heroiczne można też nazwać rodziny w misji, które decydują się na wyjazd na tereny zdechrystianizowane, w których obecność Kościoła jest bardzo mała. Są to rodziny wielodzietne. W 2009 roku było ich 598 – wychowywało się w nich ponad 2 tys. dzieci. We wspólnotach objawiło się również wiele powołań do życia konsekrowanego i prezbiteratu. Z seminariów misyjnych „Redemptoris Mater” wyszło już 1,5 tys. księży, a ponad 4 tys. osób rozpoczęło życie konsekrowane w różnych instytutach i zakonach.

Wędka zarzucona
Jan Paweł II uznał neokatechumenat jako itinerarium formacji katolickiej ważnej dla społeczeństwa i czasów dzisiejszych. Benedykt XVI powiedział wprost, że apostolskie działanie neokatechumenatu dąży do umiejscowienia się w sercu Kościoła. Warmińskie wspólnoty zapraszają do siebie, na Eucharystię może przyjść każdy. Wędka już zarzucona, dasz się złapać?