Kto mądry szuka Boga

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 05.01.2011 23:00

Istotą święta Objawienia Pańskiego nie jest wspominanie „trzech króli”, lecz prawda, że Jezus przynosi zbawienie całemu światu.

Kto mądry szuka Boga Archiwum GN Pokłon Mędrców – fresk Giotta di Bondone

Przywrócenie dnia wolnego od pracy w uroczystość Objawienia Pańskiego, zwaną popularnie świętem Trzech Króli, jest jak najbardziej zasadne. Na uaktualnionej w 2003 roku liście tzw. świąt nakazanych (czyli takich, w których katolik ma obowiązek uczestnictwa we Mszy św. i powstrzymania się od niekoniecznych prac) tylko 6 stycznia pozostawał „czarnym” dniem w kalendarzu. W tym roku katolicy w Polsce mogą po raz pierwszy od wielu lat obchodzić ten dzień w sposób godny. Warto przypomnieć sobie, co właściwie świętujemy tego dnia.

Najstarsze święto Wcielonego Słowa
Popularna nazwa „Trzech Króli” brzmi swojsko i zrozumiale. Ale w Ewangelii nie ma mowy ani o królach, ani o ich liczbie. Owszem, mowa jest o mędrcach czy magach (gr. magoi oznacza kapłanów perskich oraz astrologów w Mezopotamii), którzy przybyli oddać pokłon nowo narodzonemu Królowi i złożyli mu trzy dary (stąd wzięło się przekonanie, że było ich trzech). W zachodniej liturgii motyw pielgrzymki mędrców do Betlejem przesłonił pierwotny sens święta. Najstarsza i właściwa nazwa uroczystości obchodzonej 6 stycznia brzmi „Objawienie Pańskie” (gr. Epifania). To święto powstało w Egipcie ok. III wieku i rozprzestrzeniło się na Wchodzie, zanim na Zachodzie zaczęto obchodzić Boże Narodzenie (25 grudnia). Epifania jest więc najstarszą uroczystością, w której czczono prawdę o „Słowie, które stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Przy czym nie akcentowano samych historycznych okoliczności narodzin Jezusa w Betlejem.

Chrześcijański Wschód patrzył na tajemnicę Wcielenia bardziej teologicznie niż Zachód, mówił o przyjściu na świat Zbawiciela, koncentrował się na sensie tego wydarzenia. Przerzucał też od razu pomost między dzieciństwem Jezusa a początkiem Jego publicznej działalności. Dlatego święto Objawienia Pańskiego łączyło narodziny Zbawiciela z trzema innymi wydarzeniami: z pokłonem Mędrców, z chrztem Jezusa w Jordanie i cudem w Kanie Galilejskiej. Te trzy momenty wskazywały na to, że Syn Maryi jest kimś więcej niż człowiekiem, jest Synem Bożym, w Jego człowieczeństwie sam Bóg daje się poznać całemu światu. Powstanie święta Epifanii było reakcją na rozwój herezji gnostyckiej. Niektóre z sekt gnostyckich spekulowały bowiem, że Jezus dopiero podczas chrztu w Jordanie został namaszczony przez Boga na Syna Bożego i otrzymał swoją misję. Kościół wierzył inaczej, a mianowicie, że Jezus jest Synem Bożym już od początku swojej ludzkiej egzystencji, a więc od poczęcia w łonie Maryi; chrzest w Jordanie był tylko momentem inauguracji Jego misji.

Święto z Egiptu
Datę 6 stycznia wybrano nieprzypadkowo. Tego dnia gnostycka sekta Bazylidianów obchodziła święto chrztu Jezusa. Ponadto w nocy z 5 na 6 stycznia świętowano w Egipcie narodziny boga słońca Aiona z bogini dziewicy Kore. Starożytne źródła podają, że z tym pogańskim świętem wiązał się także kult Nilu. Czerpano wtedy wodę z rzeki, wierząc w jej cudowną moc. Kościół w Egipcie zaczął świętować Epifanię 6 stycznia, aby unieszkodliwić pogańskie i gnostyckie wpływy. Z Egiptu święto rozszerzyło się na cały chrześcijański świat. Kościół w Rzymie wprowadził nieco później święto Bożego Narodzenia, wyznaczając jego datę na 25 grudnia. Ta zachodnia uroczystość zawędrowała szybko także na Wschód, gdzie była już wcześniej Epifania. W ciągu wieków doszło do przesunięcia akcentów w świętowaniu Objawienia Pańskiego. W Kościołach wschodnich dominującym motywem święta stał się chrzest Jezusa w Jordanie. Tak jest do dziś. W prawosławiu pojawił się zwyczaj święcenia wody [pisze o tym Marcin Jakimowicz na s. 62–65]. W Kościołach prawosławnych, które zachowały kalendarz juliański, święto obchodzi się 19 stycznia.

Na Zachodzie liturgia Objawienia Pańskiego do XII wieku łączyła trzy w jedno, czyli wspominano jednocześnie chrzest w Jordanie, pokłon mędrców i cud w Kanie. W brewiarzu jedna ze świątecznych antyfon brzmi następująco: „Dzisiaj się Kościół złączył z Chrystusem, swoim Oblubieńcem, który go z grzechów obmył w Jordanie, biegną mędrcy z darami na królewskie gody, a woda przemieniona w wino cieszy biesiadników”. To ślad owego „trzy w jednym”. Z czasem w zachodniej liturgii święto Objawienia Pańskiego zostało zdominowane przez kult tzw. Trzech Króli. Ewangeliczni mędrcy zostali nazwani „królami” przez Cezarego z Arles (VI w.), ich rzekome imiona Kasper (lub Kacper), Melchior i Baltazar pojawiły się we wczesnym średniowieczu. W 1164 roku nastąpiło uroczyste przeniesienie domniemanych relikwii Trzech Króli z Mediolanu do Kolonii. To wydarzenie przyczyniło się do powstania tradycji, która przyćmiła pierwotne treści święta Objawienia Pańskiego. Wspomnienie chrztu w Jordanie przesunięto ostatecznie w zachodniej liturgii na niedzielę po 6 stycznia i ten dzień zamyka liturgiczny okres Bożego Narodzenia.

Święto misji
Historia święta Objawienia Pańskiego była, jak widać, dość burzliwa. Tym bardziej ważne jest pytanie, co właściwie świętujemy tego dnia. To święto trzeba widzieć w ścisłym połączeniu z Bożym Narodzeniem. O ile 25 grudnia koncentrujemy się na przyjściu Boga na świat w ludzkiej postaci, to 6 stycznia uświadamiamy sobie, że to wydarzenie domaga się odpowiedzi ze strony człowieka. Słowo domaga się odpowiedzi. Bóg się objawił, człowiek powinien oddać Mu pokłon. Historyczne okoliczności podróży Mędrców nie są istotne.

Nigdy się pewnie nie dowiemy, ilu ich było, skąd dokładnie pochodzili itd. Ich postacie pełnią rolę symboliczną. Są oni reprezentantami całego pogańskiego świata. Chrystus nie przychodzi z misją tylko do swojego narodu, On jest Zbawicielem powszechnym – ludzi wszystkich narodów, kultur, epok czy religii. „Słowo, które stało się ciałem” jest skierowane do każdego bez wyjątku człowieka. Jest to Słowo o Bogu, ale także o człowieku. Jezus objawia, kim jest Bóg, ale także, kim jest człowiek. Trzech Króli to święto uniwersalizmu Dobrej Nowiny. Właśnie dlatego ważną intencją modlitewną tego dnia są misje, w kościołach składa się także ofiary pieniężne na cele misyjne.

Wśród chrześcijan współczesnych duch misyjny jakby przygasł. Wielu dzisiejszych „mędrców” powtarza, że chrześcijanie mają do końca świata pozostać tylko zaczynem królestwa i pogodzić się z faktem, że żyjemy w pluralistycznym społeczeństwie, w którym żyją obok siebie ludzie różnych wiar, tradycji, religii. W takiej postawie tkwi jakaś zasadnicza kapitulacja, co więcej, błąd teologiczny. Jezus nie jest zbawicielem samych chrześcijan, On jest zbawicielem wszystkich ludzi, bez wyjątku. Oferta, którą Bóg złożył człowiekowi w historycznej osobie Jezusa, jest propozycją dla wszystkich! Nie do nas należy rozstrzyganie, kto będzie zbawiony, a kto nie.

Świętym obowiązkiem chrześcijan jest proponowanie objawionej prawdy, zapraszanie do spotkania z Jezusem, czynienie Bożej oferty zbawienia czymś stale aktualnym i wiarygodnym dzięki świadectwu życia i przepowiadaniu Ewangelii. Zaczyn jest po to, aby się „wszystko zakwasiło” (Łk 13,21). „Kościół winien starać się ze wszystkich sił prowadzić swą misję w świecie i dotrzeć z nią do wszystkich (!) ludów” – pisał Jan Paweł II w „Redemptoris missio”. „Kościół zwraca się do człowieka w pełnym poszanowaniu jego wolności. Kościół proponuje, niczego nie narzuca: szanuje ludzi i kultury, zatrzymuje się przed sanktuarium sumienia” (nr 39).
Oczywiście nie możemy proponować innym nawrócenia, jeśli sami nie nawracamy się każdego dnia. Droga mędrców do Betlejem jest obrazem duchowej drogi każdego chrześcijanina, który odnalazłszy Boga, wciąż na nowo Go szuka. Święto Objawienia Pańskiego zaprasza do odkrycia „Tego, który pozornie jest słaby i kruchy, a jednak w rzeczywistości ma moc obdarzenia serca człowieka radością największą i najgłębszą” (Benedykt XVI). Dary, które ofiarują mędrcy, są symbolem uznania danej osoby za Boga i króla.

Składając w darze złoto, kadzidło i mirrę, ofiarodawcy uznają, że należą do władcy i uznają jego władzę. „Konsekwencje tego są natychmiastowe” – podkreśla papież. „Mędrcy nie mogą już pójść swoją drogą, nie mogą powrócić do Heroda, nie mogą być sojusznikami tego mocarnego i okrutnego władcy. Zostali przywiedzeni na zawsze na drogę Dzieciątka, tę, która każe im zaniedbać wielkich i możnych tego świata i zaprowadzi do Tego, który oczekuje nas pośród ubogich, drogę miłości, która jako jedyna może przemienić świat”.

Dlaczego jedni znajdują drogę do Betlejem, a inni nie? Dlaczego tylu ludzi nie widzi znaków prowadzących do Boga albo je lekceważy? Benedykt XVI: „Zbytnia pewność siebie, zarozumiałość, że zna się doskonale rzeczywistość, pycha, że wydało się już ostateczny sąd o sprawach sprawiają, że serca ich są zamknięte i niewrażliwe na nowość Boga. Pewni są pojęcia, jakie wyrobili sobie o świecie, i nie dopuszczają do tego, aby poruszyła ich przygoda Boga, który chce spotkać się z nimi. Ufność pokładają bardziej w sobie aniżeli w Nim i nie uważają za możliwe, ażeby Bóg był tak wielki, aby stać się małym, aby naprawdę zbliżyć się do nas”.

Aby naśladować mędrców, potrzebna jest „pokora, która potrafi podporządkować się temu, co jest większe”, oraz „odwaga, która prowadzi do uwierzenia w to, co jest prawdziwie wielkie, choć wyraża się w bezbronnej Dziecinie”. Aby trafić do Betlejem, niezbędna jest też „zdolność bycia dziećmi w sercu, okazania zdumienia, wyjścia z siebie, aby podążać drogą wskazywaną przez gwiazdę, drogą Boga”. Mędrcy wskazują, na czym polega prawdziwa mądrość: jej istotą jest wytrwałe szukanie Boga oraz oddawanie Mu czci. Kto kłania się Bogu, ten jest prawdziwie wolny, nie musi już kłaniać się żadnym ziemskim potęgom, bożkom czy ułudom, żyje z podniesionym czołem.