Muzyka z dżungli

Krzysztof Błażyca

publikacja 28.10.2010 11:33

Od ponad 20 lat zachwyca muzyka z filmu „Misja”. Ale ona zrodziła się tylko w wyobraźni współczesnego kompozytora. O prawdziwej muzyce Indian świat usłyszał dopiero w 1991 r. Dzięki werbiście o. Piotrowi Nawrotowi.

Muzyka z dżungli Henryk Przondziono/Agencja GN Ks. Piotr Nawrot – werbista, muzykolog, pracownik naukowy Departamentu Muzykologii w Ministerstwie Kultury Boliwii, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Renesansu i Baroku Ameryki Łacińskiej Misiones de Chicquitos, członek Boliwijskiej Akademii Historii Kościoła

Pierwszym nauczycielem muzyki dla kilkuletniego Piotrusia była starsza siostra. Potem przyszły muzyczne szkoły. W końcu powołanie. Wstąpił do werbistów. Już na drugi dzień posadzono go za organami. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że pewnego dnia zagra w sercu dżungli. Dziś o. Piotra Nawrota poszukują Indianie. Bo ocala ich muzykę od zapomnienia.

Wyprawa po skarb
Jest u werbistów zwyczaj, że misjonarz sugeruje, do jakiego kraju chciałby pojechać. Ojciec Piotr wybrał Daleki Wschód. Zaproponowano mu... Paragwaj. Pojechał. Musiał poznać ludzi, ich świątynie, rzeźby, obrazy. – Misje to nie tylko głoszenie Ewangelii. To najpierw uczenie się od innych wiary i kultury – mówi. – Zacząłem pytać o muzykę. 300 lat wcześniej na tych terenach były jezuickie redukcje. I muzyka. Ale na świecie mało kto o niej wiedział.

W Paragwaju pamiętano niektóre pieśni z przełomu XVII i XVIII w. W 1991 roku o. Piotr dotarł do Boliwii, gdzie misyjne kościoły rekonstruował szwajcarski architekt Hans Roth. – Hans miał kontakt z Indianami. Mówili, że mają manuskrypty. Chciałem sprawdzić, co to jest – wspomina. Trzy dni jechał z La Paz na tereny Indian Chicquitos. – Nie mogłem uwierzyć, widząc, co oni przechowali. 5 tysięcy stron manuskryptów muzycznych. W ich własnym języku. To sensacja w świecie muzykologii – opowiada z zachwytem. – To były zniszczone fragmenty utworów.

Czasami, by przewrócić stronę, trzeba było kilku godzin, aby manuskrypt się nie rozpadł. Wszystko wymieszane. Poskładanie tego zajęło kilka lat. Odrestaurowaniem zajęła się grupa szwajcarskich specjalistów. Dziś zbiorami opiekują się franciszkanie.

– Choć to były redukcje jezuitów, wszystkie kościoły odrestaurowali franciszkanie. I ku są manuskrypty. Trzeba im oddać sprawiedliwość – dodaje o. Piotr z uśmiechem. On sam zwieńczył swe odkrycia doktoratem. Jego praca jest pierwszym opracowaniem na ten temat w skali światowej. – Wracam do Boliwii, żeby przez całe życie zajmować się rozpoczętymi badaniami. Nie tylko manuskryptami, ale odtworzeniem całej tamtejszej tradycji – wyznaje.

Barok po indiańsku
– Mówienie, że wielka muzyka zaczyna się w Ameryce od konkwistadorów, to błąd. Indianie mieli znakomitą muzykę. Organizowała całe ich życie społeczne – tłumaczy misjonarz. W XVII wieku pojawia się tam muzyka europejska. Przyciąga Indian. – To jak nauka obcego języka. Uczą się jej szybko.

Przekształcają ją. Łatwo uczą się gry na trąbkach czy oboju, bo mają całą gamę własnych instrumentów dętych. Nie znają instrumentów strunowych. Ale i to opanowują. Początkowo muzykę wykładają misjonarze. Szybko jednak Indianie przejmują całą edukację muzyczną. Taki był początek tej przygody między kulturami. Zachowały się opisy, jak misjonarze zaczynają grać na instrumentach, a Indianie wychodzą z lasu. Oni byli bardzo wrażliwi na dźwięk.

Indianie wolą śpiewać o Bogu niż mówić. Katechezie, kazaniom towarzyszy więc muzyka. A repertuar jest niezwykle bogaty. – U Indian Chicquitos mamy ponad 40 mszy polifonicznych, cały chorał gregoriański, nieszpory. Są szkoły muzyczne. W każdej misji jest do 40 zawodowych muzyków. Nie robią nic innego, tylko ćwiczą muzykę. Przede wszystkim kościelną. 6-letni chłopcy są posyłani do muzycznych szkół. Tam uczą się też wyrobu instrumentów – opowiada odkrywca muzyki Indian.

Indianie budują organy, klawesyny, skrzypce. W procesji na Boże Ciało instrumenty barokowe i Indian brzmią razem. To narodziny baroku amerykańskiego. Indianie sami go komponują. – Te 5 tysięcy stron manuskryptów Chicquitos pochodzi tylko z dwóch kościołów. Proszę mi pokazać taki polski kościół z XVII wieku – o. Piotr nie kryje podziwu dla kultury Indian.

 

W tej muzyce jest wiara
Kolejne manuskrypty o. Piotr odnajduje w dżungli, wśród Indian Moxos. Nie od razu mu je udostępniono. – Zebrała się rada kacyków. Chcieli wiedzieć, kim jestem. Pytali, w co wierzę, dlaczego interesuje mnie ich muzyka. W końcu powiedzieli: „Dobrze, że przyjeżdżasz. Bo gdyby to zginęło, to my wszyscy zginiemy. W tej muzyce jest nasza wiara” – wspomina. Zbiory Moxos liczą ponad 6 tysięcy stron. – Wiemy, że istnieją jeszcze inne wspólnoty w dżungli, mające muzykę z tamtych stuleci. Byłem na terenach redukcji franciszkańskich, Guarayes. Tam również są manuskrypty – mówi misjonarz.

Teraz Indianie sami szukają o. Nawrota. Chcą się dzielić swym dziedzictwem. Z samych redukcji jezuitów odkryto dotychczas 11 tysięcy stron. – Kolekcje manuskryptów są bardzo duże. Nawet gdybym żył 80 lat, to całej muzyki nie usłyszę.

Ojciec Piotr zajmuje się też szkołami muzycznymi i koncertami. – Mamy 15 szkół, w których około 2000 młodzieży z dżungli uczy się gry na skrzypcach, wiolonczelach, klarnetach. Tańczą, śpiewają w chórach. W 1996 odbył się pierwszy festiwal na terenie byłych redukcji. – Przyszło 71 tys. ludzi. Przyjechały zespoły z różnych kontynentów. Z publikacji o. Piotra Nawrota korzystają instytuty muzyczne na całym świecie. – Bardzo interesujące są kompozycje baroku z dżungli. – Ich interpretacja czasem może wydawać się naiwna. Ale im nie chodzi o muzykę dla muzyki, lecz o modlitwę. Muzykę dla chwały Boga. Muzycy z Boliwii grali m.in. dla Jana Pawła II.

Operacja na operze
– W kolekcji Indian znajdują się szczątki 120 sonat i 80 koncertów. Proszę sobie wyobrazić, jaka niesamowita muzyka musiała brzmieć w tych redukcjach. Wątpię, by skomponowali ją misjonarze – mówi o. Nawrot. – Może jedno czy drugie dzieło. Przy szkole jezuickiej w argentyńskiej prowincji Kordoba powstawały dzieła Domenica Zipolego (1688–1726). Indianie studiowali u niego muzykę.

Czasami kopiowali ją do misji. W Kordobie wszystko zaginęło, a w misjach te kompozycje się zachowały – dodaje. Najczęściej jednak muzyka była komponowana przez Indian. Szczególnie na Boże Narodzenie i Wielki Post. Okres Wielkiego Tygodnia to był muzyczny festiwal. To, że Bóg cierpiał, że cierpiała Matka Zbawiciela, to było dla nich nowe, a jednocześnie bliskie. Oni również cierpieli. Przez konkwistę. Dlaczego ta tematyka przeważała? Bo poznali Boga, który się zjednoczył z nimi w cierpieniu.

W dżungli powstawała… opera. Wystawiano ją w bajecznie dekorowanych szkołach, na krużgankach, w katedrach. A przede wszystkim w misjach. Do dziś zachowały się tylko trzy z nich. Dwie w archiwum Chicquitos. „Życie świętego Ignacego” to opera jezuicka, po hiszpańsku. Śpiewano ją w czasie odwiedzin misji przez dostojników i w święto patronalne. Druga to „Święty Franciszek Ksawery”. Przetrwało niecałe 70 procent. Została napisana około 1747 r. w języku Chicquitos. O. Piotr postanowił ocalić ją jako jedyną operę w języku Indian. – Praca trwała ponad rok. 30 procent musiałem dokomponować.

Po 15 latach spędzonych nad manuskryptami potrafię rozpoznać brakujące głosy. Trudniejsza jest rekonstrukcja tekstu. To robiłem z Indianami. Czasem brakowało tekstu i muzyki. Ale w końcu mogłem ukończyć dzieło – opowiada misjonarz. Całość została nagrana dla wytwórni „Les Chemine du Baroque” pod nazwą „Mission”. Płyta została nagrodzona. – Tematyka redukcji stała się popularna po filmie „Misja”, ze znakomitą muzyką Ennio Moricone. Ale jest to tylko wyobraźnia wielkiego kompozytora. Wtedy jeszcze nie znano oryginałów.

(Gość Niedzielny 47/2006)
 

Redukcje
to inaczej wioski misyjne. Indian, przemieszczających się z miejsca na miejsce, redukowano do życia na określonym terenie. Inspiracją dla redukcji była „Utopia” Tomasza Morusa. Najsłynniejsze redukcje stworzyli jezuiccy misjonarze. W jednej redukcji żyło zazwyczaj trzech misjonarzy oraz 3–5 tys. Indian. Redukcje broniły Indian przed wyzyskiem, za co były atakowane przez kolonizatorów. Nie cieszyły się zaufaniem Świętego Oficjum. W drugiej połowie XVIII wieku zostały zlikwidowane, a jezuitów wypędzono. Na terenach redukcji muzyka odgrywała ważną rolę jako element ewangelizacji.