Amasali i ukubomba

Ks. Zenon Bonecki

publikacja 28.10.2010 09:08

Czas spędzony samotnie na misji to dobra okazja do uczenia się miejsca i ludzi.

Amasali i ukubomba   Krzysztof Błażyca Ks. Zenek Bonecki z ministrantami Bakapenga idą do buszu

Wyruszyłem z dziesięcioma kandydatami na ministrantów (w języku bemba: bakapenga) na 3 dniowy obóz do buszu. Chłopcy wzięli swoje torby, maty do spania, garnki i jedzenie i  poprowadzili mnie przez busz do miejsca obozu przy wodospadzie Mikwa - jakieś półtora godziny pieszo od misji.

Droga na początku była całkiem sympatyczna, po czym trzeba było się przedzierać przez wysoką na dwa metry trawę a potem bambusowy las i ostatni odcinek korytem rzeczki Mikwa. Chłopcy szli dość szybko więc od czasu do czasu czekali na mnie bym się nie zgubił. Maszerowali na boso lub w klapkach.

Na miejscu rozbiliśmy obóz: użyliśmy dwa tropiki z namiotów by wszyscy mogli się zmieścić. Chłopcy przygotowali ognisko i posiłek. Kluski z mąki kukurydzianej - nshima oraz nałapali ryb z których zrobili dodatek do placków. Wszystko organizowali zupełnie sami - z wszystkim radzili sobie świetnie.

Amasali i ukubomba   Krzysztof Błażyca Przyszli ministranci? Poszliśmy do gorących źródeł gdzie zrobiliśmy mała tamę by można było się pluskać w gorącej wodzie - dla nich jednak woda była zbyt gorąca,. Wieczorem przy ognisku chłopcy starali się mówić krótkie wierszyki po angielsku, które znają ze szkoły.

Zaśpiewali hymn Zambijski, poprosili mnie też bym zaśpiewał Polski hymn, ale język Polski ich bardzo śmieszył - to dla nich zupełnie dziwne dźwięki.

Kiedy rozmawialiśmy przy ognisku stwierdzili, że chcieliby być biali - pewnie dlatego że biali kojarzą im się z bogactwem. Powiedziałem im że powinni być dumni, ze swojego koloru skóry - że każdy człowiek jest równy i ma swoją godność, bo każdy z nas jest dzieckiem Boga. 

Wycieczki tego typu to dobry czas uczenia się nowych ludzi, nowych zwyczajów i kultury.

U „króla”

Najmilej wspominam Mboshyę - wioską w której mieszka - ktoś w rodzaju króla.  Zaskoczeniem była tu ilość ludzi przystępujących  do spowiedzi - spowiadałem ponad 2 godziny.  A potem Msza - i kościół nabity ludźmi, którzy śpiewali tak pięknie i głośno

Po 2 godzinnej mszy spisywanie protokołów przedmałżeńskich.  A po zmroku ok. 18.00 miejscowi chrześcijanie przygotowali mi posiłek - placki z mąki kukurydzianej i kurczaka z przepysznym sosem - i ciepłą wodę do kąpieli (łazienka jest tu zrobiona z wysokiej trawy na zewnątrz Kościoła).

Przynieśli mi stare żelazne łóżko, materac, koc, pościel i moskitierę. Była to długa noc i …  bardzo wygodna. Nic tylko zostać misjonarzem.

Na drugi dzień skończyłem spowiadać tych którzy nie zdążyli a  na zakończenie otrzymałem list z podziękowaniem za przybycie.  Doznałem tak wiele życzliwości, że nie mam wątpliwości, że ta życzliwość wypływała z  prostej wiary.

Amasali i ukubomba   Krzysztof Błażyca Lotnisko nieopodal misji - używane głównie przez flying doctors, na których niestety nie zawsze można liczyć, jak zauważają misjonarze Radość i smutek

Radością było udzielanie sakramentu małżeństwa 4 parom. To rzeczywiście wielkie święto w parafii kiedy to tzw. tradycyjne małżeństwa decydują się zawrzeć sakramentalny związek.  Często musi upłynąć wiele czasu i narodzić się sporo dzieci zanim podejmują taki krok.  Choć zdarzają się i tzw. białe małżeństwa - czyli młodzi, którzy zawierają sakrament małżeństwa żyjąc  w czystości przed ślubem.  

Mieliśmy i smutne wydarzenia, jak pogrzeb Midried – 7 letniej dziewczynki. Bawiła cały dzień a wieczorem zaczęła wymiotować dziwnym ciemnym płynem. Zmarła. Siostra w naszym misyjnym szpitalu nie zdołała jej uratować.

Smutkiem napełniła nas też śmierć Josepha -  17 - letniego chłopca z nieproporcjonalnie wielkim  brzuchem, wyglądającego na 10 letniego chłopca, którego rodzice przynieśli z wioski 17 km od nas.

Wezwani przez radio  „flying doctor” (latający lekarze), którzy początkowo zdeklarowali się przylecieć, po kilku dniach przysłali wiadomość, że jest zakaz latania do naszej doliny bo… jest zła sytuacja. Dwa miesiące wcześniej zabito pilota - stało się to w naszej dolinie, choć  na innym lądowisku. Później jeszcze w tym samym miejscu zamordowano tam dwie inne osoby. 

17 letni Joseph zmarł bo nie było lekarza na miejscu, który mógłby przeprowadzić operacje.

Amasali i ukubomba   Krzysztof Błażyca "Amasali – ukubomba" skandowały dzieci Bananowa łódź

Przeprawa do wioski Chikwasha za rzeką Mulembo pozostawia sympatyczne wspomnienia.  Samochodem można dojechać do rzeki. Potem ludzie pomagają się przeprawić tzw.”banana boat” przypomina to kanu.

Na drugim brzegu jest jakieś 15 min pieszo do kaplicy. Odprawiłem tam msze. W trakcie kazania mówiłem o tym, że aby przeprawić się na drugi brzeg należy wiosłować z jednej i z drugiej strony. Nie wystarczy wiosłować z jednej, bo będziemy się kręcić w kółko i przyrównałem to do kroczenia do Boga, że potrzebna jest modlitwa (amasali) i praca (ukubomba).

W naszym życiu z Bogiem też nie wystarczy tylko się modlić albo tylko pracować - w jednym i w drugim przypadku nie idziemy naprzód tylko kręcimy się w miejscu. Tak się to spodobało miejscowym dzieciom, że odprowadzając mnie do łodzi cały czas skandowali: amasali – ukubomba.