Z mieczem w duszy

Andrzej Macura

publikacja 10.09.2020 13:40

Garść uwag do czytań na wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Bolesnej z cyklu „Biblijne konteksty”.

Matka Bolesna Matka Bolesna
Bóg nie chce człowieka dręczyć. Ale widzi sens cierpienia, bo patrzy z szerszej perspektywy
AM CC--SA 4.0

Matki Bożej Bolesnej... Obchód ten ma jedynie rangę wspomnienia. Ale cierpienie to temat bliski każdemu człowiekowi. Zwłaszcza temu, który już dłużej żyje na tej ziemi. Cierpienia choroby, cierpienie po stracie bliskich... W moim kościele parafialnym jest kaplica Matki Bożej Bolesnej. Podczas ostatniej wojny przychodziło tam mnóstwo matek, które straciły synów... Tak było pewnie w wielu kościołach. Wspomnienie Matki Bożej Bolesnej to pokazanie, że w niebie mamy kogoś, kto taki ból rozumie...  Czytania tego dnia króciutkie. Niosą jednak ze sobą mnóstwo treści.

1. Kontekst pierwszego czytania  Hbr 5,7-9

Arcykapłan brany jest z ludu, aby lud rozumiał – argumentuje autor Listu do Hebrajczyków. „Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości” (Hbr 5,2). I rozumiejąc, z woli Boga składa Bogu za ten lud ofiary. Na tym polega rola arcykapłana. To kontekst tego, co słyszymy w pierwszym czytaniu wspomnienia Matki Bożej Bolesnej. A Chrystus, który jest arcykapłanem? On też rozumie – tłumaczy autor listu. I pisze:

(Chrystus podczas swojego życia doczesnego) z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.

Opuszczono w pierwszym zdaniu „za dni ciała swego”, ale to co dodano: „podczas swojego życia doczesnego” jest oddaniem tej samej myśli...

Cały ten fragment ma nam pokazać, że w cierpieniu nie jesteśmy tak samotni, jak się nam może wydawać. Że mamy arcykapłana, orędownika, który rozumie jak to jest. Rozumie, bo sam wielkiego cierpienia doświadczył. Rozumie, bo i Jemu towarzyszyły związane z przeżywanym cierpieniem rozterki; i On najchętniej by przed tym cierpienie uciekł i On bał się tego, co go miało spotkać. On rozumie. Mogą nas nie rozumieć bliscy, mogą odwracać wzrok, mogę się niecierpliwić, ale On rozumie, bo sam cierpienia doświadczył... Zwróćmy jednak uwagę na kilka myśli, mocno zresztą ze sobą związanych.

A następujący po czytaniu psalm jest modlitwa w utrapieniu:

Panie, do Ciebie się uciekam,
niech nigdy nie doznam zawodu,
wybaw mnie w sprawiedliwości Twojej.
Nakłoń ku mnie Twe ucho,
pospiesz, aby mnie ocalić.

Bądź dla mnie skałą schronienia,
warownią, która ocala.
Ty bowiem jesteś moją skałą i twierdzą,
kieruj mną i prowadź przez wzgląd na swe imię.

Wydobądź z sieci zastawionej na mnie,
bo Ty jesteś moją ucieczką.
W ręce Twoje powierzam ducha mego.
Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże.

Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie,
i mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”.
W Twoim ręku są moje losy,
wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców.

Jakże jest wielka dobroć Twoja, Panie,
którą zachowałeś dla bogobojnych.
Okazujesz ją tym, którzy uciekają się do Ciebie
na oczach ludzi.


2. Warto zauważyć  

W lekcjonarzu ten dzień ma dwie Ewangelie, do wyboru. Wypada zatrzymać się nad obiema.

A. Łk 2,33-35

Scena jest znana, ale dla porządku, przypomnijmy.

Ten fragment Ewangelii pochodzi ze sceny, gdy, zgodnie z przepisami Mojżeszowego prawa, Jezus zostaje ofiarowany w świątyni Bogu. Dokładniej: wykupiony. Według tegoż prawa każdy pierworodny należał do Boga. Nie w tym sensie oczywiście, jakoby rodzice musieli złożyć go w krwawej ofierze, ale miał być przeznaczony na służbę Bogu. Szybko jednak zastąpiono ten przepis innym: zaszczytny obowiązek służby Bogu przypadł rodowi Lewiego (stąd lewici). Pierworodni musieli być jednak z tego obowiązku wykupieni przez złożenie ofiary. Niewielkiej. W przypadku ludzi biednych, jak było to w sytuacji ziemskich rodziców Jezusa, chodziło o parę gołębi czy synogarlic. Ten właśnie obowiązek przywiódł Maryję i Józefa do świątyni. I tam spotykają starca Symeona, który w prorocki uniesieniu stwierdził, ze teraz już może umrzeć, bo oto ujrzał wypełnienie się Bożych obietnic zbawienia: „światło na oświecenie pogan i chwałę Izraela” Chodziło oczywiście o małego Jezusa. I w tym właśnie kontekście Symeon precyzuje kim będzie Jezus, a jednocześnie wieszczy Jego Matce ból i cierpienie.

Po przedstawieniu Jezusa w świątyni Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.

W kontekście wspomnienia Matki Bożej Bolesnej najważniejsza jest tu oczywiście zapowiedź cierpienia, jakie z powodu Syna spotka Matkę. Symeon mówiąc o mieczu, który ma przeniknąć jej serce ma na myśli cierpienie wielkie, coś bardzo bolesnego, coś co ją niemal zabije (na duchu oczywiście). Bardzo jednak jest też ciekawe, co mówi on o Jezusie i Jego misji.

W czytaniu chodzi więc przede wszystkim o wielki ból Maryi. Pośrednio i ona staje się ofiarą wszystkich ludzkich knowań, zatwardziałości serca, niechęci do nawrócenia, złości, zawziętości... Pośrednio: bo choć Jej fizycznie nic nie zrobili, to przecież straszliwie zranili jej serce; co musiała czuć patrząc, jak okrutnie zabijano jej Syna trudno sobie wyobrazić...

B. J 19,25-27

Ten fragment Ewangelii to jedna ze scen związanych z ukrzyżowaniem Jezusa....

Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.

Maryja stojąca pod krzyżem... Trudno sobie wyobrazić, co czuje Matka patrząc, jak zabijają Jej Syna. Nie wiemy jak się zachowywała, jak reagowała, czy krzyczała, czy się wyrywała... Nie wiemy. Wiemy, że stała. Czy biła się z myślami? Mogła zastanawiać się, dlaczego Jej Syna to spotyka. Mogła tracić wiarę w to, co kiedyś usłyszała od Archanioła; że Jej Syn będzie nazwany Synem Bożym. Mogła, ale nie wiemy czy tak było. Równie dobrze mogła rozumieć, że jeśli taka wola Boża, to trzeba się z nią godzić, a Bóg wyprowadzi z tego jakieś dobro. Nie wiemy, co się działo w jej głowie, możemy tylko się domyślać, co działo się w Jej sercu. Na pewno jednak bardzo cierpiała. To wiemy. I dlatego jest dla nas Matką wszystkich pogrążonych w cierpieniu i bólu. Zna towarzyszące takim sytuacjom  bolesne rozterki...

W Ewangelii tej bardziej jednak zastanawiają słowa Jezusa. Skierowane do Matki i stojącego wraz z nią św. Jana. „Niewiasto, oto syn Twój” i do Jana „oto Matka Twoja”. Wraz ze wzmianką „i od tej godziny uczeń wziął ją do siebie”. Jaki jest sens tego wydarzenia?

Interpretując to wydarzenie  w sposób najbardziej przyziemny widzimy w tym geście wyraz troski Jezusa o Matkę. Kobieta w Izraelu nie miała łatwego życia, o ile nie miała „męskich wspomożycieli” – męża, syna, brata, innych męskich krewnych, którzy dbaliby o to, by nie została skrzywdzona. Jezus każąc Janowi zaopiekować się swoją Matką dba po prostu o jej przyszłość. Przy okazji jest to wyraźna sugestia, że Maryja nie miała nie tylko męża (Józef musiał umrzeć w bliżej nieokreślonym czasie, ale po pamiętnej wizycie w Jerozolimie), ale i dzieci; zwłaszcza synów. To pokazuje, że kiedy w pismach Nowego Testamentu mowa o braciach Jezusa nie chodzi o jego rodzonych braci, ale raczej kuzynów. Podobnie zresztą trudno wyobrazić sobie, że siostry – Maryja i „siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa” nosiły to samo imię. Były raczej po prostu kuzynkami... W niektórych rejonach Polski też mówi się na kuzynów „brat”, prawda? Cioteczny, stryjeczny...

Scena ma także swój wymiar duchowy. Tak przynajmniej chce to widzieć część teologów. Jan jest tu niejako obrazem Kościoła. Maryja, stając się Jego Matką, staje się także Matka Kościoła.... Może lepiej byłoby powiedzieć: zostaje jasno wskazana jako Matka Kościoła. Bo była nią już od dawna w dwojaki sposób: jako matka Głowy Kościoła – Jezusa i jako ta, która pierwsza i do końca konsekwentnie mówiła Bogu „tak”. A to przecież istota chrześcijaństwa, istota bycia w Kościele. Maryja jest więc wzorem tego mówienia „tak”.

3. W praktyce

W nawiązaniu do pierwszego czytania i obu Ewangelii...

W nawiązaniu do fragmentu z Ewangelii wg św. Łukasza....

W nawiązaniu do fragmentu z Ewangelii wg św. Jana...