Potyczki religijne

Jacek Dziedzina

publikacja 13.10.2010 12:56

Czy w obojętnej religijnie Bułgarii nauka religii w szkołach będzie obowiązkowa?

Potyczki religijne agencja gazeta/ap photo/str/GN 10 tys. Bułgarów na ulicach Sofii domagało się obowiązkowej nauki religii w szkołach. Kampanię zorganizowała Cerkiew prawosławna

Jest coś na rzeczy, skoro dwa tygodnie temu ulicami Sofii przeszło około 10 tys. osób, domagając się powrotu religii do szkoły. To niezwykłe wydarzenie między innymi dlatego, że zaledwie 4,4 proc. Bułgarów przyznaje się do cotygodniowej obecności na nabożeństwie. Inicjatorem marszu była bułgarska Cerkiew. To też niezwykłe, bo tamtejszy Kościół prawosławny musiał odbudować swoją reputację, nadszarpniętą gorszącymi podziałami z lat 90. minionego stulecia oraz brakiem rozliczeń z czasów współpracy z komunistami. Jeszcze ciekawsze jest to, że pomysł obowiązkowej religii w szkołach popiera postkomunistyczny prezydent. To z kolei element skomplikowanej wewnętrznej gry politycznej. Zresztą, wszystko w tej sprawie jest bardziej skomplikowane.

Bez doświadczenia
Religia była obecna w bułgarskich szkołach do 1945 r. Przedmiot został zlikwidowany wraz z nadejściem nowej władzy. Dlaczego religia nie wróciła do szkół od razu w 1989 r., po upadku komunizmu, a manifestacje odbywają się dopiero teraz? – Bułgarska Cerkiew Prawosławna ma słabą tradycję nauczania religii przed nastaniem rządów komunistów – tłumaczy dr Daniela Kalkandjieva, specjalistka ds. stosunków państwo–Kościół z Uniwersytetu św. Klimenta Ochrydzkiego w Sofii. – Duchowni mogli uczyć religii w szkołach tylko w przededniu wybuchu II wojny światowej, a do tego czasu zajęcia prowadzili świeccy nauczyciele. W tym okresie Cerkiew nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu szkółek niedzielnych – mówi Kalkandjieva. – Poza tym – ciągnie temat – komunizm w Bułgarii zniszczył życie parafialne do tego stopnia, że dzisiaj bułgarska Cerkiew cierpi wyraźnie na brak silnych parafii, które
mogłyby ożywić edukację religijną – dodaje.

Jednocześnie nie jest do końca prawdą, że religia jest zupełnie nieobecna w szkołach. Już w 1997 r. pojawiła się w klasach II–IV jako przedmiot do wyboru. Dwa lata później fakultet był dostępny dla uczniów ośmiu klas podstawowych. Problem polegał na tym, że początkowo był to tylko fakultet dla prawosławnych, podczas gdy ok. 12 proc. społeczeństwa stanowią muzułmanie. Częściowo naprawiono to, wprowadzając fakultet z islamu w regionach, gdzie żyje najwięcej zainteresowanych. Kalkandjieva, która zajmuje się tematem od lat, twierdzi, że zaledwie 2 proc. uczniów wybierało religię jako przedmiot nadobowiązkowy. Im starsze klasy, tym mniej chętnych. Na przykład w 2006 r. w klasach I–IV było niespełna 13 tys. zainteresowanych, w klasach V–VIII już tylko 2748 uczniów chodzących na religię, a w klasach IX–XII zaledwie 994 osoby. Na całą Bułgarię.

Komuniści i schizmatycy
Czym wytłumaczyć tak małe zainteresowanie? Trudno oczekiwać innego obrazu, jeśli przyjrzymy się pozostałym statystykom. Wprawdzie aż 80 proc. Bułgarów identyfikuje się z prawosławiem, a tylko 4 proc. określa siebie jako ateistów, ale pogłębione badania przynoszą nieco inne liczby. I tak na przykład (według badań European Value Study z 2008 r.) aż 49 proc. Bułgarów twierdzi, że wierzy raczej w „jakąś siłę lub ducha” niż w jedynego Boga. 73 proc. twierdzi, że przynależy do jakiegoś wyznania, ale tylko 4,4 proc. chodzi do świątyni co tydzień, a 9,2 proc. co miesiąc, 45 proc. – tylko przy okazji świąt religijnych, a 25 proc. odpowiada: „praktycznie nigdy”. – Sądzę, że to wynik ateistycznej propagandy poprzedniego reżimu – ocenia dr Momchil Metodiev, znawca historii Cerkwi prawosławnej w Bułgarii w czasach komunistycznych i redaktor naczelny wydawanego w USA periodyku „Chrześcijaństwo i Kultura”. – Swoje zrobiła polityka urbanizacyjna komunistów. W nowo rozwijających się miastach budowanie kościołów było zabronione, co zaowocowało utratą łączności między Kościołem i życiem codziennym – tłumaczy Metodiev.

– Wiele represji administracyjnych, jak wymuszanie świeckich ślubów, pogrzebów, a nawet świeckich chrztów (!) sprawiło, że Cerkiew była postrzegana jako coś obcego i odległego od ludzi. To doprowadziło do obecnego braku wiedzy na temat prawd wiary – dodaje historyk z Sofii. Jego zdaniem, po upadku komunizmu Cerkiew straciła jeszcze bardziej w oczach społeczeństwa z powodu schizmy w latach 90. ub. wieku i później. Święty Synod podzielił się na dwa obozy. Księża z tzw. Synodu Alternatywnego w 2002 r. zostali zmuszeni przez policję do opuszczenia swoich kościołów. Sprawa otarła się o trybunał w Strasburgu, który nakazał Bułgarii wypłatę 50 tys. euro odszkodowania, ale nie zażądał zwrotu kościołów, czego domagała się „alternatywa”. – Przyczyną schizmy – mówi dr Metodiev – był sprzeciw części biskupów wobec patriarchy Maksima (twierdzili, że został wybrany w latach 70. ub. wieku pod dyktando komunistów i że współpracował ze służbą bezpieczeństwa – J.Dz.). Jego przeciwnicy chcieli przedstawić się jako antykomunistyczny ruch, który zamierza odnowić cały Kościół. Schizma była bardzo bolesna i doprowadziła do skandali wśród hierarchii kościelnej, nagłaśnianych przez media. To zrujnowało społeczny prestiż biskupów. Rzeczywiste powody schizmy nie są do końca jasne. Okazało się, że wielu biskupów z „Synodu Alternatywnego” było najbliżej władz komunistycznych w poprzednim systemie – ciągnie opowieść Metodiev.

Jezus wraca do Bułgarii?
Skąd więc to nagłe parcie do wprowadzenia obowiązkowej religii w szkołach? – Teraz Cerkiew stara się przezwyciężyć ten kompleks niższości – tłumaczy Momchil Metodiev. – W tym kontekście należy widzieć całą tę akcję. To pierwsza publiczna kampania, którą zainicjowały i prowadzą Cerkiew i Synod. To dla mnie nawet o wiele ważniejsze niż sam postulat powrotu religii – mówi bułgarski historyk. Co do samego przedmiotu religii istnieją bardzo rozbieżne opinie. – W ostatnich dniach w mediach mówiono, że około trzech czwartych Bułgarów jest przeciwnych obowiązkowemu nauczaniu przedmiotu, który Synod chce nazwać „religia – prawosławie” – relacjonuje Daniela Kalkandjieva. Ona sama jest członkiem jednej z komisji, która proponowała wprowadzenie przedmiotu „religia”, który byłby raczej zaznajomieniem z głównymi tradycjami religijnymi w Bułgarii, a nie przedmiotem konfesyjnym. Czyli byłoby to takie religioznawstwo. – Tego jednak nie akceptują ani Cerkiew, ani pozostałe wyznania – mówi Daniela.

Pomysł Świętego Synodu jest inny: prawosławni uczniowie mają mieć obowiązkowy przedmiot „religia – prawosławie”, muzułmanie „religia – islam”, katolicy – „religia – katolicyzm”. Jeśli rodzice nie życzą sobie takich zajęć, mają do wyboru „etykę”. Takie rozwiązanie wspiera prezydent Bułgarii, były komunista, a sprzeciwia się mu prawicowy minister edukacji. – To część politycznej gry, w której prezydent chce wygrać publiczne poparcie w walce z prawicowym rządem, będzie więc wspierał to, czemu sprzeciwia się prawicowy minister – tłumaczy Metodiev. – Przeciwnicy obowiązkowej religii mówią, że jest już taki fakultet do wyboru. Innego argumentu przeciw nauce religii używają nacjonaliści. Nie zgadzają się na płacenie przez państwo za studiowanie islamu przez muzułmańską mniejszość. I pokazują liczby: na obecne fakultatywne zajęcia z islamu uczęszcza 20 tys. uczniów, podczas gdy klasy „prawosławne” liczą zaledwie 3 tys. młodzieży. Nacjonaliści twierdzą, że to muzułmanie, z racji większej identyfikacji z religią, najwięcej wygrają na obowiązkowym przedmiocie.

Przypomina mi się fragment „Bałkańskich upiorów” Roberta D. Kaplana. Zakochany w Bułgarii amerykański dziennikarz wraca do niej w 1990 r. Odwiedza ponownie monastyr Rilski. Za komunistów z trzystu mnichów zostało raptem tylko dwunastu. Teraz klasztor wraca do życia. Powróciła ikona cara Borysa III, którego grobowiec usunęli komuniści. Wierni, znowu licznie tu przybywający, całowali ikonę. „Jezus Chrystus powrócił do Bułgarii”, cieszył się przewodnik Kaplana, ojciec Bonifacy. Kolejne dwadzieścia lat pokazało, że z tym powrotem sprawa jest bardziej skomplikowana.