Religia i polityka

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 05.10.2010 09:26

Kościół nie może nie "mieszać się do polityki". Benedykt XVI w Wielkiej Brytanii przypomniał o roli, jaką w demokracji może pełnić chrześcijaństwo.

17.09.2010 r. PAP/EPA/TIM IRELAND/gn 17.09.2010 r.
Benedykt XVI wita się z politykami w Westminster Hall. Od lewej: Gordon Brown, Tony Blair, Cherie Blair, Norma Major, Sir John Major, Margaret Thatcher, William Hague,Nick Clegg

Ostatnia podróż papieża okazała się sukcesem. I bynajmniej nie z powodu tego, że Benedykt XVI pocałował małą Polkę z Glasgow, jak sugerował to w „Faktach” TVN, lub dlatego, że kolejny już raz spotkał się z ofiarami molestowania, jak tego chciałaby GW. Oba te fakty są, rzecz jasna, godne zauważenia, ale jeśli poważne polskie media sprowadzają pielgrzymkę tylko do tych wydarzeń, to jest to niepoważne. Nawet liberalna prasa brytyjska, która przed pielgrzymką prześcigała się w kreśleniu złowrogiego obrazu papieża, uznała, że Benedykt XVI zaproponował Brytyjczykom coś naprawdę ważnego i ciekawego.

Dylemat Morusa aktualny
„Zwracając się do obywateli tego kraju, leżącego na skrzyżowaniu kultury i gospodarki światowej, miałem na myśli cały Zachód” – przyznał papież już po pielgrzymce. Przemówienie w brytyjskim Parlamencie było kluczowym przesłaniem skierowanym do całej Europy. Benedykt XVI zapowiedział, że będzie mówił o „właściwym miejscu religii w procesie politycznym”. Temat „religia a polityka” bywa sprowadzany do hasła „Kościół nie powinien się wtrącać do polityki”. Ten medialny „dogmat” pojawia się w co drugim prasowym komentarzu, powtarzają go bezkrytycznie sami katolicy. Nic bardziej błędnego, odpowiada papież. Przy czym poziom jego refleksji sięga znacznie głębiej niż bieżąca polityczna pyskówka. Ojciec Święty odwołał się do św. Tomasza Morusa, angielskiego męża stanu, który za wierność swojemu sumieniu został skrócony o głowę przez Henryka VIII. Benedykt XVI zwrócił uwagę, że kwestie podstawowe, które wchodziły w grę w jego procesie, pojawiają się nadal. „Każde pokolenie, starając się promować dobro wspólne, musi pytać na nowo: czego władze mogą racjonalnie wymagać od obywateli i jak daleko mogą się w swych żądaniach posunąć? Odwołując się do jakiej władzy, można rozwiązywać dylematy moralne? Pytania te kierują nas bezpośrednio do etycznych podstaw debaty obywatelskiej” – mówił papież.

Etyczny wymiar polityki
Warunkiem zrozumienia papieskich propozycji jest zgodzenie się z tym, że polityka nie jest tylko kwestią procedur lub bieżącej walki o władzę, ale ma ona także wymiar etyczny. Benedykt zwrócił uwagę np. na to, że aktualny kryzys finansowy został spowodowany m.in. przez zagubienie postaw etycznych w działalności gospodarczej. Kiedy słyszymy o etycznym wymiarze polityki, kojarzymy to z konkretnymi problemami, które ze swojej natury zahaczają o pytania moralne, np. in vitro czy eutanazję. To zawężenie. Rzecz jest w tym, że cała polityka ma wymiar moralny. Każdy polityczny spór jest w istocie sporem o wartości. I nie chodzi o taki czy inny styl działania polityków, ale o samo meritum. Na przykład debata o podatkach. Ważne są w niej nie tylko kwestie „ile”, „od kogo” i „w jaki sposób”. Podstawowe pytania, często tylko milcząco obecne, brzmią: „czy podatki są sprawiedliwe?” oraz „czy nie naruszają równowagi między prawem jednostki a wymogami życia społecznego?”. Jeśli każda ekonomiczna decyzja ma wymiar etyczny, to tym bardziej dotyczy to praw ustanawianych w demokratycznej procedurze. Każda ustawa zakłada jakąś moralność. Spora część elit albo nie dostrzega tego wymiaru polityki, albo nie chce go widzieć. Ci, którzy najgłośniej mówią o moralnej neutralności, usiłują na ogół przeforsować własne przekonania moralne.

Wiara i rozum
Jeśli zgodzimy się z tym, że polityka z definicji ma wymiar moralny, to pojawia się kluczowe pytanie Benedykta: „Gdzie można znaleźć etyczne podstawy dla wyborów politycznych?”. Samo państwo nie może być źródłem ani prawdy, ani moralności (tego chcieli dyktatorzy i państwa totalitarne). Sama wola demokratycznej większości to także za mało. Zasady moralne muszą być określane przez coś bardziej trwałego, podkreśla papież. Demokratyczne państwo musi więc czerpać niezbędną wiedzę o dobru z zewnątrz. Ale skąd? Papież odpowiada: z pomocą przychodzi religia. Benedykt XVI przekonuje, że istnieją „obiektywne normy rządzące prawym działaniem”, które są dostępne dla rozumu niezależnie od treści religijnych. Ten niepisany zestaw norm, który nazwano prawem naturalnym, człowiek odczytuje w sumieniu, czyli posługując się rozumem. Przykładem „zadziałania” prawa naturalnego w polityce jest zniesienie niewolnictwa. Nie trzeba być wierzącym, by uważać niewolnictwo za coś złego. A jednak władze państw uznawały je długo za dopuszczalne. Rozum tych, którzy usankcjonowali niewolnictwo, był chory, wytworzył ideologię, która pozbawiała ludzkich praw ogromną grupę ludzi. „Złe użycie rozumu”, o którym mówi Benedykt XVI, zrodziło jeszcze wiele innych przejawów zła, w szczególności ideologie totalitarne XX wieku.

Jaka więc ma być rola religii? Papież odrzuca naiwne recepty. Rola religii w debacie politycznej nie polega na dostarczaniu „gotowych” norm moralnych, a tym mniej na proponowaniu konkretnych rozwiązań politycznych. Zadaniem religii jest „dopomaganie w oczyszczeniu i rzucaniu światła na stosowanie rozumu do odkrywania obiektywnych zasad moralnych”. Można zapytać: na czym ma konkretnie polegać owa „korekcyjna” rola religii wobec rozumu? Chodzi, jak sądzę, o dwie płaszczyzny. Pierwszą z nich jest sumienie pojedynczego człowieka. Dobrze wiemy, że potrafimy szybko dorabiać teorię do złej praktyki. Religia wspomaga pracę sumienia, chroni je przed znieprawieniem. Pismo św., wspólnota Kościoła, sakramenty itd. – to wszystko pomaga utrzymać sumienie w dobrym „zdrowiu”. Na płaszczyźnie społecznej głos Kościoła pełni rolę krytyczną wobec chorych ideologii czy niemoralnych praw. Historycznym przykładem jest krytyka marksizmu i faszyzmu, którą podejmowali papieże dużo wcześniej, nim obie ideologie objawiły swoje zbrodnicze konsekwencje. Benedykt XVI: „Pragnę zasugerować, że świat rozumu i świat wiary – świat racjonalności świeckiej i świat wiary religijnej – potrzebują siebie wzajemnie i nie powinny się obawiać podjęcia głębokiego i stałego dialogu dla dobra naszej cywilizacji”. Ten dialog może i powinien się odbywać w głębi sumień pojedynczych ludzi oraz w debacie publicznej.

Religia jest rozumna
Dialog zakłada obustronne oddziaływanie. Dlatego papież podkreślił, że rozum musi być obecny w religii. Przyznał uczciwie, że wiara religijna jest podatna na zniekształcenia, np. takie jak „sekciarstwo i fundamentalizm”. Patologie pojawiają się wtedy, gdy „zbyt małą uwagę przywiązuje się do oczyszczającej i kształtującej roli rozumu w obrębie religii”. Te słowa są wyzwaniem dla ludzi religijnych, ale nie tylko dla nich. Jakże często publicyści czy politycy używają słowa „religia” jako synonimu słowa „przesąd”, a przymiotnika „religijny” jako odpowiednika słowa „nierozumny”. Nieuczciwym chwytem w dyskusjach jest branie jakiejś dewiacji religii za jej istotę czy całość. Benedykt XVI często zwraca uwagę, że chrześcijaństwo jest religią według rozumu, bo jest religią Logosu (słowo, rozumna zasada stworzenia). Tematu racjonalności religii dotyczył wykład w Ratyzbonie. Właśnie dlatego, że chrześcijaństwo jest wiarą rozumną, możliwy jest dialog ze światem świeckiej racjonalności (nauką, kulturą, polityką itd.), przekonywał papież-teolog. Uwagi pod adresem islamu dotyczyły kwestii relacji między rozumem a wiarą. W islamie dominuje woluntaryzm. Dobre jest to, co wynika z absolutnej woli Allaha. Papież powiedział odważnie trudną prawdę: dialog z islamem jest możliwy z tymi jego odłamami, które godzą się na konfrontację swojej religii z rozumem. Co ciekawe, współczesny sekularyzm ma to samo woluntarystyczne nastawienie co islam. Nowoczesność głosi, że dobro i prawda wynikają z decyzji jednostek, znika obiektywność rzeczywistości, wszystko jest względne. I w jednym, i w drugim przypadku zanegowana jest rozumność (logos) wpisana w rzeczywistość świata i człowieka.

Niepokój o los demokracji
Papież nie walczy o wąsko pojęte dobro religii czy Kościoła. Jeżeli zwraca uwagę na niechęć Zachodu wobec chrześcijaństwa, to czyni to dlatego, że jest przekonany, że grecko-chrześcijański fundament jest nieodzowny dla budowania sprawiedliwego społeczeństwa. W tym duchu należy czytać jego krytyczne uwagi o „marginalizacji religii, zwłaszcza chrześcijaństwa, które ma miejsce w pewnych kręgach, nawet w państwach, w których duży nacisk kładzie się na tolerancję”. Benedykt XVI zauważa, że są „ludzie, którzy opowiadają się za wyciszeniem głosu religii lub przynajmniej jej usunięciem do sfery czysto prywatnej. Są tacy, którzy twierdzą, że należy odwodzić od publicznych obchodów takich świąt jak Boże Narodzenie, w wątpliwym przekonaniu, że może to jakoś obrażać wyznawców innych religii czy niewierzących. Są też i tacy, którzy twierdzą – paradoksalnie dążąc do wyeliminowania dyskryminacji – że od chrześcijan zajmujących funkcje publiczne powinno się wymagać niekiedy, aby działali wbrew własnemu sumieniu. Są to niepokojące oznaki niezdolności docenienia prawa wierzących do wolności sumienia i swobody wyznania, ale także uprawnionej roli religii w sferze publicznej”. Zamieszanie wywołane przez środowiska gejowskie wokół minister Radziszewskiej potwierdza papieską diagnozę.