Historia pewnej obrączki

Jarosław Dudała

publikacja 13.09.2010 11:22

Było to było parę dni po Bożym Narodzeniu 1942 roku. Andrzej Skotarski mieszkał wtedy we wsi Łabuńki pod Zamościem. Razem z nim w gospodarstwie rolnym mieszkała jego żona Rozalia i córka Leokadia Piela z rodziną: mężem Stanisławem oraz córkami: Heleną, Marią i Stanisławą.

Historia pewnej obrączki Arch. rodzinne Mariusza Talarka Anna Piela i jej syn Mariusz Talarek podczas uroczystej prezentacji nowej sukienki Matki Bożej na Jasnej Górze

Proroczy sen
W środku mroźnej nocy ciężarna Leokadia wstała z łóżka. Zbudziła rodzinę. – Tato, mamo, Niemcy będą nas wysiedlać! – wołała, tłumacząc, że właśnie przed chwilą to jej się przyśniło. – Uspokój się, idź spać – odrzekli domownicy. Ale o czwartej nad ranem Niemcy rzeczywiście załomotali do drzwi. Skotarscy z całą rodziną zostali wysłani – jak mówili ludzie – „za druty”. To znaczy: do obozu przejściowego w Zamościu. Tam umarły z wycieńczenia dwie córki Pielów: Maria i Stanisława. Miały dwa i trzy latka. Najstarsza 6-letnia Helena też była na skraju wyczerpania. Jej mama Leokadia została w obozie tak skopana, że jej nienarodzone dziecko znajdowało się nie pośrodku, ale z lewej strony brzucha. Kobieta przekonywała męża do ucieczki. Ale mężczyzna nie wierzył, że stanie im się coś złego. – Mama opowiadała, że to był ufny, dobry człowiek. Nie wierzył, że pójdzie na stracenie – opowiada Anna Piela, córka Leokadii, która od niej i od świadków zna tę historię.

Ucieczka
Noc z 1 na 2 lutego 1943 roku Leokadia spędziła na modlitwie. W końcu postanowiła uciekać bez męża. – Stasiu, ostatni raz się widzimy – powiedziała tej nocy, podczas pożegnalnej rozmowy. Kilka godzin po pożegnaniu, a więc w dniu Matki Bożej Gromnicznej, w obozie zarządzono apel. Niemcy wyczytywali kolejne nazwiska. Wyczytani mieli być wywiezieni w Siedleckie. Wsiadali po 10 osób do podstawionych furmanek. To, co stało się później, brzmi wręcz nieprawdopodobnie. Leokadia nie została wyczytana. Mimo to, będąc w siódmym miesiącu ciąży, wzięła na ręce 6-letnią Helenkę, przeszła między niemieckimi strażnikami i ukryła się pod nogami pasażerów jednej z furmanek. Jedni, w obawie o własne życie, chcieli je wydać Niemcom. Inni postanowili spróbować uratować ciężarną matkę i jej dziecko. Niemcy sprawdzali, czy do furmanek nie wsiedli pasażerowie na gapę, ale nikogo nie znaleźli. – Babcia całe życie mówiła, że to był cud, ponieważ uciekła, ukrywając się jakby pod płaszczem Matki Bożej – mówi Mariusz Talarek.

Wszyscy zginęli
Razem z przesiedleńcami Leokadia trafiła do miejscowości Popławy w Siedleckiem. Tymczasem całą rodzinę, która została w obozie w Zamościu, hitlerowcy wysłali do Auschwitz. Ojciec Leokadii, Andrzej Skotarski, musiał spodziewać się najgorszego, bo jadąc pociągiem do Oświęcimia, napisał na kartce parę słów pożegnalnego błogosławieństwa i dodał adres rodziny. Zdjął z palca obrączkę, zawinął ją w swój ostatni list i wyrzucił z pociągu gdzieś pod Krakowem. Obrączka była charakterystyczna. Miała wygrawerowane inicjały: S.A. (Skotarski Andrzej) i datę ślubu: 16 czerwca 1912 roku. Z dokumentów otrzymanych po wojnie z muzeum w Auschwitz wynikało, że rodzina została tam przywieziona 5 lutego 1943 roku, czyli trzy dni po ucieczce Leokadii. Wszyscy zginęli. Tymczasem Leokadii wraz z Helenką i urodzoną w Popławach Anną, udało się wrócić w rodzinne strony. Matka z dziećmi zamieszkała u swoich teściów. Prawdopodobnie wtedy trafiła do niej obrączka ojca i jego pożegnalny list, wyrzucony z pociągu do Auschwitz. Rodzina nie wie dziś, jak to się dokładnie stało. Wiadomo tylko, że te rodzinne, cenne pamiątki dostarczył jakiś uczciwy człowiek, prawdopodobnie ich znalazca. Niestety, dołączony do obrączki pożegnalny list nie zachował się.

Obława
– W opustoszałym gospodarstwie babci Armia Krajowa urządziła sobie kryjówkę – opowiada Mariusz. Prawdopodobnie zimą 1944/1945 roku, gdy na Zamojszczyźnie rządziła już Armia Czerwona, Sowieci otoczyli ukrywających się tam około 20 polskich żołnierzy. W domu była też Leokadia Piela, ale nie było tam jej dzieci, które przebywały u rodziny. Rosjanie podpalili obejście, żeby wykurzyć ukrytych akowców. Ktokolwiek próbował uciec przed ogniem, ginął rażony kulami. 20-letnia siostra Leokadii, Matylda, próbowała ukryć się w piwnicy. Zginęła uduszona dymem. Wśród zastrzelonych był także ich wujek. Wtedy wydarzył się kolejny cud. Leokadia wybiegła z płomieni owinięta w pierzynę, w której utkwiły kule napastników. Pożegnalny list ojca spłonął w pożarze, ale jej nic się nie stało. Jednak kłopoty nie skończyły się. Leokadia trafiła do więzienia. – Przeżyła koszmar jak z filmu „Przesłuchanie”. Ponieważ była jedyną ocalałą z obławy, komuniści chcieli się od niej dowiedzieć, kto jeszcze w tej okolicy należał do AK. Torturowana kobieta straciła wszystkie zęby. Kaci raz straszyli, że zabiją jej dzieci, a innym razem kusili ją obietnicą przydziału mieszkania.

Aż do śmierci
– Babcia opowiadała, że był moment, kiedy łamała się, czy nie pójść na tę współpracę. Przeszła przez ciężką próbę samą tylko siłą wiary w Boga, wraz z nieustannym zawierzaniem siebie i swojego życia opiece Maryi. Była w więzieniu około trzech miesięcy. Potem ogłoszono amnestię i wypuścili ją – opowiada Mariusz. „Jesteś wolna” – powiedział jej któryś z oficerów. Ale ona nie wierzyła. Myślała, że to tylko kpina i gdy tylko się odwróci, dostanie kulę w plecy. Gdy szczęśliwie wróciła do rodziny, znów musiała się ukrywać – tym razem przed sąsiadami i znajomymi, którzy przychodzili do niej podziękować, że nie wydała ich bliskich komunistom. Ale ona nie czuła się na siłach, by się z nimi spotykać. Była tak zmaltretowana, że przez rok nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego słowa. W podpalonym przez czerwonoarmistów gospodarstwie spłonął pożegnalny list Andrzeja Skotarskiego. Ocalała jednak jego obrączka. Leokadia Piela nie wyszła ponownie za mąż, ale ojcowską obrączkę nosiła na palcu aż do śmierci w 2008 r.

Anna Piela, córka Leokadii, i jej syn Mariusz, w imieniu rodziny postanowili przekazać obrączkę na Jasną Górę jako wotum – świadectwo wiary i nadziei pokładanej w Bogu i Matce Bożej. Wotum to zostało złożone 2 lutego 2010 roku, a więc w święto Ofiarowania Pańskiego – dokładnie w 67. rocznicę cudu ocalenia Leokadii Pieli i jej dzieci. W ten sposób rodzinna pamiątka trafiła do sukienki Matki Bożej. Została umieszczona tuż obok fragmentu prezydenckiego tupolewa, rozbitego pod Smoleńskiem. – Oddaliśmy Matce Bożej to, co mieliśmy najcenniejszego – mówią córka i wnuk Leokadii Pieli.