Ks. Jerzy chwycił!

Joanna Jureczko-Wilk, Agata Puścikowska, Tomasz Gołąb

publikacja 16.06.2010 07:00

Plac Piłsudskiego, kościół św. Stanisława na Żoliborzu, procesja przez pół Warszawy, Świątynia Opatrzności Bożej. Setki tysięcy ludzi cieszyło się beatyfikacją Polaka, który zło dobrem zwyciężał. Miliony – modlą się za jego wstawiennictwem.

Sobota, 5 czerwca, Żoliborz. Ciepła noc. Harcerze pod kościołem św. Stanisława Kostki po wieczornicy wokół grobu ks. Jerzego rozdają grochówkę. Warszawa żegna swojego księdza. Powita błogosławionego. – Trzy dni po śmierci ks. Popiełuszki wiedziałem, że to musi nastąpić. Prawie codziennie się o to modliłem – mówi Eugeniusz Koprowski z Kielc. Przysiadł kilka metrów od grobu ks. Jerzego. – Głowę i serce mam pełne wdzięczności. Całej nocy nie starczy, żeby podziękować. Opowiada o stanie wojennym, walizkach pełnych ulotek, o łapankach i obławach. Po śmierci ks. Jerzego wiele razy wzywał jego wstawiennictwa. Mimo późnej pory – nie milkną modlitwy. Proboszcz ks. Zygmunt Malacki mówi, że uczy się być proboszczem sanktuarium. Ładna to nauka, skoro miejsce odwiedziło już 18 milionów pielgrzymów. Porządkowy nr 105 Mieczysław Skórka pełni służbę przy grobie ks. Jerzego. Taka nagroda za 13 lat comiesięcznych dyżurów na Żoliborzu. I radość, że litery „Śp.” na kamiennym krzyżu, pod którym spoczywa ciało męczennika, zastąpił kilka dni temu złocony napis: „Błogosławiony”.
 



Pielgrzym czeka na uroczystość fot. Tomasz Gołąb

Grand Prix dla Jerzego
Na pl. Piłsudskiego ostatnie przygotowania do beatyfikacji. – Prosiłem, żeby ten takt grać na jednym wdechu – denerwuje się prof. Krzysztof Kusiel-Moroz, dyrygent sześciu połączonych chórów. Obok – próba procesji z darami. Przyjeżdża mama ks. Jerzego. – Podoba się mamie? – ks. Malacki pokazuje ołtarz. Nie odstępuje Marianny Popiełuszko na krok. – Bardzo. Mama wygląda pięknie. Jak na swoje 90 lat – niemal młodzieńczo. Uśmiecha się na widok 14 tysięcy czerwonych róż, sprowadzonych specjalnie z Holandii. Na ołtarzu symbolizują synowską drogę do męczeństwa, a nazywają się… Grand Prix. Po placu spacerują o. Gabriel Bartoszewski i ks. Tomasz Kaczmarek, autorzy „Księgi o męczeństwie”, koniecznej do ogłoszenia błogosławionym. – Bez was nie byłoby tego dnia – mówią im spotkani po drodze Julita i Rafał Wieczyńscy, autorzy filmu „Popiełuszko”. – To chyba bez niego – kapucyn wskazuje kapłana. – Raczej bez Niego – ks. Kaczmarek wymownie spogląda w bezchmurne niebo.

Wesołych świąt!
Rano 6 czerwca na pl. Piłsudskiego pojawią się pierwsi pielgrzymi. Ilu zatrzymała powódź? Nie wiadomo. – Oberwanie chmury złapało nas w Piasecznie. Mieliśmy szczęście, że udało się w ogóle dotrzeć do Warszawy – mówi poznaniak Grzegorz Jankowski, który na uroczystości beatyfikacyjne przyjechał z krewnymi. W latach 80. jeździł do kościoła św. Stanisława Kostki na nabożeństwa majowe. Wśród pielgrzymów – Włoch, Daniele Biondi. Zafascynowany ks. Jerzym. – Dzisiaj świat ceni coś zupełnie innego niż odwagę. Uwagę skupiają wybuchy wulkanów, tąpnięcia giełdy na Wall Street. Ale głęboko wierzę, że to właśnie takie wydarzenia jak śmierć ks. Jerzego zmieniają świat i nas. Wieczyńscy też już są. Ale choć to ich film pokazał ks. Jerzego światu, stoją daleko od ołtarza. – Nieważne. Nie jesteśmy tu dla własnej chwały – mówi Julita Świercz-Wieczyńska. – Jestem tak poruszony tym dniem, że gdy wczoraj wychodziłem z pracy, powiedziałem portierce: „wesołych świąt” – mówi Wieczyński. Kiedy miał 16 lat, pełnił harcerską służbę przy trumnie na pogrzebie ks. Jerzego. – A dzisiaj spełnia się jedno z najpiękniejszych moich marzeń.

Nie daj się zwyciężyć złu...
... zło dobrem zwyciężaj – śpiewa tysiące pielgrzymów. To pieśń napisana specjalnie dla niego. I o nim. Bo dobro zwyciężyło: kiedyś ks. Jerzego sprzed kościoła „odprowadzały” ubeckie konwoje, a 6 czerwca jego matkę staruszkę sprzed kościoła św. Stanisława Kostki eskortowała, jak najcenniejszy skarb, policja. Tuż przed Mszą beatyfikacyjną na placu Piłsudskiego Marianna Popiełuszko z wysokości ołtarza odmówiła pierwszą część modlitwy różańcowej. Ubrane na ludowo gospodynie z Opoczna płaczą. – Tak syna wychować… – szepczą, gdy starsza kobieta, drżącym głosem kończy „Zdrowaś, Maryjo”. – Gaude, Mater Polonia! Ciesz się, Matko Polsko! Ciesz się Warszawo! – wołał na początku Mszy św. abp Nycz. – Przeżywamy dziś wielki dzień w historii archidiecezji warszawskiej, Kościoła w Polsce i całej naszej ojczyzny. Oto z woli Piotra naszych czasów, Benedykta XVI, zostanie włączony do grona błogosławionych sługa Boży ks. Jerzy Popiełuszko, polski kapłan i męczennik – mówił tuż po tym, jak na początku Mszy św. 140 tys. osób zebranych na pl. Piłsudskiego odmówiło Litanię do Wszystkich Świętych. – Kochana mamo księdza Jerzego, dziękujemy za syna, kapłana i męczennika – powiedział metropolita warszawski do Marianny Popiełuszko. – Pani Marianna to mój ideał matki – mówi Maria Narkon. Na beatyfikację przyjechała z Wilna. Jej syn Daniel jest klerykiem wileńskiego seminarium. – Modliłam się całe życie za wstawiennictwem ks. Jerzego o powołanie dla syna. Bóg wysłuchał. Teraz jesteśmy na beatyfikacji całą rodziną – mamy za co dziękować.
 



Ulicami Warszawy wielotysięczny tłum prowadził relikwie skromnego księdza. Złożono je w Świątyni Opatrzności Bożej fot. Roman Koszowski

Niestrudzonemu świadkowi Chrystusa
Lista gości, którzy przyjechali na beatyfikację, jest długa. Oprócz głównego celebransa, papieskiego legata abp. Angelo Amato, który przewodniczy Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, jest kard. William Levada, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Są biskupi z Czech, Litwy, Kazachstanu, Białorusi, Ukrainy, USA, a nawet nuncjusz apostolski z Haiti. Mszę koncelebruje ponad 100 biskupów i ponad 2 tys. kapłanów, w tym koledzy ks. Jerzego, którzy byli z nim w jednostce wojskowej w Bartoszycach. Politycy z pierwszych stron gazet i morze zwykłych ludzi z całego kraju. Z samej tylko Białostocczyzny – ponad 6 tys. osób, w tym 20 z najbliższej rodziny ks. Jerzego. Gdy abp Amato odczytuje dekret o nowym błogosławionym, odsłaniany jest stopniowo obraz beatyfikacyjny pędzla lubelskiego artysty Zbigniewa Kotyłły. „Spełniając życzenie naszego brata Kazimierza Nycza, arcybiskupa warszawskiego, jak również wielu innych braci w biskupstwie oraz licznych wiernych, za radą Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, naszą władzą apostolską zezwalamy, aby odtąd czcigodnemu słudze Bożemu Jerzemu Popiełuszce, prezbiterowi i męczennikowi, wytrwałemu i niestrudzonemu świadkowi Chrystusa, który zwyciężył zło dobrem aż do przelania krwi, przysługiwał tytuł błogosławionego” – napisał papież w liście, który odczytał abp Amato.

Później po stopniach ołtarza wnoszone są relikwie ks. Jerzego, a do legata papieskiego podchodzą kolejno mama i rodzeństwo ks. Popiełuszki. Abp Amato dłuższy czas rozmawia z mamą beatyfikowanego, długo ją przytula. W homilii przywołuje jej świadectwo o świętości życia syna: „Nigdy nie słyszałam, by żalił się na Pana Boga”. – Ofiara młodego kapłana nie była porażką.

Jego oprawcy nie byli w stanie, nie mogli uśmiercić Prawdy. Tragiczna śmierć naszego męczennika była w rzeczywistości początkiem powszechnego nawrócenia serc do Ewangelii. Śmierć męczenników jest istotnie posiewem chrześcijan – mówi abp Amato. Tłumaczenie na język polski homilii odczytał bp Stanisław Budzik, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski. Ku radości wiernych, z telebimów przesłanie do Polaków o nowym błogosławionym wygłosił Benedykt XVI. – Jego ofiarna posługa i męczeństwo są szczególnym znakiem zwycięstwa dobra nad złem. Niech jego przykład i wstawiennictwo budzi gorliwość kapłanów i rozpala miłość wiernych – powiedział papież.

 



Mama ks. Jerzego – Marianna Popiełuszko. Gdy weszła na pl. Piłsudskiego, rozległy się brawa. Gdy modliła się na różańcu, pielgrzymi płakali fot. Tomasz Gołąb

Żar z nieba, żar do nieba
W słońcu jest ponad 30 stopni. Niektórych pielgrzymów, mocno już zmęczonych upałem, dziwią małe dzieci na placu. „Po co je tak męczyć”? – szepczą. Po sektorze dla pocztów sztandarowych biega malutka dziewczynka. Za nią próbuje nadążyć tata. Obok mama z jeszcze mniejszym maleństwem na ręku. Cała rodzina bardzo uroczysta, ubrana na biało. – Przyszliśmy tu błagać o uzdrowienie Michalinki, naszej młodszej córeczki – spokojnie uśmiechając się, mówi Michał. – Michasia ma osiem miesięcy, jest chora na mukowiscydozę. To choroba obecnie nieuleczalna… Wierzymy, że za przyczyną świętych i błogosławionego Jerzego znajdzie się ratunek dla Michalinki.

Stoczniowcy z Gdańska Edward Mosiądz i Dariusz Goncerzewicz, modlili się za Polskę. Starszy, pan Edward, pamięta „tamte” dni: stan wojenny, strach, złość, nienawiść do wspólnego wroga, czyli władzy. I pamięta ks. Jerzego, który tę nienawiść zamieniał w dobro. Ksiądz z Warszawy mówił o człowieczeństwie, o godności każdego człowieka. Mówił o wolności, o którą trzeba się zawsze upominać. Górale spod Zakopanego. Jan Rzadkosz z Majorczykówki pokazuje stary znaczek ze zdjęciem ks. Popiełuszki. W latach 80. regularnie przyjeżdżał na Żoliborz, na Msze za ojczyznę. Wtedy wszyscy wiedzieli, co jest ważne... – Teraz ludzie zapominajom, jak to było za komuny, nie sanujom tego, co majom!

W wielkim białym pióropuszu, z przypiętą do boku szablą modli się Wielki Rycerz Antoni Wojturski. Przyjechał na beatyfikację z Arizony. – Wiem: teraz ludzie narzekają, że nie wszystko idzie w kraju we właściwym kierunku – mówi. – Ale z mojej perspektywy widzę to inaczej. Przecież to już inny kraj! Wolny, demokratyczny! Wyjechałem z Polski 47 lat temu – wyjechałem z komunistycznego piekła. Teraz przyjeżdżam do wolnej ojczyzny. Wolnej – również dzięki ks. Jerzemu.

Pielgrzymka do grobu
Ale nie tylko pl. Piłsudskiego modlił się podczas beatyfikacji. Również przy grobie ks. Jerzego na Żoliborzu zebrało się kilkaset osób. – Tutaj jest cień, przy grobie nie ma tłoku i można się pomodlić. A widzę tyle samo, ile widziałabym na pl. Piłsudskiego – wylicza Natalia Jędryka, mama dwóch kilkulatków. Na przykościelnych ławeczkach usiedli głównie ludzie starsi i rodziny z maleńkimi dziećmi. Służba kościelna dbała, żeby pielgrzymom nie zabrakło wody, a dla zmęczonych przygotowano krzesełka pod namiotami w przykościelnym ogrodzie. Już godzinę po zakończeniu Mszy, kwiaciarkom z pl. Wilsona zabrakło kwiatów. Z pochodem pielgrzymów, którzy wracali z pl. Piłsudskiego, róże, goździki, margaretki trafiły przed grób męczennika. A im bardziej pustoszał pl. Piłsudskiego, tym szybciej zapełniał się plac przed kościołem św. Kostki. Na grobie błogosławionego przybywało zniczy i biało-czerwonych wiązanek, składanych przez związkowców z całego kraju. Klękali w milczeniu, wyciągali różańce i modlitewniki. Koronka do Miłosierdzia Bożego, hymn do ks. Jerzego. Klęcząc przy grobie, s. Imelda, niepokalanka, wyjęła z kieszeni małą karteczkę i zapaliła ją od znicza. Patrzyła, aż cała spłonie.

– To była intencja, którą przywiozłam na beatyfikację. Przyjechałam prosić za moją znajomą: jej małżeństwo stoi przed decyzją o rozwodzie. Wierzę, że ks. Jerzy wysłucha prośby żony napisanej na tej karteczce i wstawi się za małżonkami. Joanna Sokół ostatnia rozmawiała z ks. Jerzym w parafii na Żoliborzu, tuż przed wyjazdem do Bydgoszczy. Umówili się, że następnego dnia rano kapłan odbierze od niej swego psa. Oprócz wspomnień i pamiątek po ks. Jerzym pozostał jej właśnie Tajniak, który przeżył swojego pana o dziesięć lat... – Pomyślałam, że na beatyfikacji trzeba godnie wystąpić. Poszłam do punktu foto i poprosiłam o wydrukowanie zdjęcia ks. Jerzego na koszulce, ale ekspresowo. Pani kręciła nosem i mówiła, że trzeba czekać kilka dni. Kiedy jej pokazałam, czyje zdjęcie ma być nadrukowane, spytała o rozmiar koszulki. Na niedzielę była gotowa.

Pielgrzymka do świątyni
Po Mszy beatyfikacyjnej, około godz. 14.00, szpaler wiernych utworzył procesję do Świątyni Opatrzności Bożej. Prowadzili ją kolejno biskupi pomocniczy warszawscy – Piotr Jarecki i Tadeusz Pikus. Pielęgniarki, lektorzy, księża, siostry zakonne z wielką czcią przejmowali relikwie ks. Jerzego. A niezliczony tłum współtworzył kolorowy, rozmodlony korowód. Co kilka kilometrów zmieniali się niosący relikwie. – To jest dla mnie wielka chwila, wielka radość – mówiła s. Józefa, nazaretanka, kilka minut po tym, gdy z wielką czcią i przejęciem, przekazała relikwie następnym niosącym. – Modliłam się przez cały czas – niosłam wiele ludzkich intencji. Wierzę, że mój ofiarowany trud (feretron, na którym umieszczono relikwie, jest bardzo ciężki) zostanie przez Boga przyjęty.

A Adrian, lektor z Ursusa, który również z wielkim przejęciem niósł do świątyni relikwie, powiedział: – Gdy za wiele lat będę miał syna, dam mu na imię Jerzy! Będzie miał wielkiego patrona! Nowy Świat, Belweder, Czerniakowska, Powsińska, Wiertnicza. Ciężko iść. I nikt się chyba nie spodziewał takiego upału i tylu pielgrzymów. 12-letni góral Kamil z Czerwiennego aż kierpce musiał zdjąć, bo były nowe i ocierały boleśnie stopy. Jednak nie przerywa marszu. Rodzina Wardengów również maszeruje: Katarzyna lat 12 i Faustyna lat 5 są ubrane w biało-czerwone stroje, mają „narodowe” kokardy na warkoczach. A ich brat, dziewięcioletni Tymoteusz macha biało-czerwoną chorągiewką. – Jesteśmy z Wodzisławia Śląskiego, przyjechaliśmy w sobotę, nocowaliśmy na polu namiotowym – mówi ich tata Tomek. – Chcemy z żoną pokazywać dzieciom prawdę o Polsce, uczyć miłości do ojczyzny. A gdzie się jej nauczą, jak nie na takich uroczystościach?
 



Mała Michalinka (na rękach u mamy)jest chora na mukowiscydozę. Cała rodzina przyszła na beatyfikację ks. Jerzego modlić się o uzdrowienie dziewczynki fot. Agata Puścikowska

Dziękujemy!
Jeszcze tylko kilka kilometrów. Obornicka, Przyczółkowa, Klimczaka. Temperatura – ani powietrza, ani modlitwy – nie spada. Śpiew pobożnych pieśni przeplata się z… piosenkami legionowymi. Orkiestry dęte, choć w ciężkich mundurach, nadają pielgrzymom rytmiczne tempo. I choć bardziej wrażliwi mają już na nogach pierwsze czerwone kropki, chyba nikt z własnej woli nie zrezygnował. Ostatni zakręt, w alei Rzeczypospolitej. W dali, między nowoczesnymi blokami, widać charakterystyczną kopułę świątyni. Do pielgrzymów dołącza metropolita Warszawy, abp Kazimierz Nycz. – Witamy was, Alleluja! – śpiewają mieszkańcy Warszawy ustawieni po obu stronach alei. Słychać brawa. Wielka radość, której Warszawie, jak i całej Polsce ostatnio brak… Relikwie błogosławionego wniesiono na ołtarz przed wejściem do świątyni. Śpiew „Święta Boża Opatrzności” brzmi tu wyjątkowo. – Bo i jak nie wierzyć w Opatrzność, jak nie dziękować w Dzień Dziękczynienia, gdy w 1984 r. milicja zabiła księdza, a w 2010 r. policja pomagała w jego beatyfikacji? – pytają kolejarze z Gdyni. Tuż przed uroczystym złożeniem relikwii błogosławionego do podziemi świątyni – do Panteonu Wielkich Polaków – abp Kazimierz Nycz, mówił: – Powiem mało religijnie, ale po ludzku: najwięksi optymiści nie spodziewali się, że tylu z was zechce uczestniczyć w procesji. Szliście w wielkim upale 14 kilometrów! A jest was tu przed świątynią tyle, że tylko połowa zmieściłaby się w jej ogromnym wnętrzu – cieszył się arcybiskup Warszawy. – To oznacza, że ks. Jerzy „chwycił”! Chwycił nas wszystkich za serce!