Tu Bóg mówi wprost do serca

Magdalena Dobrzyniak; GN 10/2019

publikacja 10.04.2019 06:00

– Nasz dom nie jest dla ludzi, którzy chcą uciec od codzienności, ale dla tych, którzy potrafią do niej wrócić – mówi dyrektor Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, ks. Krzysztof Wons SDS. Miejsca takie jak dzieło salwatorianów nadają kształt życiu duchowemu współczesnego człowieka, który coraz częściej tęskni do ciszy i pustyni.

Tu Bóg mówi  wprost do serca Salwatorianin ks. Krzysztof Wons jest dyrektorem Centrum Formacji Duchowej w Krakowie Roman Koszowski /foto gość

Gdy ks. Krzysztof Wons kończył w Rzymie studia z teologii duchowości, wiedział już, że przygotowanie akademickie to nie wszystko. Dzięki odprawionym rekolekcjom ignacjańskim nie miał wątpliwości, że to, co jest formacją intelektualną, trzeba zamienić w doświadczenie duchowe. Dopiero wtedy chrześcijanin może oddychać dwoma płucami: rozumem i duchem.

Pytanie fundamentalne

Wszystko rozpoczęło się od jednego pytania, które stało się impulsem do budowy domu na Zakrzówku w Krakowie. To pytanie Bóg stawia każdemu, kto chce Go traktować poważnie. Jak mówi ks. Wons, jest to pytanie programowe. Najgłębsze, istotowe pytanie człowieka wierzącego, które brzmi: jak żyć wiarą w codzienności?

– Chodzimy w niedzielę do kościoła, uczestniczymy w rekolekcjach parafialnych, wielu z nas angażuje się w różne wspólnoty. Ale w wierze nie chodzi o to, by żyć nią w wybranych momentach, grupach czy środowiskach. Wiara jest piękna przez to, że jest czymś codziennym. Obejmuje całe nasze życie, a z tym mamy największe problemy – tłumaczy dyrektor CFD. Dlatego pierwsza sesja, jaka się tutaj odbyła 20 lat temu, nosiła tytuł: „Jak modlić się słowem Bożym w codzienności?”.

Wzięło w niej udział ponad sto osób. Bez reklam i rozgłosu. Z czasem gospodarze przyzwyczaili się do tego, że liczba uczestników zwiększa się systematycznie. Ten fenomen popularności weekendowych sesji tłumaczą prosto: poruszana problematyka dotyka najważniejszych pytań i ludzkich potrzeb, jak modlitwa słowem Bożym, poznawanie siebie, grzech i przebaczenie, budowanie więzi z Jezusem. – Nie chorujemy na innowacje. Ludzie potrzebują prostych propozycji, bo na tym zasadza się głębia ducha. Tu nie ma fajerwerków – zapewnia ks. Wons.

Czy ateista może odprawić rekolekcje ignacjańskie?

Ta prostota przyciąga jak magnes. – Rekolekcje to nie jest jakiś lot na Księżyc. Przyjeżdżają tu ludzie o różnym poziomie życia duchowego, z różnych środowisk, prości i uczeni – wymienia szef ośrodka. Wśród 63 tys. osób, dla których Centrum Formacji Duchowej stało się domem, są też: polonistka Katarzyna Kroczek, katechetka Małgorzata Janiec, programista Robert Sendes, Dominika, która choruje na depresję, tęskniący do ciszy chorzowski proboszcz ks. Emanuel Pietryga i filozof Łukasz Cieślik. Co ich łączy? – Pragnienie duchowe – odpowiada ks. Wons. To warunek, jaki musi spełnić każdy, kto tu trafia. Zdarzyło się nawet, że napisał człowiek, który sam siebie określał jako ateistę. – Zapytał, czy może uczestniczyć w ćwiczeniach ignacjańskich. Nie miałem wątpliwości, że tak, bo miał pragnienie. Wielu uczestników niedzielnej Mszy św. takich chęci nie ma – wspomina duszpasterz.

To pragnienie rodzi się czasem z wielkiego cierpienia, czasem z zagubienia. A czasem siedzi w człowieku głęboko i tylko chwilami przypomina o sobie. Katarzyna trafiła do salwatorianów po tym, jak wiele razy odbiła się od drzwi Kościoła. – Pragnęłam pójść w głąb, ale nie mogłam znaleźć miejsca dla siebie. To mnie frustrowało. Trudne doświadczenia nie pomagały w pokonaniu barier. Zobaczyłam, że Centrum oferuje mi coś, co nie jest propozycją pewnych punktów, ale drogą, którą mogę pójść – wyjaśnia dzisiaj.

Opornie szło Panu Bogu z Małgorzatą, która była zapraszana do Centrum często, ale… jakoś nie skorzystała. Trafiła tu dopiero, gdy przyszło jej odprawić rekolekcje przed konsekracją. Od tego czasu wraca, gdy tylko może. – W rekolekcjach chodzi o to, czego chce Pan Bóg, a nie o to, co ja sobie zaplanuję. Chodzi o to, by nauczyć się stawiać Boga w centrum swojej codzienności. Nie miałabym w sobie takiego postrzegania siebie i ludzi, gdyby nie doświadczenie tego miejsca. Bóg pracuje ze mną, chodzi ze mną do szkoły, pomaga przeżywać każdy dzień – opowiada.

Biblia tłumaczy gazetę czy gazeta Biblię?

Według ks. Wonsa podstawowy spór, jaki przeżywa dziś chrześcijaństwo w Europie, przebiega między lectio humana a lectio divina. – Albo wejdziemy w mentalność świata i w tym świetle będziemy interpretować nasze życie, albo Biblia będzie nam objaśniała świat – tłumaczy istotę tego wyboru, dodając, że nawet w Kościele nie jest on przesądzony. Wielu ludzi w ogóle go nie podejmuje i płynie z prądem myślenia tego świata. A rekolekcje ignacjańskie uczą rozeznawania duchowego i dokonywania wyborów. Podczas ośmiu dni pustyni człowiek może przemodlić historię swojego życia, uporządkować relacje.

M. Janiec przyznaje, że gdy zaczyna się modlić Słowem, to najpierw słyszy własne myśli. I czasem nadaje im rangę słowa Bożego. Tymczasem w szkole biblijnej uczy się, jak nie subiektywizować modlitwy i nie sentymentalizować jej. – To sztuka czytania po Bożemu najpierw Biblii, a potem księgi naszej codzienności. Biblia uczy czytać życie oczami Boga – dodaje ks. Wons.

– Sesje wpływają na codzienność. Mistycyzm nie polega na tym, by chodzić dwa metry nad ziemią. Wracamy do codzienności, by żyć pełnią, by żyć słowem Bożym – potwierdza Łukasz Cieślik.

Być może ma na to wpływ dobór tematów. Są one owocem wsłuchania się w potrzeby ludzi. Tu nie ma elokwencji, wirtuozerii intelektualnej czy badań socjologicznych. – Tematy, jakie podejmujemy, płyną z czytania Biblii, bo Biblia ma zawsze rację i zawsze trafia w dziesiątkę – zapewnia ks. Krzysztof, który po konferencjach często słyszy od uczestników: to było o mnie.

Cisza jest przestrzenią spotkania

Zarówno podczas sesji weekendowych, jak i w czasie rekolekcji obowiązuje milczenie. Doświadczeni duszpasterze widzą, że w ludziach jest ogromny głód ciszy, co nie znaczy, że każdy ma zdolność, by w nią wejść. Można jej się jednak nauczyć. „Bóg nie przemawia w gwarze, lecz w ciszy. Kto milczy, głos Jego usłyszy” – napisał dużymi literami na kartonie i powiesił nad biurkiem seminaryjny kolega ks. Emanuela Pietrygi. Proboszcz parafii św. Jadwigi w Chorzowie, z 32-letnim stażem kapłaństwa, przyjeżdża od 17 lat do salwatorianów w Krakowie, bo znajduje tu ciszę i warunki, by usłyszeć Boga mocniej niż w codzienności. – Zewnętrzne milczenie jest warunkiem wstępnym, by cisza zabrzmiała w sercu i sumieniu. Ale można być zewnętrznie milczącym, a wewnątrz hałaśliwym – wyjaśnia.

Dominika ciszę uwielbia. – Byłam anorektyczką. Dzięki tej chorobie wiele się o sobie dowiedziałam. Z tą wiedzą musiałam się zmierzyć, a cisza jest tym, co pozwala mi pobyć z samą sobą – opowiada. Ta cisza jest ukojeniem, bo dzięki niej jest z Panem Bogiem i wie, że On nie oczekuje, by była idealna, perfekcyjna, za to akceptuje ją taką, jaka jest: z błędami, które wciąż popełnia, choć mocno się stara. – Kiedy w ciszy przychodzi myśl, która nie jest dla mnie łatwa, cieszę się, że przyszła, bo jeśli mam świadomość tego, co jest we mnie trudne, mogę coś z tym zrobić – uważa.

Katarzyna Kroczek przyznaje, że cisza jest dla niej tajemnicą. Nie umie opisać jej mechanizmu, ale bardzo za nią tęskni. – Nie zawsze jest przyjemnością, bo można w niej usłyszeć wewnętrzny chaos i nieuporządkowanie. Czasem jest zmaganiem. Ale może dzięki niej mogłam pewne rzeczy w sobie usłyszeć i nazwać. Na pewno nie jest to obietnica łatwizny – podkreśla.

Bez efektu „wow!”

Robert Sendes, z zawodu programista, mąż i ojciec dwóch córek, pracownik korporacji, po pięćdziesiątce, widzi, że dzięki doświadczeniu pustyni u salwatorianów jego wiara przestaje być wiarą niedzielną i tradycyjną, a zaczyna być wiarą życia. Do udziału w sesjach namówiły go córki. Od kilku lat przyjeżdża tu z żoną. – Nic tak nie pozwala poznać swojej małżonki jak milczenie – śmieje się.

Małgorzata Janiec jest przekonana, że Pan Bóg działa raczej łagodnie i stopniowo. – Na początku nie widać spektakularnych efektów, ale z perspektywy czasu odkrywam owoce modlitwy i milczenia – dodaje. Zmienia się postrzeganie Pana Boga i przez to przeżywanie samej siebie. Zmieniają się relacje z drugim człowiekiem, bo bliskość z Bogiem otwiera na bliskość z ludźmi. – Rekolekcje nie są spotkaniem na kozetce. Są spotkaniem z Bogiem w moim życiu. Pokój nie jest celem modlitwy. Pokój jest jej owocem. To nie to samo – wyjaśnia ks. Wons.

Spotkanie z Bogiem jednak przemienia, o czym przekonała się Dominika. Ma 46 lat, choruje na depresję i twardo stąpa po ziemi. – Swoje już przeżyłam i nie oczekiwałam czarodziejskiej różdżki, która mnie tu dotknie i uzdrowi – opowiada. Odnalazła bliskość Pana Boga. Zrozumiała, że jest jej Przyjacielem, a nie wymagającym sędzią, który z daleka przygląda się temu, jak sobie radzi z życiem. – Odważniej idę przez życie, cieszę się małymi rzeczami. Naprawiam relacje z sobą i dzięki temu naprawiają się relacje wokół mnie. Problemy, które kiedyś powodowały wyizolowanie, samotność i smutek, dziś są prostsze, bo przechodzę przez nie z Jezusem – podsumowuje. Wie, że jej choroba jest „po coś”, bo trudne momenty mimo wszystko przynoszą w życiu wiele dobrego.

To nie jest schronienie dla uciekinierów

Dom. To określenie pada najczęściej w odpowiedzi na pytanie o fenomen Centrum Formacji Duchowej. – To Kościół, który jest domem. To dom, który mnie karmi. To Kościół, za którym tęsknię – wymienia K. Kroczek. – Każdy jest tu u siebie. Nie lubię stąd wyjeżdżać. Lubię tu wracać – wyznaje M. Janiec.

– Atmosferę domu budujemy poprzez relacje. Każdy, kto tu przyjeżdża, wie, że jesteśmy dla niego. W ten sposób wspólnie doświadczamy Kościoła, który jest domem – potwierdza intuicję Katarzyny ks. Wons. Jak zauważa, katolik niedzielny przychodzi do Kościoła jako biorca. Gdy mówimy: „zamawiam Mszę”, to jest w tym ślad traktowania Kościoła jako instytucji usługowej. Tymczasem jest on domem przede wszystkim dzięki relacjom. Człowiek w relacji nie jest tylko biorcą. Jest także dawcą.

Z doświadczeniem domu ludzie wracają do swojej codzienności. Tam odkrywają, że od doskonałej dyspozycyjności ważniejsza jest wierność, czasem najpiękniejszy dowód miłości człowieka do Boga. W codzienności rozpoczyna się zmaganie o ciszę i czytanie Słowa. Dlaczego warto? – Modlitwa mnie uspokaja i daje mi poczucie, że nie ja jestem ośrodkiem życia – odpowiada K. Kroczek.

O ciszę w codzienności trzeba powalczyć. Nie zawsze się to udaje. – Próbuję, ale nie biczuję się, gdy rano zaśpię albo wieczorem zasnę nad Biblią. Najważniejsza jest wierność – wyjaśnia M. Janiec. I przekonuje, że to jest realne. – Prowadzę w parafii krąg biblijny. Jest tam pani, która ma sklep i musi wcześnie wstawać. Budzi się o 4 rano, żeby przeczytać przed pracą Ewangelię. Robi to, bo tego pragnie – opowiada.

– Ludzie odkrywają tu kulturę bycia ze sobą, z drugim, z Bogiem na modlitwie. Zaczyna im to smakować i dlatego zostawiają wszystko, by do nas wracać – uważa gospodarz Centrum. – Ten dom nie jest dla tych, którzy chcą uciec od codzienności, ale dla tych, którzy wracają – tłumaczy.

Dla zdrowego przeżywania codzienności fundamentalny jest rytm. – Życie duchowe można przeżywać na dwa sposoby. Kiedy nie mam sił, trafiam na SOR. Tam mnie reanimują, podreperują i wypuszczają do domu, a ja zaczynam od nowa to samo i po czasie znów wiozą mnie karetką na SOR. Ale czy to jest życie? To męczarnia, nie życie! – przekonuje kapłan. I wskazuje drugi sposób: codzienne smakowanie życia w rytmie słowa Bożego. – Tego ludzie się tutaj uczą. Domy pustyni są dla codzienności – podsumowuje. Dlatego nie jest to tylko propozycja pobożnościowa. To są domy, które mogą nadawać kształt życiu duchowemu w tym świecie.

Informacje o działalności Centrum Formacji Duchowej oraz o rozbudowie dzieła znajdują się na stronie internetowej: www.cfd.salwatorianie.pl.