Wierni kapłaństwu

Krzysztof Król

publikacja 21.10.2007 18:44

Wielu mieszkańców Ziemi Lubuskiej sądzi, że diecezjalne seminarium od początku mieściło się w paradyskich murach. Wszystko zaczęło się jednak w Gorzowie Wlkp.

Wierni kapłaństwu

Seminarium powstało z bólu serc ludzkich tęskniących za kapłanem. Jest ono koniecznością chwili, gdyż dziś są jeszcze takie tereny, gdzie wierni już od dwóch lat nie widzieli kapłana – mówił 60 lat temu ks. Edmund Nowicki, ówczesny administrator apostolski kamieński, lubuski i Prałatury Pilskiej. Uroczystość poświęcenia seminarium i inauguracja roku akademickiego odbyły się 26 października 1947 roku z udziałem kard. Augusta Hlonda w gmachu Wyższego Seminarium Duchownego przy ul. Warszawskiej.

Młodzieńcza radość
Niewiele osób pamięta inaugurację sprzed sześćdziesięciu lat. Wśród nich jest ks. Jan Głażewski. Zanim trafił na tereny zachodnie, mieszkał w centralnej Polsce w Iłowie k. Warszawy, gdzie urodził się w 1924 roku. Podczas wojny musiał jako parobek służyć Niemcom. – To były cztery makabryczne lata. – Musiałem spać w chlewie ze świniami – opowiada. Zaraz po wojnie wraz z rodziną wyjechał na zachód. Ostatecznie w lipcu 1945 roku trafił do Zatonia k. Zielonej Góry.

Przed wojną myślał o wstąpieniu do franciszkanów. Rozmawiał o tym nawet z ojcem Maksymilianem Marią Kolbem. W końcu jednak przyszedł do gorzowskiego seminarium. Z inauguracji przy ul. Warszawskiej 40 pamięta dobrze kard. Hlonda. – Był bardzo przyjemny, miły i rozmowny – wspomina. – Gdy ksiądz rektor Gerard Domagała przedstawiał profesorów i padło nazwisko ks. Leona Świerczka, to kardynał powiedział: „To wy tu macie Świerczka w Gorzowie? Czy wy zdajecie sobie sprawę, kogo wy tu macie?”. Bo to był wielki muzyk. A nas uczył śpiewu – dodaje.

Przez pierwsze pół roku ks. Głażewski do południa chodził na wykłady w seminarium, a po południu uczęszczał do miejskiego gimnazjum, aby zdać maturę. Czas spędzony w seminarium uważa za idealny. Do dziś docenia wykłady z filozofii i teologii. – Mieliśmy wspaniałych profesorów. Niestety, nie było prawie żadnych podręczników – opowiada. Klerycy umieli sobie jednak poradzić. – Profesor robił wykład, a siedem czy osiem osób notowało. Po obiedzie szliśmy z powrotem do sali wykładowej, gdzie czytaliśmy i uzupełnialiśmy braki. Później ktoś przepisywał to na maszynie i powielał ręcznym powielaczem – wyjaśnia. Warunki, jak wspomina ks. Jan, były spartańskie. – Bieda i ciasnota, ciągle chodziliśmy niedożywieni, trzeba było palić w piecu. Ale nam to nie przeszkadzało. Towarzyszyła nam młodzieńcza radość.

Wytrwali w kapłaństwie
Ks. Władysław Szeremet przyjechał do diecezji ze wschodu. Urodził się w 1924 roku w Stanisłówce k. Żółkwi. – To była zupełnie polska wieś. Życie przed wojną było bardzo radosne i szczęśliwe – wspomina. Niestety wybuchła wojna. Ks. Władysław był szeregowym żołnierzem Armii Krajowej i większość wojny spędził w rodzinnej wsi. Po starciu z UPA w kwietniu 1944 roku wszyscy mieszkańcy przenieśli się do Żółkwi. Wkrótce udał się do Tarnowa, a w 1945 roku wraz z rodziną wyjechał na zachód i zamieszkał w Siarczynach k. Trzciela. Od 1946 roku kontynuował edukację w szkole w Szamotułach, gdzie zdał tzw. małą maturę.

O wstąpieniu do seminarium myślał już w czasie wojny. – Miałem krewnych księży. Dwóch z nich to byli dominikanie i mówili mi, żebym przyszedł do ich zakonu, to będzie w rodzinie trzech dominikanów – wspomina. Ostatecznie w 1949 roku wstąpił do seminarium gorzowskiego. Musiał zdać maturę, dlatego do południa uczestniczył w wykładach a po południu chodził do gimnazjum dla dorosłych.

Pomimo bardzo skromnych warunków mieszkaniowych i życiowych, jak podkreśla ks. Władysław, nikt z seminarzystów nie narzekał. Dużo dawała atmosfera stwarzana przez ówczesną kadrę. – Profesorów mieliśmy wspaniałych. W mojej pamięci szczególnie zapisał się nasz ojciec duchowy ks. Izdor Ździebło. Do seminarium przychodziliśmy wtedy w różnym wieku i z różnych środowisk. Do niego z wszystkimi swoim problemami szło się jak do ojca – opowiada.

Poza nauką i formacją był także czas na praktyki. – W pierwszych latach seminarium nie mieliśmy wakacji. Wysyłano nas na różne parafie diecezji do pomocy księdzu proboszczowi w przygotowaniu młodszych i starszych do spowiedzi św. i Komunii św. Robiliśmy to z radością – wspomina.
Dziś z trzydziestu sześciu kapłanów wyświęconych w 1954 roku żyje tylko sześciu. – Bogu dzięki wszyscy wytrwali w kapłaństwie do dziś.

Fascynacja kapłaństwem
Rok po ks. Stanisławie gorzowskie seminarium ukończył ks. Konrad Herrmann. Jego rodzinne strony to powiat złotowski. W okresie międzywojennym część tych ziem należała do Rzeszy Niemieckiej. – Mieszkałem w Zakrzewie. Moja mama należała do Związku Polaków, a ja chodziłem do polskiej szkoły – wspomina. Wojna zastała go w polskim gimnazjum w Kwidzynie. – Niemcy już 25 sierpnia zlikwidowali nasze gimnazjum i wywieźli do obozu w Tapiau blisko Królewca. Tam byłem kilka tygodni. Później młodszych, w tym mnie, wyekspediowano do domu, a starszych i profesorów do obozu – wyjaśnia. Po wojnie maturę zdał w Złotowie.

W 1950 roku wstąpił do gorzowskiego seminarium. – Profesorami byli księża ze Zgromadzenia Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. To byli zacni i wykształceni ludzie. Mile wspominam rektora ks. Gerarda Domagałę. Był zasadniczy, nikogo nie traktował ulgowo, ale miał dobre serce. W pamięć zapadali mi także mający ogromną wiedzę biblista ks. Józef Wiejaczka, ks. Jan Kasztelan wykładający katechetykę, ks. Franciszek Kuczka od teologii pastoralnej, ks. Antoni Baciński od historii Kościoła, ks. Leon Świerczek czy ojciec duchowny, ks. Izydor Ździebło – wspomina.

Oczywiście poza nauką i modlitwą był także w seminarium czas na odpoczynek. W wolnym czasie można był spacerować, grać w siatkówkę, piłkę nożną, grać na fortepianie czy uczestniczyć w próbie chóru. Już wtedy klerycy mieli swój teatr. – Pamiętam, że wystawiliśmy „Rewizora” Gogola. Ja grałem Piotr Iwanowicza Sobczyńskiego. Teatr to była bardzo dobra zabawa – wspomina dzisiejszy wikariusz biskupi.
Pobożność, jak przyznaje ks. Herrmann, wyniósł jeszcze z domu, od swojej matki. Natomiast seminarium ukształtowało go wewnętrznie pod względem osobowościowym, intelektualnym i duchowym. – Ksiądz powinien fascynować się liturgią, teologią i duszpasterstwem. Przecież jak nauczyciel matematyki, fizyki czy historii nie będzie fascynował się tym, co robi, to nikogo niczego nie nauczy i sam pozostanie nieszczęśliwy. Podobnie jest w przypadku księdza.

_____
Seminarium w Gorzowie funkcjonowało do 1961 roku, kiedy to władze państwowe przejęły budynek. Równolegle od 1952 roku odbywała się formacja w Paradyżu.



Za: Gość Niedzielny Gorzów Wielkopolski 41/2007