Powołani do służby

Ks. Alojzy Drożdż

publikacja 17.04.2006 22:01

Mówi się o powołaniu macierzyńskim, ojcowskim, nauczycielskim, pielęgniarskim, dziennikarskim. Musimy jednak pamiętać, że oprócz powszechnego powołania wszystkich ochrzczonych do świętości istnieje jeszcze powołanie - kierowane bardzo indywidualnie - do wyłącznej służby Bogu i ludziom w kapłaństwie oraz w życiu konsekrowanym.

Powołani do służby

Ksiądz z powołania

Dziś mówi się wiele o tożsamości kapłańskiej. Ludzie dosyć powszechnie rozróżniają pomiędzy „księdzem” a „księdzem z powołania”. Często pytają o to, kim powinien być współczesny kapłan. Czy powinien być księdzem-budowniczym? Albo księdzem-robotnikiem? Księdzem-menedżerem, organizującym pomoc dla bezrobotnych? Księdzem-nauczycielem? Księdzem-liderem społecznym? Tak, ale przede wszystkim chcą, by był dla nich kimś więcej, kimś, kto ma to, czego nie mają inni. Powinien być zawsze człowiekiem uczestniczącym w historii zbawienia, którego nikt inny zastąpić nie może. Prawdą jest, że praca księży jest bardzo zróżnicowana. Że wielu kapłanów wykonuje jednocześnie bardzo nieraz wyspecjalizowane prace zawodowe. Wielu jest świetnymi nauczycielami. Inni są zdolnymi liderami społecznymi, jeszcze inni dziennikarzami albo organizatorami wielkich przedsięwzięć budowlanych. Można powiedzieć, że te funkcje są „dodane” do ich misji kapłańskiej. Nierzadko tak bardzo pochłaniają ich czas, siły, zdrowie, że decydują o stylu i kształcie całego życia. Zawsze jednak ludzie oczekują, by ksiądz był dla nich przede wszystkim i po prostu księdzem.



Skąd się biorą księża?

Mówi się, że księża wywodzą się z seminariów. I Bogu dzięki, że nasze seminaria i nowicjaty są pełne młodych ludzi. Sprawa jest jednak głębsza. Powołanie kapłańskie i zakonne rozwija się bowiem najpierw w rodzinie. Dar powołania jest związany z całym życiem rodzinnym, Bóg zbawia bowiem ludzi w rodzinie i w Kościele. A skoro rodzina jest domowym Kościołem, to nie dziwi fakt, iż wpływ dobrego ojca i dobrej matki na rozwój ziarna powołania w duszach młodych ludzi jest ogromny. Świadczy o tym na przykład następujące wyznanie młodego kapłana: „Urodziłem się, gdy w Polsce królował jeszcze komunizm. W moim domu rodzice pracowali ciężko i uczciwie. Pamiętam tamten grudniowy wieczór stanu wojennego. Miałem wtedy sześć lat. W nocy wtargnęli do naszego mieszkania agenci służby bezpieczeństwa. Aresztowali naszą mamę, która bardzo aktywnie pracowała w „Solidarności”. Do końca życia nie zapomnę przerażenia babci. Do dziś słyszę płacz młodszego brata i krzyk, że on też chce pójść z mamusią. Po tygodniach internowania mama wróciła do domu. Musiała szukać innej pracy. W mojej rodzinie zarówno ojciec, jak i mama mówili, kto jest dobry, a kto zły, i jakim zasadom należy być wiernym, w co i jak należy wierzyć. Nigdy nie miałem problemów z rozróżnieniem, kto jest kto. Mój ojciec zmarł, kiedy podrastałem, ale podziwiałem i cenię moją mamę. Mama nauczyła nas, co znaczy Bóg, miłość, ojczyzna. Mówiła mi, jak powieniem zachowywać się jako człowiek, jako chrześcijanin i jako Polak. Uczyła nas prawdziwej historii, odpowiedzialności i samodzielności. Pokazała, jak szanować innych ludzi. Dużo z mamą rozmawiałem, zwłaszcza wtedy, gdy zacząłem wyjeżdżać za granicę. Kiedy powiedziałem mamie, że mam zamiar wstąpić do seminarium - rozpłakała się! Następnego dnia powiedziała mi, że cokolwiek się ze mną stanie, ona codziennie modlić się będzie, abym nie zawiódł Boga i ludzi”.



Powołanie zakorzenione w Eucharystii

Prawie wszyscy alumni naszych seminariów przeszli przez formację ministrancką i lektorską. W prowadzonych ostatnio badaniach sondażowych na pytanie: „Jaki kapłan wywarł najsilniejszy wpływ na twoje życie?” - odpowiadali przeważnie, że „był to kapłan głęboko przeżywający Mszę świętą”. Bardzo często dotyczyło to środowisk i parafii miejskich i podmiejskich, które powstały w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat. Oznacza to, że kapłan razem z ludźmi budował kościół parafialny. Często tracił siły i zdrowie. Miał wiele kłopotów. Umiał je rozwiązywać, szanując ludzi. Małe dzieci, słuchając tego, co dorośli mówią w domu o budowie, o świątyni, mając dobry przykład, włączały się w budowanie żywej wspólnoty. I ten duchowy klimat wpływał mocno na dojrzewanie łaski niejednego powołania kapłańskiego i zakonnego. Jest to niezmiernie ważne doświadczenie. Mówi o nim także ostatnia encyklika Jana Pawła II „Ecclesia de Eucharistia”: „Z centralnego miejsca Eucharystii w życiu i posłudze kapłanów wynika także jej pierwszorzędna rola w duszpasterstwie powołań. Przede wszystkim dlatego, że prośba o powołania znajduje tam miejsce najściślejszego zjednoczenia z modlitwą Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana; ale także dlatego, że gorliwa troska kapłanów o posługę eucharystyczną, wzmocniona szerzeniem świadomego, czynnego i owocnego uczestnictwa wiernych w Eucharystii, stanowi skuteczny przykład i zachętę do hojnej odpowiedzi młodych na wezwanie Boga. Pan Bóg często posługuje się gorliwym przykładem miłości pasterskiej kapłana, ażeby zasiać i pielęgnować w sercu młodego człowieka ziarno powołania do kapłaństwa” (EE 31).
 

Ludzie dali się uwieść...

Wiele spraw rozwiązał współczesny człowiek. Ma wiele sukcesów. Ale nie rozwiązał trzech rzeczy: nie rozwiązał problemu szczęścia, problemu cierpienia i problemu śmierci. A więc - tak naprawdę nie rozwiązał niczego. Dlatego konieczna jest Męka Chrystusa i jego Zmartwychwstanie. To Chrystus tłumaczy do końca i konsekwentnie, bez podstępu, wszystko - i życie, i śmierć. A przez posługę sakramentalną, sprawowaną przez kapłanów w Kościele, daje wszystkim ludziom udział w tajemnicy zbawienia. To główne zadanie kapłanów. Wszystko inne jest czymś pomocniczym. Owszem, często bardzo ważnym, ale tylko pomocniczym.



Także i dziś Chrystus pragnie uwolnić człowieka od infantylnego i bałwochwalczego zapatrzenia się zarówno w bogactwo, jak i w nędzę. Chodzi o to, aby ziemskie sprawy nie przysłoniły ludziom właściwych horyzontów. By pamiętali, że Chrystus „ogołocił samego siebie, uniżył się, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,6-4). Co więcej, Cierpiącego Sługi. On przeszedł pierwszy - i każde powołanie w Nim się spełnia i powinno iść Jego tropem.



Powołanie, wszelkie powołanie chrześcijańskie, trzeba rozpatrywać w kontekście żywej wiary. Jeżeli ludzie dają się dziś uwieść pozorom i poczuciu samowystarczalności, to nie dziwmy się temu, że nie rozumieją kapłaństwa, a niejedno powołanie młodego człowieka jest dla nich zaskoczeniem.



Biskup Pragi kard. M. Vlk mówi w wywiadzie prasowym tak: „Wyszedłem jako kapłan z podziemia. Pamiętam działalność duszpasterską w roku 1989. Wtedy były tłumy ludzi. Przychodzili, słuchali, sycili się poczuciem wolności. Kiedy jednak nadszedł moment aksamitnej rewolucji - prawie wszyscy odeszli. Dziś ten mój Kościół jest pusty. Kiedy zacząłem wymagać, kiedy mówiłem o potrzebach ewangelicznych - ludzie odeszli.



Mówili, że to „twarda” mowa, że nie godzą się na to, aby im ktoś „dyktował”, że są wdzięczni za pomoc w czasach komunistycznych, ale teraz już poradzą sobie sami. Akurat! Jak mogą poradzić sobie sami, zwłaszcza z problemem cierpienia, szczęścia i śmierci? Jak to rozwiązywać bez Boga?”.



Ci ludzie nie wymyślili niczego nowego. Oni po prostu dali się „uwieść” na nowo, w nowych warunkach, starej pokusie o „samozbawieniu”. A takiego przecież nie ma na ziemi, i być nie może. Dlatego Chrystus, obecny w swoim Kościele i działający mocą swego Ducha, wciąż na nowo, do bardzo różnych ludzi, mówi: „Pójdź za Mną!”.