Afryka to ważny kontynent

rozmowa z o. Jackiem Wróblewskim, przełożonym Zgromadzenia Ojców Białych Misjonarzy Afryki w Polsce

publikacja 29.04.2010 12:05

Cały czas utwierdzam się w powołaniu bycia Misjonarzem Afryki. Jednak wydaje mi się, że nasza obecność w Polsce, też jest ważna. Wciąż mamy często folklorystyczno-egzotyczne wyobrażenie o pracy misyjnej. No i stereotypy o Afryce. Afryka jest mało znana w Polsce.

Afryka to ważny kontynent Marek Piekara O. Jacek Wróblewski, rektor seminarium Ojców Białych Misjonarzy Afryki w Natalinie k/Lublina

Pracował Ojciec w Nigrze osiem lat. Jaki to kraj?

Pięć razy większy od Polski, a zarazem bardzo mało znany w Polsce. Statystyka z 2006 r. plasuje go znowu jako najbiedniejszy kraj świata. Ta bieda wynika z faktu, że ¾ kraju leży w strefie pustynnej. Rolnictwo, gospodarka są bardzo skromne. Rolnictwo jest uzależnione od pory deszczowej. Jeśli deszcz spadnie, to ludzie będą mieli co jeść. Jeśli nie, kończy się dramatem. Taka sytuacja miała miejsce w 2005 roku. Panował głód, o czym informowały media. Jednak choć to kraj biedny, to bardzo bogaty jeśli chodzi o kulturę. Można tam spotkać ciekawe plemiona, nomadów, którzy żyją w ten sam sposób od 300 lat. To Tuaregowie, tzw. rycerze pustyni. Ciekawe plemię. Są bardzo przywiązani do swojej tradycji. Jako że są nomadami nie posyłają dzieci do szkół. Ojciec uczy języka – tamaszek i pisma – tiffina. To pismo obrazkowe. Dzieci są uczone tego w domu, i wszyscy potrafią czytać i pisać. Innym plemieniem są Fulanie. To pasterze. Wyróżniają się wyglądem. Mają rozbudowaną mitologię. Podziwiam ich. Bo żyją w buszu a jednocześnie wierzą, że busz zamieszkują duchy i demony. Gdy kiedyś spacerowałem za misją, natknął się na mnie pewien człowiek. Uciekł na mój widok, myśląc że jestem duchem. Na drugi dzień rozmawiałem o tym z naszym kucharzem. Okazało się, że tamto miejsce w lokalnych wierzeniach było siedzibą złych mocy. Potem nikt już tamtędy nie chodził.

W Nigrze dominującą religią jest islam. Czy jest tam miejsce dla chrześcijańskich misjonarzy?

Islam nigryjski, to tzw. czarny islam, mający swoją specyfikę. To islam konserwatywny, tradycyjny z jednej strony, a z drugiej strony nie ulegający nowym prądom fundamentalizmu czy propagandy muzułmańskiej. Tamtejsi muzułmanie są przywiązani do tradycyjnych wierzeń. W momentach przełomowych w życiu, takich jak narodziny, ślub, śmierć, odwołują się do praktyk muzułmańskich. Odpowiedzi na egzystencjalne problemy, szukają w religiach tradycyjnych. I z tej fuzji wierzeń, wypływa to, że nie Nigryjczycy nie poszli za hasłami ekstremistów, choć takie próby były. Gdy byłem tam w 2000 – 2001 „duchowieństwo” z krajów arabskich, przysłało sporą grupę swoich „misjonarzy”. Głównie z Arabii Saudyjskiej, Pakistanu i Iranu. Mieli oczyścić islam z naleciałości afrykańskich. Nie udało im się.

Jak jesteście przyjmowani przez muzułmańską społeczność?

Ludzie postrzegają nas bardzo dobrze. Duża w tym zasługa pierwszych misjonarzy którzy tam przybyli. Dużo było i jest zaangażowania w działalność charytatywną: szkoły, szpitale, sierocińce. Z tych sierocińców wyrósł potem cały zastęp chrześcijan. Powstawały ośrodki dla chorych na trąd, AIDS, rozwijała się edukacja dorosłych. Wydaje mi się że mamy duży kredyt zaufania za te inicjatywy. Ludzie doceniają też to że było to robione bez cienia prozelityzmu, bez pułapki typu: „my cię wyleczymy, w zamian musisz zostać chrześcijaninem”.



Ile lat liczy Kościół Nigryjski?

Kościół w Nigrze jest młody. 60 lat temu przybyli pierwsi misjonarze - redemptoryści. Pięćdziesiąt lat temu powstały pierwsze struktury. Od samego początku Kościół ten powstaje w duchu Drugiego Soboru Watykańskiego. Jest zorientowany na wspólnotę, zaangażowanie osób świeckich, obecność kobiet. Świeccy ludzie mają bardzo silne miejsce w Kościele. Każdy się odnajduje. Dużo małych grup, inicjatyw. Liturgia jest rzeczywiście świętem i radosnym spotkaniem z Panem Bogiem. My Polacy, jesteśmy śmiertelnie poważni i nieraz jakby brak było tej radości. Jeśli religijność to „obowiązek” to szybko się to zalicza, bez radości. W Nigrze ludzie się cieszą, że tworzą wspólnotę, że razem wielbią Boga, wspólnie przeżywają wiarę. Wiele spotkań i modlitw odbywa się w domach. Zresztą wizyta księdza w domu, to tam nie nadzwyczajnego. Zwykłe ludzkie relacje. A u nas panika i paraliż, bo raz w roku ksiądz po kolędzie przychodzi (śmiech). W Nigrze chrześcijanie stanowią mniejszość. Z reguły to ludzie, którzy sami wybierają wiarę w Jezusa. Nie czują się onieśmieleni, tym że ich tak mało. Przeżywają Kościół jako prawdziwą wspólnotę. Misja na której pracowałem liczyła 250 osób. Była to jedna z większych wspólnot. Odwiedzałem wtedy małe wspólnoty: 10- 20 osób. Ten małe liczby sprzyjały duchowi wspólnoty. Moja misja rozciągała się na 750 km. Do najdalszej placówki jeździłem 600 km, gdzie odwiedzałem 12 osób, z czego połowa to były Małe Siostry Jezusa.

Życiorysy niektórych „mniejszościowych” chrześcijan bywają ciekawe...

O tak. Np mój znajomy Edo. Jako młody człowiek był buntownikiem. Zachwycały go wszelkie postacie rewolucyjne, Che Guewarra, Lenin. Aż wpadł na Jezusa. Wydawało mu się, że to też był taki rewolucjonista. Przyszedł na stację misyjną; „Jezusa tu głosicie? Ja też jestem rewolucjonistą, dajcie mi o nim jakąś książkę, poczytam.” No i zaczęło się. Z czasem Edo zdecydował się zostać chrześcijaninem. Cztery lata się przygotowywał. A obcowanie z Jezusem zmieniało jego osobowość. Był porywczy, a złagodniał. Zafascynował się podejściem Jezusa do innych ludzi. Niestety Edo pochodził z rodziny, gdzie było paru muzułmańskich duchownych. Czynili mu wiele przeszkód. Edo otworzył warsztat krawiecki. Bojkotowano go. Mówiono ludziom. by nie chodzili do Edo. Kradli mu maszyny, spalili warsztat. Klątwa rodziny cały czas go prześladowała. Wszędzie pojawiali się ludzie będący w zmowie z rodziną. Ale on nie załamywał się. Był przywiązany do Jezusa. Potem wyjechał na światowe dni młodzieży do Rzymu. Było to dla niego niesamowite przeżycie. Dotychczas był chrześcijaninem w małych wspólnotach. Musiał bronić swej wiary. A tu w Rzymie, tyle ludzi, wśród których mógł się czuć swobodnie. Z czasem znalazł pracę w wojsku. Ożenił się, ma dziecko. Jego żona jest muzułmanką. Ale teraz juz pracują razem nad wiarą. I to jest piękne, że ci ludzie, którzy stają się chrześcijanami, czują się odpowiedzialni do przekazywania tej wiary dalej.


Ojciec miał kontakty z muzułmańskimi duchownymi?

Miałem bardzo dobre relacje z imamem z meczetu który sąsiadował z naszą misją. Imam to taki nasz proboszcz. Poza tym hierarchowie Kościoła katolickiego bardzo się troszczyli o dobre relacje z muzułmanami. Nasi biskupi składali wizyty imamom z okazji świąt muzułmańskich. Ale najważniejszy kontakt to dla mnie był kontakt życia. Żyliśmy wśród muzułmanów. Naszym kucharzem był muzułmanin. W szkole która istniała przy naszej misji nauczyciele byli muzułmanami. Dzieci też w 90 proc. A więc kontakt codziennego życia, relacje oparte o codzienność tam i teraz, a niekoniecznie w świetle tego co się dzieje np. w związku z tzw. walką z terroryzmem.

Afrykańczycy zaskakują prostotą i radością życia...

Pewien człowiek, gdy mu też o tym powiedziałem, odparł mi, że to wynika z całkiem innej filozofii życia mieszkańców Afryki i Europy. Mówił: „Wy planujecie co będziecie robić za miesiąc, za rok itd. Biegacie za przyszłością, cały czas o niej myślicie. Jak wam nie wychodzi to się denerwujcie, stresujecie i w końcu popadacie w depresję. Myślicie cały czas o przyszłości na tej ziemi. W naszym myśleniu, cały czas jest obecna śmierć. Wiemy, że każdego dnia możemy umrzeć dlatego też cieszymy się każdym nowym dniem życia. I stąd nasza radość. Cieszymy się każdym kolejnym dniem danym przez Boga”. To właśnie jest piękne w ich mentalności. I tłumaczy tą radość życia. Śmierć jest częścią życia. Nie ma w niej tyle dramatyzmu, co w naszym świecie. Ludzie przeżywają ją bardzo spokojnie. I trzeba powiedzieć, że Afrykańczycy to ludzie bardzo uduchowieni. Bóg jest obecny na co dzień. Dla nich kwestia Boga nie podlega dyskusji. A u nas?

W czym tkwią wyzwania duszpasterskie?

Wyzwaniem jest jak np. zbliżyć się do plemion nomadów. Nasze struktury nawet na misjach, nie pozwalają nam na dołączenie się do nich by z nimi wędrować. Wyzwaniem jest też, czemu ludzie wciąż chodzą do szamanów, czarowników? Czemu nie znajdują oparcia w naszej wierze? Jak już mówiłem, to ludzie bardzo uduchowieni. Wierzą w Boga, ale wierzą mocno w szatana. Wierzą, że złe moce mają wpływ na ich życie. I często nie odnajdują u nas środków, aby walczyć z tymi mocami. Dlatego udają się do czarowników. Pamiętam z mojego doświadczenia, jak przyszła do mnie kobieta twierdząca, że ją szatan opętał. „już cię szatan opętał” pomyślałem. Zignorowałem ją, ja mądry nauką zachodnią, psychologią. teologią etc. Potem znowu ktoś przyszedł i podobnie. Podzieliłem się tym z innym misjonarzem. I on mi powiedział, że w ten sposób tylko się traci ludzi. Bo jeśli od nas nie otrzymują pomocy, to będą chodzić do czarowników. Oni potrzebują, by modlić się za nich: z nimi i nad nimi. Potem już poprzednich błędów nie popełniałem. Jest to wyzwanie duszpasterskie. Aby w naszej religii ci ludzie znaleźli środki do poradzenia sobie z złymi duchami.

Jaka jest rola misjonarza Afryki w Polsce?

Cały czas utwierdzam się w powołaniu bycia Misjonarzem Afryki. Jednak wydaje mi się, że nasza obecność w Polsce, też jest ważna. Wciąż mamy często folklorystyczno-egzotyczne wyobrażenie o pracy misyjnej. No i stereotypy o Afryce. Afryka jest mało znana w Polsce. Ciągle powielane informacje, że głód, że nędza, że walki plemienne. Podczas gdy w Afryce jest też życie, a ona sama się zmienia. I ma nam te coś do zaoferowania, jak np: kulturę. Ważne by patrzeć na Afrykę i od tej strony. To ważny kontynent. Staram się o tym mówić na spotkaniach.