Pog@nie i misjon@rze

Marek Warecki, Wojciech Warecki

publikacja 10.10.2006 21:27

Odrzekł mu Jezus: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz? (J 18,23)



Od redakcji
Jest sprawa. To, co się stało w Polsce w związku ze śmiercią Jana Pawła II pokazuje z jednej strony ogromne łaknienie wiary i jej przeżywania ze strony nie tylko młodych ludzi, z drugiej pewną bezradność części duszpasterzy wobec tego zjawiska.

Portal Wiara.pl wiele z proponowanych w tekście inicjatyw od dawna realizuje, przede wszystkim pod adresem http://forum.wiara.pl. Być może trzeba czegoś więcej. Nasz portal jest częścią Kościoła katolickiego w Polsce i ze wszystkich sił chcemy służyć Bogu i ludziom pracując nad rozkrzewianiem wiary.

Publikujemy w całości list Marka i Wojciecha zapraszając do zabierania głosu w kwestii konkretyzacji zawartych w nim myśli w naszym portalu.

redakcja portalu Wiara.pl


Poniższy tekst pojawił się w portalu w ubiegłym roku, po śmierci Jana Pawła II. Atmosfera tamtych dni minęła - problem pozostał. Czy jest możliwa misja w internecie? W jaki sposób ją prowadzić? Zapraszamy do dyskusji.

Komentarze prosimy przysyłać na adres powolanie@wiara.pl :.


***


Jan Paweł II był „Mistrzem Dialogu”. Potrafił prowadzić otwartą rozmowę z przedstawicielami nie tylko różnych religii, ale także z przeciwnikami wiary jak i samego Kościoła Katolickiego. Papież dyskutował nie tylko z ogromną kulturą i taktem, ale jednocześnie w sposób bardzo jasny i zdecydowany argumentował za wyznawanymi i głoszonymi przez siebie poglądami. Nie ograniczał się do samej obrony. Sam wydobywał na światło dzienne wstydliwe dla świata problemy, inicjował lub wręcz - w pozytywnym rozumieniu tego słowa - starał się prowokować do dyskusji, do samodzielnego myślenia. „Duc in altum!” - zdawał się wołać Jan Paweł II. Obecnie, na skutek wydarzeń związanych ze śmiercią Papieża, wcale nierzadko można spotkać się w Internecie z pytaniami jak np.:

Jak wyjaśnić ateiście Boga? Mój chłopak nie wierzy w nic. /…/
~Maggi 2005-04-08 18:14 (onet.pl)


W pytaniu oczywiście zawarta jest duża doza dramatyzmu, ale także i bezradności. Niemniej również bardzo zastanawiający jest inny aspekt problemu: dlaczego - przy tak w sumie bogatej i zróżnicowanej ofercie witryn katolickich - Maggi poszukuje pomocy na jednym z najbardziej popularnych portali informacyjnych?

Spoglądając na powyższą kwestię w szerszej perspektywie, bez trudności można zauważyć, iż w internetowej sieci: na forach internetowych, czatach, grupach dyskusyjnych czy w formie komentarzy zamieszczanych pod najróżnorodniejszymi artykułami poruszającymi tematykę nie tylko związaną z wąsko pojmowanymi sprawami religijnymi (np.: kapłaństwo kobiet, Kościół jako organizacja, etc), ale także dotyczącymi ważnych zagadnień społecznych, moralnych (np.: eutanazja, aborcja, seks, etc) często zamieszczane opinie części internautów są o tyle agresywne, co… niedorzeczne.


Bez trudności można zauważyć, iż ich autorzy nie posiadają elementarnej wiedzy i znajomości danego tematu aby móc rzeczowo i rozsądnie sformułować samodzielną opinię. Odnosimy wrażenie, iż nawet nie zdają sobie sprawy, iż w dyskusjach posługują się technikami manipulacyjnymi (np. rozumowaniem sofistycznym) lub (nieświadomie) stereotypami jako argumentami w dyskusjach. Ci internauci, to osoby, które najprawdopodobniej ani nigdy nie zajrzą do kościoła, ani nie zagoszczą na żadną stronę związaną z problematyką wiary (podobnie jak to miało miejsce z Maggi). Niemniej niewątpliwą wartością jest ich zaangażowanie i nieobojętność na poruszane tematy. Zatem ogromną (a nie wiadomo czy i nie jedyną) szansą nawiązania z nimi dialogu jest dodanie komentarza do ich wypowiedzi i próba poprowadzenia merytorycznej debaty.

Proponujemy zatem zainspirowanie stworzenia i zorganizowania ruchu pośród katolickiej (chrześcijańskiej) społecznej internetowej, którego celem byłoby nie przechodzenie obojętne obok spotykanych w różnych miejscach w sieci (artykułach, forach, czatach) fałszywych opinii, a podejmowanie próby nawiązania i poprowadzenia dyskusji opartej na rzeczowych argumentach z oponentami.
Przykładem może być fragment poniżej przytoczonej polemiki mającej miejsce na jednym z internetowych forum:

~Barabasz: Kościół nie ma nawet dowodów na prawdziwość swej wiary. Zresztą wiara występuje wtenczas, gdy czegoś nie wiemy /.../ 2004-03-04 09:14

~wiedźmin: Wiara występuje wówczas, gdy czegoś nie wiemy? Chyba sam wymyśliłeś tą definicję. Chrześcijanie rozumieją wiarę inaczej. W greckim Nowym Testamencie na określenie wiary używa się określenia "pisteo", które oznacza zawierzenie, położenie ufności, oparcie życia na Bogu. Kościół nie ma też dowodu na posiadanie przez ciebie mózgu, ciekawy jestem, jaki wniosek z tego wyciągniesz ;), 2004-03-04 12:13


Reasumując: celem jest stworzenie oddolnego ruchu osób, które surfując po Internecie w sytuacji, w której spotkają wypowiedź świadczącą o nieznajomości lub niezrozumienia roli i zadań Kościoła, podejmą zdecydowaną, acz taktowną próbę nawiązania dialogu z autorem wypowiedzi.

Warto, naszym zdaniem, zorganizować wsparcie dla e-misjon@rzy na bazie prowadzonego przez Państwo portalu zapewniając im oddzielne miejsce na serwerze (własną stronę www?) jako miejsca wymiany doświadczeń, a także umożliwienie udzielania wsparcie merytorycznego ze strony ekspertów (np. teologów, psychologów) z zakresu prowadzonych dysput przez np.:

Być może, dla stworzenia poczucia wspólnoty, jedności należy zaproponować e-misjon@rzom możliwość wstępowania do ruchu „Surfujących e-misjon@rzy” (oczywiście na zasadzie dobrowolności), poprzez wypełnienie deklaracji, w której internauta zobowiązywałby się do:

  1. podejmowania dyskusji w zakresie swojej wiedzy i posiadanych możliwości na napotkane podczas surfowania w internecie mylne zarzuty formułowane pod adresem Wiary i Kościoła;
  2. nieustannego pogłębiania swojej wiedzy z zakresu nauczania kościoła katolickiego;
  3. życia według bronionych w internetowych dyskusjach norm i wartości;
  4. modlitwy w intencji osoby, z którą rozpoczyna się dyskusję;
  5. zgody, na prowadzenie dyskusji wedle poniższych zasad:
    • bezwzględny zakaz stosowania manipulacji czy ataków osobistych; odpowiada się merytorycznie, co do dyskutowanych kwestii, a nie poprzez dyskredytowanie osoby;
    • bycie twardym wobec meritum sprawy, ale łagodnym wobec drugiego, często zagubionego człowieka;
    • zwięzłość, trafność, celność ale nie zbywająca lakoniczność w wypowiedzi (np. wedle schematu: wskazanie błędu w rozumowaniu /rozpoznanie manipulacji/ + 3 zdania rzeczowej odpowiedzi, komentarza);
    • o ile to możliwe - prowadzenie dyskusji w sposób jawny (publiczny) oraz nadsyłanie i publikowanie (z zachowaniem dyskrecji uniemożliwiającej zidentyfikowanie swojego polemisty osobom trzecim) na stronach Ruchu „Surfujących e-misjon@rzy” z przeprowadzonych polemik.


Naszym zdaniem im więcej portali (szerzej: mediów) zainteresuje się, włączy się w tą akcję, tym z większym stopniu będzie można spożytkować wiedzę, energię ogromnej rzeszy surfujących po internecie katolików, i tym samym do większej ilości osób zagubionych we współczesnym świecie dotrze Dobra Nowina.

Oczywiście niniejszy projekt traktujemy jako propozycję wstępną. Będziemy wdzięczni za możliwie szybką odpowiedź w sprawie naszej propozycji.

PS. Bowiem wielką szkodą by było, gdyby pojawiające się podczas dyskusji argumenty, przykłady, metafory, komentarze popadały w zapomnienie. Warto by je „archiwizować” i udostępniać na stronach WWW dla wszystkich dla chętnych. Przykładem jednej z nich może być np. poniższa metafora:

„W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią...
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyła.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem, czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później...”
***


Nota o autorach
Autorzy są psychologami (Uniwersytet Warszawski, Wydział Psychologii) i od 1989 roku zajmują się przeprowadzaniem treningów oraz doradztwem psychologicznym. Specjalizują się w realizacji szkoleń i treningów w szerokiej gamie tematycznej począwszy od efektywnego radzenia sobie ze stresem a skończywszy na sposobach rozpoznawania i przeciwstawiania się manipulacjom. Publikowali artykuły z zakresu szeroko rozumianej psychologii między innymi w takich pismach jak: Spotkania, Wprost, Życie, Charaktery. Nakładem wydawnictwa "Poltext" (www.poltext.com.pl) wydali książkę "Słowo o manipulacji czyli krótki podręcznik samoobrony". Prowadzą własną firmę szkoleniowo - doradczą.

Więcej: www.antymanipulator.pl

***


Głosy w dyskusji

Szanowni Państwo!

Przeczytałem z zainteresowaniem w/w artykuł. Niewątpliwie należy z uznaniem powitać zapał autorów, którzy dostrzegając problem szukają jego rozwiązania. Jednak wydaje się, że sam zapał może w tym wypadku nie wystarczyć. Skala przedsięwzięcia byłaby tak duża, że angażowałaby wielu ludzi przez cały czas, a wymierne efekty byłyby prawdopodobnie bardzo zniechęcające. Bo jak rozumiem, należałoby stale przeczesywać portale laickie w poszukiwaniu osób poszukujących Boga, a następnie podejmować z nimi rozmowy o wierze na tych portalach. Wydaje się to jednak nierozsądne.

Po pierwsze, raczej nikt nie wchodzi na portal laicki, by znaleźć na nim odpowiedź na pytanie: Jak się nawrócić? Po drugie, podejmowanie takiego dialogu wydaje się pewnego rodzaju nietaktem wobec pozostałych uczestników dyskusji i właścicieli portalu. Po trzecie, jak dla mnie za bardzo trąci to nachalnym prozelityzmem. Nie sadzę też (mogę się mylić), by liczba osób szukających w ten sposób Boga, była bardzo wielka, a efekty takich działań znakomite. Przypuśćmy, że uda się w ten sposób odnaleźć kogoś i pomóc mu w decyzji zbliżenia się do Boga. Jednak sytuacja jest co najmniej niezręczna, a efekty trudne do określenia. Jeśli ktoś ma tyle czasu, by przeczesywać Internet w poszukiwaniu osób zadających pytania religijne, to po prostu może lepiej wskazać mu adresy, pod którymi powinien znaleźć odpowiedź na swoje pytania, niż wszczynać jałową i nieefektywną prawdopodobnie dyskusję? Sam zapał jest daleko niewystarczający, by się szybko nie zniechęcić.

Jak się wydaje, problem jest trochę inny. Ostatnie dni wykazały dobitnie dwie rzeczy. Po pierwsze, Kościół instytucjonalny jest nieprzygotowany do potencjału oddolnego, zawartego szczególnie w młodzieży, która na codzień obywa się bez tegoż Kościoła, a jednak w potrzebie potrafi się momentalnie zorganizować wokół Kościoła, w sposób niekiedy genialny, zaskakując przy tym kompletnie duszpasterzy. Trudno nie przywołać tutaj przykładu parafii ks. Sikorskiego z Warszawy, który po prosu jest otwarty na inicjatywy oddolne i jeśli ktoś przychodzi do Niego z krytyką, to proponuje tej osobie, by się właśnie tą sprawą zajęła. W ten sposób powstało wiele zaskakujących inicjatyw duszpasterskich, a Jego kościół jest jednym z nielicznych otwartych całą dobę.

Tak więc jak widać z ostatnich doświadczeń, laikat, żeby coś przedsięwziąć sensownego nie musi czekać na inicjatywę duszpasterzy i potrafi się bez nich znakomicie obyć, a z ich otwartością tworzyć wiele dobrych dzieł. Co z tego wynika? Ano to, że może ten brak aktywności jest pozorny i wynika z rozmijania się potrzeb i języka. Przykładem są choćby szalikowcy na stadionach. Oni w większości mają już prawdopodobnie dosyć mordobicia, ani nie zmieni się ich, ani nie dotrze do nich odprawiając im okazjonalną Mszę na stadionie. Rozpracowanie tego problemu wymaga zupełnie innego rodzaju duszpasterstwa. Jakiego? Nie wiem, ale jakąś odpowiedzią, na nieco inne potrzeby jest Przystanek Jezus, czy Lednica. Skoro tam można, to może warto otworzyć się na działanie Ducha Świętego. Minął już pierwszy zapał, w którym można było w sposób naturalny zagospodarować pewne oddolne inicjatywy i przygarnąć ludzi dotąd odległych od Kościoła.

Jeśli tego nie zrobiono na fali uniesienia, to następny krok będzie trudniejszy - trzeba zagospodarować tych ludzi, którzy podjęli wysiłek przemiany swojego życia i teraz nie wiedzą co ze sobą zrobić. Byłoby niewybaczalnym błędem zmarnowanie tych nawróceń, tylko dla tego, że w Kościele nie potrafimy tworzyć wspólnot odpowiadających na rzeczywiste, nie wymyślone za biurkiem, potrzeby ludzi. Drogą Kościoła jest człowiek. Kościół nie może sobie pozwolić na to, co społeczeństwo w ostatnich dniach pokazało politykom: Są nam zbędni. Potrafimy się bez nich znakomicie obyć. Swoje istnienie są w stanie uzasadnić tylko wtedy, gdy nie przeszkadzają ludziom w przeżywaniu tego, co jest dla nich na prawdę ważne. Niestety, zarówno politycy jak i dziennikarze wrócili już do normalności, czego przykładem są nowe pomniki, kopce, ulice oraz kłótnie. A także dyskusje, w których zamiast rzeczowych argumentów za lub przeciw eurokonstytucji np., opłaceni dziennikarze szermują wypranymi z jakiejkolwiek treści stereotypami, a brak rzeczowych argumentów zastępują wodolejstwem, starając się stworzyć tzw. ważenie. Oczywiście, z braku rzeczowych argumentów dobre i tyle, może ktoś powiedzieć. Ale to oznacza jedno. Rzeczowe argumenty przemawiają np. przeciwko przyjęciu eurokonstytucji w tej formie. Tak więc zarówno dziennikarze jaki i politycy, którzy nie rozumieją, że ich rola wobec narodu jest służebna, bo nawet jeśli kto inny ich opłaca, to opłaca ich po to, by ten właśnie naród przekonali do spraw niesłusznych. A skoro tak, to bez tego narodu nie mają racji bytu, są zbędni.

Dzięki wydarzeniom ostatnich dni zrozumieliśmy to.

Najgłębsza prawda jest taka, że zrozumieliśmy również, że nasze zmaganie z rzeczywistością dotyczy naszej wieczności, a tu Kościół nawet kontestowany, nie jest w żadnym wypadku zbędny. Jest nieodzowny i konieczny. Trzeba więc kościoły dla ludzi otworzyć i podjąć nowe wyzwania duszpasterskie.

Wracając do inicjatywy Panów Wareckich. Oczywiście inicjatywa stworzenia międzyportalowej bazy danych i cytatów jest chlebna, nawet jeśli jej ostatecznym efektem będzie powstanie kolejnego katolickiego portalu. Warto również, by powstało takie miejsce, w którym nie radzący sobie z jakimś pytaniem ewangelizatorzy znajdą pomoc i podpowiedź. Ale zawężenie ram tej inicjatywy do rozsądnych rozmiarów, zminimalizuje ewentualne rozczarowania i spotęguje efekty. Uważam, że warto tę inicjatywę poddać dyskusji, krytyce i jeszcze raz przemyśleć, by jej pożytek był jak największy.

Michał Rogoziński