Listy z Peru

publikacja 20.05.2006 16:28

Jest wiele rzeczy, dla których warto przylecieć do Peru...

Listy z Peru Latin America For Less / CC 2.0 Peru

Monika Winiarska


Lima 2005-07-29

Kochani,

Chce was pozdrowić w Panu i życzyć niech miłość i pokój napełni wasze serca i wszystkich tych, do których jesteście posłani, byście byli radością i światłością dla świata, prawdziwymi świadkami Chrystusa w naszym wieku.

Jest wiele rzeczy, dla których warto przylecieć do Peru. Wśród nich to, co mnie zachwyca, jest „Marinera północna”. Jest to rodzaj tańca charakterystycznego dla północnej części Peru, gdzie kobieta tańczy z mężczyzną. Oboje ubrani są na biało w stroje bardzo eleganckie i dostojne. Kobieta tańczy z niesamowitym wdziękiem na bosaka z chusteczką w dłoni. Taniec bardzo dynamiczny, trochę przypominający Tango, a to dzięki kokieterii obojga tancerzy, którzy ubiegają o swoje względy. Kobieta chce się przypodobać mężczyźnie a gdy on chce się do niej zbliżyć, ona odbiega. Później rolę się zmieniają. Czasami mężczyzna jest na białym koniu, który kopytami występuje rytm marinery. Jest to taniec bardzo widowiskowy, pełen harmonii i wdzięku, wymagający wielkiego dopasowania obojga tancerzy i wsłuchania się w rytm i melodie...

... taniec...

Ostatnio Ksiądz Piotr na kazaniu porównał naszą modlitwę, naszą relację z Bogiem, nasze życie, właśnie do tańca. Życie, jako taniec z Bogiem. Musimy się wsłuchać w Boską melodię, dokładnie poznać Boży rytm, by z nim „tańczyć”, by nasze życie było tańcem, wsłuchiwaniem się w Boga z harmonią, z wyczuciem.... Dać się prowadzić Boskiemu nauczycielowi, podążać za jego krokami, wciąż wsłuchując się w piękno Boskiej melodii.... i tańczyć....

Mam tu bardzo mało polskiej muzyki i jedynym z nielicznych utworów, które są w komputerze, co pozostawił ksiądz Józef Kamza, jest kilka piosenek Anny Jantar. Dlatego też niemalże codziennie słucham jej nagrania „Przetańczyć chcę z tobą całą noc”, gdzie kolejno słowa mówią: „(...) ja za tę noc chętnie oddam pięć najpiękniejszych lat (...)”. Tak się zastanawiałam, co ma cenę pięciu najpiękniejszych lat? Czy byłabym w stanie oddać dla Boga pięć najpiękniejszych lat?... Całe życie? Oddać je całkowicie, bez nawet najmniejszej cząstki siebie, by On kierował i prowadził tak jak chce? Czy nadal chce deptać po palcach tancerzowi, stawiając kroki po swojemu? Kiedy nasze zaufanie i nasza wiara będą pełne, doskonale? Kiedy zaakceptujemy wszelkie ludzkie niepowodzenia, ułomności, jako element tańca życia, w którym czasami się potykamy i upadamy, ale gdy się podnosimy, taniec trwa nadal. W niektórych momentach tancerz wznosi partnerkę, że ta nie musi czynić nic poza zaufaniem, że Ten jej nie opuści... taniec...

Wielkim błogosławieństwem są tu kapłani, którzy służą swym czasem, siłami, życiem, by ludzi zbliżać do Boga. Przesiadują w konfesjonałach i pomagają podnosić się z grzechu. Jaka to radość, że ksiądz Dariusz, który dopiero co przyleciał po przerwie z Polski, chwilowo jest w Parafii Wspomożycielki Wiernych, bo w Kościele są niekończące się kolejki do spowiedzi. Czasami w niedziele spowiada sześciu, siedmiu księży a i tak rządek ludzi się nie zmniejsza przez długi czas.
Spowiadają się też nasi chłopcy: niegdyś chłopcy ulicy, dzieci z patologicznych rodzin, nieraz dawni narkomani i złodzieje. Niektórzy z nich czynią to regularnie w każdą niedziele.

Takim wyjątkowym wydarzeniem u nas w domu, w tym tygodniu, był dzień skupienia, przygotowany przez księdza, asystenta i wychowawców. Przygotowane rozważania, modlitwy, śpiewy, film o życiu świętych, kolejno spowiedź i jako uwieńczenie tego dnia – Eucharystia, ofiara dziękczynienia, w której Bóg sam do nas przychodzi i komunia – zjednoczenie. I po raz kolejny poczuliśmy się jeszcze bardziej rodzina i bliskimi. To było w przeddzień zakończenia pierwszego półrocza.

Teraz większość chłopców jest na feriach zimowych, czy to u swoich rodziców, czy krewnych, ciotek, wujków, babć lub opiekunów. W domu pozostało trzydziestu – oni nie mieli dokąd pójść... ale jesteśmy razem i bardziej spokojnie spędzamy ten czas, również błogosławiony.

Kończę modlitwa: Panie Jezu, chcę Cię uwielbić w każdym człowieku jakiego stawiasz na mojej drodze życia. Uwielbiam Cię w radościach i smutkach, powodzeniach i upadkach. Uwielbiam Cię w twej nieskończonej Miłości. Oddaję Tobie Panie wszystkich wolontariuszy pracujących na placówkach misyjnych, misjonarzy, księży – obdarz ich laska wielkiej wiary i miłości, by wsłuchani w twoją melodię Panie – pełnili Twą wolę i pracowali nad zbawieniem dusz.

Monika Winiarska

Monika Winiarska, MWDB


Lima 2005-07-19


Kochani wolontariusze,

Serdecznie was pozdrawiam z Ameryki Południowej, z Peru. Zapewne wielu z was pracuje teraz w różnych częściach swiata, ale wszyscy jesteśmy w łączności, i to nie tylko za sprawa internetu, ale za sprawą jednego ducha, w jakim pracujemy, z biednymi, pokrzywdzonymi, potrzebującymi miłości i w imię jednej Miłości, jaką jest nasz Pan Jezus Chrystus. Jak słusznie powiedział T. Tasso: Każda chwila nie poświęcona miłości jest zmarnowana....

Już w pierwszych słowach chcę wam bardzo serdecznie podziękować za wasza odpowiedz i za włożone serce. Pomysły na warsztaty plastyczne już do nas doszły i zapanowała wielka radość, bo będzie, nad czym pracować i chłopcy będą mogli się wykazać i rozwijać swoje talenty.

Z tego, co tu się dzieje: Zacznę od pozornie mało znaczącego wydarzenia, które miało miejsce wczoraj a które wywarło na mnie wielkie wrażenie poruszenia, przejęcia i współczucia. Jeden z naszych chłopców Olfer – miał wypadek w stolarni – maszyna rozcięła mu palec. Na szczęście nie przecięło kości, ale ja naruszyło. Pechowo się stało, że ten sam chłopak rozciął ten sam palec w taki sam sposób dwa tygodnie temu i dopiero, co mu się goił. W tej sytuacji pojechaliśmy do państwowego szpitala, o którym już kiedyś pisałam, bo i wtedy wywarło to na mnie wielkie wrażenie. Na ostrym dyżurze spędziliśmy około 5 godzin. Jakie to upokarzające, jakie smutne, że tak wiele rzeczy zależy od pieniędzy. W trakcie jak tam byliśmy, przywożono wiele osób z nagłych wypadków. Lekarz, aby mógł coś zrobić musi mieć sprzęt, a ten pacjent musi kupić sam. Także i my biegaliśmy co chwilę z kolejki do kolejki, by nam obniżyli opłaty, aby kupić igłę, strzykawkę, watę, opatrunki, zastrzyki itp. w rezultacie i nam zabrakło pieniędzy. Jaka byłam bezsilna brakowało gazików a krew ciekła Olferowi jak ze strumienia. Dookoła podłoga była cała we krwi a ja z twarzą Europejki nie wzbudzałam litości niczyjej. Po pewnym czasie jeden litościwy samarytanin (czytaj: lekarz) ofiarował nam małe opakowanie, które było w stanie zatamować krwotok. Wszystko skończyło się dobrze, ale jakże się napatrzyłam na ludzkie cierpienie, gdzie lekarz nie może dać znieczulenia, nie może uśmierzyć bólu, bo nie ma czym, a pacjenta nie stać. Przyglądałam się lekarzom, pielęgniarkom, im pracy, zmęczeniu, bezsilności i oddaniu.

Z pewnością nie zmienimy świata, ale jeśli nawet spowodujemy jeden uśmiech na twarzy drugiego człowieka, to dla tego uśmiechu warto próbować.

Już od jakiegoś tygodnia w Peru panuje atmosfera podniosła i bardziej rozluźniona. Przyczyną jest zbliżające się święto narodowe – Odzyskanie Niepodległości 28.07. Na ulicach już są porozwieszane flagi, organizowane są defilady i marsze. Chłopcy również przyozdobili dom w kolorach biało – czerwonych i z niecierpliwością czekają końca tygodnia, który jest równoznaczny z rozpoczęciem ferii zimowych. Większość z nich uda się do swoich rodzin, wujków i krewnych, ale jak co roku też pozostanie pewna grupa młodzieży w domu – ta, która nie ma dokąd pójść, która nie ma nikogo poza nami. Też wszyscy szykują teraz listy do swoich rodziców z „adopcji na odległość” – dla niektórych z nich to na prawdę coś wielkiego mieć kogoś, dla kogo jesteś ważny. Przeżywają to, radzą się jak zacząć, jak zakończyć pisanie, o co najlepiej zapytać. Opowiadają sobie nawzajem i modlą się za tych, co im pomagają, bo wiedzą że to wielka szansa, którą chcą wykorzystać jak najlepiej.

Na dzisiaj już kończę. Serdecznie Was wszyscy pozdrawiamy. Specjalne pozdrowienia od chłopaków dla wolontariuszy, którzy pracowali bądź pracują w Peru i dla tych wszystkich, którzy realizują swoją misję w Kraju. Nie zapominajcie o nas w modlitwie – modlitwa czyni cuda.

Z wyrazami szacunku i w Księdzu Bosko

Monika Winiarska, MWDB

Monika Winiarska, MWDB


Lima


Bardzo serdecznie witam Was w tym okresie Wielkanocnym. Przepraszam za przerwę w pisaniu. W zasadzie nic mnie w tej sytuacji nie usprawiedliwia, ani brak czasu, ani praca, ani problemy ze zdrowiem. Jedynie co mi pozostało powiedzieć w tej sytuacji, to przepraszam.

Czas Świąt, to dla mnie okres skumulowania obowiązków i pracy.
W Wielki Czwartek niemalże wszyscy chłopcy porozjeżdżali się do swoich domów. Zostało jedynie 22, tych najbardziej pokrzywdzonych, którzy z różnych przyczyn nie mieli dokąd pójść. To dla nich jeszcze bardziej próbowaliśmy stworzyć ciepło rodzinnego domu i atmosferę Świąt.

Opisze trochę o tym w jaki sposób spędza się Wielki Tydzień i Triduum Paschalne, bo różnice kulturowe mnie trochę drażniły i brakowało mi tradycji polskich.

Niedziela palmowa niemalże nie różni się od tej, która pamiętam z mojego ukochanego Kraju. Również święci się palmy i śpiewa się Hosanna. Roznica polega na tym, ze palmy sa tu robione jedynie z trzciny i już sie tego dodatkowo nie maluje. Palemki sa fikuśne, zaplatywane, małe i niczym dodatkowo nie przyozdabiane. Czasami dodawane jest kawałek liścia oliwki.

W Wielki Czwartek po wieczornej, uroczystej Mszy Świętej, na której Kapłan obmywa nogi 12 mężczyznom ( wśród nich tez byli chłopcy z naszego domu), tak jak przed ponad 2000 lat czynił to Jezus swoim Apostołom.

Obchodzi się też 7 kościołów. Miasto wtedy przeobraża się w niesamowite skupisko ludzi, a na ulicach mija się miliony młodych. My poszlismy z silną ekipą parafialną. Mam tu na myśli liczebność, bo była to grupa około 500 osób. Grając na instrumentach i śpiewając pieśni religijne wchodziliśmy do każdej światyni po kolei by oddać pokłon Jezusowi.

To ta strona religijna tej tradycji. Druga strona medalu, to radość i świetowanie tego dnia. Ulice w nocy zamieniły się w niekończący sie rynek, na ktorym można było kupić wszystko. Handlowcy jedzeniem powystawiali swoje stoliczki na ulicach, chodnikach i można było tu znależć cały przekrój i zrożnicowanie kuchni peruwiańskiej.

Wielki Piątek. Ten dzień miał już charakter typowo religijny, gdzie można było pójść na drogę krzyżową ulicami miasta, cały dzień była adoracja w kościele a wieczorem nabożenstwo.

Tutaj świętowanie Zmartwychwstania Pana rozpoczyna sie w sobotę wieczorem. Po Mszy Swiętej, która zaczyna się nieco później niż zazwyczaj, wróciliśmy do domów na uroczystą kolację. Ja osobiście ten czas spędziłam na ostrym dyżurze w szpitalu, gdzie jeden z chłopców z domu bardzo źle się czuł. Do pierwszej nad ranem przesiedzieliśmy w obskurnej sali, do ktorej przywozili co chwila nowych rannych i chorych. Jednych zawozili na oddziały, innych wywozili do kostnicy, jeszcze innych (tak jak nas) po udzieleniu pomocy, odsyłali do domów.

Dokończenie na następnej stronie...

...dokończenie z poprzedniej strony.
Kończąc już ten temat jedynie chcę powiedzieć, że Peruwiańczycy mają tutaj wolne od Wielkiego Czwartku do niedzieli. W Poniedzialek Wielkanocny wszyscy normalnie pracują.

Nie wiem, czy o tym pisałam, jeśli tak to będzie to przypomnienie, jeśli nie to tylko naznaczenie tematu.

Otóż budowa Otwartego Domu Księdza Bosco została już zakończona. Jedynie jeszcze pracuje tu tylko kilku fachowców, którzy robią drobne rzeczy i udoskonalenia. Jest to 5 pięter domu, z czego każde piętro ma ponad 500 metrów kwadratowych powierzchi. Mieszka tutaj teraz 90 chłopców w wieku od 13 do 21 lat. Mają swoje sypialnie, sale do nauki, sale komputerowe, pomieszczenia na warsztaty z rysunku, muzyki, wyrobu gobelin, pralnie, suszarnię, sale do gier i zabaw, jadalnie, łazienki, punkt medyczny, prysznice i wszystko co w zasadzie jest potrzebne, by spokojnie móc się skupić na nauce. Na dachu jest taras widokowy, z którego można podziwiać panoramę Limy i podziwiać w oddali ocean.

Chłopcy, są młodzi, energiczni, pełni życia. Każdy dzień to dla mnie nowe wyzwanie, to ciągła praca i zmaganie się z pojawiającymi się trudnościami. Autorytet nie jest czymś z czym się urodziłam i niestety codziennie muszę nad tym pracować. Biorąc pod uwagę, że stanowimy grupę, która podlega ciągłemu procesowi, ciągle się zmienia i każdego dnia ewaluuje i jest zupełnie inna. Nie da się w tej sytuacji zastosować jakiś schematów czy też zachować pozycję w grupie. Są dni gdy praca ta jest lekka, gdy chłopcy potrafią być wdzięczni, radośni, spokojni a inne takie, gdy próbują zbojkotować innych, przeciwstawić się wychowawcom, dogadać. Bywają momenty, gdy docinają, są złośliwi, mówią: “lepiej wracaj do swego Kraju” a są i takie, gdy do ciebie podejdzie, przytuli cię, podziękuje, powie: ”dobrze, ze jesteś”. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to że ja nie mam tu na myśli dwóch innych osób, ale przykładowego chłopaka, który raz jest taki a innym razem inny. Pewnie, że to boli, gdy ci “nawrzucają”, ale i raduje, gdy potrafią przeprosić, gdy można zauważać jak taki chłopak się przemienia, jak dorośleje i dojrzewa. Praca ta na prawde dostarcza wrażen i nudzić się tu nie można.

Zmieniając troszeczkę temat, a tak na prawdę nadal się w nim poruszajac, jedynie zmieniajac jego kontekst, chce napisać, że już od miesiąca pracuje tutaj Darek – nasz wolontariusz z Polski. Nie bedę pisała o Darku, bo najlepiej On sam o sobie napisze, ale tu pojawiło mi sie kilka refleksji. Gdy go obserwuję, to przypominam siebie sprzed tych 9 miesięcy, gdy nie znałam języka, gdy wszystko było nowe i tak odmienne. Ja osobiście bardzo się cieszę z Jego obecności. Porozmawianie w ojczystym języku jest jednak bardziej swobodną formą wyrażania ekspresji niż po hiszpańsku.

Kończąc ten list, chciałabym Wam bardzo podziękować za modlitwę i za pamięć. Bardzo Was proszę pamiętajcie też o naszych chłopcach. Poza zapewnieniem im warunków materialnych oni potrzebuja modlitwy. Potrzebują też ciepła, bycia z nimi, romowy, wysłuchania, obecności. My tu na miejscu staramy się aby im to zapewnić, ale bez modlitwy, bez wsparcia innych marna będzie nasza praca.

Bardzo serdecznie pozdrawiam. Nawet jak nie piszę, nie oznacza to, że nie pamiętam. Do kolejnego napisania.
Monika Winiarska, MWDB