Z Afryki przez Syberię do Ełku

Z bp. Jerzym Mazurem, ordynariuszem diecezji ełckiej, rozmawia Barbara Gruszka-Zych

publikacja 28.07.2006 16:59

Z Afryki przez Syberię do Ełku

Barbara Gruszka-Zych: Już duszpasterzując na Syberii, stwierdził Ksiądz Biskup, że żaden Kościół lokalny nie może się obyć bez zakonu kontemplacyjnego.
Bp Jerzy Mazur: – Kiedy zacząłem poznawać rzeczywistość Kościoła katolickiego na Syberii, zobaczyłem taką konieczność. Istnienie zgromadzenia kontemplacyjnego w diecezji wydawało mi się niezbędne, by modlitewnie wspomagać głoszących Ewangelię, a także słuchających Dobrej Nowiny świeckich. Szczególnie w tamtym regionie ważne jest też wyproszenie jedności dla katolików i prawosławnych, łaski nawrócenia dla ludzi z korzeniami katolickimi oraz umocnienia wiary u tych, którzy po latach wracają do Kościoła. To powrót do myśli św. Rafała Kalinowskiego, który był zesłany właśnie tam, do Usola Syberyjskiego. W lipcu 1999 r. podzieliłem się moimi przemyśleniami z Księdzem Prymasem, który od razu poparł ideę przyjazdu karmelitów do Usola oraz pomysł stworzenia tam sanktuarium św. Rafała Kalinowskiego. Z tych planów bardzo się też ucieszył Ojciec Święty Jan Pa-weł II, któremu o wszystkim osobiście opowiedziałem. Wznoszone sanktuarium ma jednoczyć Polaków żyjących na Syberii w rozproszeniu, a także przyjeżdżających tam pielgrzymów. Św. Rafał Kalinowski to patron zesłańców syberyjskich. Szczęśliwie Karmel istnieje na Syberii od 2002 r. i siostry mają już dwa powołania stamtąd. Do zgromadzenia wstąpiła jedna Rosjanka pochodzenia litewskiego i druga, też Rosjanka, pochodzenia koreańskiego.

Również w diecezji ełckiej od początku postawił Ksiądz Biskup na zaplecze modlitewne.
– Kiedy starałem się ogarnąć całość jej spraw, zauważyłem, że brak nam zgromadzenia kontemplacyjnego. W pierwszym tygodniu pobytu skontaktowałem się z ojcami karmelitami i siostrami karmelitankami, które poznałem podczas poszukiwań chętnych do założenia Karmelu na Syberii. Bardzo szybko, bo 1 października, powstała w Ełku wspólnota karmelitańska. Mamy problemy z zakupem ziemi pod klasztor, trzeba zebrać fundusze na budowę domu zakonnego... Ale im więcej trudności, tym bardziej trzeba zaufać Panu Bogu. Dobre dzieła nigdy nie przychodzą łatwo.

Jakie intencje polecił Ksiądz Biskup siostrom?
– Żeby wypraszały łaski dla diecezji. A jest za kogo się modlić. Mamy 335 kapłanów diecezjalnych i zakonnych, ponad 140 osób życia konsekrowanego, są seminarzyści, a przede wszystkim 417 tys. diecezjan. W czasie wakacji dochodzą tysiące diecezjan tymczasowych, przyjeżdżających tu wypoczywać. Patronką naszego domu sióstr karmelitanek jest Maryja Matka Nadziei. Ludzie zamieszkujący te tereny, dawni repatrianci, dziś żyjący w miejscowościach popegeerowskich, przeżywają trudny czas. Bezrobocie sięga 40 proc. Głównie potrzeba im nadziei. Na Syberii wierni też potrzebowali nadziei.
– Do mojej dawnej diecezji św. Józefa należy około 16 milionów ludzi, milion z nich – Polacy, Litwini, Niemcy, Białorusini, Łotysze, Ukraińcy, Koreańczycy – ma korzenie katolickie. W całej diecezji doliczyliśmy się 50 tys. ludzi ochrzczonych, często z wody. Aktywnie praktykuje około 7 tys.
Jak się Ksiądz Biskup czuł, kiedy nie mógł wrócić do swoich diecezjan?
– Strasznie... To było przed niedzielą Dobrego Pasterza, miałem w Irkucku odprawić w katedrze Mszę św. To była Godzina Miłosierdzia i wtedy uświadomiłem sobie, że nie mogę wpadać w depresję. Wyciągnąłem różaniec, odmówiłem Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Robiłem wszystko, żeby wrócić. Fakt niewpuszczenia mnie do mojej diecezji odebrałem jako zakończenie misji, którą Bóg mi zlecił. Dlatego nie ma we mnie miejsca na tęsknotę.

Naprawdę?
– Na pewno nie zapomnę dawnych diecezjan, nie przestanę im pomagać, interesować się nimi. Doświadczyłem ich życia, ich głodu Boga, ich cierpienia. Chciałem im pomóc wrócić do wiary swoich dziadów i pradziadów. Ale też dużo wziąłem dla siebie i otrzymałem wiele dobroci. Imponowała mi główna cecha Sybiraków – umiejętność niesienia sobie wzajemnej pomocy. Pamiętam, jak kiedyś, gdy rozdzielaliśmy dary z Polski i Niemiec, przyszły do nas dzieci z pobliskiej wioski. Siostra Natalia, służebnica Ducha Świętego, rozdzielała ubrania i buty, bo była zima. Jedna z czekających dziewczynek zapytała: „Czy mogę wziąć buciki dla brata, bo ja jeszcze mam, a on nie ma?”. A sama nosiła bardzo zniszczone obuwie. Niechrześcijanka – buriatka, która prowadziła hospicjum dla niemowlaków matek chorych na AIDS, bardzo się ucieszyła, kiedy zaczęliśmy im pomagać. Było widać, jak broni życia. To wszystko motywowało mnie do działania. Wcześniej, przez 3 lata pracy w Afryce, nauczyłem się trzech cech misjonarskich: cierpliwości, cierpliwości i cierpliwości.

A czego nauczył się Ksiądz Biskup w Ełku?
– Tu kontynuuję naukę cierpliwości. (śmiech)

Co jest dla Księdza najważniejsze?
– Wypełniać wolę Bożą. Dlatego proszę codziennie Ducha Świętego, żebym ją rozpoznawał.