Chrystoterapia dla każdej rodziny

Z siostrą Elwirą Petrozzi, założycielką Wspólnoty Cenacolo, rozmawia Elżbieta Ruman

publikacja 03.09.2008 14:42

Przychodzą ludzie młodzi, tak zawiedzeni światem, że nie widzą sensu życia. To nas rani, że oni – w wieku 14,15 lat – odrzucają życie! Są pełni bólu i złości, w głębi mszczą się na sobie i bliskich dlatego, że rodzice dali im życie tylko po to, aby ich otoczyć rzeczami, przedmiotami. Nie dali im miłości.

Chrystoterapia dla każdej rodziny

Minęło 25 lat Wspólnoty Cenacolo, która założyła i prowadzi 60 domów na całym świecie. Mieszka w nich ponad dwa tysiące osób wychodzących z uzależnienia. Czy ma siostra poczucie, że przez te ćwierć wieku waszej pracy chodzi po ziemi mniej osób uzależnionych?
Byłabym szczęśliwa, gdyby było ich mniej, ale niestety tak nie jest. Dziś ludzie młodzi wybierają inne uzależnienia. Poprzez narkotyki albo bez nich – wchodzą w uzależnienie od Internetu, pornografii, hazardu…Rodzice nie spostrzegają nawet, kiedy to się dzieje, są ślepi. My mamy otwarte drzwi, aby tych młodych ludzi przyjąć, ale oni umierając na ulicy nie mają nawet nikogo, kto przyprowadziłby ich do nas…

Przychodzą do naszych domów uzależnieni od leków psychotropowych, którzy biorą tabletki tylko po to, żeby zapomnieć, nie myśleć o rzeczywistości.

Przychodzą ludzie młodzi, tak zawiedzeni światem, że nie widzą sensu życia. To nas rani, że oni – w wieku 14,15 lat – odrzucają życie! Są pełni bólu i złości, w głębi mszczą się na sobie i bliskich dlatego, że rodzice dali im życie tylko po to, aby ich otoczyć rzeczami, przedmiotami. Nie dali im miłości. Dlatego nie mogę powiedzieć, że zmniejszyły się rozmiary narkomanii. Dzieje się tak dlatego, że nie ma równowagi miedzy rodzicami i dziećmi i dzieci mszczą się za to – czyniąc zło. Jak można sobie na przykład wyobrazić, że brat myśli o tym, żeby zamordować brata! Jak można sobie wyobrazić dzieci, które planują zabójstwo – a właśnie tak było niedawno we Włoszech. Rodzice muszą się zatrzymać, żeby pomyśleć, żeby popatrzeć w oczy swojego syna, czy córki. Często dotąd go nie pokochali, nie przytulili… nie rozmawiali ze sobą. I dlatego synowie i córki w pewnym momencie uciekają z domu.

Chciałabym powiedzieć rodzicom – zatrzymajcie się! Zatrzymajcie się! Nie mówię, żebyście od razu rozmawiali – nie jesteście w stanie. Najpierw uklęknijcie na kolana i módlcie się, żeby zrozumieć, co jest problemem fundamentalnym młodych dzisiaj. W przeciwnym razie nie będzie już więcej młodych. Mam nadzieję, że mamy uklękną i zaczną się modlić, a wtedy miłosierdzie dosięgnie ich dzieci.

Co zdecydowało, że 25 lat temu opuściła siostra swoje zgromadzenie, żeby zająć się uzależnionymi młodymi ludźmi?
To była nawet dla mnie sensacja, eksplozja serca, o której wie tylko Pan Bóg. Ja żyłam w innej wspólnocie, w zakonie, 22 lata. Byłam prostą zakonnicą, gotowałam obiady dla moich sióstr, a pod okno kuchni, w której pracowałam, przychodzili zaniedbani, bezdomni młodzi ludzie, żebym ich nakarmiła. Ja dawałam im talerz zupy – a oni silniejsi o tę zupę …szli na ulicę, żeby kraść i dalej ćpać. I tam w końcu umierali! Po jakimś czasie zrozumiałam, że ja daję im…śmierć. Że wcale im nie pomagam – wprost przeciwnie!

Wtedy Pan Bóg zesłał natchnienie, otworzył mi na oścież oczy, żebym widziała, co mogę zrobić, ale także otworzył mi oczy serca! I słyszałam krzyk, który wznosił się do moich uszu, do mojego serca. Nocami nie mogłam spać, ze względu na młodych, którzy gdzieś utknęli bez celu w życiu, bez dorosłych, bez ojców, bez rodziców. A więc, pomyślałam, musimy ratować młodych. I to czułam – tchnienie Ducha Świętego. Moi przełożeni, po kilku latach – bo było mi trudno zostawić moją wspólnotę zakonną, a z drugiej strony nie byłam zdolna zmierzyć się z problemem uzależnień, byłam siostrą, która była posłuszna swoim przełożonym – powiedzieli „tak”! I ja pozwoliłam się ponieść – bo wszystko jest w rękach Bożych. Pierwszy dom, w Saluzzo, niedaleko Turynu, dostałam od miasta – był kompletną ruiną, a ja nie miałam żadnych pieniędzy. Chodziłam jak żebraczka, prosząc o pomoc. Zaczęliśmy to wszystko w ogromnej biedzie i ciszy – przecież nikt nie chciał mieć obok siebie narkomanów! Dziś wielu z tych, którzy kiedyś mi pomogli, to najwięksi nasi przyjaciele.

Powoli, dzień po dniu, rozumiałam, że ci chłopcy z ulicy potrzebowali innej miłości – miłości Bożej. Oni zauważyli moje zrozumienie i zaufali mi – bo to nie była moja miłość, to była miłość, która przechodziła przeze mnie! I która ciągle przechodzi! Miłość, która stawia wymagania! Młodzi nie boją się ubóstwa, trudów, poświęcenia – w naszych domach tak żyjemy od 25 lat! Chłopcy i dziewczęta, którzy do nas przychodzą, wszystko w naszych domach robią sami – sprzątają, piorą, gotują, pracują w ogrodach… i modlą się od rana do wieczora. A Chrystus leczy ich zranione dusze – to się właśnie nazywa Chrystoterapia. Narkomani, uzależnieni od wielu lat wracają do życia wolni i pełni godności dzięki Miłości Chrystusa – bez żadnej chemii i psychologii!

I wszystko zawierzamy Bożej Opatrzności! Nie chciałam przyjąć pieniędzy od państwa i czesnego od rodziców. Powiedziałam: „nie”! W przeciwnym razie bylibyśmy uzależnieni od kogoś, od czegoś! Opatrzność daje nam wszystko w odpowiednim momencie! Bo Bóg jest naprawdę Ojcem Miłosiernym i hojnym.

Ciągle dużo młodych ludzi popada w nowe uzależnienia: od Internetu, hazardu, pornografii. Dlaczego?
Bo brakuje im brakuje wszystkiego, co nie jest do kupienia! Obecności, rozmowy, radości, miłości… Wszystkiego, co naprawdę niezbędne człowiekowi. muszą się nauczyć żyć ze swoimi dziećmi, nie zostawiać ich na boku. Muszą się nauczyć dzielić się wszystkim ze swoimi dziećmi. Ci młodzi, którzy czują się niczyimi, właśnie dlatego chcą zabrudzić sobie życie pornografią, alkoholem, łatwym seksem, przemocą, złem różnego rodzaju – dlatego, że nie doświadczyli prawdziwej słodyczy ludzkiej rozmowy. Nie poznali świadectwa prawdziwego chrześcijańskiego życia. Nade wszystko, nie widzieli modlących się razem rodziców!

Matka Boża w Fatimie powiedziała: jeśli rodzina nie zacznie razem odmawiać różańca – zaczyna obracać się w ruinę. Ulega zniszczeniu. Musimy modlić się razem: mama, tata i dzieci. Niektórzy mówią, że 14, 15-letnie dzieci i tak odchodzą. Odchodzą, bo słyszą tylko „jąkaninę”, bezładną, bez owoców. Modlitwa musi pokazać owoce – w mamie, tacie, dziadkach – że dzięki niej naprawdę stają się lepsi, pełni prawdziwej miłości, wyrozumiałości, przebaczenia, uśmiechu.

Co siostra poradziłaby rodzicom, którzy często zdesperowani szukają ratunku dla swojego dziecka?
Musimy rozpocząć od rodziców, nie od dzieci. Muszą oni przede wszystkim zacząć modlić się – solidnie, konkretnie. Modlitwa zmienia rzeczywistość, pomaga biednym… Dzieci widzą przemianę – jeśli rodzice nie krytykują sąsiadów, są skłonni dać jałmużnę biednym, są naprawdę radośni, szanują się nawzajem, przytulają się. Właśnie to muszą zauważyć – wtedy i oni zechcą się zmienić, zerwać z uzależnieniem. To pomaga im podjąć decyzję o wstąpieniu do wspólnoty. I kiedy przychodzą do wspólnoty, jesteśmy przekonani, że są z nami Miłosierdzie, i Miłość, i Dobroć Boga i Jezusa Zmartwychwstałego i Maryi, która jest zawsze z nami, która nas prowadzi. Owszem, mamy do czynienia z tajemnicą tego powszechnego zła, które dziś nas otacza, ale wszystko jest możliwe dla tego, który wierzy.

Każdego wieczoru na spotkaniu mówię, że mamy ogromne bogactwo – wiarę w Boga Miłosiernego zawsze i wszędzie. Boga, który przygarnia i wszystkim daje nadzieję.

Siostra Elwira Petrozzi, która w 1983 roku założyła w Saluzzo we Włoszech pierwszy dom dla Wspólnoty, tłumaczy że "Cenacolo" (z włoskiego "Wieczernik") oznacza bycie z Panem. Ci, którzy są w Cenacolo dwa, trzy lata, zaczynają rozumieć te słowa. Zapytani o program Wspólnoty, z przekonaniem odpowiadają, że każdy z nich zdobywa go na kolanach.

Bez tradycyjnej terapii, drogich leków, pieniędzy na leczenie setki ludzi wychodzą z narkotyków, alkoholu, hazardu, erotomanii, paraliżującej utraty wiary w sens życia. Na całym świecie powstają domy Wspólnoty Cenacolo. To fenomen, jeśli mówić o skuteczności jej metody - przyznają terapeuci. To jest zaskakujące, że ok. 80% młodzieży, która skorzysta z tego wszystkiego co oferuje, proponuje CENACOLO - wychodzi z czynnego uzależnienia i startuje w normalne, dojrzałe życie już w nowym stylu.

Wspólnota kontynuuje to dzieło miłości i niesie nadzieję młodym, zagubionym ludziom. Wspólnota żyje dzięki Bożej opatrzności, która pociąga ludzkie serca do czynów miłosierdzia.

Spotkanie z Bogiem, modlitwa, przebaczenie, praca i przyjaźń, dzielenie się, nauka języków obcych, zajęcia sportowe, muzyka, śpiew, taniec, teatr, pantomima, nagrywanie płyt CD i DVD, rekodzieło artystyczne, uprawy przypraw, warzyw, owoców - to terapia, w której wspólnota przywraca młodym ludziom sens istnienia. Życie w CENACOLO jest pełne światła i radości. Wiodący dom Wspólnoty (centrala) znajduje się na wzgórzach Saluzzo w prowincji Cuneo w północnych Włoszech. W Polsce działają trzy domy:

Wspólnota Cenacolo - dom w Giezkowie
Giezkowo k/Koszalina; tel. (094) 318 39 38

Wspólnota Cenacolo - dom Jastrzębie Zdrój
ul. Gen. Bema 110, 44-268 Jastrzębie Zdrój; tel. (032) 472 36 64

Wspólnota Cenacolo - dom w Porębie Radlnej
Poręba Radlna k/Tarnowa; tel. (014) 679 51 23


_______

Za: Idziemy, 6 lipca 2008