Czy nie wystarczy być chrześcijaninem?

publikacja 29.08.2007 12:19

Rozmowa z ks. Piotrem Prieto, wikariuszem regionalnym Prałatury Personalnej Świętego Krzyża i Opus Dei w Polsce

Czy nie wystarczy być chrześcijaninem?

- Na stronie internetowej Prałatury jest hasło: „Opus Dei - odnajdywanie Boga w pracy i codziennym życiu”. Czy nie wystarczy być chrześcijaninem, aby to postanowienie realizować? Co wyróżnia was spośród wielu innych dzieł w Kościele katolickim?
- Wszystko, co ujawnia się w różnych ruchach, przedsięwzięciach, zakonach czy dziełach kościelnych, było w nauce Kościoła od zawsze. Nie ulega wątpliwości, że wystarczy być chrześcijaninem, katolikiem, aby mieć dostęp do wszystkich potrzebnych człowiekowi „narzędzi” i wskazówek oraz środków prowadzących do zbawienia. W Opus Dei, tak jak głosi to hasło, od początku akcentuje się dążenie do świętości przez wypełnianie zwykłych zadań na co dzień. Prozaiczna powszedniość w pracy zawodowej i rodzinne obowiązki są wielkim wyzwaniem i obszarem odkrywania Boga.

- Na czym polega formacja Opus Dei?
- Nasza formacja jest przeważnie osobista. To rodzaj spokojnych działań bez fajerwerków. Ludziom różnych zawodów proponujemy właściwie to samo - wsparcie w stawaniu się dobrym chrześcijaninem jako rolnik, dziennikarz, ksiądz czy inżynier. Uczestnik tej drogi duchowej nie musi uciekać się do jakichś szczególnych metod postępowania. Na polu, na uniwersytecie, w domu i w fabryce - tam gdzie postawił go Bóg - ma być dobrym chrześcijaninem. Wiemy, że ta „zwyczajna” droga wcale nie jest łatwa. Dlatego jesteśmy przekonani, że tak jak inni, mamy w Kościele i w społeczeństwie wiele do zrobienia.

- Polska jest bardzo katolickim krajem. Na czym skupia się wasza obecność tutaj?
- Tu też jest sporo do zrobienia. Jak wszędzie, ludzie są skłonni lekceważyć niektóre prawdy nauki Kościoła, szczególnie prawdy katolickiej nauki społecznej. Zauważam, że nawet osoby religijne niekiedy mają braki w codziennym realizowaniu postawy człowieka wierzącego. I tak nierzadko prowadzą swego rodzaju podwójne życie.

- Na przykład?
- Chociażby tak prozaiczna sprawa jak „lewe” zwolnienia lekarskie albo udawanie, że pracuję, „odbębnianie” kazań, nieprzygotowywanie się do zajęć w szkole, ściąganie na egzaminach itd.

- Opus Dei znane jest z angażowania się w działalność społeczną, naukową i dydaktyczną. Wspieracie także służbę zdrowia w wielu krajach. Czy to jest część waszej misji w świecie?
- Staramy się apostołować we wszystkich środowiskach. Ewangelizacja obejmuje także kwestie społeczne. Obecnie na Mazowszu organizujemy ośrodek dla kobiet z terenów wiejskich, w którym będą podnosić swoje kwalifikacje w zakresie uprawy, nowoczesnych metod hodowli, agroturystyki i zarządzania gospodarstwem. W Hiszpanii, Meksyku i w Rzymie prowadzimy uniwersytety. Są szkoły i szpitale założone przez ludzi z Opus Dei. Nie skupiamy się na jednej formie działalności. Jednocześnie dbamy, aby to, co robimy, miało wysoki poziom naukowy i profesjonalny. Nie wystarczy narzekać, że wokół panuje kultura śmierci, że aborcja, że laicyzacja. Trzeba być przygotowanym na dialog ze współczesnymi prądami. Jeśli wzywa do tego Papież, a my poza narzekaniem nie robimy nic, to tak naprawdę go nie słuchamy.

- Wśród członków Prałatury Personalnej Opus Dei są głównie ludzie wolnych zawodów, osoby związane z kręgami gospodarczymi, politycy. Nadreprezentacja klasy średniej i wyższej to częsty zarzut formułowany pod waszym adresem. Z niego wynikają następne - sugerujące, że Opus Dei zależy na wpływach. Dlaczego skupiacie się na działalności w tych środowiskach?
- Nie przesadzajmy z tą oceną. Około 40 proc. członków Opus Dei w Polsce to intelektualiści, inteligencja i studenci. Pozostałe 60 proc stanowią gospodynie domowe, pracownicy fizyczni i osoby ze średnim wykształceniem. Ale prawdą jest także to, że gdy rozpoczynamy gdzieś działalność, zaczynamy od studentów i środowisk intelektualnych.

- Skąd zatem bierze się ten element „czarnej legendy” Opus Dei?
- Zestaw podejrzeń, że prowadzimy infiltrację w tych kręgach oraz że pozyskujemy w nich członków dla powiększenia wpływów, powracał jak bumerang w wielu krajach. Zarzuty wynikają z naszego sposobu apostolstwa. Wychodzimy z założenia, że najpierw trzeba pracować z inteligencją, bo to trudne środowisko. Zwykle bardziej antyklerykalne, oporne na ewangelizację, nastawione polemicznie do Kościoła i prawd wiary. Wydaje mi się jednak, że zarzuty te należą już raczej do przeszłości.

- Nacisk na dążenie do świętości. Formowanie postaw ewangelicznych w pracy. Wsparcie zawodowe w trudnych warunkach. Czy nie obawia się ksiądz, że formujecie ludzi mało przystosowanych do życia w drapieżnej współczesności?
- Wręcz przeciwnie. Kładziemy duży nacisk na racjonalizm i wyzwalanie zaradności. One nie kłócą się z postawą ewangeliczną w pracy, w domu i w życiu społecznym. Nasze przedsięwzięcia zwykle nie pozostają „własnością” Opus Dei. Działalność szkoleniową czy formację traktujemy tylko jako narzędzia. Dbamy o to, aby nie stawały się celem, nie przesłaniały trudów codziennego życia. Dajemy je do ręki jak instrumenty, niech ludzie wykorzystują je, jak potrafią.