Kościół pod kontrolą

ks. Robert Nęcek

publikacja 15.03.2010 07:29

Dwanaście lat temu towarzyszył w pielgrzymce na Kubę Janowi Pawłowi II. Kard. Stanisław Dziwisz wrócił tam, by Kubańczykom pokazać „Świadectwo”.

Kościół pod kontrolą Zaledwie 3 proc. kubańskich katolików regularnie uczestniczy w nabożeństwach fot. PAP/EPA/ALEJANDRO ERNESTO

Kuba to bardzo biedny kraj. Dziesięciolecia dyktatury Fidela Castro doprowadziły do rozpadu więzi społecznych. Władze prowadzą politykę promującą donosicielstwo, co sprawia, że ludzie nie mają do siebie nawzajem zaufania. Bardzo rozbudowany jest aparat śledczy, a na ulicach trwa nieustanna demonstracja sił policyjnych i różnego rodzaju służb bezpieczeństwa. Na każdą działalność trzeba mieć pozwolenie. Ten system pozwoleń jest rozbudowany do absurdalnych rozmiarów. Jeden, zupełnie błahy, przykład: za brak urzędowej zgody na sprzedaż jajek grozi kara więzienia do 1,5 roku. Nieustanna inwigilacja sprawia, że pojęcie solidarności jest zupełnie obce Kubańczykom, a w relacjach społecznych dominują wzajemna obojętność i beznadzieja. Zupełnie zdegradowana jest rodzina. Kubańczycy coraz rzadziej zawierają małżeństwa, a rośnie liczba związków pozamałżeńskich. Aborcja dostępna jest bez ograniczeń, na życzenie.

Nie ma wielkiej przesady w stwierdzeniu, że Kuba to kraj więźniów politycznych. Kubańskie więzienia zapełnione są ludźmi niepokornymi wobec władzy. Niedawno zmarł znany opozycjonista Orlando Zapata Tamayo, który głodował 85 dni w proteście przeciwko nieludzkiemu traktowaniu więźniów. Wielu z nich zostało skazanych za napisanie społecznego projektu nowej konstytucji. W parafii Los Pinos kard. Dziwisz spotkał się z młodzieżą. Prawie połowa uczestników tego spotkania to studenci medycyny. Skąd to zainteresowanie studiami medycznymi wśród młodych Kubańczyków? Za sprowadzaną z Wenezueli ropę i importowane z Chin autobusy Fidel Castro „płacił” lekarzami. Medycy się nie buntowali, ponieważ w Chinach czy Wenezueli zarabiali więcej, niż za swoją pracę mogliby otrzymać na Kubie. Byli więc zadowoleni (średnia pensja na Kubie wynosi 25 dolarów). Różnicę między kwotą wypłacaną lekarzowi a jego faktycznym wynagrodzeniem inkasowało państwo. Dla tej większej pensji młodzież wciąż marzy o studiach medycznych.

Kościół zniewolony
Sytuacja Kościoła, chociaż po wizycie Jana Pawła II w 1998 roku zdecydowanie się poprawiła, nadal jest bardzo trudna. Kubańscy katolicy właściwie nie znają pojęcia „wolność religijna”. Kościół jako wspólnota jest nieustannie kontrolowany przez władze. Brakuje kapłanów, a wielu wiernych boi się angażować w działalność parafii z obawy przed denuncjacją. W nabożeństwach regularnie uczestniczy zaledwie 3 proc. katolików. Mimo bardzo uciążliwych ograniczeń Kościół katolicki stara się prowadzić duszpasterstwo oraz działalność charytatywną. Nie jest to łatwe, ponieważ oficjalnie na Kubie nie ma ludzi biednych. Tak głosi rządowa propaganda. Organizacje charytatywne mogą współpracować z władzami, pod warunkiem że do tej współpracy zostaną zaproszone. A jednak ambasador Zakonu Maltańskiego, Polak, Przemysław Hauser zbudował na Kubie jadłodajnie, w których ludzie otrzymują ciepłe posiłki. Opiekuje się też szpitalem dla trędowatych, doskonale wyposażonym w aparaturę medyczną sprowadzaną z Polski i USA.

Każda religijna uroczystość jest „obstawiona” przez funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa oraz różnych donosicieli, wszędzie też pełno podsłuchów. Takiej szczególnej „ochrony” doświadczyliśmy podczas prezentacji filmu „Świadectwo” w katedrze w Hawanie. Świątynia była po brzegi wypełniona wiernymi, podobnie jak wszystkie kościoły, w których zorganizowano spotkania z osobistym sekretarzem Jana Pawła II. Wśród uczestników bez trudu można było rozpoznać agentów służb policyjnych. Jak cienie towarzyszyli nam oni podczas całej wizyty, w czasie każdego spotkania.