Szarytki W szkole św. Wincentego a'Paulo

Agnieszka Małecka

publikacja 10.09.2009 10:06

W Polsce nazywane są szarytkami, ale to nie ma nic wspólnego z kolorem ich habitu (bo ten jest granatowy). To od francuskiego słowa „charité”, czyli miłosierdzie, które siostry zanoszą w miejsca swojej służby, do ludzi cierpiących i samotnych.


Siostry Małgorzata i Bogusława pokazują relikwiarze przechowywane w kaplicy ich płockiego domu. Są tam m.in. relikwie św. Wincentego i św. Katarzyny Labourè.

Trzy wieki temu pewien francuski ksiądz, Wincenty, powołał do życia zgromadzenie sióstr, które miały żyć czynnie, poza klauzurą. Dla ubogich i wyrzuconych na margines społeczeństwa mieszkańców Paryża stały się apostołkami miłosierdzia. Odtąd idą do pracy tam, skąd przychodzi prośba o zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo. Nie mają typowych domów zakonnych. Zwykle mieszkają w sąsiedztwie prowadzonych przez siebie dzieł lub instytucji, w których pracują. W diecezji płockiej szarytki można spotkać w Płocku, Przasnyszu i Obrytem, gdzie zrodziło się aż 21 powołań do tego zgromadzenia.

Zawsze blisko
– Dla nas, szarytek, najważniejsze jest nieść pomoc drugiemu człowiekowi i widzieć w nim Chrystusa: Chrystusa ukrytego w biednym człowieku, zagubionym, załamanym. Tego się ciągle uczymy, dlatego trzeba być stale w bliskim kontakcie z Bogiem i prosić o światło. Wtedy naprawdę wiele można zrobić – mówi s. Bogusława Jaworowska, przełożona płockiego domu, w którym mieszkają obecnie trzy szarytki. Od 2 lat siostra pracuje jako pielęgniarka w ramach opieki długoterminowej, prowadzonej przez Caritas płocką.

Dziś siostry na co dzień pracują w szpitalach, domach opieki albo w szkołach jako katechetki. Przez lata styl pracy bardzo się zmienił. Wzrosło tempo i przybyło biurokracji. Siostry doświadczają, że coraz mniej czasu pozostaje dla samego pacjenta, a przecież potrzeby duchowe chorych są wielkie. W tej pracy nie zapominają, że są przede wszystkim osobami konsekrowanymi. Co roku 25 marca ponawiają swoje śluby zakonne, złożone po raz pierwszy między 5. a 7. rokiem powołania. – Ale my w sercu składamy je na całe życie, bo wiernym można być tylko do końca. Nasza praca jest dodatkiem do powołania, które człowiek już w sobie ma głęboko zakorzenione – wyjaśnia przełożona płockiego domu.

Jednoosobowe instytucje
W trudnych czasach powojennych pomoc potrzebującym musiała biec innymi kanałami niż instytucjonalne. Gdy za komuny placówki państwowe, takie jak szpitale, szkoły zamknęły przed siostrami swoje drzwi, szarytki znajdowały zajęcie w parafiach. To one same stawały się swego rodzaju jednoosobowymi instytucjami charytatywnymi.


Siostry Małgorzata i Bogusława pokazują relikwiarze przechowywane w kaplicy ich płockiego domu. Są tam m.in. relikwie św. Wincentego i św. Katarzyny Labourè.

Nie tylko niosły pomoc, ale uczyły tej trudnej sztuki innych ludzi. Tak jak s. Helena Pszczółkowska, „płocka Matka Teresa”, nazywana tak przez samych mieszkańców miasta. Wiele osób do dziś mówi o niej z wdzięcznością.

– Gdy mój mąż został bezrobotnym, s. Helena pomogła mu znaleźć pracę. I dzięki niej miał potem emeryturę – wspomina pani Józefa Ambrozy, jedna z wolontariuszek pracujących przy „Kromce Chleba” w Stowarzyszeniu Brata Alberta. Z „płocką Matką Teresą” spotkała się raz s. Bogusława. – Kilka miesięcy przed śmiercią odwiedziłam ją w naszym domu w Warszawie. Była już bardzo słabiutka. Pamiętam, jak mówiła do mnie: „Siostro, co my zrobimy? Ja tu choruję, a tam w Płocku jest tylu chorych, samotnych. Kto im pomoże?”.

Krok za Opatrznością
Założyciel zgromadzenia pozostawił swoim duchowym córkom bogatą lekcję wiary. Uczył, że nigdy nie należy ufać jedynie własnym siłom i nie wyprzedzać Bożej Opatrzności. – Św. Wincenty zalecał siostrom stały kontakt z Panem Bogiem i pamięć o Jego obecności. Jak się tego człowiek nauczy, jest szczęśliwy. Bo z tej relacji wypływa każda służba. Tak po ludzku nasza praca wydaje się często niewdzięczna i nikt dla samej satysfakcji nie chciałby jej wykonywać. A jednak, dzięki modlitwie, doświadczyłam w niej wielu pięknych momentów. Nasz ojciec generalny powtarzał, że być albo nie być sióstr w trzecim tysiącleciu to godzina medytacji, a więc uwielbienia Boga, dziękczynienia, szukania Jego woli każdego dnia. To wszystko jest po to, by nie zginąć wśród tych różnych problemów – mówi s. Małgorzata, która pracuje w miejskim szpitalu Świętej Trójcy w Płocku.

Płocki dom sióstr, spośród zwyczajnych domów stojących przy tej samej ulicy, wyróżnia figura Maryi w ogrodzie, świadectwo kultu zgromadzenia do Niepokalanie Poczętej. W 1830 r. Maryja trzykrotnie objawiła się szarytce Katarzynie Labourè, dając zgromadzeniu Cudowny Medalik z modlitwą, którą można wypraszać łaski.