Siostry od Biedaczyny z Krakowa

Agnieszka Małecka

publikacja 23.07.2009 10:12

– Zgodnie z wolą samego św. Brata Alberta idziemy do pracy tam, gdzie nikt inny nie chce – mówią o swoim charyzmacie albertynki.

Siostry od Biedaczyny z Krakowa Foto: Agnieszka Małecka

W płockiej diecezji są w Ciechanowie, na terenie Domu Pomocy Społecznej. Pierwsze siostry przyszły tu do pracy w bardzo ciężkich warunkach 40 lat temu. Ciechanowski dom zgromadzenia w ciągu całego okresu swojego istnienia skupiał czasem po kilkanaście sióstr. Dziś pracują tu tylko cztery. – W zakonie jest coraz mniej powołań, a liczba takich ośrodków i potrzeba pracy w nich nie maleją – wyjaśnia s. Jana Czajkowska, przełożona domu. Ona, s. Elżbieta i s. Daria pracują jako pielęgniarki na oddziałach DPS-u, a S. Dolorosa katechizuje w jednym z ciechanowskich gimnazjów. Trzy z nich pochodzą z Podlasia, jedna z Mazur.

Nie tylko tabletka
– Chciałam raz, żeby s. Jana specjalnie do mnie przyszła, i zaczęłam wołać, że coś się ze mną dzieje. Nic mi nie było, ale siostra zaraz się pojawiła – chwali się pani Regina, jedna z pensjonariuszek domu. I dodaje, śmiejąc się: – Siostra nie może stąd odejść, bo z kim ja bym się kłóciła? – Jeszcze się pani ze mną pomęczy, pani Regino – odpowiada żartem przełożona domu zakonnego. I pada zaproszenie: – Przyjdzie pani jutro na Różaniec do kaplicy? Pomodlimy się wspólnie.

Takiej rozmowy, bycia razem, pensjonariusze DPS-u potrzebują często najbardziej. – Jesteśmy pielęgniarkami, więc wykonujemy typowe czynności i zabiegi. Ale nieraz sama tabletka nie pomoże, a potrzebne jest bycie przy tej osobie, ofiarowanie jej trochę ludzkiego ciepła. Ona wtedy często zapomina, że chciała lekarstwo i że ją coś boli – mówi s. Daria, która pracuje tu 9 lat. Podobne doświadczenia ma s. Dolorosa na swoim, katechetycznym podwórku. – Kiedy przed rokiem zaczęłam w Ciechanowie uczyć w gimnazjum, uczniowie byli zszokowani, że zwracam się do nich po imieniu. Odkryli, że są ważni każdy z osobna. Cieszą się, że ktoś ich zauważy, ma dla nich czas, nie przechodzi obojętnie – mówi siostra.

Pomoc z kaplicy
Na oddziałach DPS-u siostry mają pod swoją opieką osoby starsze, niepełnosprawne i z zaburzeniami psychicznymi. – Jesteśmy tu właściwie całą dobę i bywa tak, że trzeba pójść na oddział poza swoim dyżurem. Byłoby bardzo ciężko, czasem nie do zniesienia, gdyby nie pomoc stąd – mówi s. Jana, wskazując na kaplicę, przez którą wchodzi się do ich pomieszczeń.

Od niedawna spełnia ona rolę tymczasowego kościoła dla nowo utworzonej parafii w Ciechanowie. W kaplicy są wystawione relikwie św. Brata Alberta i bł. s. Bernardyny Jabłońskiej. Portret „Dynki”, jak nazywał ją sam święty, wisi z boku, nad bocznym wejściem. W kaplicy codziennie odmawiany jest Różaniec. Siostry modlą się wspólnie, dołącza do nich stała grupa pensjonariuszy. W zakonnym życiu bardzo ważne są 8-dniowe rekolekcje, które odbywają co roku na Kalatówkach, w domu generalnym w Krakowie lub innym domu zakonnym. – Rekolekcje są po to, by nabrać siły na następny rok pracy. Przeżywamy je w milczeniu – mówi s. Dolorosa.

Spotkanie z Bratem
Siostry są po ślubach wieczystych. Na rękach nie mają obrączek; znakiem ślubów jest duży krzyż – pasyjka, który noszą zawieszony na szyi. Ważnym elementem ich duchowości jest umiłowanie Jezusa cierpiącego. Ich powołania rodziły się w różny sposób, czasem nawet wbrew środowisku rodzinnemu. S. Jana wspomina, że swą decyzję o wstąpieniu do zakonu ukrywała przed rodzicami do końca. Z kolei s. Daria opowiada z uśmiechem, że kiedyś widując albertynki, myślała o nich: „siostry w tych okropnych welonach”.

Podczas oazy wakacyjnej odwiedzała Kalatówki. Tam poznała Brata Alberta – byłego powstańca, malarza, który porzucił karierę, by stać się bratem ludzi najbiedniejszych, odrzuconych przez społeczeństwo. – Potem okazało się, że „te siostry” są właśnie od niego – wspomina ze śmiechem. Polubiła „okropny welon”, bo takim zaprojektował go sam Biedaczyna z Krakowa.