W kraju Mambwe i Bemba

O pierwszych misjach Ojców Białych w Zambii opowiada o. Anton Oostveen z Holandii

publikacja 07.10.2009 11:44

Ewangelia jest dziś znana dzięki wielkiemu otwarciu serca miejscowej ludności, ludzi z plemienia Bemba. Oni wierzą w Boga, który jest ich Stwórcą i w przodków, tych „żywych zmarłych”, którzy są ciągle z nimi

W kraju Mambwe i Bemba fot. Misjonarze Afryki

Nazywam się Antoon Oostveen. Pochodzę z Holandii. Należę do zgromadzenia Misjonarzy Afryki, zwanych też Ojcami Białymi. Urodziłem się w wielodzietnej rodzinie. Jestem siódmym dzieckiem z czternastu, ale jedynym, który został kapłanem. Zawsze chciałem być księdzem. Księdzem zostałem w 1967.

Moim przeznaczeniem, jak również pięciu innych współbraci była Zambia. Nie miałem wcześniej pojęcia jak Afryka wygląda. Kiedy przybyłem do Zambii otrzymałem szansę poznania miejscowego języka Bemba, miejscowej kultury, sytuacji politycznej itd.

Od początku mojej pracy pokochałem ją – odwiedzanie wiosek, spotkania z ludźmi, praktyka miejscowego języka. Bez języka nie można sobie wyobrazić pracy tutaj. Można z nimi rozmawiać, przekazywać Ewangelie i nie trzeba żadnego tłumacza.

Taka jest tradycja Ojców Białych. Pracowałem w kilku misjach. Pierwszy urlop miałem po 7 latach pobyty w Zambii. Ludzie w Zambii są bardzo otwarci na ewangelie i gościnni. Są bardzo kontaktowi. I to jest także doświadczenie moich poprzedników – Ojców Białych.

Kard. Lavigerie posłał swoich misjonarzy do różnych części Afryki. Ale był też zainteresowany terenami bardziej położonymi w centrum kontynentu. Ponieważ misjonarze napotykali na trudności w odkrywaniu kontynentu, poszukiwał innych dróg dotarcia do jego wnętrza, na przykład od południowej części kontynentu, z Mozambiku.

Pierwsza konstytucja zgromadzenia Misjonarzy Afryki mówiła, że zgromadzenie zostało założone w celu ewangelizowania kontynentu afrykańskiego. Drugim założeniem było powstrzymanie handlu niewolników.

W tamtym czasie niewolnictwo godziło w godność człowieka. Kardynał Lavigerie chciał również w tym kierunku działać. Jedni z pierwszych misjonarzy dotarli wiec przez Mozambik na tereny miejscowego szefa Mponda w dzisiejszym Malawi.

Było tam wówczas wielu handlarzy, również z Europy. Miejscowy szef chciał wszystkich chciał. Trzej ojcowie i brat wybudowali dosyć szybko pierwszy kościół. Zaczęli też nauczać miejscową ludność. Ale okazało się, że Francuzi, a ówcześni ojcowie i bracia byli Francuzami, nie byli mile widziani.

Zdecydowali się więc opuścić te tereny. Ich misja została bardzo szybko splądrowana i zniszczona. Angielsko – Południowoafrykańska kompania zaatakowała tereny szefa Mponda. W tym ataku również misja Ojców Białych została zniszczona. Na szczęście Ojcowie wcześniej opuścili to miejsce.

Ojcowie dotarli do jeziora Malawi, gdzie dotarła do nich informacja, by udali się do Karemy i połączyli się z innymi Ojcami na Terytorium Misyjnym Tanganiki. W ty, czasie jeden z Ojców zachorował na malarię, misjonarze zatrzymali się w drodze. Ponieważ chory potrzebował trochę czasu, by powrócić do zdrowia, Ojcowie Biali odkupili od jednej z handlowych firm opuszczony barak, gdzie się tymczasowo się zatrzymali.

Będąc misjonarzami, zaczęli ewangelizować miejscowa ludność. W miejscu tym, które nosiło nazwę Mambwe Mwela (czytaj: Mambłe Młela) pozostali przez kilka lat.
Po kilku latach ponownie zmienili miejsce swojego pobytu i przyszli do miejsca zwanego Kayambi, gdzie powstał pierwsza misja z prawdziwego zdarzenia.

Dlaczego opuścili Mambwe Mwela? Powodów było wiele. Między innymi coraz więcej „białych” handlarzy, odwiedzało to miejsce. Ich sposób życia i zachowania nie był wcale godny naśladowania. Poza tym był to teren bardzo malaryczny. W końcu o. Lechaptois, który był superiorem tej grupy misjonarzy został konsekrowany na biskupa Wikariatu Apostolskiego Tanganiki i musiał powrócić do Karemy.

Jego miejsce, jako przełożonego wspólnoty misyjnej zajął o. Achilles van Oost. On również był bardzo aktywny w kontaktach z ludźmi, zwłaszcza z szefami tubylczych szczepów. To on zdecydował, by misjonarze wyruszyli bardziej na południe, na tereny groźnego plemienia Bemba.

Ludzie ci, niemalże cały czas spędzali na rozbojach, porwaniach bydła i kobiet sąsiednich plemion. Doszło więc do sytuacji, kiedy jeden z miejscowych szefów plemienia Mambwe, imieniem Mwamba, sam poprosił misjonarzy, by założyli misję w jego królestwie i zapewnili jego ludziom pomoc i obronę.

W końcu misjonarze osiedlili się na terytorium szefa Makasa i założyli pierwszą misję w miejscowości Kayambi w 1891 roku. Mimo różnego rodzaju trudności, zwłaszcza z miejscowymi kacykami, misjonarze szli dalej, w głąb lądu plemienia Bemba.

Następnym wielkim charakterem godnym uwagi był o. Joseph Dupont, który zastąpił przedwcześnie zmarłego o. van Oosta. To jemu udało się zjednać życzliwość i przyjaźń szefa Mwamba. Było to w czasie, kiedy szef Mwamba zachorował. Chciał mieć przy sobie misjonarzy, którzy zapewniali także lekarstwa. Posłał do o. Dupont tragarzy i dary dla misjonarzy, by jak najszybciej przyszli do jego pałacu. Tam, przeczuwając swoją rychłą śmierć prosił misjonarzy, by zaopiekowali się całą jego rodziną, która była narażona na ataki ze strony bembowskiego szefa, Makasy.

Dzięki misjonarzom, cała rodzina Mwamby, po jego śmierci była chroniona. 15-go sierpnia 1892 roku o. Joseph Dupont został konsekrowany na pierwszego Biskupa dzisiejszej Zambii. Konsekratorem był bp. Lechaptois z Karemy.

Nowy biskup Dupont osiadł w miejscowości Chilubula, niedaleko pierwszej misji Kayambi. Stamtąd kierował pracami Kościoła i erygował inne misje. Pierwsza chrześcijańska gmina składała się z trzech rodzin i kilku ochrzczonych sierot, którzy przywędrowali wcześniej z ojcami do Zambii aż a Algierii. To oni tworzyli pierwszą gminę chrześcijańską.

Z reguły do pierwszych wspólnot chrześcijańskich należeli wykupieni niewolnicy. Jeszcze w Mambwe Mwela, jeden z braci wybudował szkołę dla przyszłych katechetów, co było zgodne z założeniami kard. Lavigerie, by od pierwszych chwil działalności misyjnej angażować miejscową ludność. Stąd tradycja tworzenia i prowadzenia szkół dla katechetów.

Dzięki temu ewangelizacja mogła liczyć na powodzenie i zapuszczać coraz głębsze korzenie.
Nasi misjonarze od samego początku napotykali na wielkie trudności. Musieli borykać się z malarią, z handlem niewolników, spotykali się z oskarżeniami o czary, niektórzy byli otruci, oskarżani o rzucanie uroków i paleni. Tacy byli nasi poprzednicy i pionierzy pracy ewangelizacyjnej. Czy nie zasługują na szacunek? To, czym my się dzisiaj cieszymy, to dzięki ich wierze, wytrwałości i przekonania, że Dobra Nowina powinna być znana przez wszystkich jak to Chrystus pragnął. Powinniśmy więc być im wdzięczni.

Ewangelia jest dziś znana także dzięki wielkiemu otwarciu serca miejscowej ludności, ludzi z plemienia Bemba. Oni wierzą w Boga, który jest ich Stwórcą i w przodków, tych „żywych zmarłych”, którzy są ciągle z nimi.

Z reguły Bemba są monogamistami. Wielożeństwo nie istniało w ich tradycji jako wielka wartość. Byli też otwarci na Ewangelię. Głęboka wiara może być i dzisiaj podziwiana, zwłaszcza w życiu niektórych starszych ludzi.

Dzisiaj możemy powiedzieć, że chrześcijaństwo zapuściło prawdziwe korzenie tutaj w Zambii.To właśnie na takiej tradycji budujemy dalej lokalny Kościół, zwłaszcza po drugim Soborze Watykańskim, który zaakcentował miejsce ludzi świeckich w Kościele Powszechnym.

Późniejszy biskup Kasamy, abp. Mutale zapoczątkował praktykę wybieralnych rad parafialnych. To spowodowało, że świeccy bardzo żywo wzięli w swoje ręce odpowiedzialność za miejscowe wspólnoty, tak zwane stacje misyjne. Ten sposób pracy stał się bardzo popularny. Ludzie dbają o swój własny Kościół.