Pół wieku w Nowej Gwinei

publikacja 25.06.2009 12:38

Parafia św. Franciszka w Cisowej - dzielnica Kędzierzyna-Koźla - uroczyście obchodziła jubileusz 50-lecia kapłaństwa pochodzącego stamtąd ojca Ernesta Golly SVD.

Pół wieku w Nowej Gwinei O. Ernest Golly wśród Papuasów (fot. Archiwum rodziny Golly).

O. Golly święcenia kapłańskie przyjął w 1959 r. w Pieniężnie, a dwa lata potem wyjechał na misje do Papui-Nowej Gwinei, gdzie pracuje do dziś. Pochodzi z pobożnej, tradycyjnej śląskiej rodziny – jego siostra Maria (zakonne imię s. Rufina) wstąpiła do służebniczek NMP w Leśnicy 60 lat temu. – Moja mama codziennie po dojeniu krów o czwartej rano szła albo jechała rowerem na Mszę do kościoła w Sławięcicach. Codziennie! Nic więc dziwnego, że ściągnęła błogosławieństwo na swój dom – wspomina o. Ernest.

Werbista z Cisowej był drugim – po zmarłym już o. Hubercie Fautschu – misjonarzem z Polski na Nowej Gwinei. Jest proboszczem parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Madang, stolicy prowincji i diecezji Madang, której arcybiskupem jest o. Wilhelm Kurtz SVD, pochodzący z podopolskiej Kępy. W całym kraju, liczącym nieco ponad 5 milionów mieszkańców katolików jest ponad milion. Kościół katolicki jest największy, ale jest też mnóstwo sekt wyciągających wiernych z Kościoła.

Szybko zaczęli Sobór Watykański II
Misjonarze katoliccy – ojcowie werbiści – na Nową Gwineę, drugą największą wyspę świata, przybyli w 1896 r. Obecnie siedmiu rdzennych mieszkańców – Papuasów jest werbistami. – Wiele powołań mamy z Indonezji i Filipin – informuje o. Golly. – Kiedy przyjechałem do Nowej Gwinei, zaczęliśmy pracować zgodnie z tym, co ustalał Sobór Watykański II. Nasz ówczesny biskup Adolf Noser był na Soborze i już z Rzymu nam posyłał wskazówki, co mamy wprowadzać. Tak więc nasz Kościół jest Kościołem Soboru w praktyce. Laikat jest mocno zaangażowany i odpowiedzialny za życie parafii. Przecież w każdej parafii ludzie mają dary i charyzmaty, tylko trzeba je umieć wykorzystać. Jeśli są wykorzystywane, to realizuje się królestwo Boże. Na Sądzie Ostatecznym Pan Bóg nas spyta, co zrobiliśmy z tymi darami – mówi o. Golly.



Jego parafia jest podzielona terytorialnie na pięć tzw. wspólnot podstawowych, które obierają lidera i organizują życie religijne na swoim terenie. W skład rady parafialnej wchodzą liderzy wspólnot podstawowych oraz ruchów religijnych. – Świeccy sami dbają o modlitwę, przygotowują liturgię, zajmują się młodzieżą. Wiele czasu poświęcam na pracę z katechetami, z liderami grup. Jeżeli się nie współpracuje z laikatem, to co to jest za Kościół? – pyta werbista od 48 lat pracujący na dalekiej wyspie w Oceanii. W parafii MB Nieustającej Pomocy w Madang działa 13 różnego rodzaju grup i ruchów religijnych. – Kościół tam dzięki Bogu jest żywy, ale materializm niestety też wkracza – opowiada o. Ernest Golly.

Legion – moi bracia i siostry
Decydującym, jak sam przyznaje, przeżyciem dla misjonarza było poznanie Legionu Maryi. Na Nową Gwineę sprowadził go bp Noser, który widział działanie tego ruchu, gdy był na misjach w Afryce. – Pamiętam, jak dziś, zaprosili mnie na zebranie w 1981 r. Świecki prowadzący powiedział: ojcze, w czasie spotkań nazywamy kobiety siostrami, a mężczyzn braćmi. Ja słucham, patrzę na moją białą skórę i na skórę tych ludzi. Patrzę na Weronikę – moja siostra, patrzę na Karola – mój brat. Jechałem samochodem z powrotem na stację misyjną i wciąż sobie myślałem: to ta Weronika to jest moja siostra, a ten Karol to jest mój brat. Byłem już księdzem od 23 lat, ale dopiero wtedy stałem się nim rzeczywiście. Zasadą Legionu Maryi jest, że patrzy się na drugiego człowieka, że to jest Chrystus. To mi bardzo dużo dało w moim życiu kapłańskim. To było dla mnie nawrócenie do rzeczywistego apostolstwa – wspomina o. Ernest Golly, który jest koordynatorem krajowym liczącego 80 tysięcy członków Legionu Maryi na Papui-Nowej Gwinei.

Całe życie jest cudem
– Dziękuję, że tu są ludzie, którzy sprowadzają błogosławieństwo. Jest ich więcej niż tych 10 sprawiedliwych, jakich szukał Pan Bóg w Sodomie i Gomorze. Codziennie chodzą do kościoła, a większość z nich z kryczką. Moja bratowa wczas rano się modli, o 3 po południu czy krowy ryczą, czy nie, ona tu klęczy i odmawia Koronkę do Miłosierdzia Bożego. A ilu jest takich, którzy cierpią, leżą w łóżkach i modlą się. Tu w Cisowej Pan Bóg jest ważny, niestety, nie dla wszystkich, ale na szczęście są ci, którzy ratują tę parafię – mówi o swojej rodzinnej Cisowej o. Ernest Golly. – Ja tego Pana Boga podziwiam. Cały czas, od małego seminarium czułem i nadal czuję się niegodny wybrania i łaski bycia kapłanem. Największym cudem jest więc to, że trwam w kapłaństwie! – odpowiada misjonarz z Cisowej na pytanie o największe osiągnięcie na misjach. – A emeryturę mam w niebie – rzuca na zakończenie z uśmiechem.