Opowieści afrykańskie

publikacja 02.03.2009 08:43

Siostra Dolores Dorota Zok pochodzi z Olesna, w 1983 roku wstąpiła do Zgromadzenia Misyjnego Sióstr Służebnic Ducha Świętego.

Opowieści afrykańskie Foto archiwum s. Dolores

Na misjach w Afryce jest od 1993 r. Najpierw pracowała wśród trędowatych w Angoli. Od 2002 mieszka w Republice Południowej Afryki, gdzie założyła nową placówkę misyjną i wraz z siostrami z Indii, Argentyny i Indonezji pracuje w klinice świętego Józefa zajmującej się chorymi na AIDS. Poniżej publikujemy klika jej opowiadań.

Przed sklepem
Czekając na moich przyjaciół, którzy poszli na zakupy, poczułam się zmęczona. Nie znalazłam jednak miejsca, by usiąść. Kiedy rozglądałam się, pewien chłopak podbiegł i podał mi wiadro. – Odpocznij, proszę – powiedział. Byłam mile zaskoczona jego gestem i usiadłam, a on wiernie dotrzymywał mi towarzystwa. Wielkimi oczyma patrzył na mnie i nagle zapytał:
– Jesteś zakonnicą?
– Tak – odpowiedziałam.
A on na to: – To ufam, że mi mojego wiadra nie zabierzesz, bo akurat je sobie kupiłem.
Uśmiechnęłam się lekko, bo ludzie jakoś dziwnie patrzyli, widząc mnie na tym wiadrze, ale nie przejmowałam się tym. Ważne, że chłopak, który stał obok mnie, czuł się doceniony. – Nie bój się, nie zabiorę ci tego wiadra, chociaż takiego nie mam i całkiem dobrze się na nim siedzi – powiedziałam. Chłopak poczuł się już całkiem ważny i zaczął mówić:

– Twój zawód to modlitwa? Bo kiedyś powiedziała mi moja mama, że zakonnice zawodowo się modlą. Mój dziadek nie był zakonnicą, ale też zawodowo modlił się. Wstawał wcześnie rano i patrzył w stronę słońca, zamykał oczy i nic nie mówił, prosił, by mu nie przeszkadzać, bo widział wtedy Boga, jak mówił. Nauczył mnie, że kiedy chcę rozmawiać z Bogiem, mam patrzeć w stronę słońca, bo On tam jest i czeka na mnie. Kiedy dziadek umarł, mama mówiła, że POSZEDŁ W STRONĘ SŁOŃCA.

Codziennie rano moja mama robi to samo, patrzy w stronę słońca i mówi, że rozmawia z Bogiem i dziadkiem. Dlatego chce być sama, by usłyszeć ich głos. A ty widzisz Boga, kiedy patrzysz w stronę słońca? – zapytał.
– Nie zawsze... – odpowiedziałam.
– Musisz to robić każdego dnia, regularnie i nigdy się nie zniechęcać. Tak mówił dziadek. Wtedy zobaczysz Boga – powiedział chłopiec.

Wdzięczność
Jeżeli dziękujesz, otrzymujesz, mówią starsi w naszej wiosce. Ponoć to jedna z wielkich mądrości życiowej tutejszych ludzi i sekret sukcesu w życiu. Trzeba dziękować za wszystko, co się dzieje w twoim świecie, nawet za to, co ci przynosi cierpienie. Wdzięczność to cecha ludzi Boga, ludzi natury, ludzi, którzy widzą życie tam, gdzie ono już zanika.

Nasz ogrodnik to biedny człowiek, ale jego drzewa są najpiękniejsze i największe w całej wiosce. Zapytano go kiedyś o sekret jego drzew, bo ziemia w tym roku była dosyć sucha, mało deszczu i brak dodatkowych nawozów w sklepach. Starsi z wioski zawołali ogrodnika, by pomógł innym odsłonić tajemnice swego ogrodu, by nie nastał głód. Ogrodnik jest trochę nieśmiały i małomówny, dlatego nie wiedział jak zacząć. Wstał wyprostowany i powiedział: – Nie rozmawiam sporo z ludźmi, bo często nie rozumieją właśnie tych najprostszych reguł. Szukają czegoś mądrzejszego w różnych książkach i miejscach dalekich.

Ja codziennie rano siadam na środku mego ogrodu i rozmawiam. Najpierw z Bogiem – dawcą mego życia, a potem z moimi drzewami, roślinami i psem, który jest zawsze obok mnie. Dziękuję im za to, że są dla mnie życiem. Potem dotykam ich, sprawdzam, czy czegoś nie potrzebują, pytam, jak im jest i czekam w milczeniu na odpowiedź. Dlatego wolę nie mówić zbyt wiele, by móc zrozumieć.

Niepotrzebne słowa zamykają drogę do zrozumienia. Wieczorem siadam na progu mego domu, patrzę na nie i dziękuje za to, że znowu były moim życiem, w tym dniu i tego wieczoru, a potem uśmiecham się do nich, w ten sposób wyrażając moja wdzięczność”.

Jeśli dziękujesz, otrzymujesz, mówią starsi, bo wtedy widzisz dary, tam gdzie inni widzą niepotrzebne chwasty w pięknym ogrodzie i widzisz Boga obecnego w Twoim domu z przyjaznym psem. Piękno Afryki to rozlegle sawanny, lasy i zwierzęta podziwiane przez cały świat. Może jest tak dlatego, bo niektórzy ogrodnicy nie zapomnieli, że trzeba uśmiechać się i dziękować.

Krople dobra
Pewnego niedzielnego popołudnia odwiedziłam kobietę, która już dobrych kilka lat przebywała w wiezieniu. Na początku sama nie wiedziała, co powiedzieć, myśląc, ze będę pytać, dlaczego to okropne miejsce stało się jej domem. Ale uspokoiłam ją od razu, że nie chcę wiedzieć. Wiedziałam, że bardzo lubi palić papierosy, więc przyniosłam jej kilka i od razu zapytałam, czy następnym razem też mogę przynieść. Ucieszyła się i chyba dlatego bardzo chętnie mnie zawsze witała, od razu pytając, ile papierosów jej przyniosłam. Widziałam szczęście w jej oczach, kiedy było ich kilkanaście. Dodawała zawsze: „zapałkami się nie przejmuj, mam swoje”

W święta Bożego Narodzenia, kiedy paliła już trzeciego z kolei, sama zaczęła mówić: – Zabiłam teściową, była staruszką i okropnie wyglądała. Niektórzy mówili, że to wiedźma. Zmarło mi jedno dziecko, a potem drugie. Szukałam odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Wciąż ona mi się śniła i tradycyjni lekarze z mojego plemienia, powiedzieli, że to ona ich nocą obrzuca złymi czarami. Uwierzyłam w to i pewnego dnia nie wytrzymałam: dobiłam ją siekierką! Mąż mnie zostawił, a sąsiedzi zawołali od razu policję i tak jestem tutaj od dobrych kilku lat. I wcale nie żałuję, że to zrobiłam, bo to za moje dzieci – mówiła. Spojrzałam na nią i podałam jej następnego papierosa.

Świat magii i ludzkich wierzeń potrafi zniszczyć życie człowieka. Nienawiść staje się wtedy chlebem codziennym. W Afryce często ludzie szukają powodu swoich cierpień i często odpowiedzi te pojawiają się w snach. Czasem ginie przez to człowiek.

Kiedyś ta kobieta zapytała: – Dlaczego mnie odwiedzasz i przynosisz papierosy?. – Wierze w krople dobra, które czasem zmieniają nasz świat. A ty wierzysz w dobro? – odpowiedziałam pytaniem. Odparła: – Nie wiem tak naprawdę, czy kiedyś go doświadczyłam. Dlatego tylko to miejsce może być moim domem na zawsze.

Afrykańska kobieta
Zmęczona jak zawsze matka siedmiorga dzieci, przybiegła do naszej misyjnej kliniki, z małym dzieckiem na plecach prosząc, by dać jej jakąś maść na podrażnienia skórne. Prawie zasnęła czekając w kolejce. Spojrzałam na jej problemy skórne i od razu wiedziałam, że to konsekwencje zarażenia wirusem HIV.

Zapytałam o męża, o ostatnie dziecko, o rodzinę… Kobieta – jak każda w Afryce – pochwaliła męża za ciężką pracę daleko od domu, od razu wytłumaczyła całą sytuację rodzinną. Kiedy powiedziałam, że jej problem skórny może być związany z zarażeniem wirusem HIV, nie zdziwiła się nawet. Ale od razu uświadomiła sobie, że tak bardzo chce żyć dla swoich dzieci. – Mąż – jak to mężczyzna – nie potrafi być sam daleko od domu, a pracować musi, bo jest nas siedmioro. Żyć musimy dla nich, napiszę, by też przyjechał i się leczył – powiedziała.

Chciałam już coś zacząć mówić o przebaczeniu, o dawaniu kolejnej szansy, pomimo świadomości, że choroba jej i dziecka, spowodowana była niewiernością męża. Nie było to potrzebne, bo kobieta afrykańska przebacza każdego dnia na nowo, bez zastanawiania się, i wie, że to jej chleb codzienny. Wie, że chce to robić dla siebie, dla dzieci i po to, by ratować rodzinę.

Kobiecie afrykańskiej nie są potrzebne wytłumaczenia, przeprosiny, słowa. Nie! Ona w swoim milczącym sercu szuka zrozumienia dla tego, czego nie rozumie. Przez swoją intuicję wie, że Bóg nie uchroni nas od pomyłek i upadków, ale na pewno pomoże nam przeżyć ich konsekwencje, bo On jest z nami bez względu na naszą słabość. Kobieta afrykańska wierzy, ze w niepamięć pójdą wszystkie nasze błędy, a pozostanie tylko Dobro, które uczyniliśmy…

Po tygodniu wróciła ze swoim mężem, który już był chory na gruźlicę. Zapominając o swoim bólu i chorobie, o niewierności męża, o utracie ostatniego dziecka, zapominając o sobie, błagała o pomoc dla człowieka, który był ojcem jej 7 dzieci. Wychodząc z kliniki powiedziała: „Siostro zrób wszystko, by żył. Bo on żyć musi…dla mnie! A jeśli odejdzie, chcę umierać z nim w jego sercu”.

Dziś oboje są na leczeniu antywirusowym w naszej klinice pod wezwaniem św. Józefa, a oprócz nich 500 innych pacjentów, którzy próbują budować życie na nowo, pomimo nieudanej przeszłości, popełnionych błędów, niewierności, cierpienia fizycznego, bólu zadanego sobie i innym. Czuję się uprzywilejowana, będąc świadkiem tego, że są ludzie, którzy próbują kochać jakby nigdy nie byli zranieni, przebaczać, jakby to było pierwszy raz, tańczyć życiem, wiedząc, ze rytm nadaje Bóg i Jego Miłosierdzie. Kobieta afrykańska tańczy pomimo łez i bólu, i w tym zwycięża, bo hojnie zachowuje się tylko zwycięzca. Wielkości kobiety afrykańskiej życzę sobie i wszystkim kobietom na całym świecie.

Tekst s. Dolores Dorota Zok SSpS
dorkazok@gmail.com