Szkoła za grosze

Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego

publikacja 12.02.2009 08:19

Imana yakoze znaczy „to Bóg uczynił”. Tak Rwandyjczycy z Nyakinamy dziękowali czytelnikom „Małego Gościa” za wyremontowanie szkoły. Dzięki akcji „Wyremontuj szkołę w Rwandzie” 1300 dzieci właśnie rozpoczęło nowy rok szkolny w odnowionej placówce.

Szkoła za grosze Foto: Grzegorz Leszczyk MIC

Na plac szkolny przybywają kolejne dzieci. Podnoszą się tumany kurzu, gdy ubrany w tradycyjne stroje zespół zaczyna tańczyć i śpiewać o otwartych sercach i pomocnych dłoniach czytelników „Małego Gościa”. Rwandyjscy uczniowie dziękują polskim za zebrane grosiki. Bez nich remont szkoły nie byłby możliwy.

Marzenia się spełniły
Przez cały Adwent roku 2007 w Polsce trwała akcja „Wyremontuj szkołę w Rwandzie”. Włączyły się w nią dzieci z całej Polski. Za zebrane przez nich pieniądze odmalowano 18 klas, odnowiono przypominające wyboistą drogę podłogi, naprawiono dachy, wstawiono okna. Wcześniej zastępowały je ułożone na przemian cegły, co sprawiało, że dzieci uczyły się w półmroku. Zachęcona przykładem i entuzjazmem polskich budowniczych dyrektor szkoły Patricie Bamenyiyabo, z własnej inicjatywy odnowiła szkolne toalety.

– Ludzie będący daleko jedni od drugich stają się sobie bliscy dzięki dobru, które rodzi się między nimi – mówi ks. Ryszard Kusy, proboszcz prowadzonej przez księży marianów parafii w Nyakinamie, bez którego akcja nie doszłaby do skutku. Przedsięwzięcie nie należało do łatwych. Rodzice i nauczyciele obiecali pomoc przy remoncie, ale do pracy przyszli nieliczni. Znikały cegły i kamienie na remont podłogi. Ostatecznie po roku uczniowie zaczęli naukę w wymarzonej szkole.

W Rwandzie właśnie w styczniu zaczyna się rok szkolny. Dziewczynki przyszły w obowiązkowych niebieskich mundurkach, chłopcy w brązowych. Na stopach plastikowe zielone klapki. Przepaść biedy dzieląca polskie i rwandyjskie dzieci jest ogromna. Wysiłek „małogościowych budowniczych” przekłada na afrykańskie warunki jeden z nauczycieli. „Zamiast kupić sobie kawałek trzciny cukrowej, polskie dzieci odkładały grosiki na remont waszej szkoły, rezygnowały z upragnionego cukierka” – tłumaczył swoim uczniom. Obraz przemawia do dziecięcej wyobraźni.

Słodyczą trzciny czy dosłownie jednego cukierka od wielkiego święta oszukują głód. Obecni są wszyscy nauczyciele, a nawet przedstawiciele władz lokalnych, oświatowych i policji. To podnosi rangę uroczystości. Wygłaszane po francusku przemowy tłumaczone są uczniom na lokalny język kinyaruanda. Niestety, poziom szkolnictwa jest wciąż tak niski, że nawet kończąc podstawówkę, dzieci nie znają francuskiego, a jest on, przynajmniej w teorii, językiem wykładowym. „Najlepiej podziękujecie swym dobroczyńcom z Polski, gdy będziecie się uczyć” – słowom misjonarza towarzyszy charakterystyczny pomruk oznaczający zgodę.

Zeszyty od „Gościa Niedzielnego”
Jaką wartość mają grosiki od polskich dzieci dla ich rwandyjskich rówieśników? Wielu z uczniów szkoły w Nyakinamie nie przeczytało w życiu żadnej książki, a jedyną, jaką widziały, jest posiadany przez nauczyciela podręcznik. Nie znają pism dla dzieci czy młodzieży, bo takich w Rwandzie nie ma. Edukacja, choć jest marzeniem coraz większej liczby dzieci, wciąż nie jest postrzegana jako element zapewniający lepsze życie. Powoli się to jednak zmienia i młode pokolenie podejmuje wysiłek zdobycia wykształcenia. Droga do niego nie jest łatwa, bo może ją zamknąć brak pieniędzy nie tylko na czesne, ale i na obowiązkowy mundurek czy przybory szkolne.

Kiedy misjonarze zaczynają przynosić sterty zeszytów, zainteresowanie wśród uczniów rośnie, a tłum zaczyna napierać na stół, za którym siedzę. Trzeba wiele cierpliwości, by wytłumaczyć, że komplet zeszytów i długopisy dostanie każdy. Wiedza to jedno, życie to drugie. Kiedy wręczam po kolei, zaczynając od najmłodszych, przybory szkolne – prezent od „Małego Gościa” – łokcie idą w ruch. Doświadczenie rwandyjskie mówi, że zawsze może zabraknąć. Kiedy kończy się uroczystość, widzę rozchodzące się dzieci, niosące swe skarby do domów. Jak przystało na Afrykanów – na głowie.

W swym ubóstwie Rwandyjczyk, który doświadczy dobra, potrafi się dzielić. Dostaję obrazek w kształcie konturu Rwandy. Widać na nim gliniane chaty kryte strzechą, bananowce i kobiety noszące na plecach dzieci. I napis: Rwanda. Co śmieszne słowo, to oznacza coś ogromnego, a kraj, choć zwany Krajem Tysięcy Wzgórz, jest maleńki. Ogromne są jednak potrzeby. Gdy kończy się święto, echo niesie po wzgórzach słowa Imana ibarinde: „Niech Bóg wam błogosławi”. Rwandyjskie dzieci dziękują polskim za nową szkołę.