Słowo dla prymicjanta

ks. Jerzy Szymik

publikacja 19.06.2009 11:03

Bóg i Jego sprawa są godne tego, żeby postawić życie na jedną kartę, na kartę Ewangelii. Kapłański celibat jest tego znakiem. Prawdziwym i ostatecznym kalectwem w życiu nie jest bezżenność, ale bezbożność, życie bez Boga.

Słowo dla prymicjanta Foto: Mirosław Rzepka

Już was nie nazywam sługami, lecz przyjaciółmi (por. J 15,15). Te słowa Chrystusa opisują sam rdzeń i głębię kapłaństwa. Pan czyni nas swoimi przyjaciółmi… Powierza nam wszystko, daje nam siebie, tak że możemy mówić w Jego imieniu: „I ja odpuszczam ci grzechy”, „To jest moje ciało, moja krew”. Co za zaufa-nie… Naszą odpowiedzią musi być troska o tę przyjaźń. O wspólnotę z Chrystusem: w myśleniu, pragnieniu, od-czuwaniu. Odpowiedzią musi być wytrwała, pokorna modlitwa, jak ta sprzed mszalnej komunii: „nie pozwól, abyśmy się odłączyli od Ciebie”.

Należysz do Mnie
Ale Chrystus odpowiada z kolei na naszą odpowiedź. I tak toczy się rozmowa między Jezusem i Jego uczniem. Nakładając podczas święceń na nas swoje ręce poprzez dłonie biskupa, Pan mówi: „należysz do Mnie, a moje ręce cię chronią. Chroni cię moje serce. Jesteś ukryty w moich dłoniach i przez to masz miejsce w przestrzeni mojej miłości. Pozostań w moich rękach i daj mi swoje ręce. Nie bierz nimi na własność ani rzeczy, ani ludzi. Niech zostaną puste. Niech przekazują mój dotyk, dotyk Boga. Ale nie bój się. Jestem z tobą przez wszystkie dni. Nie opuszczę cię. I ty Mnie nie opuszczaj”. Tak tę rozmowę rozumiem. Jesteśmy jej świadkami także teraz, podczas prymicyjnej Mszy.

Fundamentalne znaczenie dla życia i posługi kapłańskiej ma więc wewnętrzna, osobowa więź z Chrystusem. Wszelka formacja kapłańska winna prowadzić do ukształtowania takiej więzi. Kapłan musi być człowiekiem, który głęboko poznał Chrystusa, spotkał Go i nauczył się Go kochać. Poznał, spotkał, pokochał. Musi być zatem człowiekiem modlitwy, człowiekiem prawdziwie „duchowym”. W tym sensie mówimy o księdzu „duchowny”. Jeśli nie ma mocnych podstaw duchowych, nie może wytrwać w swojej posłudze. Od Chrystusa winien się także uczyć, jak w życiu nie szukać samego siebie i nie dążyć do własnego wywyższenia. Musi uczyć się żyć dla Chrystusa i dla Jego owczarni. Taki sposób życia przeciwstawia się naszym naturalnym skłonnościom. Jednakże człowiek, który potrafi zapomnieć o sobie samym, stopniowo przekonuje się, że jest naprawdę wolny. Z jedności z Chrystusem wypływa niezwyciężona radość. (por. Benedykt XVI, O istocie kapłaństwa, s. 24–25).

Dajmy Mu nasze ciało
Podczas śpiewu Alleluja, przed dzisiejszą Ewangelią, słyszeliśmy słowa Jezusa, który mówi o nas i o swojej męce: „Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby byli uświęceni w prawdzie” (J 17, 19). Patronem tego dnia, 16 dnia maja, jest św. Andrzej Bobola, wielki polski męczennik. Patronem Waszego kościoła i moim od chrztu jest św. Jerzy, rzymski żołnierz, męczennik. Ksiądz Andrea Santoro, męczennik, włoski ksiądz, zabity niedawno w tureckim Trebizonda w chwili, kiedy się modlił, pisał: „Człowiek staje się gotowy do zbawienia tylko poprzez ofiarę swojego ciała. Mamy nosić w naszym ciele zło i cierpienie świata, tak jak uczynił to Jezus. Jezus przyjął ludzkie ciało. Dajmy Mu nasze ciało, tak aby mógł przyjść i przemienić ten świat”.

Właśnie tego jest znakiem kapłańska bezżenność, wielki, ważny i czytelny znak dla naszego czasu, znak gotowości do ofiary i męczeństwa: dać Jezusowi siebie całkowicie, nie tylko ducha, ale i ciało, aby mógł przyjść i przemienić ten świat. Dziewictwo jest dobitnym znakiem prymatu Boga w ludzkim życiu, niezbędności pierwszeństwa Boga w urządzaniu świata. Najczytelniejszym bowiem znakiem i świadectwem prymatu Boga jest zawsze ludzkie życie przeżywane według logiki pszenicznego ziarna: kto siebie straci, ten siebie zyska. Bycie rzymskokatolickim księdzem przyjmuje w siebie tę zatratę siebie w sposób, by tak rzec, „strukturalny”, dlatego Kościół łączy kapłaństwo z celibatem. Bezżenność jest właśnie zgodą na to, że życie nie spełni się w sposób „normalny”, jest rezygnacją z własnego programu życiowego, pozwoleniem, aby inny nas opasał i poprowadził tam, gdzie się właściwie nie chce samemu iść – jak mówi Jezus do jednego z uczniów.

Celibat to dzisiaj jeden z największych znaków tego, że się naprawdę wierzy w realność i prawdę Boga, to prawdziwy skarb naszego Kościoła. Być może dlatego pisarze starochrześcijańscy nazywali celibat „białym męczeństwem”. Nie dlatego, że celibat jest sam w sobie aż takim cierpieniem – małżeństwo może być krzyżem znacznie większym, i zapewne nieraz takim bywa. Proszę mnie dobrze zrozumieć: celibat nie jest czymś lepszym od małżeństwa. Najlepsze bowiem, i obiektywnie, i dla nas, jest zawsze to, czego chce od nas Bóg – cokolwiek to jest. Wielkość i wartość kapłańskiego celibatu polega na tym, że bezżenność, podobnie jak męczeństwo, jest dobitnym znakiem wiary w absolutne pierwszeństwo Boga w życiu. W to, że życie spełnia się jedynie w Bogu i dzięki Bogu.

Bóg sam wystarczy
Pokoleniu Lewiego, kapłanom Starego Testamentu, Bóg – po wejściu Izraela do Ziemi Obiecanej – jako jedynemu z dwunastu nie przydzielił ziemi, ani kawałka. „Dziedzictwem jego jest Pan”, „to właśnie Ty, Boże, mój los zabezpieczasz”, nie ziemia – opisują sytuację życiową lewity odnośne fragmenty Biblii. Życie lewity jest zarazem przywilejem i ogromną odwagą. Podstawą jego życia, jego „ziemią”, jest Bóg. Właśnie tym jest kapłański celibat: brakiem ziemi, zdaniem się wyłącznie na Boga. Znakiem, że sam Bóg wystarczy, żeby żyć i spełnić się w życiu. „Zamieszkanie” w Bogu jako swojej jedynej ziemi jest absolutnym centrum kapłańskiego życia.

Zostawili wszystko i poszli za Nim (Łk 5, 11) – powiada Ewangelia. Bóg i Jego sprawa są godne tego, żeby postawić życie na jedną kartę, na kartę Ewangelii. Życie celibatariusza jest w Kościele czytelnym znakiem tej właśnie: że Bóg jest. Że warto na Niego postawić. Że On jest tą kartą – jedną, jedyną. Jedynym, bez którego żyć się nie da, jest Bóg. I tego jest znakiem celibat w Kościele rzymskokatolickim. Prawdziwym i ostatecznym kalectwem w życiu nie jest bez żenność, ale bezbożność, życie bez Boga, ateizm. Bóg jest wszystkim, czego potrzebujemy. Radykalizm rezygnacji z najpiękniejszej i najwyższej formy ludzkiej miłości – jaką jest małżeństwo i rodzina – jest potrzebnym nam wszystkim (niecelibatariuszom i celibatariuszom) znakiem absolutnej konieczności Boga dla spełnienia człowieczego losu. Wszystko, co nie sięga aż do Boga, jest za krótkie.

Temu dajemy (ułomne – jak wszystko, co ludzkie – ale ufne) świadectwo, my – celibatariusze; mówię to bez pychy, ale z poczuciem wartości – i takiego wyboru, i takiego kształtu losu. Dziękujemy księdzu Leszkowi za ten radykalizm, przyjęcie święceń, znak, że Bóg jest mu wszystkim. Powtórzmy za Andrea Santoro: „Jezus przyjął ludzkie ciało. Dajmy Mu nasze ciało, tak, aby mógł przyjść i przemienić ten świat”. Oczywiście: Bóg jest i jest naprawdę Bogiem. To znaczy też, że jest wspaniałomyślny i nie pozwoli nam się w tej wspaniałomyślności prześcignąć. Każdy kapłan doświadcza tego na setki sposobów…Kto jest z Bogiem, ten nigdy nie jest mniej samotny niż wtedy, kiedy jest sam (Wilhelm z Saint-Thierry). Tego życzymy księdzu Leszkowi.

Kazanie wygłoszone na Mszy św. prymicyjnej ks. Leszka Buby w Rydułtowach 16 maja 2009