Warto wiedzieć

publikacja 09.10.2006 19:04

Spis pytań i odpowiedzi:

Czy należy mówić 'wierzę' czy 'wierzymy'?

Obie formy są prawdziwe i potrzebne. Wyznanie 'wierzę' – podkreśla indywidualny wymiar wiary, która zawsze jest decyzją, aktem wolnego człowieka.

Jednocześnie prawdą jest i to, że „nikt nie może wierzyć sam, tak jak nikt nie może żyć sam. (…) Nie mogę wierzyć, jeżeli nie będzie mnie prowadziła wiara innych , a przez moją wiarę przyczyniam się do prowadzenia wiary innych” (KKK 166).

Formuła: „wierzymy” – akcentuje ten wspólnotowy, kościelny wymiar wiary. Kościół wierzy, a ja wierzę w jego wnętrzu jako jego żywy kamień. „Formuły wiary są potrzebne, ponieważ pozwalają nam wyrażać i przekazywać wiarę, celebrować ją we wspólnocie, przyswajać ją sobie i coraz bardziej nią żyć, posługując się wspólnym językiem” (Kompendium 31).

Co znaczy, że wiara jest łaską?

Najpierw to, że do Boga zawsze należy pierwszy krok. On pierwszy wychodzi naprzeciw człowiekowi.

On sam daje się poznać, objawia się, wzywa, zaprasza. Wiara człowieka jest zawsze odpowiedzią na Boże wezwanie. Co więcej, działanie Boga (Jego łaski) polega także i na tym, że od wewnątrz pobudza człowieka, uzdalnia, otwiera mu oczy na przyjęcie prawdy objawionej.

Warto więc modlić się o łaskę wiary. Nieraz ktoś mówi, że nie wierzy, bo nie otrzymał łaski wiary. Najczęściej takie stwierdzenie to usprawiedliwienie lenistwa i bierności. Bóg z pewnością chce zbawienia, a więc i wiary każdego człowieka.

Jak pogodzić ludzką wolność z działaniem łaski? Na ten temat teologowie napisali całe tomy. Powiedzmy krótko: łaska nie działa jak przymus. Dobro narzucone nie byłoby dobrem. Wiara, będąc owocem działania Boga, pozostaje jednocześnie zawsze wolną decyzją człowieka.

Czy wiarę można pogodzić z wątpliwościami?

Na to pytanie tak odpowiada Benedykt XVI: „Wiara nigdy nie jest ot, tak, po prostu obecna, nigdy nie mogę powiedzieć: mam wiarę, inni jej nie mają. (…)

Wiara zawsze pozostaje drogą. Dopóki żyjemy, zawsze nad wiarą wisi groźba i udręka. Zbawienne jest również, że wiara nie przeradza się w ideologię. Że nie kostnieje, że nie przeszkadza mi myśleć, a także cierpieć z moimi pytającymi, wątpiącymi braćmi”. Wiara jest czymś żywym, może rozwijać się, może także przeżywać swoje kryzysy. „Jest wspinaczką, dzięki której przybliżamy się do Boga”.

Nieraz wątpliwości są właśnie znakiem, że ktoś na serio traktuje swoją wiarę. Oczywiście warto szukać odpowiedzi na nurtujące pytania i pamiętać, że wiara pozostaje skokiem w tajemnicę. Ojciec chorego chłopca z Ewangelii św. Marka pytany o wiarę przez Jezusa zawołał: „wierzę, zaradź memu niedowiarstwu”.

Czy Bóg jest mężczyzną czy kobietą?

Bóg jest Bogiem. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą, lecz jest Bogiem, który stoi ponad tymi formami.

Bóg jest kimś zupełnie innym. Biblia zwracając się w modlitwie do Boga, sięga po symbol ojca, a nie matki, niemniej w swych symbolach Boga zawsze dodaje Mu również żeńskie atrybuty (cechy).

Na przykład gdy Stary Testament mówi o Bożym współcierpieniu, nie posługuje się abstrakcyjnym terminem „współcierpienie”, lecz konkretnym słowem „rachamin”, „matczyne łono” Boga.

Słowo to unaocznia Boże macierzyństwo również w jego duchowym sensie. Przez symboliczne wyrażenia, których używa w odniesieniu do Boga, Biblia w całej mozaice swych obrazów z całą jasnością stwierdza, że mężczyzna i kobieta pochodzą od Boga.

Bóg stworzył ich oboje. Oboje zatem są w Nim – a jednocześnie Bóg stoi jednak ponad obojgiem.

Kardynał Ratzinger/Benedykt XVI

Jahwe czy Jehowa?

Świadkowie Jehowy twierdzą, że objawione imię Boga należy wymawiać Jehowa. Czy mają rację? Raczej nie.

Hebrajski tekst Biblii początkowo zawierał tylko spółgłoski: JHWH. Znaki wskazujące wymowę samogłosek wprowadzono dopiero w VI w. po Chrystusie.

Żydzi z szacunku nie wymawiali imienia Boga, ale w jego miejsce wstawili słowo „Adonai” (Pan) lub Szem (imię). Wymowa „Jehowa” powstała z zastosowania samogłosek wyrazu „Adonai” do JHWH.

Nie sposób dziś dojść do tego, jaka była pierwotna wymowa imienia Boga. Współcześni badacze opowiadają się za wersją: Jahweh. Tego trzymają się współczesne wydania Biblii.
 

Jak wyglądał Jezus?
 

Nie wiemy. Artyści wszystkich epok próbowali przedstawić oblicze Jezusa. To bodaj najczęściej portretowana postać w historii świata.

Całun Turyński pozostaje tajemnicą, która nie została wyjaśniona. Jednak postać z całunu robi niezwykłe wrażenie.

Kard. Ratzinger mówi: „Oblicze to pozwala nam we wstrząsający sposób dostrzec mękę. Dostrzegamy w nim także wielką godność wewnętrzną. Twarz ta tchnie głębokim spokojem i dobrocią.

Dlatego rzeczywiście pomaga nam wyobrazić sobie, jak wyglądał Chrystus”.


 

Czy Ewangelie to prawdziwa historia Jezusa?

W środowisku protestanckich liberalnych biblistów pojawiło się twierdzenie, że Nowy Testament nie ukazuje historycznej postaci Jezusa, a jedynie Jego obraz przetworzony przez Apostołów i pierwszą wspólnotę uczniów.

Nowsze badania wykazały, że to nie tak. Prawdą jest, że Ewangelie nie są relacjami historycznymi, tak jak je dzisiaj rozumiemy. Ewangelie nie są suchą relacją, zimną biografią, która relacjonuje szczegółowo i dokładnie wszystkie czyny i słowa Jezusa.

Ewangelie powstały w trzech etapach:
1/ Samo wydarzenie, któremu na imię Jezus Chrystus. On sam naucza, gromadzi wokół siebie uczniów, formuje ich i przygotowuje do misji.
2/ Ustny przekaz Apostołów: uczniowie głoszą to, co widzieli, przepowiadają ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa jako zbawiciela.
3/ Ewangeliści spisują w formie czterech relacji opowiadanie o Jezusie Chrystusie na podstawie wcześniejszych ustnych i pisemnych tradycji, zachowując formę przepowiadania (kazania).

Każdy z tych trzech etapów stanowi jakby trzy warstwy Ewangelii. Relacja historyczna i wiara pierwotnej wspólnoty są ze sobą nierozerwalnie związane. Nie byłoby wiary uczniów, gdyby nie historyczny Jezus. Z drugiej strony nie byłoby naszej wiary, gdyby nie świadectwo wiary uczniów. Nie „mamy” Jezusa inaczej niż w wierze i wyznaniu Kościoła. Na zdjęciu: tzw. papirus Rylandsa z II w. n.e. zawiera J 18, 31–33. Jest to najstarszy zachowany fragment rękopisu Nowego Testamentu.

Jaka jest rola Maryi?

Tylko raz w Credo pojawia się Maryja: „narodził się z Maryi Dziewicy”.

Macierzyństwo Maryi, Jej wyjątkowy udział w tajemnicy Jezusa Chrystusa powoduje, że zajmuje Ona wyjątkowe miejsce w naszej wierze. Skoro Maryja wydała na świat Kogoś, kto jest zarazem Bogiem i człowiekiem, należy uznać w Niej zarówno Matkę Jezusa człowieka, jak i Matkę Chrystusa Boga, a więc należy się Jej tytuł „Bogarodzicy” („Bożej Rodzicielki”, „Matki Bożej”).

Takie stanowisko zajął sobór powszechny w Efezie (431 r.). Ten tytuł należy zawsze odnosić do Wcielenia. Nie oznacza on tego, że Bóg jako taki pochodzi od Maryi. Maryja byłaby ostatnią osobą, która chciałaby przesłaniać sobą Boga. Jest Ona wzorem wiary, całkowitego otwarcia na Boże działanie. Widać w Niej całe piękno ludzkiego życia formowanego przez Bożą miłość.

Kościół uznaje jeszcze trzy istotne prawdy (dogmaty) maryjne. Wszystkie one są konsekwencją Bożego macierzyństwa – wyjątkowej relacji między Matką i Synem: Maryja była zawsze dziewicą: przed poczęciem Jezusa, w Jego poczęciu z Ducha Świętego i w narodzeniu oraz po wydaniu Go na świat. Dziewicze macierzyństwo Maryi podkreśla wyjątkowość działania Boga we Wcieleniu. Jezus jako Syn Boży zawdzięcza swoje istnienie jedynie Ojcu w niebie.

Maryja cieszy się wyjątkowym przywilejem niepokalanego poczęcia. Oznacza to, że została Ona od chwili swojego poczęcia zachowana od skazy grzechu pierworodnego ze względu na Chrystusa. Bardzo często pojęcie „niepokalane poczęcie” jest mylone z dziewiczym poczęciem Jezusa (patrz punkt wyżej!).

Maryja po zakończeniu ziemskiego życia została wzięta z ciałem i z duszą do nieba. Jako pierwsza po Chrystusie dostąpiła łaski pełni zbawienia.
 

Czy Bóg cierpi?

Jedni odpowiadają zdecydowanie: tak. Uzasadnienie: kto nie potrafi cierpieć, nie potrafi też kochać, a przecież Bóg jest miłością. Tylko cierpiący Bóg może pomóc cierpiącym.

Inni twierdzą inaczej. To, że Bóg nas miłuje, nie znaczy, że „musi” z tego powodu cierpieć. Bóg jest niezmienny i doskonały, i dlatego nie cierpi. Chrystus cierpiał jako człowiek, ale nie jako Bóg.

Właściwej odpowiedzi trzeba szukać w pokornym, wierzącym spojrzeniu na Jezusa Chrystusa konającego na krzyżu. W Nim Bóg współ-cierpi z człowiekiem, schodzi solidarnie z człowiekiem na dno piekła. Staje po stronie człowieka w sposób radykalny.

Na wołanie cierpiącego Hioba jest tylko jedna odpowiedź. Wszechmocny współcierpi z Hiobami wszystkich miejsc i czasów. To Dobra Nowina dla wszystkich cierpiących, dla każdego bólu.

Czy Żydzi są winni śmierci Jezusa?

Nauczanie i czyny Jezusa były odbierane przez żydowskich liderów religijnych jako działalność wywrotowa wewnątrz judaizmu i podważanie ich religijnego autorytetu.

Dlatego Jezus miał sporo wrogów wśród Żydów i to oni wprost spowodowali Jego śmierć. Trzeba jednak pamiętać, że wszyscy pierwsi uczniowie Jezusa byli także Żydami. Osobisty grzech każdego z uczestników procesu i egzekucji osądzi Bóg.

Nie można jednak przypisywać zbiorowej odpowiedzialności za śmierć Jezusa wszystkim Żydom żyjącym w Palestynie w czasach Jezusa. Tym bardziej nie można rozciągać odpowiedzialności na innych Żydów w czasie i przestrzeni, opierając się na krzyku ludu „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27,25). Niestety, takie oskarżenia chrześcijanie formułowali w przeszłości.

Nie należy przedstawiać Żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez Boga, rzekomo na podstawie Pisma św. Wierzymy, że grzech każdego z nas dotyka samego Chrystusa. Dlatego Kościół nie waha się przypisać chrześcijanom największej odpowiedzialności za mękę Jezusa. Kiedy bowiem, jako wierzący w Chrystusa, zapieramy się Go przez nasze uczynki, podnosimy na Niego w jakiś sposób nasze ręce.

Ciało Zmartwychwstałego

 

Zmartwychwstały Jezus nie jest duchem. Ukazuje się w ciele. Ewangeliczne opisy mocno to akcentują. Jezus spożywa posiłek, zaprasza Apostołów: „Dotknijcie Mnie”.

Ciało ma ślady męki, czyli jest ciągłość między ciałem Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Jednocześnie to ciało nie podlega już znanym nam prawom fizyki, jest „niezależne” od czasu i przestrzeni. Nie jest to ciało wskrzeszone (np. jak u Łazarza), ale całkowicie przemienione.

Św. Paweł nazywa ciało po zmartwychwstaniu „ciałem duchowym” (1Kor 15,44). Jak można połączyć ducha z materią, tak aby ciało stało się duchowe, przemienione energią Bożego Ducha? Świat znanej nam materii kryje wciąż wielkie tajemnice, a cóż dopiero rzeczywistość, która sięga drugiej strony!

Pozostaje ona tajemnicą innego wymiaru, zdumiewającą rzeczywistością „nowej ziemi i nowego nieba”. Zmartwychwstanie uświadamia nam też prawdę o znaczeniu ludzkiego ciała. Nie jest ono materią sztucznie doczepioną do wymiaru duchowego, ale uczestniczy w tajemnicy całej osoby ludzkiej. Bóg chce zbawić, czyli przemienić swoją miłością całego człowieka.

Kiedy nadejdzie koniec świata?

Rozmaici ludzie (np. Świadkowie Jehowy) przepowiadali go już wielokrotnie, wyznaczając nawet konkretne daty. I co? I nic.

Widać nie doczytali w Biblii, że dzień powtórnego przyjścia jest tajemnicą zarezerwowaną samemu Bogu: „Nikt nie wie, kiedy nadejdzie ten dzień i godzina, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13,32). Paruzja jest porównana do najścia złodzieja w nocy.

Znaki, które mają poprzedzić ten dzień, są tak ogólne, że na ich podstawie nie można ustalać żadnych dat. Te znaki to: wielkie prześladowanie Kościoła (Łk 21,12–18), nawrócenie całego Izraela (Rz 11,26), odstępstwo i objawianie się człowieka grzechu, syna zatracenia (2Tes 2,3).

W samych tych znakach jest wiele niewiadomych. Mamy więc z jednej strony pewność przyjścia Pana, a jednocześnie nieznajomość daty tego przyjścia. To napięcie kształtuje chrześcijańską duchowość. Z jednej strony nadzieja, a z drugiej czujność, czyli odpowiedzialność za chwilę obecną.

Co to są charyzmaty?

O charyzmatach słyszymy najczęściej w kontekście ruchów odnowy Kościoła, które zresztą nazywane są nieraz ruchami charyzmatycznymi.

Prawdą jest, że to te właśnie ruchy przyczyniły się do odświeżenia charyzmatów, ale samo pojęcie i zjawisko jest stare jak Kościół. Charyzmaty to dary Ducha Świętego, które otrzymują poszczególne osoby lub grupy w celu służenia nimi w Kościele. To coś więcej niż naturalne talenty.

W różny sposób można podzielić charyzmaty, mówi się np. o charyzmatach zwyczajnych i nadzwyczajnych. Te pierwsze to np. charyzmat małżonków chrześcijańskich, powołania do celibatu, ewangelizacji, katechezy itd. Charyzmaty nadzwyczajne to np. dar języków czy dar uzdrawiania.

Wszelkie charyzmaty powinny być przyjmowane z wdzięcznością, ale żaden nie zwalnia z potrzeby odniesienia się do pasterzy Kościoła, aby wszystkie charyzmaty w całym swoim bogactwie i różnorodności nie służyły napędzaniu niczyjej pychy lub powstawaniu podziałów, ale dla wspólnego dobra. (KKK 799–801)

Świętych obcowanie

To wyrażenie pojawia się w Symbolu Apostolskim zaraz po wyznaniu wiary w Kościół i jest właściwie dopowiedzeniem do tej prawdy wiary. Nie najszczęśliwiej przetłumaczono w ten sposób łaciński zwrot communio sanctorum.

W Katechizmie mamy już inne tłumaczenie: „komunia świętych” (KKK 946–962). Sens tych słów jest podwójny:

* Po pierwsze chodzi tutaj o komunię dóbr duchowych, czyli rodzaj krążenia Bożego życia między ochrzczonymi. Pierwotnie to słowo oznaczało jedność tworzoną przez uczestników Eucharystii. Co łączy wszystkich wiernych? Wiara, sakramenty, charyzmaty, dzielenie się dobrami materialnymi, miłość braterska.

* Z czasem „świętych obcowanie” odniesiono także do osób. Oznacza to więc także wspólnotę między osobami należącymi do Kościoła. Wierzymy, że śmierć nie zrywa tej wspólnoty. Istnieje łączność między tymi, którzy są już w niebie (święci), między tymi, którzy czekają po śmierci na oczyszczenie (czyściec) i tymi, którzy są jeszcze w drodze na tej ziemi. Te trzy stany stanowią jeden Kościół i jednoczą się dzięki Chrystusowi.

Czy 'Amen' znaczy koniec?

Nie! „Amen” oznacza coś więcej. Owszem, to słowo pojawia się na końcu modlitw, pojawia się także na zakończenie Nowego Testamentu (Ap 22,20). „W języku hebrajskim »Amen« pochodzi od tego samego rdzenia, co słowo »wierzyć«. Wyraża ono trwałość, niezawodność, wierność” (KKK 1062).

Końcowe „Amen” w Credo jest więc potwierdzeniem pierwszego słowa: „wierzę”. Pisze pięknie św. Augustyn: „Niech twoje »Wyznanie wiary« będzie dla ciebie jakby zwierciadłem. Przeglądaj się w nim, by zobaczyć, czy wierzysz w to wszystko, co wypowiadasz. I każdego dnia raduj się swoją wiarą”.

Jezus Chrystus jest nazwany w Nowym Testamencie „Amen” (Ap 3,4). „Przez Niego wypowiada się nasze »Amen« Bogu na chwałę (2 Kor 1,20)”. A więc i teraz, na zakończenie naszego przeglądu „Filarów wiary”, oddajmy chwałę Bogu. Temu, który jest nieskończenie większy od tego, co wiemy i rozumiemy, niech będzie chwała.


Jakie będzie ciało po zmartwychwstaniu?

Pytań pojawia się wiele. Ot, chociażby, czy będziemy w niebie jeść, pić, spać, całować się itd. Może to wydawać się naiwne, ale jeśli poważnie traktujemy obietnicę zmartwychwstania, to takie pytania są jakoś zasadne.

Musimy jednak zachować umiar, inaczej popadniemy w teologiczne science fiction. Ani Biblia, ani teologia nie pozwalają na opis przyszłego życia. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9).

Możemy zaznaczyć dwie sprawy. Po pierwsze zachowana zostanie ciągłość między obecnym życiem i życiem wiecznym (będziemy nadal sobą, zachowamy pamięć wydarzeń, pozostaną więzi nawiązane na ziemi itd.). Po drugie trzeba pamiętać, że zmartwychwstanie nie oznacza zwykłego ożywienia naszego doczesnego ciała (patrz: wskrzeszenie Łazarza). Chodzi o radykalną przemianę, o nowość, która przekracza granice naszej wyobraźni. Zmartwychwstanie ludzi łączy się z odnową całego wszechświata, który stanie się „nowym niebem i nową ziemią”.

Św. Paweł w Liście do Koryntian pisze: „Powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie zechciał; każdemu z nasion właściwe. Nie wszystkie ciała są takie same: inne są ciała ludzi, inne zwierząt, inne wreszcie ptaków i ryb. (...) Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem.

Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie, powstanie też ciało niebieskie. (…) Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność” (1 Kor 15,35–53). Te słowa św. Pawła muszą nam wystarczyć, bo, jak pisał św. Ignacy Loyola: „Nie obfitość wiedzy, lecz wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę. Odczuwajmy więc, smakujmy, a nawet przeżuwajmy nieliczne, ale wystarczające słowa Objawienia o niebie, wznosząc się wyżej i wyżej”.