Brat przy skrzyżowaniu

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 16.06.2009 11:32

– Tu nigdy nie było słychać kroków Brata Alberta, przybył dopiero po śmierci – mówi s. Krzysztofa, albertynka. Pod ołtarzem leżą w trumience szczątki doczesne świętego. W gablotach i archiwum rzeczy, których dotykał.

Brat przy skrzyżowaniu

Zachowały się nawet brązowo-siwe włosy z brody, tuż po śmierci obcięte przez siostry. I najważniejszy obraz: „Ecce Homo”, który zaczynał jeszcze jako znany malarz, Adam Chmielowski. To od niego pochodzi nazwa tego, chyba jedynego pod takim wezwaniem, sanktuarium na świecie.

Adam Chmielowski miał swoją pracownię w Krakowie przy Basztowej, koło dworca. Jego przytuliska dla bezdomnych powstawały przy Krakowskiej, Piekarskiej i Skawińskiej. Za to tu, w Czerwonym Prądniku, mieszkała i zmarła kontynuatorka jego dzieła, pierwsza przełożona generalna albertynek – zwana siostrą starszą – błogosławiona Bernardyna Jabłońska. Poznali się na odpuście w Horyńcu koło Lubaczowa, gdzie Brat Szary zakładał pustelnie. Ona jeszcze nie miała 18 lat, on był po czterdziestce. – Nie pozwolił jej wstąpić do innego zakonu, bo już po pierwszej rozmowie wiedział, że ma dla niej w swoim zgromadzeniu kandydata na męża – opowiada s. Krzysztofa, od 30 lat w zakonie. – Zawsze ją wspierał, także tutaj. Ludzie przychodzą ze względu na niego i poznają błogosławioną. – To jeszcze mało obstawiony święty, dlatego zawsze mnie wysłuchuje – powtarzała, otaczająca go szczególnym kultem, nieżyjąca już Wanda Zanussi, matka reżysera, urodzonego 17 czerwca, we wspomnienie Brata Alberta. – Może jest za mało reklamowany – zastanawia się pani Krystyna, lwowianka, od roku mieszkająca w albertyńskim domu dla starszych pań. – A to święty fenomen. Artysta, który zniżył się do ubóstwa. Przebywał z upadłymi, bandziorami, a został sobą. I znalazł w tym szczęście. Ostatnio bardzo mi pomógł.

Młode sanktuarium
Łatwo tu trafić, obok krzyżują się trasy w kierunku Warszawy, Katowic, Tarnowa. Kościółek „Ecce Homo” ledwie widać zza muru klasztoru ss. albertynek. Zaprojektowali go Marzena i Wojciech Kosińscy w stylu góralskim, żeby przypominał pustelnię na Kalatówkach, zbudowaną przez Brata Alberta. Drewniany dach, a w środku to, co najważniejsze: – Chrystus Eucharystyczny, obraz „Ecce Homo” i relikwie św. Brata Alberta i bł. Bernardyny. Prosto, zwyczajnie, jakby chciał brat Albert – mówi s. Krzysztofa. Obok dom generalny, nowicjat, „chatka”, gdzie mieszka kard. Macharski, dom dla starszych pań, kuchnia dla potrzebujących. To, o co zabiegał Brat Albert, który najpierw dawał potrzebującym posiłek, nocleg, a potem dbał o sprawy ducha. Relikwie świętego przeniesiono tu po konsekracji w 1985.

– To jeszcze młode sanktuarium – opowiadają pątnicy z Łodzi, którzy zatrzymali się w tutejszym domu pielgrzyma. – Zaglądają tu po Łagiewnikach. Podpis Marka Skwarnickiego widnieje na akcie poświęcenia kościoła. Poeta ma szczególny kult dla świętego i miejsca. – To patron artystów. Przed niepodległością w tej świątyni zbieraliśmy się na modlitwie – mówi. Brat Albert imponuje mu patriotyzmem. I tym, że kiedy stracił nogę, żył jakby był zdrowy. – Ile razy leżałem w szpitalu, zawsze się do niego modliłem – wyznaje. Najpiękniejszy z ludzkich synów/Jezu Chryste Miłosierny / Twa korona nie z wawrzynów / lecz z raniących czoło cierni, śpiewają pieśń do jego wiersza przed obrazem „Ecce Homo”.

Człowiek w ciemności
– Z tym obrazem trzeba mieć bezpośredni kontakt. Siąść i patrzeć – mówi p. Joanna, szefowa chóru międzyzakonnego. – Artysta włożył w niego wszystko. W kościele, zamiast nadwerężonego oryginału, wisi kopia pędzla s. Lidii Pawełczak. (Oryginał siostry wynoszą na uroczystości). S. Katarzyna: – Spośród trzydziestu ta jest najwierniejsza. Bardzo trudno oddać kolory. Kiedyś przyjechała do nas projektantka mody, żeby podpatrzeć odcień czerwonej szaty Jezusa. Chciała zrobić kolekcję na pracę dyplomową właśnie w tym kolorze. Autorka kopii, podobnie jak Brat Albert, rzuciła Akademię Sztuk Pięknych i wstąpiła do ss. albertynek. Trafiła na czas przed beatyfikacją i kanonizacją. Prosili ją, żeby malowała kopie „Ecce Homo”. – To była moja formacja duchowa – wspomina. – Przedstawienie chwili, kiedy Piłat, wskazując Jezusa, mówi do tłumów „Oto Człowiek”, a Chrystus, który jawił mi się jako światło, stoi prawie w ciemności, ledwie Go widać. Ona też namalowała brata Alberta, który znajduje się w sanktuarium. Pozował jej postawny brat Aleksander, 30-letni albertyn, który niedługo potem zmarł. Potem podjęła się pracy nad obrazem kanonizacyjnym świętego. I podczas uroczystości w Rzymie, z dnia na dzień, prawie straciła wzrok.

– Brat Albert malował „Ecce Homo” we Lwowie, od 1879 do 1901. Długo na płótnie pozostawała sama twarz Chrystusa – opowiada s. Krzysztofa. – Kiedy kończył, ponaglany przez metropolitę Szeptyckiego, oskarżał się: „Obszedłem się z nim jak partacz ostatni”. Płaszcz Jezusa układa się w serce, charyzmat zakonu – symbol miłości. Po wojnie znaleziono płótno w złym stanie w Muzeum Sztuki Ukraińskiej. Po pięciu latach starań albertynkom udało się wymienić je na płótno twórcy ukraińskiego.

Masło i pas pokutny
– Nasze ubóstwo polega na tym, że w każdej chwili muszę być gotowa zostawić to, co mam, i przenieść się na inną placówkę – tłumaczy s. Krzysztofa, która już ponad 10 razy zmieniała miejsce pracy. – Zabieram walizkę, habit, nawet nie książki, bo jest wspólna biblioteka, i jadę uczyć się nowego. Brat Albert też miał niewiele rzeczy. Skromne, zużyte przetrwały i teraz mówią o nim. Można je oglądać w kościele dolnym i zakonnym archiwum, gdzie pracuje s. Krzysztofa. – Musiał mieć ponad 180 cm, wyróżniał się – opowiada. Świadczy też o tym zachowana proteza, wskazująca na rozmiar buta ponad czterdzieści. – Mimo niej tańczył i jeździł na łyżwach, a za studenckich czasów podkładał ją pod koła powozów, wymuszając zadośćuczynienie, które przeznaczał na zabawę – mówi Krzysztof Zanussi, reżyser filmu o świętym. Siostra Krzysztofa: – To świadectwo cierpienia i woli pokonania siebie. Musiał też pachnieć tytoniem. Zachowały się jego resztki i maszynka do robienia papierosów. S. Katarzyna: – Najpierw to było przyzwyczajenie, pod koniec palił, żeby przytłumić ból raka żołądka. Na raka zmarły też jego mama i bracia.

– Ciotka mojego męża, Gabriela, spotkała go ponad sto lat temu w Paryżu u Modrzejewskiej – wspomina pani Krystyna. – Był młody, o wykwintnych manierach, ale chwilami zdawał się być nieobecny. Takiego widać na zachowanych fotografiach. Obok Gierymskiego, Siemieńskiego, Chełmońskiego, Wyczółkowskiego. – Wybaczyliby mu, gdyby został wykształconym jezuitą, a nie biedaczyną – mówi siostra. I nowy etap życia – tłumaczenie Jana od Krzyża, skórzana torba na ramię i akt oddania Bernardyny. Listy w archiwum pisane do „Dynki” – s. Bernardyny. Obok spraw duchowych codzienność: „Magda prosi: masła kuchennego, waty z opatrunkiem, gazy czystej, olejku na oparzenia, sukna na habity” – wylicza Szary Brat. Unikatowe zdjęcia z ogrzewalni. Robili ich mało, żeby się nie reklamować. Narzędzia umartwień – pasek pokutny z raniącymi ogniwami, dyscyplina. S. Katarzyna: – Zwiedzający z Zachodu są tym zszokowani. Przedmioty z trumny – pociemniałe paciorki różańca, pasek, płaty habitu, szkaplerz, krzyżyk. I ostatnia fotografia – w małą trumnę z desek wciśnięty wielki człowiek ze złożonymi dłońmi.

Proszą i dziękują
„Dziękuję za myśli i to, co budzicie w moim sercu” – pisze Anna z Warszawy w księdze pamiątkowej sanktuarium. Od próśb i podziękowań za łaski pękają teczki archiwum, po nabożeństwach każdego 17 miesiąca. – Kiedy się je czyta, widać, czym żyją ludzie – mówi s. Katarzyna. – Ostatnio często otrzymuję e-mailem prośby o modlitwę o uwolnienie z mocy złego ducha, to znak czasu. Bratu Albertowi dziękują za znalezienie pracy, mieszkania, wybór drogi. Matce Bernardynie za potomstwo: „Ty wyprosiłaś nam Pawełka”. (To ona wymodliła potomstwo dla żony swego brata Ignacego. Jego córka wstąpiła potem do albertynek i przybrała imię Ignacja, dziś ma około osiemdziesiątki). Jest podziękowanie za uzdrowienie po potrąceniu przez samochód, udany zabieg dentystyczny, egzamin, opiekę nad nieśmiałą córką. Prośby o zgodę w rodzinie, uwolnienie z nałogów, także uzależnienia od komputera. – Chcielibyśmy też być dobrzy jak chleb – piszą oazowicze.

– Nie dziwię się, że Brata Alberta wybrał sobie Jan Pa-weł II – mówi Marek Skwarnicki. – Widzę niezwykłe podobieństwo w ich życiorysach, obaj wybrali „większą wolność”: służbę Bogu, jak pisze Wojtyła w dramacie „Brat naszego Boga”. – Święci mają wpływ na nasze życie, jeśli im na to pozwolimy, tylko trzeba się przed nimi otworzyć jak przed konkretnym człowiekiem – mówi pani Joanna.


Warto wiedzieć
* Sanktuarium znajduje się w Krakowie Olszanicy przy ul. Woronicza. Można dojechać z Krakowa autobusami 105, 114, 139, 439. Mimo ograniczenia wjazdu na ul. Woronicza, autokary pielgrzymkowe mają prawo parkowania przy murze klasztornym.

* Msza święta w sanktuarium odprawiana jest w niedziele i święta o godz. 7.30, a w dni powszednie o godz. 6.30. Adoracja Najświętszego Sakramentu odbywa się w niedziele, poniedziałki i czwartki od godz. 15.00 do 17.30.

Adres sióstr albertynek: archiwum@albertynki.pl