Reguła nie tylko dla mnichów - św. Benedykt

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 16.12.2008 11:32

Życie bardzo łatwo przeistacza się w chaos. Narzucony sobie porządek chroni od zagubienia, od szaleństwa czy nerwowości, która często udziela się wszystkim wokół.

Reguła nie tylko dla mnichów - św. Benedykt Fra Angelico (PD) Św. Benedykt z Nursji

Kardynał Ratzinger wybierając swoje papieskie imię, zwrócił uwagę świata na jedną z najważniejszych postaci europejskiej historii. Św. Benedykt z Nursji (ur. 480) żył na przełomie starożytności i średniowiecza. Stał się pomostem spinającym kulturę tych dwóch epok. Rozpoczął studia w Rzymie... Przerwał je, by podjąć życie pustelnicze w Subiaco, 72 km na wschód od Rzymu. Okoliczni mnisi byli pod takim wrażeniem jego osobowości, że poprosili go, by został ich opatem. Wkrótce jednak zniechęcili się wymaganiami i próbowali go otruć. Benedykt powrócił do samotni w Subiaco. Wokół niego zaczęli znowu gromadzić się uczniowie. Na wzgórzu Monte Cassino, miejscu pogańskich kultów, założył klasztor. Tam zredagował słynną regułę, zaczynającą się słowami: „Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca”. Ten tekst na długie wieki ukształtował styl życia zakonnego na Zachodzie.

Charakterystyczną cechą reguły jest umiar. Wiele innych reguł zakonnych grzeszyło nadmierną surowością. Reguła wyznaczała harmonogram dnia: posiłków, modlitwy i pracy – w myśl słynnej dewizy „módl się i pracuj”. Uczyła mądrej równowagi. Praca fizyczna była uzupełniana pracą umysłową. To benedyktyńskim mnichom zawdzięczamy manuskrypty wielkich dzieł starożytności.

„Przykład reguły św. Benedykta dowodzi, że coś, co jest prawdziwie ludzkie, nigdy nie może się zestarzeć. Forma życia, która pochodzi z prawdziwych głębi, zawsze pozostanie aktualna” – mówił przed laty kard. Ratzinger. Czy reguła zakonna może nauczyć czegoś ludzi żyjących w świecie, pochłoniętych pracą, szkołą, rodziną? Wbrew pozorom, tak. Ewangelię trzeba przełożyć na konkret codzienności. A to bywa bardzo trudne. Kto słucha słowa Bożego, nieraz ma ochotę zawołać: „Boże! Jakie to piękne, chciałbym tak żyć!”.

Jeśli jednak ten szlachetny poryw serca nie przełoży się na prozę życia, na codzienną wierność, wszystko pozostanie w sferze „ochów” i „achów”. Chrześcijanin potrzebuje sformułowania własnej reguły życia, ustalenia rytmu pracy, modlitwy, odpoczynku. Chodzi o dobre wykorzystanie najcenniejszego z Bożych darów, jakim jest czas. Tu gdzieś leży klucz do wewnętrznej równowagi i osobistego rozwoju. Reguła jest też przejawem miłości bliźniego. Oznacza bowiem np. panowanie nad terminami, punktualność, dotrzymywanie obietnic, oddawanie pożyczonych książek, odpisywanie na listy czy e-maile. Człowiek, który żyje przyjętą regułą, jest przewidywalny w czynieniu dobra.

W 1964 roku papież Paweł VI ogłosił Benedykta patronem Europy. Święty umierał w kaplicy klasztornej na Monte Cassino w roku 543. Na stojąco, podtrzymywany przez braci, śpiewając psalm. Tak żyć, tak umierać...

Kryjówka św. Benedykta


Beata Zajączkowska, korespondentka w Watykanie, dziennikarka Radia Watykańskiego

Benedyktyńskie opactwo w Subiaco wrośnięte w skałę jak jaskółcze gniazdoDzień przed śmiercią Jana Pawła II kard. Joseph Ratzinger odwiedził Subiaco. Stąd św. Benedykt wyruszył w świat. Niecałe trzy tygodnie później został papieżem i przybrał imię Benedykta XVI. Mówił, że chciał naśladować papieża pokoju, jakimbył Benedykt XV.
Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, iż bliski mu jest także Patron Europy, który w surowej grocie w Subiaco zaczął tworzyć podwaliny zakonu benedyktynów.

Minąwszy centrum leżącego 50 km na wschód od Rzymu miasteczka, wspinam się krętą drogą, kierując się drogowskazem „San Benedetto”. Mijam rozległy klasztor świętej Scholastyki, w którym drukowano pierwsze we Włoszech książki. Droga biegnie stromo pod górę. Dębowa aleja prowadzi do Sacro Speco – pierwszego benedyktyńskiego klasztoru. Po pokonaniu kilku stromych schodków moim oczom ukazuje się jakby wrośnięte w skałę opactwo. „Jaskółcze gniazdo” – jak miał o nim w 1461 roku powiedzieć Pius II.

Ucieczka przed pokusami
Na wysypanym białymi kamykami dziedzińcu kilkunastu turystów. Oglądają kupione w sklepiku pamiątki, kosztują robionego przez benedyktynów miodu. Wysoki mnich z Australii opowiada, że odkąd wybrano nowego papieża, do Subiaco przyjeżdżają pielgrzymi nie tylko z Włoch. Spotykam grupę turystów z Polski. Z podziwem patrzę na Asię, która mimo braku jakichkolwiek ułatwień dotarła tu na wózku inwalidzkim.

W galerii prowadzącej do górnego kościoła wita nas fresk Matki Bożej z Dzieciątkiem i postaci czterech Ewangelistów. Z okien roztacza się wspaniały widok na okoliczną dolinę. Gdzieś w dole znajduje się grota, w której młody Benedykt skrył się przed pokusami świata i przyjemnościami, których zażywali żacy Wiecznego Miasta.

– Benedykt urodził się w Nursji, w zamożnej rodzinie szlacheckiej. Jako młody chłopak został wysłany do szkoły w Rzymie. W wieku około 20 lat postanowił uciec od zgiełku wielkiego miasta. Schronił się w surowej grocie w Subiaco – opowiada przewodnik, gdy wchodzimy do kościoła. Na ścianach Biblia pauperum przedstawia sceny z życia Jezusa. Pięknem i wymową uderza Ukrzyżowanie. Obok Matki Jezusa stoi Maria Magdalena. Poniżej żołnierze rzucają los o szatę Jezusa. Po lewej stronie anioł trzyma w dłoniach duszę skruszonego łotra. Drugiemu łotrowi diabeł wyrywa ją z ust. W głębi kościoła freski przedstawiające sceny z życia Benedykta:Patron Europy w szatach pontyfikalnych w otoczeniu świętych i dwa freski ukazujące dokonane przez niego cuda.

Nieudany zamach
Benedykt mieszkał w surowej grocie. Odwiedzał go jedynie zaprzyjaźniony mnich. Z biegiem czasu sława jego świętości dotarła jednak do pobliskiego klasztoru w Vicovaro. Mieszkający w nim mnisi poprosili Benedykta, by został ich opatem. Liczyli na to, że jako asceta zatopi się w modlitwie oraz kontemplacji i nie będzie się wtrącał w ich próżniacze życie. Ale Benedykt postawił podwładnym twarde warunki. Fresk ukazuje scenę, jak rozpasani braciszkowie postanowili otruć nowego opata. Przynieśli Benedyktowi kielich z winem zaprawionym trucizną. On przeżegnał napój krzyżem, a wtedy naczynie gwałtownie pękło. Zabójcza ciecz rozlała się na podłogę. Benedykt opuścił ich klasztor i wrócił do groty w Subiaco.

Schodzimy do surowej groty. Wita nas marmurowa postać młodego Benedykta wpatrzonego w krzyż. Tuż pod sklepieniem groty kosz i lina. Przypominają, że Święty żywił się tylko tym, co spuszczał mu z góry zaprzyjaźniony mnich Roman. Z biegiem czasu do Benedykta zaczęli przychodzić po radę okoliczni mieszkańcy i księża. Przyjmował ich w Grocie Pasterzy. Kiedyś można było się do niej dostać, pokonując strome zbocze góry, dziś prowadzą tam Święte Schody. Freski wokół nich przypominają, że po śmierci czeka nas życie u boku Chrystusa. Z biegiem czasu Benedykt zaczął zakładać nowe klasztory.

Przystanek na Montorelli
W kościele uderza przejmująca cisza. Przerywa ją jedynie głos naszego przewodnika. Kiedy z entuzjazmem opowiada o benedyktyńskiej regule, której zarys św. Benedykt zaczął tworzyć właśnie w Subiaco, dobiega nas śpiew modlitwy. Grupa włoskich rodzin kończy właśnie rekolekcje. Za chwilę rozpocznie się Msza św. Dołączamy do rozmodlonej grupy. Jedno z wezwań w modlitwie wiernych brzmi w języku polskim.

Śladem św. Benedykta z Su-biaco jedziemy na Montorellę. Mnich miał się tu zatrzymać w drodze na Monte Cassino. Podobno przez jakiś czas mieszkał w surowej grocie, później nazwanej jego imieniem. Dziś to miejsce kojarzone jest głównie z Janem Pawłem II, który zaraz po wyborze wybrał się tu na pierwszą wycieczkę, a potem wielokrotnie wracał. Kiedy słońce chowa się za górami, zastanawiam się, jak ta „benedyktyńska trasa” w niezwykły sposób złączyła losy dwóch papieży, którym tak bardzo na sercu leży dobro chrześcijańskiej Europy.

Ład i umiar

ks. Tomasz Jaklewicz

Człowiek, który panuje nad swoim czasem, jest przewidywalny w czynieniu dobra...

Monte Cassino – wzgórze górujące nad drogą łączącą Rzym z Neapolem – kojarzy się Polakom głównie ze słynną bitwą w 1944 r. Historia tego miejsca jest o wiele bogatsza. Na tym wzgórzu św. Benedykt założył klasztor, który stał się duchowym centrum życia zakonnego na Zachodzie. Patron Europy napisał tam regułę określającą zasady życia wspólnoty mnichów – „szkoły służenia Bogu”. Ten tekst wyznaczył na długie wieki styl życia europejskich klasztorów. Początki klasztoru na Monte Cassino datuje się na rok 529. W tym samym roku cesarz Justynian zamknął słynną szkołę filozoficzną w Atenach. To wymowny symbol. Duchowe przewodnictwo przeszło od filozofii klasycznej do nauki chrześcijańskiej, przy czym klasztory działające według Reguły św. Benedykta uratowały dla świata tradycję kultury antycznej. Dzięki mnichom przepisującym księgi przetrwało wiele starożytnych dzieł.

Święty Benedykt z Nursji (ur. 480) żył na przełomie starożytności i średniowiecza. Rozpoczął studia w Rzymie. Przerwał je, by podjąć życie pustelnicze w jaskini w Subiaco. Mnisi żyjący w pobliżu byli pod takim wrażeniem jego osobowości, że poprosili go, by został ich opatem. Wkrótce jednak zniechęcili się wymaganiami, które im postawił, i próbowali go otruć. Benedykt przeniósł się na Monte Cassino, gdzie założył słynny klasztor. Jego reguła określała rytm życia mnicha w myśl słynnej dewizy „módl się i pracuj”. Uczyła równowagi. Praca fizyczna była uzupełniana pracą umysłową. Benedykt przy całym swoim idealizmie liczył się z ludzkimi słabościami i dlatego starał się zachować we wszystkim właściwą miarę. Święty umarł w kaplicy na Monte Cassino. Umierał na stojąco, podtrzymywany przez braci, śpiewając psalm.

Czy reguła zakonna może być inspirująca dla ludzi pochłoniętych dziś pracą zawodową, troską o rodzinę i codzienny byt? Wszyscy potrzebujemy pewnego ładu. Korzystamy z terminarzy, z notatników w komórkach, żeby nie pogubić się w natłoku spraw. Jak powiadają, zachowaj porządek, a porządek zachowa ciebie. Człowiek potrzebuje poszanowania zdrowego rytmu pracy, modlitwy, odpoczynku. Bez pewnej samodyscypliny do życia łatwo wkrada się chaos, nerwowość i gonitwa, których pierwszą ofiarą pada zwykle modlitwa, a potem jego bliscy. Człowiek, który panuje nad swoim czasem, jest przewidywalny w czynieniu dobra.