Święty Tomasz z Akwinu: Akwinata

ks. Remigiusz Sobański

publikacja 10.12.2008 13:24

Ludzie postępując normalnie, czyli zgodnie z rozumem, żyją szczęśliwie na ziemi i zapewniają sobie szczęście wieczne.

Święty Tomasz z Akwinu: Akwinata Carlo Crivelli (PD) św. Tomasz z Akwinu

Tomasz z Akwinu (stąd nazywano go Akwinatą) przejął od Arystotelesa metafizykę wraz z postrzeganiem świata jako ukierunkowanego ku celowi procesu. Nader doniosła była w jego nauce zasada jedności bytu i dobra: „byt i dobro nakładają się”. Tomasz z Akwinu – realista jak Arystoteles – dostrzegał istnienie zła, stał jednak na stanowisku, że zło trzeba i można pokonać. We wszystkich bowiem – jak pisał – bytach i zdarzeniach tkwi naturalna skłonność do dobra, a człowiek potrafi dzięki rozumowi poznać dobro.

Należy cenić każde dobro, istnieje hierarchia dóbr, ale nie ma dóbr nieważnych. Stąd u Tomasza tożsamość dwu naczelnych zasad: „czyń dobro, a zła unikaj” oraz „zachowuj się rozumnie”. Są to zasady ogólne, wymagające konkretyzacji. Powinno się jej dokonywać za pomocą dwóch kryteriów: natury człowieka (czyli prawa naturalnego, którego koncepcję przejął od Arystotelesa) oraz Dekalogu. I tak jako istota rozumna, człowiek pragnie poznać prawdę, stąd obowiązek jej poznania. Z popędu płciowego i rozrodczego wynika nakaz rodzenia i wychowania dzieci. Jako istota społeczna winien człowiek nawiązywać przyjaźnie. Instynkt samozachowawczy każe szanować i pielęgnować życie... Tomasza z Akwinu nazwano filozofem natury.

Natura to u św. Tomasza nie tylko coś, co się opisuje – natura zobowiązuje. Rozumienie natury jako czegoś, co można poznać i potem odpowiednio się zachować, pozwoliło mu kreślić optymistyczną wizję świata – uporządkowanego, przyjaznego człowiekowi. Świat chrześcijański nazywał społecznością doskonałą – ludzie postępując normalnie, czyli zgodnie z rozumem, żyją szczęśliwie na ziemi i zapewniają sobie szczęście wieczne.

Była to odważna wizja świata. Tomasz był zresztą człowiekiem odważnym: jako nastolatek wbrew ojcu i rodzinie wstąpił do zakonu, jako uczony odważył się przejąć dorobek filozoficzny Arystotelesa, poganina przecież, miał odwagę postrzegać świat optymistycznie, mimo że ludzi średniowiecza trapiły liczne lęki, współcześni Tomaszowi kaznodzieje przedstawiali przyszłość – zwłaszcza tę wieczną – w nader ponurych barwach, a czasy były wtedy bardzo niespokojne. Za życia miał więcej przeciwników niż zwolenników.

Znalazł się nawet autor, który odkrył w pismach św. Tomasza 117 – jak twierdził – błędów. A jednak to jego filozofię nazwano „wieczystą”. Okazała się nader przydatna zwłaszcza wtedy, gdy po wstrząsach i zawirowaniach trzeba było stawiać świat na nogi. Recepta jest prosta: posługiwać się rozumem, szanować każdy byt, cenić dobro...

Masz rozum to używaj

Sebastian Musioł

Nawet gdyby trzeba było zliczyć diabły na czubku szpilki, Tomasz starałby się to zrobić dokładnie i rzeczowo. (M.Piekra)


Pewnego ranka, po Mszy świętej Tomasz z Akwinu odesłał brata Reginalda, swego sekretarza i przyjaciela, przygotowanego jak zwykle do zapisywania tego, co Mistrz mu podyktuje. – Nie będę już więcej pisał. Wszystko, czego dokonałem, jest jak wymłócona słoma przy tym, co mi dziś zostało objawione – powiedział Doktor Anielski.
Legenda dopowiada, że najważniejsze fragmenty nieukończonej Summy teologicznej Tomasz dyktował z głową w tabernakulum. Trzy wieki później pełen podziwu Pius V ogłosił św. Tomasza piątym doktorem Kościoła, a Leon XIII zalecił studiowanie jego filozofii.

Hrabiowska rodzina widziała w nim opata Monte Cassino. Pięciolatka oddano tam na wychowanie. Cóż, skoro siedemnastolatek przyłączył się do żebrzących braci kaznodziejów, aby bronić tego, co naturalne, przed potępieniem. Nie po to mamy ciało, ręce, brzuch i głowę, żeby się ich wyrzekać lub żeby poszły w ogień piekielny. Ludzka ułomna natura jest drogą ku Bogu. Rozum zaś każdy ma po to, aby nie pobłądzić. Rozum oświecany wiarą.

Tomasz za życia nie budził wyłącznie ciepłych uczuć. Na studiach w Kolonii, u Alberta Wielkiego, przezywano go „milczący wół”. Kiedy jednak „zaryczał”, Europa padła na kolana. Potrafił też postawić na swoim. Potężny – z najwyższej kategorii wagowej.

Krótko po jego śmierci franciszkanie zabronili czytania jego Summy bez komentarzy, a na Sorbonie publicznie spalono jego dzieła. A jednak benedyktyni z Fossanuova, gdzie zmarł w 1274 roku w drodze na sobór w Lyonie, wygotowali starannie jego ciało na relikwie. Nie postąpiliby tak z pewnością wyłącznie oszołomieni jego rozległą wiedzą, wysokim urodzeniem czy sławą doradcy papieskiego. Widzieli w nim prawdziwie świątobliwego człowieka.

Tomasz nie bał się pisać na każdy temat. Był przekonany, że wszelką wiedzę o świecie można przedstawić w sposób uporządkowany. Wielokrotnie zawiodło go to na manowce. Ale nawet wtedy zasługuje na usprawiedliwienie. Starał się nie wykraczać poza to, co uznawano za naukowo potwierdzone. Wyobrażenia o świecie, zwłaszcza o biologii, astronomii, fizyce, medycynie, były takie, jakie odziedziczono po starożytnych. Epoka wielkich odkryć dopiero miała nadejść. Zresztą Tomasz nie miał natury odkrywcy, pragnął rozumieć, dlatego porządkował. Nawet gdyby trzeba było zliczyć diabły na czubku szpilki, Tomasz starałby się to zrobić dokładnie i rzeczowo.

Świat, ludzie i to, co między ludźmi, ma kierować ku Bogu – powtarzał na każdym kroku. Nawet, gdy pisał „przeciw” niewiernym (Summa contra gentiles), to był „za”. Podpowiadał – najlepiej jak potrafił – co z Bożym planem harmonijnie współbrzmi, co warto wspierać i rozwijać, gdzie ład umacniać. Dziś nawet w naukach politycznych, administracji i ekonomii spostrzeżenia Tomaszowe znajdują posłuch i uznanie. Tomasz mocno wierzył, że to, co dobre, ma naturalną skłonność do rozprzestrzeniania się. Kiełkuje i wzbiera, jeśli mu to umożliwić.

 

Filozof zdrowego rozsądku

ks. Tomasz Jaklewicz

Dobrze o Mnie napisałeś, Tomaszu (Jezus)


Kiedy studiował w Kolonii u św. Alberta Wielkiego, jego koledzy nazywali go „niemym wołem”, bo odznaczał się wzrostem, tuszą i… niczym więcej. Podczas akademickich dysput siedział milczący, zaczęto więc uważać go za tępaka. Kiedy wreszcie przemówił, św. Albert miał powiedzieć: „Ten niemy wół zaryczy tak głośno, iż rykiem wypełni świat”. Przepowiednia spełniła się. Zaryczał. Zostały po nim księgi i świadectwo świętości życia. W kościele w Neapolu sam Jezus miał odezwać się do niego z krucyfiksu: „Dobrze o Mnie napisałeś, Tomaszu”. A kiedy Pan zapytał go, czego chce w zamian, święty dominikanin odparł: „Tylko Ciebie”.

Przyszedł na świat w okolicach Akwinu, niedaleko Neapolu w roku 1224/5. Pochodził z zacnego i bogatego rodu. Jego wuj był opatem słynnego klasztoru benedyktyńskiego na Monte Cassino. Tam Tomasz pobierał nauki już od 5 roku życia. Wbrew woli rodziców, porzucił benedyktynów, aby wstąpić do dominikanów. Rodzina trzymała go w domowym areszcie przez 2 lata, aby przymusić do objęcia „poważniejszych” stanowisk. Tomasz nie uległ. Studiował w Paryżu, potem w Kolonii u św. Alberta Wielkiego. Wykładał w Paryżu, Rzymie, Neapolu. Pisał i modlił się. Konsekwentnie odmawiał wszelkich zaszczytów. Jego dzieła to cała biblioteka.

Najważniejsze z nich: „Summa przeciw poganom” oraz wielotomowa niedokończona „Summa teologii”. Tomasz wprowadził do myśli chrześcijańskiej filozofię Arystotelesa, mimo że dla wielu pachniało to herezją. Był jednym z najgenialniejszych intelektów w historii. Pytał i odpowiadał, argumentował, rozróżniał, precyzyjnie, logicznie, jak komputer. Ufał zarówno Bogu, jak i ludzkiemu rozumowi, dzięki czemu godził religię z rozumem. Fascynowało go słowo „jest”, czyli sam fakt istnienia świata, człowieka. W samej rzeczywistości dostrzegał drogę rozumu ku Bogu. Chesterton określił jego naukę jako „filozofię zdrowego rozsądku”.

Pod koniec życia przeżył mistyczne spotkanie z Bogiem. Przestał pisać. „Widziałem rzeczy, przy których wszystkie moje pisma są jak słoma”, wyznał braciom. Zmarł w drodze na sobór w Lyonie w klasztorze cystersów w Fossanowa, mając niecałe 50 lat. Spowiednik, który był przy nim przy śmierci, wystraszył się, bo jego spowiedź była spowiedzią pięcioletniego dziecka.